Rużdżki
Przyjaciółki spędziły razem tydzień w Hogwarcie. coraz lepiej dogadywały się z huncwotami oraz zdążyły już podpaść kilku nauczycielom. Na przykład Roxsan zasnęła na lekcji obrony przed czarną magią i usprawiedliwiała się tym iż profesor przynudzał i nie mogła słuchać tego bełkotu.
- O czym tak myślisz - szturchnęła oliwkooka swoją przyjaciółke.
- Tak zastanawiam się co z naszymi rodzinami - Ev obróciła głowę w stronę okna pociągu którym jechały - jestem ciekawa czy ktoś za mną tęskni - zaśmiała się gorzko na wspomnienie swojego domu
- Niewiem czy ktoś tęskni czy pamięta ale teraz Hogwart to nasz dom i same tak wybrałyśmy wiec trzeba zaakceptować obecną sytułacjie w końcu stałyśmy się czarownicami
- Ona ma racje a rodzice dostali listu w których odpowiednio zostali poinformowani - Hagrid wyjaśnił kilka spraw które również zastanawiały dziewczynę. Ta tylko westchneła cicho i kiwnęła głową bo już nie chciała drążyć tematu. Drogą do Londynu przespała tak samo jak Cam i Rox. Jedynie gajowy czuwał całą drogę i obudził je w momencie gdy pociąg zatrzymał się na peronie 9 3/4. Teraz dość szybkim krokiem pokonywali drogę do dziurawego kotła skąd zaraz udali się na ulice Pokątnom. Dziewczęta podziwiał wystawy sklepowe z rozdziabionymi ustami. Na witrynach były poustawiane rużno barwne przedmioty, książki czy słodycze. Masa słodyczy na których sam widok ciekła silinka. Gdy mijali kilka czarownic w szpiczastych kapeluszach i rażących sukniach do ziemi te obruciły głowy i dopóki nie znikły w sklepie który jest celem ich podróży dziwnie im się przyglądały. Jak gdyby coś im co najmniej zrobiły.
- Jesteśmy - powiedział gajowy - dzień dobry - przywitał się donośnym głosem z mężczyznom stojącą za ladą. Jego twarz okalały zmarszczki a z twarzy nie znikał uśmiech odkąd weszli do sklepu.
- Panienki po różdżki - uśmiech mężczyzny jeszcze się poszerzył jeżli to wogule możliwe - a więc - przyłożył swój kościsty palec do brody i chwile zastanawiał się po czym obrócił się w stronę zakurzonych pudełek i wyciągnął trzy o różnych barwach. Niebeiskie postawił przed Roxsan, czerwone przed Ev natomiast bordowe podał Camil. Cam otworzyłą je i chwyciła rużdżkę w swoją rękę a ta wtedy zapłysneła. Rox zafascynowana tym co przed chwilą się stało chwyciła za swoją a niebeiski blask wypełni pomieszczenie. Evelain wykonywałą każdy ruch powoli i ostrożnie jak to miała w zwyczaju a gdy już miał rużkę w dłoni zawiał wiatr a pomieszczenie wypełniło ciepło.
- Wow - mruknęła i odłożyła ją
- Zadowolone ? - zapytał Hagrid podekscytowany równie tak samo jak dziewczyny. Te tylko kiwnęły głowami równocześnie - idziemy coś zjeść - zapytał gdy wyszli ze sklepu
- Jasne, że tak - ucieszyła się Roxsan więc skierowali się w stronę dziurawego kotłą gdy ktośnagle zaczoł biec naprzeciw nich. Kobieta uciekała przed dwójką czarodziejów. Miaął na sobie powyciągnae i ubłocone ubrania a jej brązowe włosy były pożądnie skołtunione i zasłaniały je twarz
- Bombarda- wrzasnoł jeden z czarodziejów goniących uciekinierkę. Zaklęcie ogłuszyły dzieczyny i poaliło je na ziemie. Spojrzały się w sronę unoszącego dymy w poszukiwaniu kobiety jednak ta jak gdyby rozpłynęła.
-------------------------------------
przepraszm za tak krutki rozdział
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro