12 - Powód
Wiedziałem, że coś jest nie tak, poczułem to przeszywające zimno, wylegując się na hawajskiej plaży. Szybko udałem się na miejsce, prowadzony duchowym instynktem. Coś się działo z zegarkiem i nie było to nic dobrego. Niemal wpadłem na moją pra-pra-pra siostrzenicę, która szła ze swoim mężem w nieznanym mi celu. Kłócili się ze sobą, ona wymachiwała zawiniątkiem, z którego w każdej chwili mogła wypaść drogocenna pamiątka po mnie.
Chciałem wykrzyczeć, że ma przestać, zapytać się co robi, ale nie mogłem. Byłem martwy i nie miałem na to żadnego wpływu. Zebrałem energię, żeby zaznaczyć swoją obecność chłodnym powietrzem wokół.
- Też to poczułeś, prawda? - powiedziała przestraszona kobieta, opiekuńczym gestem kładąc dłoń na swoim ogromnym brzuchu.
- Tak, ale pewnie coś sobie ubzdurałaś. Czemu chcesz nagle oddać rodzinną pamiątkę jakieś przypadkowej osobie? - żachnął się jej mąż. - Jeśli już chcesz się jej pozbyć, to może ją sprzedaj, coś na tym przynajmniej zyskamy.
- Jeszcze czego! - krzyknęła na niego i przyśpieszyła. - Nic nie rozumiesz durniu, zresztą nie wierzysz w duchy a ja tak i po prostu czuję, że to musi do niej trafić.
Ja nic takiego nie czuję, pomyślałem wściekły. Czemu chcesz to zrobić?! Komu śmiesz to oddawać?! Nic z tego nie zrozumiałem. Co się stało?! Czemu teraz?!
- Mój pra-pra-pra-pra dziadek Henry był pierwszym właścicielem tego zegarka i życzył sobie, aby był przekazywany bezpośrednio w męskiej linii najstarszemu potomkowi z pokolenia na pokolenie, ale od razu plan nie wypalił. Dostała go moja pra-pra-pra babcia, bo jej brat zginął młodo w jakimś tragicznym wypadku, o którym nikt nie chciał mówić. Dziadek Henry się załamał, ale przekazał zegarek na łożu śmierci swojej córce - wytłumaczyła w końcu moja krewna, wykorzystując to na złapanie oddechu. - Od tamtej pory nie urodził się w naszej rodzinie żaden chłopiec, ale dzisiaj dowiedziałam się właśnie, że będziemy mieli synka i poczułam, że to nie może dłużej z nami zostać. Muszę się go pozbyć.
Właśnie dlatego nie powinnaś tego robić! Moja wściekłość jeszcze bardziej narastała, ojciec kochał ten zegarek i na pewno by na to nie pozwolił, ale nie miałem teraz czasu teraz go szukać. Nawet po swojej śmierci nie chciał ze mną rozmawiać. Zawiodłem go na całej linii, bo umarłem z własnej winy i nie przyznałem się do tego nawet Camilli. Za życia miałem łatkę podrywacza i lubiłem popisywać się przed kobietami. Akurat wtedy trafił do naszej stajni piękny, ale wciąż dziki koń. Droga do jego oswojenia była jeszcze daleko, ale moja głupota wtedy nie znała granic. Złamałem kark, spadając ze zwierzęcia, chociaż doskonale wiedziałem, że nie można jeszcze go ujeżdżać.
Stwierdziłem, że w sumie czemu ma mnie to obchodzić i wściekły wróciłem prażyć się w słońcu. Skoro rodzina nawet wstydziła się mówić o przyczynie mojej śmierci. Prychnąłem tylko, zastanawiając się, czemu jednak zegarek związał się ze mną. Moje postanowienie „nie obchodzi mnie to" trwało jakiś miesiąc. Ciekawość przywiodła mnie w końcu, żeby zobaczyć, co się dzieje z tym przeklętym przedmiotem.
Zobaczyłem wtedy piękną dziewczynę, która siedziała przy biurku, wertując jakieś opasłe tomiszcze. Czemu moja krewna mówiła, że ma trafić właśnie do niej? Nie miało to dla mnie sensu, ale nie było po nim śladu, przynajmniej nie z wierzchu.
- Nie mam teraz dyżuru, więc spadaj - mruknęła, nie zaszczycając mnie nawet spojrzeniem.
- Gdzie zegarek? - zapytałem, domyślając się, że jeszcze mam do czynienia z medium.
- Masz jakąś sprawę, to idź do kogoś, kto jest w tym momencie w pracy, a mi daj spokój - powtórzyła zdenerwowana.
- Chcę wiedzieć, co zrobiłaś z zegarkiem.
- Spadaj - mruknęła jeszcze raz i potem zaczęła mnie ignorować.
Nie chciałem jej dać spokoju, dopóki nie dowiedziałbym się, że traktuje pamiątkę po mnie z należytym szacunkiem. Dokuczałem jej, wkurzałem ją specjalnie, początkowo tylko po to, żeby to wymusić, ale z czasem ją polubiłem, ba zakochałem się bez reszty. Spędzanie z nią czasu sprawiało mi przyjemność, podziwiałem jej zaradność i uwielbiałem, kiedy się uśmiechała, zwłaszcza dzięki mnie. Chciałem o nią dbać i ją uszczęśliwić.
To ona jednak uszczęśliwiła mnie najbardziej na świecie. Przypomniało mi się to wszystko, kiedy trzymałem ją płaczącą w moich ramionach, po tym jak wyznała mi uczucia. Zaśmiewałem się w duchu, że przecież na początku się na to nie zanosiło i zastanawiałem się, że może jednak dlatego zegarek miał trafić do niej.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro