Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

20 - Koc

Dziwiło mnie to, że Camilla pomimo początkowej oziębłości wobec mnie będzie tym typem kobiety, która uwielbia się przytulać. Może nie w czyjeś obecności, ale kiedy coś oglądaliśmy, albo szliśmy spać, to wciąż żądała, żeby być w moich objęciach. Ja w zasadzie nie musiałem spać, ale i tak robiłem to dla zabicia czasu. Nie wiedziałem tylko, czy jej zachowanie wynikało z tego, że wtedy przestraszyła się na poważnie, że może mnie stracić, czy po prostu nie znałem jej od tej strony.

Oczywiście, nie przeszkadzało mi to, w końcu tak długo o nią walczyłem. Poza tym nie cierpły mi ręce i ogólnie nic mi nie przeszkadzało, a słyszałem, że to często problem dla par. Coś mnie jednak martwiło, o czym nie omieszkałem się porozmawiać później z Ronaldem.

- Uprzedzałem cię, że tak będzie – skwitował tylko. – Widzimy z Judy, że dbasz o Camillę i jest z tobą szczęśliwa, ale pamiętaj, że nie zapewnisz jej wszystkiego, co może jej zaoferować żywy mężczyzna.

Jak zwykle jego słowa mocno mnie zabolały, chociaż wiedziałem, jak wiele w nich prawdy. Zwłaszcza gdy nadeszła zima, kiedy nie mogłem zrobić nic, żeby ją ogrzać. Widziałem wiele razy, jak mężczyźni pożyczali rękawiczki, szaliki, a nawet kurtki swoim ukochanym. Ja mogłem tylko zaciskać pięści ze złości, ponieważ nie mogłem tego zrobić, a dodatkowo tylko obniżałem temperaturę swoją obecnością.

Zauważyłem, że ubiera się coraz cieplej nawet w domu. Nie spała z lekkiej piżamie, którą wiem, że lubiła, ale przerzuciła się na gruby dres. Starała się udawać, że to nic takiego, kiedy ją o to zapytałem, ale mnie zbyła. Naprawdę uważała, że nie będę widział, jak po jakimś czasie w moich objęciach zaczyna się po prostu trząść z zimna. Odsuwałem się wtedy od niej i przykrywałem grubym kocem. Moje ciało nie wydawało ciepła, było zimne w dotyku. Byłem duchem i musiałem się z tym pogodzić i po raz kolejny przyznać rację Ronaldowi. Zdecydowałem wtedy, że wolę obserwować ją jak śpi, niż pozwolić jej marznąć przeze mnie.

Nie potrafiłem się jednak powiedzieć jej nie, gdy zazwyczaj po jakimś czasie przebudzała się i z przerażeniem w głosie pytała, gdzie jestem. Od razu kładłem się obok niej i uspokajałem, przytulając się do niej już przez koc, chociaż wiedziałem, że tego nie lubiła. Zazwyczaj starałem się zabierać materiał, zanim się obudziła, po tym jak raz mnie ochrzaniła rankiem i obraziła się na cały dzień, za to, że to zrobiłem.

Potem się rozchorowała i przez tydzień leżała z gorączką, katarem i kaszlem. Ledwo mówiła przez zapalenie gardła. Wściekała się, że opuści zajęcia i że musi załatwiać zastępstwa na swoje dyżury w Stowarzyszeniu. Zoey się nią opiekowała, a ja miałem pilnować, aby się nie przemęczała i nie próbowała pracować, kiedy nie będzie jej w domu. Moja ukochana westchnęła ciężko, sięgając po kolejną chusteczkę i ze smutkiem uświadamiając sobie, że już jakiś czas temu wypiła ostatni łyk herbaty.

- Cami, nie wolałabyś spotykać się z kimś żywym? – zapytałem ją, widząc, jak się męczy z chorobą.

- Czemu pytasz? – zachrypiała.

- Nie mogę się nawet tobą zająć! – krzyknąłem, wyładowując na niej całą swoją frustracją. – Jestem dla ciebie bezużyteczny. Lepiej byłoby, gdybyś miała przy swoim boku kogoś żywego, kto by się mógł się tobą opiekować.

Schyliła się i resztką sił rzuciła we mnie swoim kapciem, a potem opadła ciężko na łóżko.

- Nie mów mi, co byłoby dla mnie lepsze. Zakochałam się w tobie i przyjmę wszystkie konsekwencje, jakie to ze sobą niesie – odpowiedziała z uśmiechem. – I więcej nie gadaj takich głupot, bo boli mnie odnich głowa.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro