Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

24.



    Wracam do pokoju całkowicie wyczerpana rozmową z rodzicami. Dodatkowo, wciąż jestem oszołomiona tym, co powiedziała mi Leslie. Mam wrażenie, że od jakiegoś czasu wisi nade mną i moją rodziną jakieś pieprzone fatum. Zaczynam mieć tego wszystkiego dosyć.

    Jest mi wstyd z powodu tego, co zrobiłam. Czuję się okropnie ze świadomością, że zawiodłam rodziców. Mama nie umiała przestać płakać, ale jej przesadzoną reakcję tłumaczę buzowaniem hormonów, choć podejrzewam, że nawet gdyby nie była w ciąży, uroniłaby kilka łez. Ciągle powtarzała, że rani ją fakt, iż jej nie ufam i nie rozmawiam z nią, choć ona widzi i jest pewna, że mam jakiś problem. Stwierdziła, że gdyby wszystko było u mnie okej, nie postąpiłabym tak impulsywnie. Tata był zły, widziałam to w jego oczach, choć starał się maskować. Rozczarowałam go i zaskoczyłam. Obydwoje zgodnie ustalili, że muszę ponieść konsekwencje. Po pierwsze, pojadę do domu Adison i przeproszę ją. Po drugie, zgłoszę się do programu o przemocy i po trzecie, bezdyskusyjnie rozpoczynam terapię. Nie omieszkali również poinformować mnie, że poważnie nadużyłam ich zaufania.

    Teraz przez kilka następnych dni będą traktować mnie z rezerwą, ale wiem, że szybko im przejdzie.

    Siadam w fotelu i podkulam nogi, okrywając ciało kocem. Sięgam po pilot i włączam odtwarzacz. Gdy do moich uszu docierają pierwsze dźwięki piosenki ulubionego zespołu, przymykam oczy i opieram głowę na złączonych kolanach.

    Już dawno nie miałam w głowie takiego chaosu. I nie mogę oprzeć się wrażeniu, że wszystko zaczęło się, gdy do miasta wrócił Ayden. Przez Kevina, już wcześniej, moje życie wyglądało, jak jakiś kiepski żart, ale gdy tylko czarnooki znowu się w nim pojawił, wszystko zdaje się nasilać.

    Rzuciłam się dzisiaj na Adison, ponieważ poruszyła drażliwy dla mnie temat, to fakt, ale czy na pewno chodziło tylko o to? Czy nie powinnam przyznać się sama przed sobą, że wkurzyłam się również dlatego, że wspomniała o Ay'u? Na samą myśl, że mieliby się choćby pocałować, ściska mnie w żołądku.

    Potrząsam szybko głową, by pozbyć się tych niedorzecznych myśli. Nie mam prawa być zazdrosna. Mnie i Ay'a nic nie łączy. I nic nigdy nie połączy. Ten pocałunek był pomyłką. Impulsem, który nigdy nie miał prawa się wydarzyć. Jednak stało się i jedyne, co mogę teraz zrobić, to zapomnieć o tym. Tak będzie lepiej.

    Słyszę parkujący pod naszym domem samochód. Chwilę później drzwi frontowe otwierają się. Do moich uszu dociera znajomy głos, witający się z moim tatą, a ja zamieram. Panika zaciska się na moim gardle, a strach obezwładnia wszystkie kończyny. Zaczynam liczyć sekundy. Dokładnie w sto sześćdziesiątej siódmej, drzwi do mojego pokoju otwierają się z cichym skrzypnięciem.

    — Cześć skarbie — odzywa się Kevin śpiewnie.

    Ostrożnie zamyka za sobą drzwi i wolnym krokiem podchodzi do fotela, na którym jestem skulona.

    — Cześć... — Wykrztuszam.

    Jestem zbyt wystraszona, by unieść głowę i na niego spojrzeć. Wiem, że nie jest na tyle głupi, by zrobić mi cokolwiek u mnie w domu, ale jestem niemal pewna, że lada moment zaproponuje przejażdżkę i znowu zmusi mnie, bym się z nim przespała. I gdy będzie już po wszystkim, kolejna część mnie umrze, odejdzie bezpowrotnie. Znowu będę czuła się, jak ostatnia zużyta szmata. Będę się brzydzić samą sobą. To mnie zniszczy mnie... znowu.

    — Może się przejedziemy? — pyta, przejeżdżając kciukiem po linii mojej żuchwy, zmuszając mnie po chwili, bym spojrzała mu w oczy.

    Nie potrafię kontrolować swojego strachu i posyłam mu zamglone spojrzenie. Jego oczy są lodowato błękitne i bardzo, bardzo spokojne. Dostrzegam w nich jednak nutę szaleństwa. Prawdopodobnie już rozkoszuje się bólem, który niebawem mi zada.

    — O... okej. — Udaje mi się wydusić.

    Jestem zbyt wystraszona, żeby choćby spróbować jakoś się wykręcić.

    Kevin posyła mi pełne zadowolenia spojrzenie i ruchem głowy nakazuje, żebym wstała. Zanim jednak podnoszę się z miejsca, drzwi do mojego pokoju otwierają się z głośnym hukiem.

    Obydwoje spoglądamy w tamto miejsce. W progu stoi Kira. Cała się trzęsie. Jej twarz jest mokra od łez, tusz rozmazał się po całej twarzy, a włosy sterczą w różne strony.

    — Lu... — Łka i podchodzi do mnie, rzucając się w moje ramiona w tym samym momencie, w którym ja wstaję z fotela.

    Przyciskam ją do siebie, zdając sobie sprawę, że również zaczęłam się trząś. Tym razem ze strachu o najlepszą przyjaciółkę i o to, co się stało, że jest tak roztrzęsiona. Już dawno nie widziałam jej w takim stanie.

    — Kira, kochanie, co się stało? — pytam, masując uspokajająco jej plecy.

    — Bro... — szlocha. — Bro... Brogan. — Wykrztusza wreszcie, a ja sztywnieję.

    Po co, ten pieprzony drań, znowu zawraca jej głowę? Dlaczego pojawił się właśnie teraz i znowu miesza w jej życiu?

    — Skarbie, o czym ty mówisz? — dopytuję, nie mogąc uwierzyć, że on kolejny raz próbuje ją zrujnować.

    Kira odsuwa się ode mnie, niezdarnie ocierając twarz i spogląda na Kevina.

    — Przepraszam cię Kev. Pewnie chcieliście spędzić razem wieczór, ale... — urywa, przełykając gulę w gardle. Bierze głęboki wdech i znowu unosi na niego wzrok — po prostu jestem w rozsypce. Potrzebuję mojej przyjaciółki — mówi i wybucha histerycznym szlochem.

    Znowu ją do siebie przytulam. Patrzę na blondyna ponad jej ramieniem. Kevin wydaje się być zdezorientowany, jednak posłusznie wycofuje się w stronę drzwi.

    — Okej, rozumiem. Załatwcie swoje sprawy. Zadzwonię jutro — mówi, uśmiechając się sztucznie, wyraźnie niezadowolony z takiego obrotu spraw, po czym wychodzi, zostawiając nas same.

    Mimo tego, że moja najlepsza przyjaciółka jest w totalnej rozsypce i cierpi, nie umiem ukryć ulgi. Jej sytuacja uratowała mnie przed piekłem, które z całą pewnością zgotowałby mi Kevin.

    Trzymam ją mocno w objęciach, a ona przestaje wreszcie płakać. Moment później słyszymy odjeżdżający samochód Stanforda.

    Kira niemal w tym samym momencie odrywa się ode mnie i ociera twarz. Kiedy spoglądam na nią, jestem zdezorientowana.

    — Ledwo się powstrzymałam, żeby nie wyrwać mu jaj razem z fiutem — rzuca z obrzydzeniem.

    Jak gdyby nigdy nic, siada przed moją toaletką i zaczyna zmywać ciemne smugi z twarzy.

    Ja wciąż stoję i gapię się na nią z otwartymi ustami. Czerwonowłosa wyłapuje moje spojrzenie w lustrze i uśmiecha się lekko, z czułością, a do mnie wreszcie dociera, że udawała i wyszło jej to po mistrzowsku.

    — Niezły teatrzyk. — Odwzajemniam uśmiech.

    — Wymyśliłam tą akcję na szybko — wyjaśnia. — Chwała Bogu, że byłam w domu i zobaczyłam, że ten kutas przyjechał. Nie mogłam pozwolić, żeby znowu spróbował cię skrzywdzić — mówi, a w jej oczach błyska ledwo zauważalna wściekłość.

    Siadam na łóżku, przymykając oczy. Jestem jej tak bardzo wdzięczna, że czuję to niemal fizycznie. Kocham ją całym sercem. Do końca życia nie zapomnę jej tego, co dla mnie robi.

    — Dziękuję... — szepczę, powalona ogromem emocji.

    Kira wstaje i siada obok, oplatając mnie ciasno ramionami.

    — Przysięgam, że coś wymyślę. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, by nigdy więcej cię nie skrzywdził.

    Pierwsza łza spływa w dół mojego policzka. Ulga, którą czuję, jest tak silna, że niemal bolesna.

    — Dziękuję — powtarzam.

    Trwamy w uścisku przez kilka chwil. Ja jako pierwsza się odsuwam. Ocieram łzy, które mimo woli wydostały się na powierzchnię.

    — Uważam, że powinnyśmy się rozerwać — mówi Kira, a ja spoglądam na nią sceptycznie.

    — To nie jest najlepszy pomysł. — Kręcę głową.

    — Dlaczego nie? — pyta, marszcząc brwi. — Znam fajny klub niedaleko. Potańczymy, wypijemy coś. — Uśmiecha się zachęcająco.

    Wzdycham. Ten pomysł ani trochę mi się nie podoba.

    — Kevin może nas obserwować. Nie będzie zadowolony z faktu, że pojechałyśmy na imprezę.

    Kira rzuca mi rozzłoszczone spojrzenie. Podchodzi i kładzie dłonie po obydwu stronach moich ramion.

    — Wątpię, że będzie cię śledził. Jest psycholem, owszem, ale moje przedstawienie było za bardzo wiarygodne. Nawet ty się nabrałaś. Zresztą... nawet jeśli, powiemy, że potrzebowałam się oderwać. Nie jesteś jego własnością. Mimo całej tej popierdolonej sytuacji, masz prawo chodzić gdzie chcesz, kiedy chcesz i robić co ci się tylko podoba. Lu, nie daj się prosić. Ten wypad dobrze zrobi nam obydwu.

    Patrzy na mnie tymi swoimi dużymi, piwnymi oczami, a ja wiem, że już po mnie. Biorę głęboki wdech i uśmiecham się słabo.

    — Zgoda — mówię, a moja przyjaciółka uśmiecha się szeroko i promiennie.

    — Świetnie. — Klaszcze w dłonie. — Zróbmy się na bóstwo.

    Siadam przed toaletką i zaczynam ogarniać włosy i twarz, podczas gdy moja przyjaciółka buszuje w szafie, żeby znaleźć dla nas jakieś kreacje.

    Pół godziny później, obydwie stajemy przed lustrem. Kira ma na sobie obcisłą, granatową sukienkę nad kolano z delikatnym dekoltem. Włosy upięła w koka i zrobiła mocniejszy makijaż. Ja natomiast, zdecydowałam się na małą czarną, zakrytą z przodu, lecz z głębokim wycięciem na plecach i rękawami trzy czwarte. Włosy spryskałam lakierem, podkreślając odrobinę bardziej moje naturalne fale. Kira namówiła mnie na ciemny makijaż oczu, który jeszcze bardziej podkreślił zieleń moich tęczówek. Usta pociągnęłam szminką w kolorze dojrzałej śliwki. Zrezygnowałam z jakichkolwiek dodatków.

    Patrzę na swoje odbicie i ze zdumieniem odkrywam, że naprawdę się sobie podobam. Już dawno nie czułam się tak dobrze. To zasługa Kiry i jej siły, którą przez cały czas ładuje również moje baterie.

    — No, no. — Czerwonowłosa cmoka z uznaniem. — Wyglądamy, jak milion dolarów. — Śmieje się. — Z miłą chęcią przeleciałabym samą siebie — mówi, a ja zaczynam chichotać.

    Wychodzimy z domu i wsiadamy do wcześniej zamówionej taksówki. Kira podaje kierowcy adres.

    — Zapomniałam ci powiedzieć — zaczynam, uśmiechając się sama do siebie — pobiłam dzisiaj Addison.

    Moja przyjaciółka krztusi się, spoglądając na mnie z wyraźnym zaskoczeniem.

    — Żartujesz. — Wydaje się być szczerze zszokowana.

    — Chciałabym. — Kręcę głową.

    Kira patrzy na mnie jeszcze przez chwilę, po czym wybucha histerycznym śmiechem. To jest zaraźliwie, więc chwilę później obydwie zwijamy się na siedzeniach. Dopiero po kilku minutach udaje nam się uspokoić.

    — Zuch dziewczyna. — Kiwa głową z uznaniem. — Opowiadaj. — Rozpromienia się. Wygląda tak, jakby dała jej najlepszy prezent na świecie.

    Odchylam się na oparcie i wzdycham. Powoli ogarnia mnie błogie uczucie spokoju. Zaczynam opowiadać jej wszystko, pomijając jedynie niektóre szczegóły związane z Aydenem, a ona raz po raz wytrzeszcza na mnie oczy. W jednej chwili zapominam o wszystkim, co złe. Gadam tak i gadam, a ona słucha cierpliwie, chichocząc, albo wtrącając jakieś pojedyncze słowa. Ciągle powtarza, że musimy to opić i ja wiem, że na jednym drinku na pewno się nie skończy.

    To będzie długi wieczór.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro