Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

19 - Posiłek

Dyrektorka niezbyt chciała pozwolić mi zabrać Sebastiana ze względu na mój wygląd. Może i wyglądałam, jakbym przed chwilą się z kimś pobiła. Nieważne, że tak rzeczywiście się stało, ale widziała moją legitymację i musiała w końcu oddać mi go na kilka godzin. Chłopak siedział przed gabinetem, przeglądając teczkę, którą mu wcześniej podałam.

- Jakieś alergie? Jedzenie, którego nienawidzisz? - zapytałam.

- Nie - mruknął zawstydzony.

- To idziemy! - powiedziałem nieco radośniejszym głosem. - Burgery powinny pasować. - Ruszyłam raźnym krokiem przed siebie. Sebastian wstał dopiero po dłuższej chwili i dogonił mnie.

- Skąd to wszystko masz? - zapytał zaciekawiony.

- Teraz to jesteś milusi, co? Już nie mam spadać?

- Nie - poprosił. - Przepraszam, że to powiedziałem. - Szedł obok mnie ze zwieszoną głową. - I dziękuję za pomoc.

- Nie ma za co. - Uśmiechnęłam się do niego serdecznie i usłyszałam, że jemu też burczy w brzuchu. - Pośpieszmy się, żeby tylko dostać coś do jedzenia. Obstawiam, że będzie nam się lepiej rozmawiać z pełnymi brzuchami. A i jestem Camilla tak przy okazji.

Sebastian pokiwał niepewnie głową i próbował dotrzymać mi kroku. Już w pociągu przejrzałam mapę miasta w poszukiwaniu odpowiedniego lokalu. Kierowana przez nawigację chciałam się tam jak najszybciej znaleźć. Co jakiś czas zerkałam na chłopaka, upewniając się, że wciąż mi towarzyszy. Chociaż początkowo sprawiał wrażenie groźnego i nieprzystępnego, teraz zdawał się przestraszony. Przyciskał do siebie teczkę, może był zdziwiony, że komuś zależało na nim na tyle, by zebrać tak dużo informacji.

Dotarliśmy na miejsce i zamówiłam nam po klasycznym burgerze z frytkami oraz napoju. Mój shake był truskawkowy, a Sebastian wybrał dla siebie smak czekoladowy. Rozglądał się niepewnie wokół, zastanawiałam się, gdzie zniknął ten buńczuczny chłopak. Czyżby tamta postawa była tylko formą obrony przed tamtymi duchami, a może w ten sposób chronił innych. Duchy groziły, że zrobią mi krzywdę, więc mogli stosować taki wybieg, za każdym razem, gdy ktoś się do chłopaka zbliżył.

- Sebastianie - zwróciłam się do niego nieco poważniejszym tonem, obserwując, jak sączy czekoladowy napój, który w międzyczasie podała nam kelnerka. - Zacznijmy może od tego, że oboje urodziliśmy się jako media 2.0. Jak pewnie zauważyłeś, ja też widzę duchy i mogę wchodzić z nimi w - zastanowiłam się chwilę, - różnego rodzaju interakcje.

- Mhm - mruknął tylko. - Miło, że nie jestem jedynym wariatem na tym świecie.

Poczułam, jak na czole zaczyna pulsować mi żyła, oczekiwałam trochę więcej ekscytacji. W końcu miałam mu powiedzieć o Stowarzyszeniu i wielu innych rzeczach. A on nagle stracił cały zapał, który okazywał jeszcze w drodze tutaj.

- Jest nas dokładnie tysiąc, jeśli chciałbyś wiedzieć, ale jesteśmy rozproszeni po całym świecie. Dodatkowo dzielimy się na dwa rodzaje, zwyczajne media, które potrafią widzieć duchy i się z nimi porozumiewać. I 2.0, cóż my tak jakby możemy jednocześnie istnieć w świecie rzeczywistym i duchowym, dlatego możemy się na przykład z nimi bić. A i wszyscy należymy do Stowarzyszenia.

- Ja też? - zdziwił się Sebastian. - Na nic takiego się nie zgodziłem.

- Ja też nie, ale członkostwo jest przyznawane automatycznie. Twoje zaczęło się wraz ze śmiercią 904, kiedy przejąłeś jego numer. Pracujesz dla Stowarzyszenia, masz z tego dobre pieniądze i czasem w życiu pod górkę.

- Muszę? - Założył ręce na piersi. Zaśmiałam się w duchu, chyba obudziłam buntowniczą naturę.

- Musisz - potwierdziłam. - W ostatecznym rozrachunku to nie jest takie złe.

- A co z tobą? - zapytał. - Jaki ty masz niby numer, jakie mają znaczenie i jak długo dla nich pracujesz?

- 942 i w oficjalnych sytuacjach musimy się do siebie zwracać po numerach. Jesteśmy podzieleni na grupy po sto osób, każdą kieruje jeden koordynator, w naszym przypadku z numerem dziesięć. To tylko kwestia administracyjno-porządkowa. - Wzruszyłam ramionami i zastanowiłam się chwilę. - Będzie z dziesięć lat.

Sebastian uniósł głowę nieco zszokowany. Wyglądałam młodo, domyślił się więc, że sama zaczęłam o wiele wcześniej niż on sam. Kelnerka akurat podała nam jedzenie i na tym się skupiliśmy, oboje zajadając się ze smakiem burgerami.

- Masz telefon? - zapytałam po posiłku.

Chłopak potwierdził skinieniem, ale niechętnie wyjął z kieszeni stary model. Byłam pewna, że nie udźwignie on aplikacji, z której korzystało Stowarzyszenie. Postanowiłam więc, że pójdziemy jeszcze kupić mu nowy telefon. Nie chciał się zgodzić i mówił, że nie przyjmie takiego drogiego prezentu od kogoś obcego.

- Jak to obcego? - powiedziałam urażonym głosem. -Przecież pracujemy razem, a Stowarzyszenie odda mi pieniądze. - Puściłam doniego oczko. - Możesz więc trochę zaszaleć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro