Rozdział 6
W końcu wszyscy się rozebrali i leżeli nago w swoich objęciach. Theo nie potrafił przyprowadzić się do porządku, więc tamta dwójka robiła z nim wszystko, co tylko chciała. Liam całował go po całym torsie, jednak widząc jak jego były chłopak reaguje, kiedy dotykał jego sutków, robił to częściej. Brett z kolei zajmował się nim od tyłu. Raeken chciał, żeby w niego wszedł i nawet specjalnie wypiął się w jego stronę, ale Talbot chciał dłużej słyszeć jak detektyw wzdycha i jęczy na przemian, kiedy tylko ociera się o jego przyrodzenie. Jednak ostatecznie się zlitował, żeby mu dogodzić.
Theo wbił paznokcie w plecy Liama odrzucając głowę do tyłu. Dunbar zaśmiał się cicho całując go w czoło, żeby zaraz wyplątać się z jego objęć i zaczął kierować swoje pocałunki na samiutki dół, żeby owinąć usta wokół penisa swojego chłopaka. Raeken chciał ukryć swoją twarz w poduszkę, ale Talbot widząc to, przyciągnął go do pocałunku. Kiedy ich języki zaczęły się o siebie ocierać, blondyn dłużej nie myśląc, postanowił chwycić język kochanka i zaczął ssać go swoimi ustami.
Chłopak nigdy nie sądził, że może być pieprzony w trzech miejscach równocześnie, ale naprawdę tak było. Najgorzej, że go to kręciło i nie chciał, aby ta chwila kiedykolwiek się kończyła. Może na początku czuł się źle z tym, że pozwolił obcemu gościowi robić sobie sieczkę z mózgu, ale im dłużej to trwało, to nie żałował niczego. Jeszcze lepsze od tego były pocałunki Liama, których mu brakowało. Tak naprawdę to brakowało mu jego całego. Tęsknił za tym, kiedy jeszcze wszystko było dobrze. Oddałby wiele, żeby wrócić do tych czasów.
Theo kiedy oboje zrobili mu dobrze, zaatakował Liama pocałunkami. Może nie potrafił powiedzieć mu wszystkiego co czuł, to chociaż w ten sposób to wyrazi. Brett uznał, że zostawi ich samych i pójdzie pod prysznic. To był ten moment, kiedy ta dwójka będzie ze sobą szczera - w łóżku.
— Wciąż cię kocham, kretynie. — wysapał Raeken, kiedy w niego wszedł i zaczął powoli się poruszać — I chociaż bardzo chcę to nie mogę przestać.
— Ja ciebie też. Już będę z tobą zawsze szczery, obiecuję.
— Mam kurwa nadzieję, bo w przeciwnym razie to ostatni raz, kiedy się pieprzymy.
Dunbar chciał przyciągnąć go do pocałunku, ale tamten wolał posłuchać i przypomnieć sobie jak to było. Uwielbiał jak Liam mu kolędował, a czasem nawet wrzucał jakieś przekleństwo. Kiedy czuł, że już jest blisko dojścia, urwał kolejny wulgaryzm swojego byłego, muskając jego wargi.
*
— Co ja kurwa robię ze swoim życiem? — spytał Theo samego siebie, kiedy wszedł pod prysznic.
Nie żeby mu się nie podobało, bo było dobrze. Aż za dobrze. Ale sam najpierw ich umoralniał, że nie po to tutaj przyjechali, żeby się zachowywali i co zrobił? Dał im się namówić. Chociaż w sumie to nie musieli się za bardzo starać. Po prostu się położyli i wszystko jakoś samo poszło.
Nawet nie wiedział jak bardzo brakowało mu tego, żeby ktoś w łóżku o niego zadbał. Mógłby przysiąc, że na ciele nadal czuje dotyk tej dwójki, a jego usta nieco spuchnęły od pocałunków, a później jeszcze ten szybki numerek z Liamem?
Na samą myśl o tym co miało miejsce parę minut temu robiło mu się gorąco, więc dla otrzeźwienia umysłu, umył się pod lodowatą wodą. Musiał wrócić na ziemię.
Nie był w żadnym programie telewizyjnym, gdzie uczestnicy mogli robić to, z kim tylko zapragną. Był w hotelu, w którym roiło się od przestępców, trupów i wielu niewyjaśnionych spraw, z czego on sam miał jedną do rozwiązania. Mało tego, za kilka godzin będzie musiał walczyć o życie, a nawet nie wiedział czego ma się spodziewać. Powinien być gotowy na wszystko.
Z takimi myślami zakończył swoją kąpiel i wrócił do tamtej dwójki, która już odprawiła swoją rutynę i teraz dusiła komara. Na całe szczęście, bo przynajmniej nie będą dyskutować, tak jak zrobili to po seksie, na temat miejsc w którym chcieliby się pieprzyć, ale byłaby to przesada. Liam wyskoczył z wieżą Eiffela, a Brett rzucił coś o kinie. Theo nawet nie zabrał głosu w tym temacie, bo było mu wstyd, że z takimi ludźmi się przespał.
Położył się w środku, bo jedynie tam się wcisnął. Jeden z drugim rozwalili się na całym łóżku, jakby sami na nim spali. Dobre tyle, bo przynajmniej nie będzie musiał szarpać się o kołdrę. Niezależnie, który z nich bardziej pociągnie ją do siebie, on zawsze będzie przykryty.
*
Tym razem Raeken nie obudził się w niezręcznej dla niego sytuacji. Za to po pokoju unosił się zapach tostów. Nie chciał nawet pytać skąd mają takie luksusy, po prostu usiadł przy stole i gwizdnął jednego z talerza.
— Mam układy z takim jednym co jeździ do sklepu. Robię mu listę, a on wszystko podstawia mi pod drzwi. — jednak Brett chyba wyczuł co chodzi mu po głowie — Ja się wolę stąd nie ruszać jak nie muszę.
— Mnie to bardziej zastanawia skąd masz na to pieniądze. — przyznał Liam z pełną buzią.
— Pookradałem parę ludzi w hotelu. — odparł Talbot popijając swoją herbatkę — No co? I tak już nie żyli, a tamci wyżej i tak klepią biznes na trupach.
Dwójka byłych kochanków nawet nie zapytała o jakim biznesie mówił blondyn. Doskonale wiedzieli jak cenne jest ciało ludzkie i co można z nim zrobić. Sprzedać w całości lub na części. Raeken już miał do czynienia w swojej pracy z kanibalami i innymi takimi.
Kiedy Brett o tym powiedział, przypomniał sobie o jednym, który trzymał w piwnicy serca, wątroby i nawet płuca. Chociaż widział już wiele, on nie był w stanie wejść do tamtego pomieszczenia i buszować w nim tak, jak robili do technicy zabezpieczający wszelkie dowody. Wycofał się na samym początku, jak tylko pozdejmowali wszelkie kłódki z metalowych drzwi.
— Ile Sean proponuje za taką robotę? — spytał Theo.
— Nie podał mi nigdy dokładnej stawki, mówił jedynie, że to dobry zarobek. — przyznał były antyterrorysta — Ale na samego siebie nie wydaję niewiadomo ile. No i za pokój jak wiecie, też dużo nie bulę. Dla mieszkańców nawet są zniżki, jakbyście kiedyś chcieli tu zamieszkać.
— Chyba podziękuję. — prychnął Dunbar — Wolę swoją małą kawalerkę.
— Kawalerkę? — zdziwił się Raeken — Co się stało z twoim dwupokojowym mieszkaniem z wielkimi oknami?
Tak naprawdę te mieszkanie nigdy nie należało do Liama, ale musiał coś wykombinować, bo nie chciał zapraszać Theo do siebie. Miał mało miejsca no i wstydził się swojego lokum. Nie wiedział jak zareaguje jego chłopak, kiedy zobaczy w jakich warunkach mieszka. Każdy jeden pokój Raekena wyglądał jakby stworzył go jakiś znany architekt. Wszystko ze sobą współgrało, miało ręce i nogi - czego nie mógł powiedzieć o swojej kawalerce, w której wiecznie coś się psuło i trzymało na słowo honoru, ale z pisania nie był w stanie sporo zarobić. Miał zbyt sporą konkurencję na rynku. Musiałby się jakoś przebić, a o to było naprawdę ciężko.
— No cóż. Jakby ci to powiedzieć.. — zaczął się denerwować — Poprosiłem mojego znajomego, żeby mi je pożyczył na parę godzin..
— Nawet z tym mnie okłamałeś?! — oburzył się detektyw.
— Nie powinieneś być zdziwiony po tym jak pierwszy pokazałeś mi swoje mieszkanie!
— Kurwa, Liam, czy ty byłeś chociaż raz szczery ze mną w jednej kwestii?!
Myślał, że wczorajszej nocy słowa Dunbara, miały jakiekolwiek znaczenie, ale zapewne powiedział to wszystko dlatego, że był napalony i tego nie przemyślał. Zapomniał, że tylko on, nawet idąc z kimś do łóżka, potrafił kłamać. Czyli nic się nie zmieniło, a on głupi myślał, że może jednak..
— To w końcu kurwa czy Liam? — wtrącił Brett — Poza tym nie krzyczcie na siebie. Te tosty zaraz będą zimne i już ich nie zjecie.
Talbot będąc w łazience, usłyszał jak oboje wyznali sobie miłość. Liczył, że rano będą się kochać jak dwa aniołki i będzie miał film romantyczny na żywo, ale nic z tego. Czy jest jakiś skuteczny sposób, żeby w końcu się dogadali?
Oboje się zamknęli i wrócili do jedzenia. Chociaż Theo w tamtej chwili najchętniej rzuciłby swoim tostem prosto w Liama. Wszystko w miarę wracało na dobre tory, a on teraz wyjeżdża mu z czymś takim? Może jeszcze się okaże, że Liam Dunbar nie nazywa się Liam Dunbar.
— O której ta mordęga się w ogóle zaczyna? — spytał Raeken patrząc na Talbota.
— Koło dwudziestej. Będziemy wiedzieć jak odetną nas od prądu, ale lepiej jakbyśmy zaczęli się przygotowywać po śniadaniu. Przeżyłem niejeden taki piątek, więc ten też przeżyję. — wzruszył ramionami — Dzień jak codzień.
— Może dla ciebie. — skomentował Dunbar.
— Jak będziemy jak jedno małżeństwo to nikomu się nic nie stanie. Chyba, że ktoś zechce wziąć z nami rozwód. — spojrzał na Theo — Żadnego działania w pojedynkę, jasne? Nie znasz tego miejsca tak dobrze jak ja, więc w ciemności przepadniesz.
— Zastanowię się nad twoją propozycją. — odpowiedział mu, a ten jedynie westchnął z irytacją — Nie jesteś moim szefem, żeby wydawać mi rozkazy. Może wczoraj było miło, ale to niczego nie zmienia. Ty nadal jesteś dla mnie obcym gościem, a on moim byłym.
— Nie byłbym tego taki pewien. To tak jakbyśmy się na siebie w pełni otworzyli. Was nie liczę, bo wy to już paręnaście razy ze sobą spaliście, ale nigdy nie robiliście tego ze mną.
Brett też zaczął się czuć dziwnie w ich towarzystwie. Poczuł do nich pociąg od pierwszego wspólnego trupa. Jeden i drugi był zarówno atrakcyjny, ale oni w duecie? To już w ogóle bajka. Oczywiście wolał nie mówić tego głośno, żeby nie wzięli go za totalnego kretyna, ale sam doskonale wiedział, że on im też nie jest zupełnie obojętny. Od paru godzin robili wszystko razem. Nawet zaczęli dzielić wspólnie łóżko. Gdyby była taka możliwość, rozważyłby z nimi dalszą współpracę. Chyba, że oni by nie chcieli. Wtedy pozostaliby w starym układzie. Oni robią swoje, on swoje i każdy idzie w swoją stronę. A co gdyby pieprzyć to wszystko i spróbować razem nowego życia? Talbot nie miał nic do stracenia.
*
W końcu cała trójka przygotowała się na noc oczyszczenia. Przy okazji zrobili powtórkę z rozrywki, ale tym razem to Theo i Brett zajmowali się Liamem. Tak na rozładowanie emocji. Raeken, który jeszcze wcześniej nie miał ochoty na tego typu zabawy, teraz nie przypominał siebie. On sam był pod wrażeniem tego, jak w zaledwie kilka godzin zmienił zdanie. Jakby ktoś kiedyś mu powiedział, że zgodzi się na trójkąta (i to dwa razy) to by go wyśmiał. Jeszcze gorsze, że naprawdę mu się spodobało. Wcześniej słuchając dwóch blondynów w barze, miał ochotę porządnie przyłożyć im w łeb, kiedy się tym zachwycali. Nie rozumiał co było takiego niezwykłego. Dopóki sam nie spróbował.
— Jak długo będziemy tu jeszcze siedzieć? —zaczął narzekać Liam wiercąc się — Niewygodnie mi.
— Doskonale znasz odpowiedź na to pytanie. — odparł Brett — Muszą kogoś zabić, wtedy dopiero gra się skończy.
Ukryli się pod łóżkiem. Mało sprytne miejsce, ale w każdym ze swoich pokojów ułożyli rzeczy pod kołdrą w ten sposób, żeby na pierwszy rzut wyglądało jakby spali. Później wrócili do pokoju Talbota i czekali. Akurat w tym samym momencie odcięto prąd, więc wybrali na to dobry czas.
— Chyba ktoś tu wchodzi. — powiedział Theo słysząc kroki, jednak, kiedy tylko powiedział to na głos, ucichły — Może..
— Żaden z was się stąd nie ruszy, dopóki na to nie pozwolę. — odezwał się Talbot nieco ciszej.
— Mój kochany przyjacielu. — na głos Seana cała trójka zamarła — Powiedziałem kiedyś, że cię zabiję i tym razem wybór padł na ciebie. Masz dwie opcje: otworzysz grzecznie drzwi, ja strzelę ci kulkę w łeb i po sprawie albo będziemy się bawić w kotka i myszkę, ale nie będę dla ciebie taki dobry jak cię dopadnę. Daję ci minutę z zegarkiem w ręku na podjęcie decyzji.
Żaden z nich nie przypuszczał, że tym razem to Ledger będzie bawił się w kosiarza. Może i było ciemno, ale oboje widzieli po minie Bretta, że on też tego się nie spodziewał. Jednak szybko wpadł wykombinował plan awaryjny:
— Jak tylko drzwi się otworzą to rzucę się na niego, a wy wtedy stąd spieprzajcie i nigdy więcej nie wracajcie do tego miejsca. Najlepiej to o nim zapomnijcie.
— I mamy cię zostawić z kimś takim? — oburzył się Liam — Mowy nie ma.
— Już raz go dopadłem. — przekonywał — Teraz będzie jeszcze łatwiej to zrobić.
— Sam pieprzyłeś, że mamy się nie rozdzielać. — zauważył Theo.
— To jest wyjątkowa sytuacja.
— No to my wyjątkowo zostajemy z tobą. — postanowił Raeken.
— Jak tu wpadnie to rozkurwi nas wszystkich. — w tym samym momencie Ledger próbował się dostać pokoju — Dołączę do was później. Bez obaw, tak łatwo się mnie nie pozbędziecie.
Brett szybkim krokiem ruszył do drzwi i zrobił tak jak powiedział. Pchnął mężczyznę na ziemię. Turlali się po całym korytarzu. Parę razy nawet Sean próbował w niego strzelić, ale cały czas pudłował. Talbot miał nadzieję, że tamta dwójka zdążyła się już wynieść, bo mógł przysiąc, że poza Ledgerem na korytarzu był ktoś jeszcze. Jednak zdawał się nimi nie przejmować i robić swoje.
— Myślałeś, że co? — w końcu Sean zyskał przewagę i przycisnął Bretta mocno do ziemi, dusząc go — Zapomniałem o tym jak mnie upokorzyłeś? Niestety jestem za bardzo pamiętliwy.
— I tyle czekałeś, żeby mnie zabić? — skomentował, próbując odciągnąć jego ucisk od swojej szyi — Sam się upokarzasz na każdym kroku. Nie jest ci nikt do tego potrzebny.
Talbot znalazł w sobie siłę, żeby zrzucić Ledgera z siebie i teraz to on był górą, a przynajmniej tak mu się wydawało. Dopóki nie poczuł pistoletu przy swoim brzuchu. Mógłby przysiąc, że przed oddaniem strzału Sean uśmiechnął się szeroko. Blondyn starał się udawać, jakby wcale go nie bolało, ale w tym samym momencie oberwał mocno w głowę pistoletem, a dodatkowo jeszcze obił się o ścianę przy upadku. Nie miał siły, żeby z nim walczyć, więc po prostu się poddał. Wiedział, że to już jego koniec. Przynajmniej ostatnie godziny życia spędził w doborowym towarzystwie i na samą myśl o tym aż się uśmiechnął, ale zaraz zacisnął zęby z bólu.
— Nieźle na tobie zarobię. — usłyszał głos Seana, ale już nie był aż tak wyraźny. Za to głośno i wyraźnie słyszał pisk w uszach, który tylko narastał — Nekrofile powinni być dumni, że upolowałem im taką sztukę.
W tym samym momencie padły też kolejne strzały. Brett zamknął oczy na sam dźwięk, bo był przekonany, że Ledger nie wyżył się wystarczająco i chce go wykończyć. Jednak Sean runął z hukiem na ziemię, a zaraz po tym usłyszał głośne kroki w swoją stronę, ale nawet nie miał siły sprawdzić do kogo należą. Cholernie kręciło mu się w głowie i czuł jak z sekundy na sekundę jest z nim gorzej. Dodatkowo ktoś jeszcze mocno chwycił jego ramiona i potrząsał, ale nawet nie mógł zaprotestować, żeby przestał. Zanim całkowicie stracił przytomność, pomyślał jeszcze o swoich kochankach. Czy nic im się nie stało? Czy oby na pewno zdążyli uciec z tego miejsca? Czy będą o nim pamiętali i o chwilach jakie razem przeżyli?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro