Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

30.


    Docieram do domu kilka chwil przed wschodem słońca. Wita mnie zupełna cisza, a kiedy wchodzę dalej, do salonu, okazuje się, że wszystko jest posprzątane.

    Z westchnięciem opadam na krawędź kanapy i ukrywam twarz w drżących dłoniach. Dopiero po upływie kilku chwili wyciągam komórkę i odpisuję Kirze, która zdążyła wysłać mi milion wiadomości, że wszystko ze mną w porządku.

    Ściągam płaszczyk i buty, odrzucając je na bok, po czym ruszam do kuchni. Z półki znajdującej się najwyżej, wyciągam fiolkę z pigułkami na uspokojenie i biorę od razu dwie. Opieram się o blat, przymykam oczy i zaczynam oddychać głęboko. Kolejnych kilka minut później, zmuszam swoje stopy do ruszenia z miejsca, choć sprawia mi to niesamowitą trudność. Udaję się do łazienki, trzy razy sprawdzając, czy na pewno przekręciłam za sobą klucz. Powoli ściągam wszystkie ubrania, wciąż obolała po niedawnym starciu z Kevinem. I kiedy staję przed lustrem, już zupełnie naga, moje oczy wreszcie wypełniają się łzami. Dopiero teraz mogę pozwolić sobie na płacz. 

    Patrzę na swój brzuch, gdzie pojawił się nowy siniak, uda, na których też jest ich kilka i przedramiona, ozdobione czerwonymi pręgami. Biorę głęboki, poszarpany wdech, ocierając pierwszą łzę. Odkręcam kurek w prysznicu i sięgam po gruby, bawełniany ręcznik, po czym przykładam go sobie do ust i zaczynam krzyczeć.

    Nie pomaga ani trochę...

    Wtaczam się pod strumień wody, dysząc ciężko i zwijam w kulkę, oplatając ciasno ramionami kolana. Moje gardło rozrywa szloch. Pełen bólu, upokorzenia, złości i całkowitej bezsilności. Nie mam pojęcia, jak długo jeszcze to wytrzymam. Nie wiem, czy poradzę sobie z tym ogromem wyniszczających mnie emocji. Nie mam już siły... Mam ochotę zniknąć, zapomnieć kim jestem, nie pamiętać o tym wszystkim, co zrobił mi Kevin. Zrobić cokolwiek, by przestało boleć...

    Po długim szorowaniu ciała, odrobinę zziębnięta, wreszcie wychodzę z łazienki opatulona w szlafrok. Wylałam hektolitry łez, więc moje oczy są przekrwione, jak po kilkudniowym ćpaniu bez przerwy. Czuję się jednak trochę lepiej, a to oznacza, że tabletki zaczęły działać. Za chwilę wezmę jeszcze pigułkę na sen i będę się modlić o noc bez koszmaru.

    Powoli i cicho otwieram drzwi do pokoju, wspomagając się słabym światłem z komórki. Niemal po omacku docieram do łóżka i zapalam lampkę. I kiedy unoszę głowę, serce w mojej piersi zatrzymuje się, a ja odskakuję w ostatniej chwili tłumiąc pisk.

    — Spokojnie — mówi Ayden, podnosząc się z fotela.

    Unosi ręce w obronnym geście, jakby chciał dodatkowo pokazać mi, że nie ma złych zamiarów.

    Przykładam dłoń do serca i biorę głęboki wdech. Dopiero teraz dostrzegam uchylone okno i już wiem, jak tu wszedł.

    — Co ty tu robisz? — Warczę, instynktownie przechylając głowę, by nie mógł dostrzec mojej twarzy.

    Mimo słabego światła jestem pewna, że moje zaczerwienione oczy i napuchnięta od płaczu twarz są dobrze widoczne.

    — Co on ci zrobił? — pyta Ay i nawet nie wiem w którym momencie znalazł się tuż obok mnie.

    — Nic — odpowiadam krótko, cofając się o krok.

    Ayden parska, kręcąc głową. Przymyka oczy, rozprostowując dłonie, które jeszcze przed chwilą zaciskał w pięści i wkłada je do kieszeni dżinsów.

    — Lu... — mówi cicho.

    — Co robiłeś u ojca w gabinecie? — wypalam, ewidentnie go tym zaskakując. — Tamta część domu była zamknięta dla gości. Czego tam szukałeś?

    — Zgubiłem się — odzywa się po krótkiej chwili, wzruszając ramionami.

    Tym razem to ja parskam. Co za piękna ściema.

    — Ayden, proszę cię... Byłeś w naszym domu tak wiele razy, że nie jestem w stanie zliczyć. Znasz go tak samo dobrze, jak swój własny. Nie wciskaj mi kitu, okej? Nie jestem głupia.

    — Wszedłem tam przez przypadek i tyle. Nie zmieniaj tematu, Luna. Co on ci zrobił? — powtarza, a we mnie zaczyna się gotować.

    — Wyjdź stąd. — Syczę, wciąż nie patrząc mu w oczy.

    Ayden kładzie dłoń w dole moich pleców i pociąga mnie ku sobie, drugą dłonią chwytając mój podbródek zmusza, bym wreszcie na niego spojrzała.

    — Płakałaś. Co, ten skurwiel, tym razem ci zrobił?

    Jego oczy, z jednej strony pełne jakiegoś dziwnego, niezrozumiałego ciepła, z drugiej ciskające gromy, błyszczące gniewem, wpatrują się we mnie uparcie. Nic nie mogę poradzić na to, że całe moje ciało zaczyna reagować na tego człowieka. Serce zrywa się w szaleńczym galopie, przepełnione miłością do niego, choć wciąż wypieraną, wzdłuż kręgosłupa przebiega dreszcz, a oddech przyspiesza. Z całej siły powstrzymuję się, by nie wtulić swojego drobnego, pokonanego ciała w jego silny tors. Nie chcę czuć tego wszystkiego, ale nie mam na to wpływu. Po prostu stoję, jak sparaliżowana, zupełnie zbita z tropu jego zachowaniem. Czuję, że moja dolna warga zaczyna drżeć, a oczy zachodzą mgłą. W ostatniej chwili wyrywam się z jego uścisku i odwracam, by nie zauważył łzy, która wydostała się na powierzchnię.

    — Lu... — szepcze Ayden.

    Jego głos zdaje się być przepełniony bólem.

    Staje za mną i kładzie dłonie na moich ramionach, dociskając mnie do swojej klatki piersiowej. Bardzo dokładnie czuję teraz szaleńcze dudnienie jego serca.

    — Ayden... — Chrypię. — Idź już.

    — Czy on... czy on cię...

    — Przestań! — podnoszę głos, przerywając mu.

    Nie chcę, by powiedział to na głos. Nie chcę tego słyszeć...

    Zapada cisza. Słychać jedynie nasze przyspieszone oddechy. W powietrzu unosi się zapach mojego cierpienia, pomieszany z gniewem Aydena. Powoli opadam z sił...

    — Przysięgam, że zrobię wszystko, by cię od niego uwolnić. Mam plan, Luna. I kiedy już mi się uda, zabiję go... Nigdy więcej cię nie skrzywdzi. Ani on, ani nikt inny. Masz moje słowo — mówi.

    Przeszywa mnie dreszcz. Towarzyszące mi w tej chwili emocje są tak silne, że moje ciało odmawia posłuszeństwa. Nogi uginają się pode mną, ale Ay nie pozwala mi upaść. Odwraca mnie przodem do siebie i mocno dociska do piersi, chowając twarz w zagłębieniu mojej szyi. I to jest właśnie ten moment, w którym tama pęka. Zaczynam płakać, zaciskając dłoń kurczowo na jego ramieniu. Czarnooki bierze mnie na ręce i razem przenosimy się na łóżko. Opiera się o ramę, układając mnie wygodnie na swoich kolanach, po czym okrywa nas kocem. Przyciska mnie do siebie tak mocno, jakby się bał, że kiedy mnie puści, rozsypię się na milion małych kawałków.

    Słońce powoli wyłania się zza horyzontu, a jego jasne promienie wdzierają się do pokoju przez niezasłonięte żaluzje. Mijają minuty, a ja wciąż płaczę w silnych ramionach bruneta, uspokajana przez jego kojący, niski głos, powtarzający, że ten koszmar niedługo się skończy, że wszystko będzie dobrze i nie pozwoli mi dłużej cierpieć.

    I cały mój plan, żeby trzymać się od Ayden'a Prescotta z daleka, trafia szlag. Nic jednak nie mogę poradzić, że nigdzie nie czuję się tak dobrze, jak w jego ramionach. Mogę oszukać cały świat, wszystkich wokół, a nawet swój własny rozum. Serca natomiast nie oszukam.

    Kocham go. Od wielu lat serce w mojej piersi bije tylko dla niego. Po prostu pewnego dnia skradł mi je i nie jestem w stanie przyjąć go z powrotem. Nie chcę.

    I kiedy tak leżę, wtulona w jego ciepły tors, czuję ulgę. Po raz pierwszy od wielu tygodni naprawdę uwierzyłam, że może się udać, że jeszcze wszystko będzie dobrze. Nie sądziłam, że to w ogóle możliwe. Po raz pierwszy od tak długiego czasu czuję się po prostu bezpieczna. Nic mi nie grozi, przynajmniej dopóki jest przy mnie.

    Intuicja mówi mi, że jego intencje są szczere i naprawdę zależy mu, żeby mi pomóc. I nie ważne, dlaczego to robi. Czy przez wzgląd na wieloletnią przyjaźń z moją rodziną, czy zwyczajnie dla zasady. Nawet jeśli kierują nim zwyczajne wyrzuty sumienia, nie obchodzi mnie to. Ważne jest tu i teraz. Wiem, że nic do mnie nie czuje i przestałam się łudzić już dawno temu, że w tej kwestii cokolwiek się zmieni, ale przynajmniej jest przy mnie. Jestem bezpieczna.

    I kocham go.

    Mimo, pomimo i wbrew...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro