14 - Lista
Widziałam, jak pozostali studenci nieco się ode mnie odsuwają, a pani profesor prowadząca zajęcia z antycznej filozofii greckiej raz po raz zerkała na mnie z widocznym rozczarowaniem na twarzy. Wcale jej się nie dziwiłam, byłam pewna, że roztacza się wokół mnie nieprzyjazna chłodna atmosfera. Chociaż próbowałam się uśmiechać, to w moich oczach z łatwością można było dostrzec wściekłość. Moja prawa dłoń zaciskała się kurczowo na długopisie, a lewa na kartce, na której powinnam robić notatki, ale nie mogłam się skupić, przez dwóch filozofów greckich kłócących się nad moją głową. To były stare duchy, więc ich aura była całkiem silna. Tych dwóch durniów było głośnych, a nie mogłam się na nich wydrzeć, żeby się zamknęli, tak by nikt nie zwrócił na mnie uwagi.
- Powiedz im, że nie to miałem na myśli! - krzyknął mi do ucha teoretycznie młodszy z nich.
Nie chciałam im przypominać, że słyszę całkiem dobrze i nie muszą się wydzierać, jeśli czegoś ode mnie chcą. Pomijając fakt, że nie powinni w ogóle zawracać mi głowy, skoro oficjalnie nie byłam w pracy. Czasem żałowałam, że rodząc się jako medium, z automatu dostawaliśmy w pakiecie zdolności rozumienia duchów, niezależnie od tego, jakim językiem one się posługują. W świecie duchów wszystko jakby samo się tłumaczyło. My jako media byliśmy jak odbiorniki z dodatkową wtyczką translatorką. Czemu niby miałabym teraz dogadywać się z tą dwójką, która mówiła starożytną greką, której uczyłam się na studiach, ale nie byłoby opcji, żebym mogła się nią normalnie posługiwać. Bariera językowa teoretycznie stanowiłaby ogromną przeszkodę z naszej pracy... W każdym razie nie była nigdy problemem.
- Czemu w ogóle ja jestem tam jedną z postaci? - oburzył się jeden.
- Bo cię tak szanowałem - mruknął tamten.
- A czy się zgodziłem?
- Jak się miałeś zgodzić, jak byłeś martwy. - Przewrócił oczyma ten, którego dzieło było właśnie omawiane. - Ty, zrób, co do ciebie należy i powiedz mi, że to nie miałem na myśli. Specjalnie użyłem tam innej formy! - zwrócił się do mnie z rozgoryczeniem.
Rzuciłam mu wściekłe spojrzenie i prosiłam w duchu, żeby czas szybciej płynął i zajęcia się już skończyły. Czułam wciąż na sobie spojrzenia pozostałych studentów i pani profesor. Nie wyglądała na zachwyconą, gdy szłam w jej kierunku, po tym jak już oznajmiła koniec zajęć. Duchy wciąż mnie nagabywały, żebym się pośpieszyła i chciałam się ich pozbyć, chociaż na chwilę.
- Pani profesor, chciałam tylko zapytać, czy może to, że użyta tutaj forma jest nietypowa. - Wskazałam w omawianym tekście konkretny czasownik. - Świadczyło to o czymś?
- Co masz na myśli? - zapytała się nagle zaciekawiona kobieta.
Musiałam ostrożnie dobierać słowa, żeby nie wyjść na przemądrzałą i aby nie zadawano mi pytań w stylu „a skąd taki wniosek", a jednocześnie by duchy mi spokój. Młodszy filozof cały czas dyktował mi krzykiem, co powinnam powiedzieć i denerwował się, kiedy większość z tego pomijałam. Pani profesor zastanawiała się chwilę nad tym, co powiedziałam i oznajmiła z uśmiechem, że się temu przyjrzy. Cieszyłam się, że w żaden sposób nie skomentowała mojego zachowania na samych zajęciach, pożegnałam się z nią i szybko opuściłam salę. Duchy zbyt zajęte kłótnią między sobą nie zauważyły, że już sobie poszłam.
Wróciłam do domu zmęczona i marzyłam tylko o tym, żeby odpalić jakiś głupkowaty serial albo po prostu leżeć i gapić się w sufit. Zaraz po wejściu, usłyszałam przeklinającego w kuchni Tristana. Przyglądałam się przez chwilę jego walce z ekspresem do kawy, zauważył mnie po chwili i ze smutną miną zbliżył się do mnie po buziaka.
- Chciałem, żebyś mogła sobie wypić kawę, jak wrócisz. Myślałem, że wystarczy tylko wcisnąć przycisk i samo się zrobi. - Machał przy tym rękoma i próbował wydawać dźwięki przypominające te, które wydobywają się z ekspresu. Dziwne syczenia i prychnięcia w jego wykonaniu rozśmieszały mnie i zdecydowanie poprawiły humor.
Chwilę później jednak znowu popsuł mi go widok tamtych dwóch z uczelni. Tristan podążył za moim wzrokiem i przyjął obronną postawę. Zauważył od razu, że zmienił się mój wyraz twarzy, nawet nie zdążył zapytać, kim są i co tu robią.
- Musisz przekazać kolejne uwagi odnośnie moich prac! - krzyknął pierwszy, zaraz po tym, jak mnie otoczyli.
- Ja też przemyślałem parę spraw i musisz o tym poinformować odpowiednie osoby! - dodał drugi.
- Nic nie muszę! - odparłam w końcu, dając upust złości na nich, której już trochę zdążyło się uzbierać. - Nie ma mnie w pracy, jesteście w moim miejscu zamieszkania. Łamiecie NNSPDRPDIM. Jeśli wrócę i jeszcze tu będziecie, to zgłaszam was na czarną listę.
- A jego nie? - żachnęli się oboje, wskazując na Tristana.
- Nie, bo to mój chłopak - powiedziałam i trzasnęłam drzwiami.
Przebrałam się w dres i miałam nadzieję, że groźba poskutkuje. Czarna lista oznaczała tyle, że żadne medium nie jest zobowiązane pomagać duchom, które są na nie wpisane przez okres minimum roku, ale jeśli się komuś podpadnie to i może się to przedłużyć do lat stu. Usłyszałam jednak nieprzyjemny rumor i zaraz wróciłam, żeby znaleźć pobitego Tristana. Uklękłam przy nim, wiedziałam, że mu nic nie będzie.
- Staruszkowie mieli całkiem sporo siły - oznajmił, udając jakoby, nic mu nie było.
- Wrzuciłabym ich na listę i byłoby po kłopocie, nie musiałeś się z nimi bić, zwłaszcza że mieli przewagę liczebną. - Uśmiechnęłam się do niego z czułością. Jego zachowanie mnie rozczulało.
- Nie byłbym dobrym chłopakiem, jakbym się ich nie pozbył! - powiedział dumnie i zaczął udawać jednak, że jest bardzo ranny i potrzebuje mojej opieki.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro