List ósmy
Drogi (nie) znajomy!
Ósmy marca.
Gdy tylko Cię zobaczyłam, czułam, że coś jest inaczej. Radosne ogniki w Twoich niebieskich tęczówkach zgasły, ustępując miejsce zdenerwowaniu. Rzucałeś ku mnie ukradkowe, ożywione uśmiechy, a ja zastanawiałam się czemu tak bardzo zależało Ci na mojej obecności tego dnia w szkole.
Pamiętasz ten dzień, A?
Gdy na półgodzinnej przerwie dostałam od ciebie SMS'a, w którego treści była prośba o spotkanie, byłam co najmniej zaskoczona. Niepewnym krokiem udałam się do wskazanego przez Ciebie miejsca, czując wzbierającą się we mnie ciekawość. "Mam coś dla Ciebie" - szepnąłeś, gdy tylko mnie zobaczyłeś. Wyciągnąłeś zza pleców bukiet jaskrawożółtych żonkili, uśmiechając się przy tym niepewnie, przez co w twoich policzkach ukazały się urocze dołeczki. "Wszystkiego Najlepszego" - dodałeś. A ja zatraciłam się w twoim spojrzeniu.
Czy wiedziałeś, że żółty żonkil symbolizuje miłość bez wzajemności?
Niedługo po tym zadzwonił dzwonek, oznajmujący koniec przerwy. Westchnąłeś z niezadowoleniem i delikatnie chwyciłeś moją dłoń. Odprowadziłeś mnie pod klasę, a następnie delikatnie musnąłeś ustami mój zaczerwieniony policzek. Uśmiechnęłam się, ignorując palące spojrzenia innych.
Promienny uśmiech od ucha do ucha, niewyobrażalne poczucie przyjemności i zrelaksowania. Był to efekt działania endorfin, popularnego hormonu szczęścia, który w moim przypadku był Tobą.
A potem nagle odszedłeś.
Tak po prostu, bez pożegnania.
I zabrałeś ze sobą wszystkie moje endorfiny szczęścia.
Twoja (nie) znajoma.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro