A.Wellinger/M.Hayboeck
Andreas nigdy nie był na randce.
Nigdy też nikt się za nim nie oglądał, szkolna paczka dziewczyn nie obgadywała go co przerwę, a chłopcy z drużyny nie zapraszali go na piwo.
Andreas był cichym, nieśmiałym chłopcem z ósmej klasy, w okularach, przedartych tenisówkach i lekiem na astmę, który brał co przerwę w szkolnej łazience.
Chłopak był tym kujonem bez znajomych, siadającym zawsze w ostatnim rzędzie pod oknem, tak by pod ławką móc swobodnie czytać książkę. Od gier komputerowych wołał cotygodniowe wystawy sztuki w pobliskim Domu Kultury, gdzie poznał Michaela, z którym jadł właśnie kolacje w jednej z najładniejszych restauracji w jakiej kiedykolwiek był.
- Coś nie tak, Andreas? - zmartwiony mężczyzna bierze łyk wina, uważnie go obserwując - Jeżeli nie smakuje, mogę zamówić coś innego.
- Nie, jest na prawdę pyszne - blondyn sili się na uśmiech, podciągając na nosie okulary. Jejku, nigdy się tak nie denerwował, a przecież to tylko zwykłe spotkanie, na którym rozmawiają o obrazach i rzeźbach, które udało im się podziwiać w ostatnim czasie.
- A więc, jesteś artystą? - pyta chłopak, odchylając się na krześle i biorąc w dłoń lampkę wina. Chce grać odprężonego i pewnego siebie, lecz ten plan już z góry jest skazany na katastrofę. Chłopak jest chorobliwie nieśmiały i skryty, w dodatku nie przepada za owocami morza które uśmiechają się do niego z jego talerza, a alkohol jest tak gorzki, że ciężko jest mu go przełknąć bez odruchu wymiotnego. Brawo Wellinger, świetny z ciebie aktor. Lecz Michael jakby tego nie zauważa i jedynie uśmiecha się na jego pytanie - Tak, można to tak nazwać - ociera usta serwetką i składa sztućce - A jeżeli będziesz mieć ochotę, możemy pojechać do mnie, z chęcią pokażę ci moje nowe dzieła.
Andreas uśmiecha się i kiwa głową. Godzi się na wszystko, byleby nie na zawartość swojego dania głównego.
Po posiłku jadą do domu Michaela, który okazuje się być daleko za miastem. Mrok nocy rozświetla jedynie para przednich reflektorów. Po obu stronach drogi piętrzą się świerki, a ich samochód jest jedynym, który przecina asfalt.
Mimo późnej pory, rozmowa nadal przychodzi im z łatwością. Andreasowi bardzo imponuje wiedza Michaela i to, jaki oczytany i ciekawy świata jest.
Po kilkunastu minutach prawdopodobnie są już na miejscu. Dom w środku lasu wydawałby się szesnastolatkowi dość przerażający, ale zważywszy na fakt, że jego nowy znajomy jest artystą, tłumaczy to sobie w sposób, że dzięki temu ma pewnie więcej skupienia i natchnienia, przez co projekty i ich wykonanie wychodzą mu z pewnością z o wiele większą łatwością i przyjemnością.
Mężczyzna zaprasza go do środka, a Andreas od progu zafascynowany ciekawym żyrandolem, nie zauważa nawet, że wszystkie osiem zamków w drzwiach zostaje przekręconych, włącznie z założoną kłódką i łańcuszkami.
- Napijesz się czegoś?
- Nie, dziękuję - chłopak wchodzi do wnętrza domu, rozglądając się po nim z ciekawością. Na pierwszy rzut oka widać, że właściciel wszystkie detale wykonał własnoręcznie. Lampy, obicia krzeseł, stolik, miska na chipsy a nawet kanapa, która jest wykonana z niespotykanej wcześniej przez Andreasa skóry. Chlopak przysiada na niej, gładząc ją dłońmi. Jest taka jasna, miękka i gładka. Prawie tak samo jasna, jak mleczna skóra blondyna, który z uznaniem kiwa głową - Robisz na prawdę piękne rzeczy, Michael.
Mężczyzna uśmiecha się na jego słowa, będąc w kuchni i robiąc kakao.
- Na prawdę zaszczytem jest dla mnie to słyszeć, mój drogi. Napijemy się kakaa i pokażę ci nowe projekty, mam nadzieję, że one również ci się spodobają.
Mężczyzna wyciąga mały słoik z jednej z szafek i wsypuje jego zawartość do kubka, który zalewa mlekiem. Napój jest wystarczająco słodki, by zabić smak środków odurzających.
Artysta zaciera dłonie.
Czas na kolejne dzieło.
***
Andreas budzi się w kompletnych ciemnościach, starając się przypomnieć sobie cokolwiek, dzięki czemu mógłby określić swoje położenie, miejsce i czas, w jakim aktualnie przebywa. Jedyne przebłyski które zostały mu w głowie to kolacja z Michaelem, odwiedzenie jego domu i ciekawy żyrandol w przedpokoju. Chłopak stara się uwolnić, szarpiąc się i wierzgając, lecz czuje, jak setki grubych, ostrych sznurów krępują jego ruchy, a on sam jakby opada z sił.
Po chwili słyszy charakterystyczny dźwięk zapalanych lamp, by sekundę później pozwolić ostremu światłu jarzeniówek drażnić jego oczy. Andreas jest oszołomiony, nie tylko przez brak okularów, ale i przez fakt, że nie wie, gdzie jest. Zamazany obraz nie ustępuje nawet gdy nachalnie mruga, a panika wraz z niepokojem zaczyna wprawiać jego serce w nerwowe kołatanie.
Michael widzi, jak jego ofiara zaczyna się bać, przez co on sam karmi się jej strachem. Podczas jego nieobecności Andreas musiał na prawdę mocno się szarpać, bo igła tkwiąca w jego tętnicy poluzowała się. Mężczyzna podchodzi do niego i poprawia ją, na co chłopak stara się krzyczeć, lecz szmatka w ustach uniemożliwia mu wydanie jakiegokolwiek dźwięku.
- Spokojnie, to tylko formalina z chlorkiem cynku. Trzeba zacząć od zniszczenia krwinek i zakonserwowania układu krwionośnego, to pierwszy najważniejszy podpunkt.
Chłopak na jego słowa zaczyna płakać. Co on chce z nim zrobić?
- Nie płacz, Andreas. Z twoich łez nie zrobię niczego użytecznego - mężczyzna kładzie dłoń na jego głowie i głaszcze go - Powiedz lepiej, na co mógłbym je wykorzystać. Są takie miłe i miękkie. Jak myślisz, poszewka, koc, a może sweter?
Szesnastolatek z każdą chwilą płacze coraz bardziej. Płacze, gdy Michael wstrzykuje mu do brzucha roztwór alkoholu, gliceryny i chlorku chininy, płacze, gdy ten goli mu włosy, zrywa paznokcie i wyrywa zęby, płacze nawet resztkami sił, gdy ten godzinami go gwałci, by w końcu umrzeć na stole w momencie, gdy ten chwyta w dłoń skalpel.
Niezadowolony Mistrz wzdycha i spogląda na jego posiniaczone, blade ciało. Przeważnie ofiary krzyczały jeszcze w momencie, gdy ten kończył ściągać z nich skórę, lecz ten przypadek był inny. Andreas wywołał w Mistrzu inne uczucia. Był piękny. Nawet teraz, gdy jego przekrwione, pełne łez oczy są nieprzytomnie wbite w sufit, gdy jego martwe, sine usta są po brzegi wypełnione krwią. Michael postanowił dobrze zakonserwować chłopaka i schować go do komory. Umył go, na powrót ubrał, otarł krew, opatrzył rany. Nadal był ciepły, przez co wtulił się w niego.
Tak długo, jak ciało Andreasa będzie nadawać się do użytku, tak długo będą przyjaciółmi.
(...)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro