Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3

Pov. Baekhyun

Co się dzieje? Gdzie ja jestem?! Co jeśli mój pan mnie znalazł?! Ja nie chcę tam wracać! Wolę umrzeć na ulicy z głodu! Spanikowany wstałem szybko co było złym pomysłem, ponieważ zakręciło mi się w głowie i rany, które wczoraj nabyłem zaczęły mnie bardzo boleć. Dość głośno zamiauczałem z bólu, ale od razu zakryłem twarz ręką wstrzymując oddech. Nie usłyszał mnie, prawda?

Zeszedłem powoli po schodach i zamarłem widząc kto spał na kanapie. To był ten chłopak, który chciał w tak okrutny sposób mnie skrzywdzić! Ale on mnie uratował od tego sklepikarza wczoraj... Spojrzałem na swoje zabandażowane ręce i nogę. Nie mogę tak po prostu wyjść. Dlatego postanowiłem zrobić mu śniadanie w ramach podziękowania. Po chwili namysłu zdecydowałem się na tosty z serem. Chciałbym zrobić naleśniki ale niestety nie potrafię...

Gdy skończyłem postanowiłem napisać mu jeszcze krótką wiadomość żeby się nie denerwował.

"Dziękuję, że mnie uratowałeś. Nie szukaj mnie...

Niedługo i tak umrę, więc już nie będziesz musiał zawracać sobie mną głowy."

Położyłem karteczkę przy jedzeniu tak, żeby była dobrze widoczna i ruszyłem do wyjścia. Gdy starałem się po cichu opuścić mieszkanie usłyszałem hałas dobiegający z kuchni. Wystraszyłem się i szybko wybiegłem z domu trzaskając za sobą drzwiami. Na pewno słyszał...

Szybkim krokiem szedłem w stronę mojego zaułka, gdy nagle zostałem szarpnięty za ramię. Myśląc, że to znowu ten sklepikarz wysunąłem moje pazurki i dość mocno drapnąłem go w policzek. Kiedy na niego spojrzałem zauważyłem, że to nie jest on...

- P-przepraszam - powiedziałem jąkając się ze strachu, że zaraz mnie pobije, albo nawet zabije.

- Nic się nie stało - uśmiechnął się, ale widziałem, że to sprawiło mu ból. - To moja wina, nie powinienem był cię tak straszyć - powiedział.

- J-ja naprawdę nie chciałem - powiedziałem i wybuchłem niekontrolowanym płaczem. A on... mnie przytulił przez co zaniosłem się jeszcze większym płaczem. Nikt mnie nie przytulał od bardzo dawna.

- Naprawdę nic się nie stało... Cii - mówił do mnie uspokajająco, a ja się w niego wtuliłem i poczułem się... bezpiecznie?

- P-przepraszam... - szepnąłem jakby nie słysząc, co przed chwilą powiedział mi wyższy chłopak.

- Proszę, przestań przepraszać - też ściszył głos. - Zaufaj mi...

- N-nie wiem, czy dam r-radę... po tym c-co powiedziałeś - odparłem jąkając się ze zdenerwowania a on chyba to zauważył bo zaczął mnie drapać uspokajająco za uszkiem. Zacząłem mruczeć i ustawiać głowę tak żeby pokazać mu gdzie mnie podrapać.

- Nie denerwuj się - powiedział uspokajająco. - Chodzi ci o to co powiedziałem w zaułku? - zapytał na co pokiwałem głową, a on wyraźnie posmutniał. Widząc to wtuliłem się w niego. Nie chciałem by był smutny przeze mnie. Tylko sprawiam wszystkim kłopoty...

- To było kłamstwo... Ja nigdy nie chciałem ci zrobić krzywdy, przysięgam - szepnął. - Nie dałbym rady pokonać ich dwóch w bójce, przepraszam - powiedział z wyraźną skruchą w głosie. Bardzo powoli pokiwałem głową dając mu znak, że rozumiem. Nie wiem, czy mu wierzyć...

- Nie wierzysz mi? W sumie, nie dziwię ci się - powiedział w moje włosy a ja się bardziej w niego wtuliłem czując bezpieczeństwo, którego od dawna mi brakowało... - Wiesz, gdybym chciał ci coś zrobić zrobiłbym to już dawno, ale tego nie zrobiłem, prawda? - pokiwałem głową a on kontynuował. - I to przecież nieprawda z tym, że ukradłeś coś z mojego sklepu, ponieważ ja nie mam sklepu. - powiedział odsuwając mnie od siebie powodując z mojej strony jęk niezadowolenia. - Nie wierzę, że takie słodkie stworzenie jak ty coś ukradło...

- J-ja nie ch-chciałem naprawdę! - szybko zaprzeczyłem odsuwając się od niego na większą odległość. Teraz mnie uderzy za kradzież? Osłoniłem się rękoma cały czas się cofając...

- Spokojnie, nic ci nie zrobię - powiedział uspokajająco. Przestałem się cofać, ale nadal miałem podkulony ogon i trząsłem się z zimna. - Nie jestem zły, że coś ukradłeś, spokojnie - mówił i jednocześnie się do mnie zbliżał ale zatrzymał się dwa metry przede mną i westchnął kiedy zauważył, że cały się trzęsę tym razem nie z zimna.

- J-ja naprawdę n-nie ch-chciałem tego ukraść, p-przysięgam - powiedziałem cały czas się jąkając ze strachu po czym spuściłem głowę w dół. Po chwili poczułem palce na podbródku, które delikatnie podniosły moją głowę do góry. Nasze spojrzenia się skrzyżowały, ale ja szybko odwróciłem wzrok.

- Spójrz na mnie - poprosił, a ja to zrobiłem. - Zapamiętaj teraz to co ci powiem, dobra? - złapał mnie za obie ręce i spojrzał mi w oczy. - Nigdy nie zrobię ci krzywdy, naprawdę. Możesz mi zaufać - mówił to bardzo powoli jak do dziecka, które było niegrzeczne i rodzice mu tłumaczą, co jest dobre, a co złe. - Rozumiesz? - zapytał a ja ostrożnie pokiwałem głową.

- A teraz chodź do domu - powiedział z uśmiechem a ja spojrzałem na niego jak na kosmitę. - Co? Chcesz tu zostać i głodować? - zaśmiał się a ja szybko zaprzeczyłem ruchem głowy. - No to chodź! - złapał mnie za rękę i szybkim krokiem poszedł do domu. Ledwo nadążałem za jego tempem, ponieważ moja noga cały czas bolała i byłem jeszcze osłabiony.

- Możemy... trochę... zwolnić - mówiłem przerywając na każdym wyrazie żeby złapać oddech.

- Jeny przepraszam! Nie chciałem naprawdę! Mam pomysł! - gdy to powiedział, podniósł mnie w stylu panny młodej i kontynuował podróż do domu. Trochę na początku się wyrywałem ale uspokoiłem się, gdy mnie mocniej przytulił do swojego torsu. Znowu poczułem się... bezpiecznie? Tak, to jest to uczucie...

- Jesteśmy! - oznajmił gdy byliśmy pod jego małym domkiem. Ja aż tak daleko odbiegłem? Jak to możliwe? Ale teraz to nieważne, muszę coś ze sobą zrobić zamiast stać na przedpokoju i gapić się w swoje buty...

- Chodź... - powiedział i nagle się zarumienił z zakłopotania. Spojrzałem na niego z niemym pytaniem. - Właśnie... Jak masz na imię? - zapytał, jednocześnie drapiąc się po karku lekko speszony.

- Jestem... Obiektem testowym numer 9... - powiedziałem rozglądając się wszędzie, ale nie na chłopaka. - Ale... - chciałem dodać, że zawsze marzyłem by mieć na imię "Baekhyun", ale zrezygnowałem.

- Ale? - spojrzał na mnie z zaciekawieniem śmiesznie przekszywiając przy tym głowę.

- Zawsze marzyłem, żeby mieć na imię Baekhyun - powiedziałem, po czym westchnąłem patrząc się na swoje buty.

- Okej, od dzisiaj jesteś Baekhyun - uśmiechnął się do mnie, a ja patrzyłem na niego z niedowierzaniem. - Ja jestem Park ChanYeol - przedstawił się.

- Jesteś głodny? - spytał po chwili, a ja energicznie pokiwałem głową. - To ja coś ci ugotuję, a ty pójdziesz się kąpać, dobra? - zadał kolejne pytanie, na które również przytaknąłem. - Łazienka jest idealnie na wprost. Widzisz te drzwi? - pokiwałem głową. - Tam jest łazienka. Pójdę po jakieś ciuchy dla ciebie a ty tam poczekaj, okej? - przytaknąłem i ruszyłem do łazienki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro