Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Nie wiem

Pov. Camil

Nie mogłam zmrużyć oka przez całą noc. Przekręcałam się z boku na bok myśląc czy coś się komuś nie stało. Sfrustrowana postanowiłam się podnieś i czegoś dowiedzieć się czegoś na własną rękę a nie czekać do rana na wyjaśnienia. Założyłam puchowe kapcie na nogi. Sprawdziłam czy aby na pewno dziewczyny śpią. Roxsan spała jak zabita a Ev po ataku paniki zasnęła z wycieczenia. Złapałam za kurtkę i po cichu wymknęłam się z zamku. Starałam w głowie odtworzyć drogę do wrzeszczącej chaty lecz w ciemności było to nie lada wyzwaniem. Co chwila obracałam się czy przypadkiem nikt mnie nie śledzi. Miałam dziwne wrażenie, że jestem obserwowana ale to tylko wrażenie. Nagle coś ruszyło się w zaroślach obok mnie. Nabrałam głęboko powietrza i chwile je wstrzymałam. Biłam się z myślami biec czy zostać i przekonać się co może czaić się w gęstwinie. Jednak chęć ucieczki wygrała. Już miałm się obracać gdy w  oczy żuciło mi się poroże. Już wiedziałam kim jest mój oprawca

- Jeleń - odetchnęłam z ulgą

- Żaden jeleń, to ja - otworzyłam szeroko oczy

- Dlaczego mnie tak straszysz ty Łosiu - zapytałam pretensjonalnie  a zaraz potem dodałam - dobrze, że nic ci nie jest -  zaskoczyła go moja nagła zmiana nastojów.  

- Nie powinno cię tu być - stwierdził gdy w końcu się otrząsnął. 

- Ale jestem - odpowiedziałam pewna siebie.

- Dobra choć ze mną - złapał mnie mocno za dłoń. 

- Co z Remusem - zapytałam zaniepokojona dziwnym zachowaniem chłopaka gdyż było to niego nie podobne. 

- Eeee... nic mu nie jest.. - odpowiedział szybko na moje pytanie lecz mu przerwałam. 

- James ja wiem o wszystkim - oczy chłopaka przypominały spodki.

-  Ale ja... ?Ale o czym? - próbował udawać głupiego.

- O linkantropii i o tym że zmieniacie się w animagów - wyjaśniłam chłopakowi.

- Ale jak? - przystanął chwile i spojrzał mi w oczy.

- Dłuższa historia - odparłam z uśmiechem.

- Będziesz musiała mi tą dłuższą historie opowiedzieć - szatyn zamyślił się.

- Zobaczymy - uśmiechnęłam się łobuzersko i uniosłam wyzywająco podbródek. Popatrzałam przez moment w jego czekoladowe tęczówki i zatopiłam się w nich. On wykorzystał moją chwile nie uwagi i pociągną w jego stronę przez co zderzyłam się z jego wyrzeźbionym torsem.

- Zobaczymy? - zapytał  zawadiacko  puszczając mnie przy tym. Stanęłam jak wmurowana i zastanawiałam się przez chwilę co się właśnie stało.

- Idziesz? -zapytał wyrywając mnie z zmyślenia, a wtedy zdałam sobie sprawę że jest spory kawałek ode mnie. Pobiegłam szybko do niego i w równym tępię dotarliśmy do wrzeszczącej chaty. 

- Panie przodem - uśmiechnął się i wskazał na drzwi.

- Wiesz podziękuje - odparłam drżącym głosem.

- Boisz się? - zaśmiał się i objął mnie  ramieniem przez co zrobiło mi się cieplej . Weszliśmy do jakiegoś pomieszczenia a moim oczom rzuciło się bezwładnie leżące ciało Remusa leżące na podłodze a przy nim Syriusz wykonujący jakieś ruchy różdżką. Chciałam wyrwać się Jamesowi aby sprawdzić co z wilkołakiem, ale ten mnie przytrzymał. Odpuściłam po paru sekundach ponieważ wiedziałam, że  nie mam z nim szans. 

- Kiedy się obudzi? - spytałam 

- Gdy poważniejsze rany się zagoją  - odpowiedział Syriusz dalej w skupieniu wykonując swoją  czynność 

-  Mhm - mruknęłam przytulając się w ramie James'a żeby nie patrzeć na to co robi Syriusz. Po kilku minutach usłyszałam zduszony jęk. Odkleiłam się od klatki Jamesa. I spojrzałam na Remusa. Jego twarz była wykrzywiona w grymasie bólu. 

- Martwiłyśmy się o ciebie - powiedziałam kucając przed nim 

- Nie potrzebnie - uśmiechnął się słabo

- Potrzebnie.. będziesz musiał powiedzieć teraz prawdę dziewczyną - przerwałam na chwile zastanawiając się czy aby na pewno mądrym jest kończyć i czy przyjaciółki nie będzie miały mi tego za złe ale postanowiła zaryzykować - jej na tobie zaczyna zależeć, nie okłamuj jej nie warto i tak w końcu się dowie. A i jeszcze jedno - przerwałam na chwilę

- Chcę wam pomagać w pełni - powiedziałam pewna siebie

- Nie - zapowietrzył James - wykluczone!

- Bo?!

- Bo nie !

- To nie jest powód - zdenerwowała mnie taka odpowiedź

- Jest -  nie dawał za wygraną 

- Nie!

- Dobrze będziesz nam pomagać w pełnie! - wtrącił Syriusz który nie mógł tego słuchać

- Jak?! Nie zgadzam się - James wyglądał jak gdyby miał zaraz płakać

- Normalnie - odpowiedziałam zadowolona z siebie - Co ci zależy?

- Zależy - zaciął się - zależy - znowu się zaciął

- Zależy ci?!

- No cicho muszę się skupić - warknął czarnowłosy, który mało co nie pomylił by zaklęć

- Zależy mi na tobie! - wykrzyczał mi w twarz. Nie wiedziałam co mam powiedzieć. Wmurowało mnie w ziemię a głos uwięzł w gardle jak w momencie gdy trzeba wygłosić ważne przemówienie czy gdy masz się przywitać z nowo poznaną osobą 

- ja nie wiem - w tedy mnie pocałował. Przypominało to delikatne muśnięcie jak gdyby moich ust dotykały płatki róż ale wystarczyło aby urochomiło to stado motyli w moim brzuchu.  







Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro