Nie wiem
Pov. Camil
Nie mogłam zmrużyć oka przez całą noc. Przekręcałam się z boku na bok myśląc czy coś się komuś nie stało. Sfrustrowana postanowiłam się podnieś i czegoś dowiedzieć się czegoś na własną rękę a nie czekać do rana na wyjaśnienia. Założyłam puchowe kapcie na nogi. Sprawdziłam czy aby na pewno dziewczyny śpią. Roxsan spała jak zabita a Ev po ataku paniki zasnęła z wycieczenia. Złapałam za kurtkę i po cichu wymknęłam się z zamku. Starałam w głowie odtworzyć drogę do wrzeszczącej chaty lecz w ciemności było to nie lada wyzwaniem. Co chwila obracałam się czy przypadkiem nikt mnie nie śledzi. Miałam dziwne wrażenie, że jestem obserwowana ale to tylko wrażenie. Nagle coś ruszyło się w zaroślach obok mnie. Nabrałam głęboko powietrza i chwile je wstrzymałam. Biłam się z myślami biec czy zostać i przekonać się co może czaić się w gęstwinie. Jednak chęć ucieczki wygrała. Już miałm się obracać gdy w oczy żuciło mi się poroże. Już wiedziałam kim jest mój oprawca
- Jeleń - odetchnęłam z ulgą
- Żaden jeleń, to ja - otworzyłam szeroko oczy
- Dlaczego mnie tak straszysz ty Łosiu - zapytałam pretensjonalnie a zaraz potem dodałam - dobrze, że nic ci nie jest - zaskoczyła go moja nagła zmiana nastojów.
- Nie powinno cię tu być - stwierdził gdy w końcu się otrząsnął.
- Ale jestem - odpowiedziałam pewna siebie.
- Dobra choć ze mną - złapał mnie mocno za dłoń.
- Co z Remusem - zapytałam zaniepokojona dziwnym zachowaniem chłopaka gdyż było to niego nie podobne.
- Eeee... nic mu nie jest.. - odpowiedział szybko na moje pytanie lecz mu przerwałam.
- James ja wiem o wszystkim - oczy chłopaka przypominały spodki.
- Ale ja... ?Ale o czym? - próbował udawać głupiego.
- O linkantropii i o tym że zmieniacie się w animagów - wyjaśniłam chłopakowi.
- Ale jak? - przystanął chwile i spojrzał mi w oczy.
- Dłuższa historia - odparłam z uśmiechem.
- Będziesz musiała mi tą dłuższą historie opowiedzieć - szatyn zamyślił się.
- Zobaczymy - uśmiechnęłam się łobuzersko i uniosłam wyzywająco podbródek. Popatrzałam przez moment w jego czekoladowe tęczówki i zatopiłam się w nich. On wykorzystał moją chwile nie uwagi i pociągną w jego stronę przez co zderzyłam się z jego wyrzeźbionym torsem.
- Zobaczymy? - zapytał zawadiacko puszczając mnie przy tym. Stanęłam jak wmurowana i zastanawiałam się przez chwilę co się właśnie stało.
- Idziesz? -zapytał wyrywając mnie z zmyślenia, a wtedy zdałam sobie sprawę że jest spory kawałek ode mnie. Pobiegłam szybko do niego i w równym tępię dotarliśmy do wrzeszczącej chaty.
- Panie przodem - uśmiechnął się i wskazał na drzwi.
- Wiesz podziękuje - odparłam drżącym głosem.
- Boisz się? - zaśmiał się i objął mnie ramieniem przez co zrobiło mi się cieplej . Weszliśmy do jakiegoś pomieszczenia a moim oczom rzuciło się bezwładnie leżące ciało Remusa leżące na podłodze a przy nim Syriusz wykonujący jakieś ruchy różdżką. Chciałam wyrwać się Jamesowi aby sprawdzić co z wilkołakiem, ale ten mnie przytrzymał. Odpuściłam po paru sekundach ponieważ wiedziałam, że nie mam z nim szans.
- Kiedy się obudzi? - spytałam
- Gdy poważniejsze rany się zagoją - odpowiedział Syriusz dalej w skupieniu wykonując swoją czynność
- Mhm - mruknęłam przytulając się w ramie James'a żeby nie patrzeć na to co robi Syriusz. Po kilku minutach usłyszałam zduszony jęk. Odkleiłam się od klatki Jamesa. I spojrzałam na Remusa. Jego twarz była wykrzywiona w grymasie bólu.
- Martwiłyśmy się o ciebie - powiedziałam kucając przed nim
- Nie potrzebnie - uśmiechnął się słabo
- Potrzebnie.. będziesz musiał powiedzieć teraz prawdę dziewczyną - przerwałam na chwile zastanawiając się czy aby na pewno mądrym jest kończyć i czy przyjaciółki nie będzie miały mi tego za złe ale postanowiła zaryzykować - jej na tobie zaczyna zależeć, nie okłamuj jej nie warto i tak w końcu się dowie. A i jeszcze jedno - przerwałam na chwilę
- Chcę wam pomagać w pełni - powiedziałam pewna siebie
- Nie - zapowietrzył James - wykluczone!
- Bo?!
- Bo nie !
- To nie jest powód - zdenerwowała mnie taka odpowiedź
- Jest - nie dawał za wygraną
- Nie!
- Dobrze będziesz nam pomagać w pełnie! - wtrącił Syriusz który nie mógł tego słuchać
- Jak?! Nie zgadzam się - James wyglądał jak gdyby miał zaraz płakać
- Normalnie - odpowiedziałam zadowolona z siebie - Co ci zależy?
- Zależy - zaciął się - zależy - znowu się zaciął
- Zależy ci?!
- No cicho muszę się skupić - warknął czarnowłosy, który mało co nie pomylił by zaklęć
- Zależy mi na tobie! - wykrzyczał mi w twarz. Nie wiedziałam co mam powiedzieć. Wmurowało mnie w ziemię a głos uwięzł w gardle jak w momencie gdy trzeba wygłosić ważne przemówienie czy gdy masz się przywitać z nowo poznaną osobą
- ja nie wiem - w tedy mnie pocałował. Przypominało to delikatne muśnięcie jak gdyby moich ust dotykały płatki róż ale wystarczyło aby urochomiło to stado motyli w moim brzuchu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro