Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

00.We are family


Rok 2039

– Wyobrażasz sobie, że Taehyung przekonał Kooka do remontu ich mieszkania? Po dwóch miesiącach walki! Nie wiem, co mu zrobił, ale pokazywał mi dziś ich nową kuchnię i jestem pod wrażeniem. Mają teraz tyle miejsca...

Gadam jak najęty, przynosząc na stół świeżo zaparzoną herbatę w kubku. Dodaję kostkę brązowego cukru i zaciągam się intensywnym, imbirowym zapachem, który unosi się wraz z parą i ogrzewa moje policzki.

– Nie to, co to nasz salon – wzdycham i unoszę wzrok, żeby rozejrzeć się po ciemnym pomieszczeniu, w którym nawet za dnia ciężko cokolwiek odszukać.

Co mi strzeliło do głowy słuchać się stron z inspiracjami i malować go na taki wstrętny, szary odcień?

Jest przez to zimny i ponury, a białe meble już dawno wyszły z mody. Przydałoby się go trochę odświeżyć, bo na chwilę obecną nie da się nazwać tego czegoś salonem, tylko wylęgarnią depresji. Na kilometr bije od niego negatywną aurą.

– Przypomnij mi jak następnym razem będziemy w sklepie, żebym kupił żarówki energooszczędne.

– Aha...

Spoglądam ze skrzywieniem na swojego cudownego męża, który nie raczy oderwać wzroku od trzymanej w rękach przenośnej konsoli, bo woli klikać w martwe piksele.

Rok temu kupił ją Chenle na dzień dziecka, a potem dokupił drugą, żeby "rozwijać wspólne pasje". Teraz co weekend siedzą na elektronicznych gadżetach jak zombie i nie kontaktują ze światem.

– W sumie, męża też mógłbym wymienić. Na jakiś nowy model, z lepszym silnikiem, płaskim zderzakiem i niskim przebiegiem, który będzie słuchał tego, co do niego mówię. Co o tym sądzisz?

– No pewnie, Minnie. Rób jak uważasz – mamrocze pod nosem, kiedy ja mam ochotę uderzyć się z plaskacza w czoło. Do niego mówić coś, to jak do ściany...

Biorę łyk herbaty i opieram głowę na jego ramieniu, szepcząc mu na ucho.

– Wiesz, kochanie. Myślałem sobie ostatnio o tym, co mi powiedziałeś. O naszym urlopie i takich tam... – Rysuję wzorki na jasnej koszuli, dopóki nie odwróci wzroku w moją stronę.

Gasi konsolę wyraźnie zainteresowany, a ramię przekłada za moje plecy.

– Naprawdę? I co takiego wymyślił mój wspaniały mąż? – Uśmiecham się, gdy jego oddech łaskocze mnie po szyi.

– Że przydałoby się zrobić remont w salonie.

Chyba nie na taką odpowiedź liczył, bo z powrotem opiera się o kanapę, odchylając głowę.

– Nie możemy odłożyć tego na nowy rok?

– Bo akurat ci uwierzę, że wtedy będziesz bardziej zmotywowany.

– Mieliśmy plany na urlop. Woda, plaża, flamingi. Ty i ja.

– Ale będziesz ty i ja! Wyślemy dzieci do dziadków, pojedziemy do Ikea, kupimy puszkę farby i będziemy się razem świetnie bawić!

– I śmierdzieć farbą. Wybieram flamingi.

– To kupię ci takiego ogrodowego, co ty na to? Napompujesz sobie basen w ogrodzie, zrobisz drinka z palemką, a piasek skądś się załatwi. Wakacje w grudniu prosto z Seulu!

– A ty dokąd? – Yoongi wygląda nagle zza moich pleców.

Na korytarzu stoi Jisoo. Ma na sobie zdecydowanie za cienką bluzkę na ramiączkach i długie, czarne rurki, a jej młodzieńcza twarz chowa się pod warstwą mocnego makijażu.

– Wychodzę. – Wzrusza ramionami, ściskając w dłoni pasek od torebki.

– O dziewiątej wieczorem?

– Kolega zaprosił mnie do siebie.

– Znam go?

Nastolatka kręci się niecierpliwie, wywracając oczami na pytanie ojca.

– Ong Seongwu z trzeciej B.

– Nie zgadzam się – stwierdza po dłuższym milczeniu.

– Mam prawo spotykać się ze znajomymi!

– Masz prawo, co najwyżej, do opuszczenia tego pokoju. Dopóki mieszkasz pod moim dachem, to ja będę decydować o tym, z kim się spotykasz. A teraz idź się uczyć, niedługo masz ważne egzaminy.

– Tato, powiedz mu coś! – Patrzy na mnie z ubolewaniem, ale nie jestem w stanie wtrącić swoich trzech groszy, gdy Yoongi ucina jej prośbę.

– Chcesz dostać szlaban za odzywki?

– Dobrze, w takim razie będę gnić przez cały weekend w domu i się uczyć, bo moi rodzice są przewrażliwieni i boją się, że porwie mnie psychopata! Dla waszej wiadomości, w domu też można paść ofiarą! – Tupie nogą i ucieka z powrotem do swojego pokoju.

Przygryzam wargę, gdy w salonie nastaje cisza.

– Nie uważasz, że jesteśmy dla niej zbyt surowi?

– Spieszy ci się do zostania dziadkiem? Ona ma siedemnaście lat. Ja w jej wieku... – przerywa, nadziewając się na własną minę.

– No, zaskocz mnie – prycham, trącając go zaczepnie w ramię.

– Właśnie dlatego będzie siedzieć w domu. Bo wiem, do czego zdolni są ci jej "koledzy".

– A niedawno była taką małą dziewczynką... Pamiętam jak uczyłeś ją grać na pianinie. I jaka była szczęśliwa, gdy urodził się Chenle...

– Co ja? – Do pomieszczenia zakrada się zaciekawiony chłopak.

– Właśnie rozmawialiśmy o twoich ocenach na półrocze... No i gdzie uciekasz?

– Tata żartuje, siadaj. – Przesuwam się, żeby usiadł między nami i sięgam po leżący na stole album ze zdjęciami. – Wspominamy stare czasy. Chcesz pooglądać?

Siada po turecku, opierając album na swoich nogach i po kolei przygląda się razem z nami zdjęciom ze swojego dzieciństwa oraz naszej wczesnej młodości.

– Wyglądaliście jak hipisi. – Wskazuje na jedno ze zdjęć, a ja odwzajemniam jego uśmiech.

– Taka była wtedy moda. O, a to nasza podróż z Malty. Wtedy po raz pierwszy udało nam się wyrwać z domu. Jisoo została z babcią, a my korzystaliśmy z uroków wolności...

– Zrobiliście coś szalonego? – pyta, a my wymieniamy między sobą porozumiewawcze spojrzenia.

– Ciebie. – Yoongi mierzwi go po włosach.

Nadchodzi kolej na serię świątecznych zdjęć. Naszego pierwszego ulepionego bałwana, przejażdżki na sankach i sesję ze Świętym Mikołajem.

– Nie pamiętam tego zdjęcia.

– Byłeś za mały. Bez przerwy płakałeś i nie chciałeś rozstać się ze swoim misiem. Kiedyś przed świętami zapomnieliśmy spakować go do samochodu. Musieliśmy zawrócić w połowie drogi, bo nie dało się ciebie uspokoić. A niedługo znowu wszystko się zacznie... Boże Narodzenie, otwieranie prezentów.

– Już nie mogę doczekać się przyjazdu królowej śniegu.

– Yoongi! – syczę, trącając go w ramię.

Nawet przy dzieciach nie powstrzyma się od zgryźliwości na temat mojej matki. 

Nigdy nie próbowali się polubić, począwszy od naszego ślubu, na który została zaproszona. O ile tata zdążył zaakceptować moją orientację, a nawet zaprzyjaźnić się z ojcem Yoongiego, moja matka po dziś dzień pozostała nieugięta, nie wpuszczając go do swojego drzewa genealogicznego.

– A gdzie podział się wujek Jungkook? Dlaczego nie ma go na żadnym zdjęciu? – pyta Chenle, skupiając uwagę na grupowym zdjęciu przedstawiającym paczkę naszych przyjaciół. Obaj z Yoongim pochylamy się, żeby przyjrzeć się dokładnie fotografii.

– Jest. O, tutaj. – Pokazuję mu, otrzymując w zamian zdziwioną minę.

– To naprawdę on?

Yoongi śmieje się.

– Nie wygląda, co? My też byliśmy w szoku, gdy go pierwszy raz zobaczyliśmy. To cud, że Taehyung dał sobie z nim radę. To były szalone lata...

A wszystko zaczęło się od równie szalonych przygotowań do świąt.

...


Wsiadajcie w kapsułę, cofamy się w czasie ;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro