Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

7.


    W milczeniu obserwuję tłoczący się wokół Aydena tłum. Chyba przestałam mrugać, bo oczy zaczynają mnie piec.

    Rejestruję jakiś ruch obok siebie. To chłopaki ruszyli, żeby również przywitać starego przyjaciela, a ja po prostu stoję, nie potrafiąc się poruszyć. Moje stopy jakby wrosły w ziemię.

    - Lu? – słyszę znajomy głos. Moja przyjaciółka wyrasta nagle przede mną, nie wiadomo skąd. Może ściągnęłam ją telepatycznie, bo podświadomie wiedziałam, że jest mi potrzebna? – Lu! – powtarza i kładzie ręce na moich ramionach. Nachyla się i spoglądając prosto w moje oczy, odzywa się, bardzo wyraźnie akcentując każde słowo: - Luna. Wypuść. Powietrze.

    - Luna! Zacznij oddychać! – Podnosi głos, potrząsając mną i dopiero wtedy udaje mi się otrząsnąć.

    Ze świstem wypuszczam powietrze z płuc, po czym biorę bardzo głęboki wdech.

    - Chyba wpadłam w jakiś trans, przepraszam – udaje mi się wykrztusić.

    - No, właśnie widziałam – patrzy na mnie, mrużąc oczy.

    Dopiero teraz uważnie jej się przyglądam. Ma rozmazaną szminkę i włosy w nieładzie. Unoszę wysoko lewą brew, kiedy dostrzegam niedokładnie założoną spódniczkę.

    - No co? – pyta, robiąc minę niewiniątka i obciąga ją nieco bardziej w dół.

    - Ty mi powiedz c o. – Zakładam ręce pod biustem i rzucam jej wyzywające spojrzenie.

    - Miałam ochotę na chwilę zapomnienia – mówi, przybierając taką samą pozę – co w tym złego?

    - Oh, zupełnie nic – rzucam sarkastycznie – nie ma nic złego w tym, co robisz, dopóki cię to nie niszczy – syczę, naprawdę na nią wkurzona.

    Kira wmawia mi, że jednorazowe przygody są dla niej, jak lekarstwo, ale ja doskonale wiem, że to tak nie działa. Nie są lekiem, a narkotykiem. Uzależniają ją i ciągnął w dół. A Kira albo jest ślepa i zupełnie nieświadoma, albo robi to z całkowitą premedytacją, świadomie doprowadzając się do ruiny. Z n o w u.

    - Niszczy? No, wygląda na to, że pod tym względem jesteśmy chyba takie same. Ja bzykam się na prawo i lewo, żeby zapomnieć, choć wiem, że po wszystkim czuję się jeszcze gorzej, a ty dajesz sobą pomiatać jakiemuś gnojowi, udając, że nie dzieje się nic złego – odszczekuje poirytowana. Wytrzeszczam oczy.

    - Nie wiesz, o czym mówisz – macham ręką obojętnie i odsuwam się od niej, potrzebując przestrzeni.

    - Masz rację, Luna. Nie wiem! – Wykrzykuje – Nic nie wiem, bo nie chcesz ze mną rozmawiać. Może i mam trochę pokrzywioną psychikę, ale na pewno nie jestem ślepa! – rozkłada bezradnie ramiona.

    Gapię się na nią z otwartymi ustami, nie bardzo wiedząc, jak się zachować. Okazuje się, że wszyscy wokół zauważyli, że mój związek z Kevinem to fikcja. Nie wiem, jak długo uda mi się jeszcze zbywać ich pustą gadką, że wszystko jest w najlepszym porządku.

    - Nie ma o czym rozmawiać. Nic się nie dzieje – mówię cicho, powtarzając po raz tysięczny te same słowa, te same kłamstwa, do kolejnej bliskiej mi osoby.

    Czerwonowłosa prycha, kręcą głową z niedowierzaniem. Patrzę w jej piwne oczy i widzę, że czuje się zraniona. Nigdy wcześniej nie miałyśmy przed sobą tajemnic. A znamy się całe życie. Kira mieszka po sąsiedzku, razem ze swoją mamą i młodszą siostrą. Nasze rodzicielki również są najlepszymi przyjaciółkami. Złapałyśmy wspólny język już jako kilkumiesięczne szkraby, siedząc naprzeciw siebie w wózkach i gaworząc wesoło, podczas gdy nasze mamy popijały kawę w ogrodzie.

    - Jasne. Jak zwykle ta sama, wymijająca odpowiedź. Dzięki za zaufanie, Lu. Myślałam, że dziewiętnaście lat to kupa czasu, żebym zdążyła ci udowodnić, że możesz powiedzieć mi o wszystkim. Najwyraźniej się pomyliłam.

    Widzę pierwszą łzę, która wydostaje się spod jej powieki i powoli toczy w dół, po zaróżowionym policzku. Chyba ją zraniłam. 

    - Kira, to nie tak, że ci nie ufam – zaczynam ostrożnie – tobie ufam bardziej, niż komukolwiek na całym tym pieprzonym świecie. I obiecuję, że wszystko ci wyśpiewam, ale najpierw muszę sama to załatwić, okej? Tylko nie naciskaj. Naprawdę nie jest tak źle, jak ci się wydaje, że jest.

    Bo jest o wiele gorzej.

    - W porządku – odzywa się wreszcie, kapitulując – mam tylko nadzieję, że załatwisz to jak najszybciej – mówi, wzdychając.

    Zbliżam się i porywam ją w swoje ramiona, a ona zaczyna się śmiać przez łzy.

    - Nie rycz wariatko! – klepię ją w ramię.

    - Po prostu strasznie cię kocham i przez chwilę się martwiłam, że Stanfordowie wyprali ci mózg.

    - Naprawdę myślisz, że bym się dała? – patrzę na nią z politowaniem.

    Wystarczy, że Kevin ma mnie w garści.

    Przez całe to zamieszanie z Kirą, zupełnie zapomniałam o człowieku, dla którego tutaj przyszłam. Wychylam głowę, by spojrzeć w miejsce, gdzie wciąż jest harmider i przyglądam się dokładnie chłopakowi, który był obiektem moich westchnień przez jakiś czas.

    Był. Na pewno powinnam używać czasu przeszłego?

    - Metr dziewięćdziesiąt boskiego ciała – wzdycha Kira, również patrząc w tamtą stronę i zaczyna wachlować się dłonią.

    I ma pieprzoną rację. Ayden Prescott wrócił i jest jeszcze bardziej przystojny, niż dwa lata temu, kiedy widziałam go po raz ostatni.

    Ma na sobie czarne spodnie i koszulkę z logo Linkin Park. To jego ulubiony zespół. Pamiętam, że kiedyś o tym wspomniał i postanowiłam zakopać ten fakt głęboko w umyśle.

    Tshirt opina jego idealnie wyrzeźbione ciało. Przez te dwa lata znacznie przypakował. To, że uwielbiał ćwiczenia siłowe, również zapamiętałam.

    Przypominam sobie swoje drobne ciało, uwięzione pod jego pięknym torsem i jego muskularne ramiona ułożone po obydwu stronach mojej głowy i czuję, jak na moje policzki wypływa rumieniec.

    Opanuj się Luna. Nienawidzisz go, już zapomniałaś?

    Przenoszę wzrok na jego twarz i nie mogę opanować westchnięcia. Jest n a p r a w d ę niesamowicie przystojny. Ma dziwną fryzurę, nie potrafię stwierdzić, czy mi się podoba, czy nie, ale z całą pewnością do niego pasuje. Boki jego ciemnych włosów są wygolone, a góra nieco dłuższa. Zawsze zostawiał włosy nieco dłuższe, bo nie lubił chodzić do fryzjera.

    Ma piękną twarz, mocno zarysowane, pełne usta i prosty nos. I te oczy... Mój Boże, przysięgam, że nigdy nie widziałam piękniejszych... Są ciemne, niemal czarne, niesamowite...

    Ayden zawsze był skryty i tajemniczy. Nie lubił jakoś szczególnie okazywać uczuć. Sprawiał wrażenie, jakby to ująć, niedostępnego? I te cechy czyniły go jeszcze bardziej pociągającym.

    I kiedy tak na niego patrzę w tej chwili, również widzę to wszystko, ale teraz dostrzegam coś jeszcze... coś... mrocznego. Jakby samym spojrzeniem zdawał się krzyczeć, żeby pod żadnym pozorem się do niego nie zbliżać.

    O to może być spokojny. Nie zamierzam.

    W następnym momencie dzieje się coś, czego się nie spodziewałam. Unosi głowę i spogląda w naszą stronę. Wlepia we mnie parę swoich ciemnych oczu, sprawiając, że cała rozpływam się pod ciężarem tego spojrzenia. Sekundę później odwraca głowę, z obojętnością, malującą się na twarzy i wita się z kimś po jego prawej.

    Nie poznał mnie?

    - Ślinisz się – słyszę głos Kiry, więc zmuszam się do oderwania wzroku od chłopaka i przechylam głowę, by na nią spojrzeć.

    - Co? – pytam głupio.

    - Rozbierałaś go wzrokiem, a przed chwilą zrobiłaś minę, jakbyś się zaraz miała porzygać. Czasami ciężko za tobą nadążyć – ewidentnie się ze mnie naśmiewa.

    - I kto to mówi – mamroczę pod nosem.

    - No, ale hej! Serio jest na co popatrzeć – mówi rozmarzona – gdyby nie fakt, że nie tykam się facetów, z którymi byłaś, już dawno bym się za niego wzięła.

    Unoszę lewą brew i posyłam jej spojrzenie w stylu ty tak na serio?

    - Spałaś z Georgiem – przypominam jej, a ona drapie się po swojej czerwonej czuprynie, jakby się nad czymś zastanawiała. Chwilę później jej usta układają się w idealne o.

    - Faktycznie – kiwa głową i zaczyna chichotać – ale to było kilka miesięcy temu, długo po tym, jak oddałaś mu swoją cnotę. Zresztą George się nie liczy...

    Wydaję z siebie cichy jęk i spuszczam wzrok. Mimo upływu czasu, wciąż czuję się zażenowana. To był błąd. Głupi, cholerny błąd, którego nie mogę naprawić.

    - Dzięki za przypomnienie, Kira.

    - O co ci chodzi? Przecież nie masz się czego wstydzić – nie przestaje się szczerzyć.

    Przywołuję w głowie wspomnienie tamtego wydarzenia i w duchu daję sobie kopniaka w twarz. Zachowałam się, jak skończona kretynka.

    Miałam wtedy szesnaście lat.

    Siedzieliśmy sporą grupą na plaży. Mieszanka licealistów i starszych osób, które opuściły już mury szkoły. Alkohol lał się strumieniami, z głośników leciało jakieś techno i wszyscy świetnie się bawili. Ayden też był. Przyjechał wtedy na weekend, bo zanim zmarł jego ojciec, odwiedzał San Diego. Było z nim kilku jego znajomych z Phoenix.

    Ja i osoby z mojej szkoły graliśmy w butelkę. Wypadło na mnie i ta pieprzona szuja, Adison Austen, rzuciła mi wyzwanie. Kazała mi pocałować Ayden'a.

    Na chwiejących się z nerwów nogach, podeszłam do niego, a kiedy się odwrócił, bez zastanowienia wpiłam się w jego usta. Trwało to najwyżej kilka sekund, bo zaskoczony od razu mnie odepchnął. „Starszyzna" od razu zaczęła się z niego naśmiewać. Że lecą na niego dzieci, że jest w stanie wyrwać tylko młode gówniary, żeby uważał, bo za przelecenie mnie, może pójść za kratki.

    - Pojebało cię? – wrzasnął do mnie, po czym zwrócił się do jednego z kumpli – nie jestem pedofilem, stary. Nie tknąłby tego dzieciaka, nawet gdybyś mi zapłacił. Przecież ona nie ma pojęcia nawet o całowaniu, a ty mi tu z bzykaniem wyjeżdżasz.

    - Ja... - zająknęłam się, czerwona, jak burak, ale Ayden szybko mi przerwał.

    - Idź do domu, pooglądaj kreskówki, czy coś. Takie imprezy, to nie miejsce dla małych dziewczynek. Jeszcze ktoś zrobi ci krzywdę. Liam wie w ogóle, że tu jesteś?

    Słyszałam dokładnie chichot za plecami i wiedziałam, że następnego dnia cała szkoła będzie miała ze mnie ubaw.

    - Ja... - zaczęłam znowu, ale zupełnie nie wiedziałam, co powiedzieć. Czułam się okropnie upokorzona i zraniona do szpiku.

    - Wypieprzaj – warknął, zniżając głos.

    Ze łzami w oczach odwróciłam się i uciekłam. Z rysą na sercu i urażoną dumą. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że rok później ten sam człowiek sprawi, że moje już i tak pęknięte serce, rozbije się na miliony małych kawałków, bez możliwości poskładania ich z powrotem w jedną całość.

    Wlokłam się wzdłuż plaży, szlochając cicho, aż w końcu wpadłam na Georgea. Był trochę pijany i w przeciwieństwie do mnie, miał szampański humor. Zagadnął mnie, chcąc się dowiedzieć, czy wszystko ze mną w porządku, a ja bez namysły zapytałam, czy chce się ze mną pieprzyć.

    Przez chwilę nie dowierzał, ale kiedy zdał sobie sprawę, że mówię całkowicie poważnie, zgodził się bez wahania. W końcu niecodziennie zdarza się, żeby dziewczyna, którą się ledwie zna, proponowała seks, nie oczekując niczego w zamian.

    Później wszystko poszło dosyć szybko i zupełnie różniło się od tego, co słyszałam od koleżanek. Nie było romantycznie, nie mieliśmy ani koca, ani stosu poduszek. Świec i płatków róż też nigdzie nie dostrzegłam, a zamiast romantycznej muzyki, z oddali dochodziły do nas dźwięki imprezy.

    Zaczęliśmy się całować. George przejął inicjatywę i szybko się rozebrał, po czym i mnie ściągnął sukienkę. Alkohol, buzujący w moich żyłach i cierpienie spowodowały, że nie czułam ani strachu, ani wstydu. Adrenalina robiła swoje, ale doskonale wiedziałam, że kiedy następnego dnia otworzę oczy, będę miała ochotę strzelić sobie w łeb.

    George pociągnął nas na mokry piasek. Leżał nade mną, ciągnąc jeszcze przez moment grę wstępną, po czym wyjął z kieszeni spodni małą paczuszkę, rozerwał ją i założył prezerwatywę. Czekałam na to, co się za chwilę stanie, pozwalając mu być panem sytuacji. Ja i tak nie bardzo wiedziałabym, co robić. Wreszcie ułożył się nade mną wygodnie, podpierając na łokciach i rozsunął mi nogi. Po chwili poczułam coś ciepłego, ocierającego się o moje udo, a moment później ból. Syknęłam, wyginając ciało w łuk. Utrata dziewictwa nie była ani przyjemna, ani satysfakcjonująca. George poruszał się, a ja modliłam się w duchu, by już było po wszystkim. Wreszcie, po kilku sapnięciach i stęknięciach, znieruchomiał, a na jego twarz wypełzł uśmiech zadowolenia.

    Leżeliśmy tak przez kilka minut. Chłopak dyszał ciężko, jakby przebiegł maraton, a ja po prostu czekałam. W końcu łaskawie się wysunął i wstał, pomagając mi się podnieść. Ubierałam się w pośpiechu, ignorując obolałe ciało, po czym podziękowałam mu, całując w policzek i uciekłam. Krzyknął za mną, żebym dała mu swój numer, ale zignorowałam go.

    Już po kilku minutach żałowałam podjętej decyzji, ale trudno, stało się. Chciałam tylko udowodnić, że nie jestem dzieckiem, a skończyłam z kacem moralnym i potwornym bólem w klatce piersiowej.

    - Luna – głos Kiry wyrywa mnie ze szponów tych okropnych wspomnień i myślami wracam z powrotem do teraźniejszości.

    Posyła mi pokrzepiający uśmiech, domyślając się, gdzie przed chwilą powędrował mój umysł.

    - Chodź, Lu – mówi, łapiąc moją dłoń – my też się przywitamy i pokażemy temu dupkowi, jaka się z ciebie zrobiła gorąca laska – ciągnie mnie w stronę niewielkiego tłumu.

    Początkowo się opieram, czując, jak przeróżne emocje zaczynają bombardować mnie od środka, ale już po chwili rezygnuję. Z Kirą i tak nie wygram.

    Biorę ze stołu szota i opróżniam kieliszek jednym haustem, po czym z walącym sercem, posłusznie ruszam za przyjaciółką, przywołując na twarz najbardziej obojętną maskę, na jaką udaje mi się zdobyć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro