00.We are family
Rok 2039
– Wyobrażasz sobie, że Taehyung przekonał Kooka do remontu ich mieszkania? Po dwóch miesiącach walki! Nie wiem, co mu zrobił, ale pokazywał mi dziś ich nową kuchnię i jestem pod wrażeniem. Mają teraz tyle miejsca...
Gadam jak najęty, przynosząc na stół świeżo zaparzoną herbatę w kubku. Dodaję kostkę brązowego cukru i zaciągam się intensywnym, imbirowym zapachem, który unosi się wraz z parą i ogrzewa moje policzki.
– Nie to, co to nasz salon – wzdycham i unoszę wzrok, żeby rozejrzeć się po ciemnym pomieszczeniu, w którym nawet za dnia ciężko cokolwiek odszukać.
Co mi strzeliło do głowy słuchać się stron z inspiracjami i malować go na taki wstrętny, szary odcień?
Jest przez to zimny i ponury, a białe meble już dawno wyszły z mody. Przydałoby się go trochę odświeżyć, bo na chwilę obecną nie da się nazwać tego czegoś salonem, tylko wylęgarnią depresji. Na kilometr bije od niego negatywną aurą.
– Przypomnij mi jak następnym razem będziemy w sklepie, żebym kupił żarówki energooszczędne.
– Aha...
Spoglądam ze skrzywieniem na swojego cudownego męża, który nie raczy oderwać wzroku od trzymanej w rękach przenośnej konsoli, bo woli klikać w martwe piksele.
Rok temu kupił ją Chenle na dzień dziecka, a potem dokupił drugą, żeby "rozwijać wspólne pasje". Teraz co weekend siedzą na elektronicznych gadżetach jak zombie i nie kontaktują ze światem.
– W sumie, męża też mógłbym wymienić. Na jakiś nowy model, z lepszym silnikiem, płaskim zderzakiem i niskim przebiegiem, który będzie słuchał tego, co do niego mówię. Co o tym sądzisz?
– No pewnie, Minnie. Rób jak uważasz – mamrocze pod nosem, kiedy ja mam ochotę uderzyć się z plaskacza w czoło. Do niego mówić coś, to jak do ściany...
Biorę łyk herbaty i opieram głowę na jego ramieniu, szepcząc mu na ucho.
– Wiesz, kochanie. Myślałem sobie ostatnio o tym, co mi powiedziałeś. O naszym urlopie i takich tam... – Rysuję wzorki na jasnej koszuli, dopóki nie odwróci wzroku w moją stronę.
Gasi konsolę wyraźnie zainteresowany, a ramię przekłada za moje plecy.
– Naprawdę? I co takiego wymyślił mój wspaniały mąż? – Uśmiecham się, gdy jego oddech łaskocze mnie po szyi.
– Że przydałoby się zrobić remont w salonie.
Chyba nie na taką odpowiedź liczył, bo z powrotem opiera się o kanapę, odchylając głowę.
– Nie możemy odłożyć tego na nowy rok?
– Bo akurat ci uwierzę, że wtedy będziesz bardziej zmotywowany.
– Mieliśmy plany na urlop. Woda, plaża, flamingi. Ty i ja.
– Ale będziesz ty i ja! Wyślemy dzieci do dziadków, pojedziemy do Ikea, kupimy puszkę farby i będziemy się razem świetnie bawić!
– I śmierdzieć farbą. Wybieram flamingi.
– To kupię ci takiego ogrodowego, co ty na to? Napompujesz sobie basen w ogrodzie, zrobisz drinka z palemką, a piasek skądś się załatwi. Wakacje w grudniu prosto z Seulu!
– A ty dokąd? – Yoongi wygląda nagle zza moich pleców.
Na korytarzu stoi Jisoo. Ma na sobie zdecydowanie za cienką bluzkę na ramiączkach i długie, czarne rurki, a jej młodzieńcza twarz chowa się pod warstwą mocnego makijażu.
– Wychodzę. – Wzrusza ramionami, ściskając w dłoni pasek od torebki.
– O dziewiątej wieczorem?
– Kolega zaprosił mnie do siebie.
– Znam go?
Nastolatka kręci się niecierpliwie, wywracając oczami na pytanie ojca.
– Ong Seongwu z trzeciej B.
– Nie zgadzam się – stwierdza po dłuższym milczeniu.
– Mam prawo spotykać się ze znajomymi!
– Masz prawo, co najwyżej, do opuszczenia tego pokoju. Dopóki mieszkasz pod moim dachem, to ja będę decydować o tym, z kim się spotykasz. A teraz idź się uczyć, niedługo masz ważne egzaminy.
– Tato, powiedz mu coś! – Patrzy na mnie z ubolewaniem, ale nie jestem w stanie wtrącić swoich trzech groszy, gdy Yoongi ucina jej prośbę.
– Chcesz dostać szlaban za odzywki?
– Dobrze, w takim razie będę gnić przez cały weekend w domu i się uczyć, bo moi rodzice są przewrażliwieni i boją się, że porwie mnie psychopata! Dla waszej wiadomości, w domu też można paść ofiarą! – Tupie nogą i ucieka z powrotem do swojego pokoju.
Przygryzam wargę, gdy w salonie nastaje cisza.
– Nie uważasz, że jesteśmy dla niej zbyt surowi?
– Spieszy ci się do zostania dziadkiem? Ona ma siedemnaście lat. Ja w jej wieku... – przerywa, nadziewając się na własną minę.
– No, zaskocz mnie – prycham, trącając go zaczepnie w ramię.
– Właśnie dlatego będzie siedzieć w domu. Bo wiem, do czego zdolni są ci jej "koledzy".
– A niedawno była taką małą dziewczynką... Pamiętam jak uczyłeś ją grać na pianinie. I jaka była szczęśliwa, gdy urodził się Chenle...
– Co ja? – Do pomieszczenia zakrada się zaciekawiony chłopak.
– Właśnie rozmawialiśmy o twoich ocenach na półrocze... No i gdzie uciekasz?
– Tata żartuje, siadaj. – Przesuwam się, żeby usiadł między nami i sięgam po leżący na stole album ze zdjęciami. – Wspominamy stare czasy. Chcesz pooglądać?
Siada po turecku, opierając album na swoich nogach i po kolei przygląda się razem z nami zdjęciom ze swojego dzieciństwa oraz naszej wczesnej młodości.
– Wyglądaliście jak hipisi. – Wskazuje na jedno ze zdjęć, a ja odwzajemniam jego uśmiech.
– Taka była wtedy moda. O, a to nasza podróż z Malty. Wtedy po raz pierwszy udało nam się wyrwać z domu. Jisoo została z babcią, a my korzystaliśmy z uroków wolności...
– Zrobiliście coś szalonego? – pyta, a my wymieniamy między sobą porozumiewawcze spojrzenia.
– Ciebie. – Yoongi mierzwi go po włosach.
Nadchodzi kolej na serię świątecznych zdjęć. Naszego pierwszego ulepionego bałwana, przejażdżki na sankach i sesję ze Świętym Mikołajem.
– Nie pamiętam tego zdjęcia.
– Byłeś za mały. Bez przerwy płakałeś i nie chciałeś rozstać się ze swoim misiem. Kiedyś przed świętami zapomnieliśmy spakować go do samochodu. Musieliśmy zawrócić w połowie drogi, bo nie dało się ciebie uspokoić. A niedługo znowu wszystko się zacznie... Boże Narodzenie, otwieranie prezentów.
– Już nie mogę doczekać się przyjazdu królowej śniegu.
– Yoongi! – syczę, trącając go w ramię.
Nawet przy dzieciach nie powstrzyma się od zgryźliwości na temat mojej matki.
Nigdy nie próbowali się polubić, począwszy od naszego ślubu, na który została zaproszona. O ile tata zdążył zaakceptować moją orientację, a nawet zaprzyjaźnić się z ojcem Yoongiego, moja matka po dziś dzień pozostała nieugięta, nie wpuszczając go do swojego drzewa genealogicznego.
– A gdzie podział się wujek Jungkook? Dlaczego nie ma go na żadnym zdjęciu? – pyta Chenle, skupiając uwagę na grupowym zdjęciu przedstawiającym paczkę naszych przyjaciół. Obaj z Yoongim pochylamy się, żeby przyjrzeć się dokładnie fotografii.
– Jest. O, tutaj. – Pokazuję mu, otrzymując w zamian zdziwioną minę.
– To naprawdę on?
Yoongi śmieje się.
– Nie wygląda, co? My też byliśmy w szoku, gdy go pierwszy raz zobaczyliśmy. To cud, że Taehyung dał sobie z nim radę. To były szalone lata...
A wszystko zaczęło się od równie szalonych przygotowań do świąt.
...
Wsiadajcie w kapsułę, cofamy się w czasie ;)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro