niewyjaśnione
Nad jeziorem unosiła się jeszcze gęsta mgła przypominająca mleko. Lekki wiatr rozmywał przejrzystą tafle wody. Evelain głęboko wciągała świeże poranne powietrze do swoich płuc rozkoszując się jego zapachem. Nogi odbijały jej się od podłoża równym rytmem. Zatraciła się w biegu. Nagle podświadomość kazała jej się zatrzymać. Rozejrzała się odruchowo. Nic niepokojącego jednak nie zwróciło jej uwagi więc ruszyła dalej. Gdy już miała kierować się do zamku poczuła znów to samo uczucie. Stanęła w miejscu i przymknęła oczy. Było cicho a wiatr przestał powiewać. Usłyszała za sobą kroki. Włosy zjeżyły się jej na karku. Od stup do głów przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz. Odwróciła czym prędzej głowę jednak znów nic nie zobaczyła. Nawet marnych śladów butów na piasku. Lekko spanikowana ruszyła na skróty do zamku. Gdy byłą już bliska przekroczenia bramy wpadła na Remusa.
- Co ci się stało? - zapytał widząc zdyszaną przyjaciółkę.
- Nic - odpowiedziała odwracając się za siebie jak gdyby chciała sprawdzić czy to aby na pewno podświadomość4 płata jej figle. Chłopak złapał ją za ramiona i powtórzył swoje pytanie.
- Tak jest dobrzy. Po porostu biegałam i zmęczyłam się - odparła bez przekonania ale chłopak jej przytaknął
- Nie powinnaś tak wcześnie sama wychodzić - zaczęli iść w stronę budynku. Evelain wzruszyła ramionami - Ev
- Chciałam pomyśleć - chłopak chciał coś jeszcze powiedzieć ale przerwała im Roxsan idąca w ich stronę.
- Zielarstwo mamy pani profesor sobie wymyśliła poranne zajęcia nie wiem co tej kobiecie strzeliło do głowy - rozgadała się dziewczyna
- Musze się przebrać
- Ty spokojnie idź a ja coś jej wcisnę - zaśmiała się. Na odchodne dziewczyny jeszcze się przytuliły.
Roxsan stała razem z dziewczyną z burzą czarnych loków przyglądając się roślince którą do doniczki pakowała pani profesor wyjaśniając przy tym jej zastosowanie.
- Obrzydlistwo - skomentowała czarnowłosa
- Zgadzam się z tobą ale z tego co ona mówi wywar z niej potrafi uleczyć niejedną ranę ciekawe co ma na myśli to mówiąc
- Podobno leczy złamane serca.
- Bajeczki dla dzieci - wtrącił się ktoś z tyłu .
- O Ev, Camil - ucieszyła się szatynka - a ty bund młodzieńczy Cam - zażartowała kąśliwe widząc czarne dżinsy zamiast spódnicy będącą częścią szaty.
- A żebyś wiedziała - wszystkie trzy zaśmiały się donośnie
- Przeszkadzam panią - usłyszały srogi głos nauczycielki.
- Skądże - odpowiedziały churem
- Skąd ty je tu wytrzasnęłaś.
- Ma się swoje sposoby .
Po pierwszej lekcji która nie była za ciekawa. Zwyczajnie pani profesor nie umiała przykuć uwagi uczniów. Zapewne gdyby usłyszała to stwierdzenie skwitowała by je tym że uczniowie są po to w szkole żeby się uczyć a nauczyciele żeby nauczać a nie ich bawić. Camil wraz z resztą powędrowały zaspane zna śniadanie.
- Pasuje ci taki styl - skomentował Potter a obok idący Syrisz mu przytaknął
- Dziękuje - zarumieniona dziewczyna zajęła swoje miejsce przy stole. Lekkie rumieńce na jej policzkach zauważył James. Posłał dziewczynie jeden ze swoich popisowych uśmiechów. Poskutkowało to tym, że Cam odpowiedziała mu tym samym paląc raka. Roxsan natomiast dyskutowała zawzięcie z Syruiszem lekko podnosząc przy tym głos. W pewnym momencie wstała i wszyła a za nią chłopak. Ev z Cam wymieniły porozumiewawcze spojrzenia. A kanapka z serem zatrzymała się w połowie drogi do ust Remusa. Odłożył ją ponieważ przeszedł mu jakoś apetyt.
- Wiecie co się między nimi dzieje? - zapytał Łapa
- Niezbyt - odpowiedziała Camil - ale lepiej się miedzy nich nie mieszajmy to co między nimi muszą sami rozwiązać - uśmiechnęła się pokrzepiająco do chłopaków. Potter pokiwał głową.
- Cam - zaczął James - idę trochę potrenować
- Jasne ide z tobą - i tak oto Ev wraz z Remusem zostali sami... Szatynka czuła się lekko zakłopotana ale chłopak nie wyglądał jakby miał z tym jakiś problem.
- Szlag - Camil nie wiedziała co się dzieje - Potter !!! - zaczęła krzyczeć. Chłopak nie mógł wyjść z podziwu jakim cudem tłuczek uciekł z kufra. Stał w miejscu jak kołek przyglądając się jak dziewczyna ucieka przed piłką która najwyraźniej sobie ją upatrzyła.
- Potter - chłopak jakby wyrwany z transu wyjął różdżkę i wymówił zaklęcie zatrzymując przy tym piłką która próbował jeszcze walczyć. Wszystko trwało kilka sekund. Gdyby jednak chłopak w porę się nie otrząsnął nie za dobrze by się to skoczyło.
- Co to miało być - Cam podeszła do chłopka
- Nic ci nie jest ? -zignorował jej słowa a ta przytaknęła i klapnęła sobie na trawie. Potter przyglądał jej się dłuższą chwile.
- Nie wiem co się stało otworzyłem kufer a on wyleciał , przeklęty tłuczek - przerwał na chwile - ktoś najwyraźniej majstrował przy kufrze
- A co innego - szatynką dalej targały emocje z przed chwili.
- Dobra dzisiaj dajmy sobie spokój z treningiem to i tak już nie wypał.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro