Rozdział 5
Liam jakby nigdy nic wrócił do pokoju Bretta. Zdziwił się widząc tą dwójkę siedzącą na łóżku w stosie kartek A4, które były czymś zapisane. Nad czymś głęboko debatowali, ale ciężko było mu wyłapać o czym rozmawiali, bo wszedł w trakcie ich konwersacji.
— Siema. — rzucił siadając obok nich biorąc pierwszą lepszą z ich notatek i zaczął czytać co jest tam napisane — Poszedł na dupy..
— Mówiłem ci, że nas zdradza. — Talbot uśmiechnął się szeroko, ale Raekenowi do śmiechu wcale nie było. Wyglądał na nieźle wkurzonego.
— Gdzieś ty kurwa był?! — wybuchł od razu — Chcesz żebym zszedł na zawał czy co?! Siwy włos mi się przez ciebie pokazał!
— Niby gdzie? — Dunbar zmarszczył brwi.
— W dupie. — prychnął — Na głowie, debilu.
— Ja nie widzę.
Li nie byłby sobą, gdyby jeszcze bardziej nie denerwował swojego byłego. Uwielbiał to robić. Uwielbiał patrzeć jak doprowadza go do szału. Mógłby nawet powiedzieć, że się tym jarał. Wtedy też w ramach przeprosin ciągnął Theo do łóżka. Seks na zgodę był jednym z jego ulubionych.
— Co ci do tego durnego łba strzeliło?! — pchnął go, a ten opadł plecami na łóżko słuchając jego wywodu — Wychodzisz sam, nie mówisz nawet gdzie i to jeszcze w takim miejscu. Myślałem, że cię zabili, rozumiesz?! Już szukam jednego gościa i tyle w zupełności wystarczy!
Dunbar uśmiechnął się lekko. Chyba jednak Raekenowi trochę na nim zależało. Nie przeżywałby tego tak bardzo, gdyby był mu zupełnie obojętny. Może jednak ich zejście jest bardziej prawdopodobne niż im się wydawało?
— Dobra, ale nie zabili mnie. Żyję, nie jestem trupem. Halo, widzisz? — zaczął machać mu ręką przed twarzą, a chłopak jedynie złapał go za nadgarstek, żeby przestał, ale zaraz go puścił.
— Jak nie uważam przemocy za rozwiązanie, tak teraz bym ci wpierdolił.
— Co tak ostro, siostro? — skomentował Brett, ale w tamtym momencie ta dwójka zdawała się nie przejmować jego obecnością.
— Możemy się posiłować na coś innego jak chcesz. — Dunbar poruszył znacząco brwiami.
Theo nawet nie był zdziwiony, kiedy chłopak wyjechał mu z takim tekstem. Doskonale wiedział, że nie chodziło mu o siłowanie się na rękę. Liam Dunbar sam w sobie był jednym, wielkim chodzącym podtekstem seksualnym. Detektyw nie poznał jeszcze człowieka tak zboczonego i wiecznie niewyżytego.
Nawet jedną ze swoich książek zadedykował wielbicielom bakłażanów i brzoskwini. Raekenowi nie chciało się wierzyć, że autor naprawdę miał na myśli to, co napisał. Tym bardziej, że był to kryminał z nutką erotyki w Saint-Tropez.
Nigdy tego nie przyznał, ale przeczytał każde, jedne arcydzieło, które napisał blondyn.
Czytanie to nie jego bajka, więc nigdy tego nie robił, ale z ciekawości chciał zobaczyć o czym pisze jego chłopak. Każdy pisarz ma dzieła, które lubi bardziej, a inne już trochę mniej. Liam uważał za porażkę swoją pierwszą w życiu książkę, ale według Theo była najlepsza.
Momentami nieco depresyjna, ale czego oczekiwać od głównego bohatera, który miał wizje, o śmierci osób, których nawet nie widział na oczy, ale znał ich imiona i nazwiska, a nawet wiedział gdzie mieszkają, tak po prostu znikąd. Później się jednak okazało, że jest chory psychicznie i ci wszyscy ludzie, byli jego ofiarami. Uświadomił mu to dopiero psychiatra, kiedy został złapany przez służby. Raeken nie spodziewał się tak dobrego zwrotu akcji, bo Dunbar napisał wszystko w taki sposób, że niczego się nie domyślił.
W późniejszych książkach już zaczął nieco fantazjować i wrzucał romanse do fabuły. Jeden bohater miał równie bogate życie seksualne co jego twórca, ale był od niego bardziej bezczelny. Koniec końców skończył ze swoim wrogiem w związku i przestał skakać z kwiatka na kwiatek.
— Posiłujmy się wszyscy. — zaproponował Talbot, a Raeken myślał, że zaraz wyjdzie z siebie. Jak nie jeden, to drugi zaczyna. I tak w kółko — No co?
— Wy jesteście oboje pierdolnięci. — podsumował ich Theo — Skoro już tak bardzo nie możecie wytrzymać to ja wyjdę, wy sobie dogodzicie i przestaniecie rzucać seksem na prawo i lewo, bo to już zaczyna mnie wkurwiać. Jakbyście zapomnieli to każdy z nas ma tu jakiś konkretny cel. Nie przyjechaliśmy się tutaj rżnąć.
— To ty masz jakieś brudne myśli. — skomentował Brett — Wiecznie tylko gadasz o pieprzeniu, a jak przychodzi co do czego to udajesz świętego.
— Mówiłem już jak bardzo was nienawidzę? Nie? To powiem to teraz: nienawidzę was, bo marnujecie mój czas. Może dawno byłbym w drodze do domu, ale nie. Wy sobie tutaj na wakacje przyjechaliście.
Talbot chciał powiedzieć, że w sumie to taki jest jego cel w tym hotelu, ale widząc minę Raekena - odpuścił sobie. Jeszcze jedno słowo, a raczej złość detektywa przerodziłaby się w furię. Niewielu już mu do tego brakowało.
— Chwilę temu chciałeś się dowiedzieć gdzie byłem. — pisarz już nie mógł wytrzymać ze śmiechu — Już ci się odwidziało?
— Nadal chce się dowiedzieć, ale chyba szybciej umrę niż.. — Dunbar bez słowa podał mu swój notes — Po co mi to?
— No zobacz. W sumie to oboje zobaczcie.
— Ja chyba podziękuję.
— Otwieraj to, a nie. — pogonił go Brett.
Theo przekartkował parę stron i znalazł tam jakieś wiersze miłosne. Liam chyba się domyślił, bo pospiesznie wyrwał mu swoje notatki i otworzył na odpowiedniej stronie, po czym znów mu go zwrócił. Talbot wspomniał coś o ładnym charakterze pisma, ale widząc jak Raeken się wciągnął, on też zaczął czytać.
— Powiesz nam w końcu kim jest ten cały Sean czy dalej będziesz ściemniał? — skomentował detektyw nie odrywając nosa od kartek.
— I przez ciebie nie wiem gdzie skończyłem. — blondyn również nie obdarzył go spojrzeniem.
— Jak mi nie przykro. — na te słowa, wyższy pyrgnął go lekko, a tamten nie pozostał mu dłużny.
— Bo zaraz wam go zabiorę. — zagroził Liam, a ta dwójka w końcu się uspokoiła i dokończyła lekturę w ciszy.
Nie wiedzieli nawet co mają skomentować. Nieodpowiedzialność Liama, który na własną rękę zdobył takie informacje czy same informacje przez niego zdobyte. Mieli jeszcze więcej pytań niż przed przeczytaniem tego.
Theo teraz mógł odrzucić swoje wcześniejsze przypuszczenia, że wszystko co mówiono o tym miejscu, było nieprawdą. Za to miał teraz nową teorię, którą postanowił się podzielić ze swoimi kompanami:
— To jest jakaś sekta. Ludzie sami z siebie się tu nie zabijają. Są do tego wytypowane osoby. Każda z nich odgrywa jakąś rolę. — mówiąc to spojrzał na Bretta — A jaką ty pełnisz w tym całym przedstawieniu? Jesteś z nami czy przeciwko nam?
— Ledger chce go zabić, a ty jeszcze masz jakieś wątpliwości? — wtrącił Liam — Tylko po co wtedy się do nas dosiadł? Nie rozumiem tego.
— Łatwiej byłoby zrozumieć, gdyby nasz ukochany antyterrorysta nam łaskawie wszystko wyjaśnił. — prychnął Theo.
Talbot w końcu się poddał i wrócił pamięcią do swoich czasów, kiedy jeszcze był po drugiej stronie prawa. Brett wyjaśnił im w skrócie, że Sean Ledger był jednym z najgroźniejszych przestępców w kraju. Chociaż nikt nie znał go pod tym nazwiskiem. Wtedy szukali Dana Bakera, a jeszcze później Franka Dallasa. Ledger był mistrzem kamuflażu. Zmieniał swój wygląd częściej niż kobiety podczas załamania nerwowego.
W końcu Brett go dopadł, a na pamiątkę po nim mężczyzna nosi przepaskę. Talbot w walce był brutalnym przeciwnikiem i wykorzystywał wszystko co tylko miał pod ręką. Oko zranił mu odłamkami stłuczonego lustra, a dodatkowo jeszcze próbował mu je nimi wydłubać. Uspokoił się dopiero jak jeden z jego kolegów z branży go odciągnął. Sean kiedy go opatrzono, a później przesłuchano, powiedział, że znajdzie i zabije tego gówniarza, jak tylko wyjdzie z więzienia. Co prawda dostał dożywocie, ale udało mu się uciec. Mniej więcej w tym samym czasie świat obiegła wieść, że Brett nie żyje, więc był przekonany, że nie spełni swojego życiowego celu.
Oboje byli w niemałym szoku, kiedy spotkali się w hotelu po raz pierwszy. Na początku nie wchodzili sobie wzajemnie w drogę. Dopiero później usiedli do wódki wspominając stare, dobre czasy. Ledger próbował namówić Talbota na rolę kosiarza, ale ten stanowczo mu odmówił. Może i oboje jechali teraz na tym wózku, ale Brett nie chciał mieć nic wspólnego z człowiekiem, który miał radość z tego jak wysadzał budynki pełne ludzi. Wciąż się nim brzydził, chociaż on sam też nie był niewinny.
Mimo wszystko, innym się wydawało, że ta dwójka się lubi i szanuje. Dlatego Brett nie wahał się użyć wielokrotnie Seana jako argument, kiedy coś nie szło po jego myśli. Dzięki tej znajomości też dowiedział się więcej niż chciał. Wiedział jak działał ten cały szemrany hotel i było to jeszcze bardziej popieprzone niż mogłoby się wydawać.
— I co? Tak trudno było nam powiedzieć prawdę od razu? — oburzył się Theo — Czy jest jeszcze coś o czym powinniśmy wiedzieć?
— To już będzie za dużo informacji na jeden dzień. — odparł Brett czując poniekąd ulgę, że w końcu to z siebie wyrzucił.
— Nie udawaj nagle, że się nami przejmujesz. A skoro już tak bardzo ci zależy, to chyba chcesz żebyśmy przeżyli jutrzejszy wieczór. Na pewno masz już opracowane co nieco. Wiesz kto i kiedy bierze w tym udział.
— No aż takiej wiedzy to ja nie mam, ale możemy obstawić kto będzie tym razem. Wyślą nowego, więc nasze szanse na przeżycie są naprawdę wysokie.
— Jak mogą być wysokie, skoro nic o nim nie wiemy? — zdziwił się Liam — To że jest nowy, nie znaczy, że może być jakiś głupi.
— Jeden gość chciał mnie zabić, a że celował do samego siebie to walnął samobója. — Talbot uśmiechnął się lekko na samo wspomnienie o tym — Przeżyjemy. Mówię wam.
— Wolałbym sam to ocenić, ale nie jest mi to dane, bo ktoś zataja prawdę. — przyznał Raeken.
— Tyle ile powiedziałem w zupełności wam teraz wystarczy. Powinniście się cieszyć, że usłyszeliście ode mnie cokolwiek.
Theo już nie miał siły na tego gościa, więc się poddał. Liczył, że Liam jakoś go przekona, żeby podzielił się wszystko co wie. Detektyw ułożył się wygodnie na łóżku i odwrócił się do nich plecami. Oczywiście nie miał co liczyć na swojego byłego chłopaka, bo zaczęli rozmawiać o wszystkim i o niczym. Dlatego nawet nie wiedział kiedy zasnął. Chyba po raz pierwszy w tym miejscu zamknął ze spokojem oczy. Nie żeby jakoś specjalnie się bał, ale przynajmniej nie był sam. Miał obok siebie tych głupków.
*
Nawet nie wiedział, kiedy się obudził, ale podejrzewał, że już dawno nastała noc. Chciał się przeciągnąć na rozbudzenie, ale poczuł ciężar na swoim ciele z jednej i drugiej strony. Nie musiał nawet otwierać oczu, by wiedzieć co miało miejsce. Jakimś cudem wylądował pomiędzy tą dwójką, ale o dziwo, nie przeszkadzało mu to. Było nawet całkiem miło.
— Miłości ode mnie chcecie czy czego? — spytał jeszcze nieco zaspany.
Na jego słowa oboje wybuchnęli głośnym śmiechem i od razu się od niego odsunęli na bezpieczną odległość, w razie, gdyby tamten się wkurzył i chciał ich stłuc.
— To aż takie zabawne było? — w końcu otworzył oczy, żeby spojrzeć na jednego i drugiego.
— Chcieliśmy zobaczyć twoją reakcję. — odezwał się Liam wycierając łzy, które zdążyły się pojawić na jego policzkach — Liczyliśmy, że spanikujesz i zaczniesz uciekać, a tu nic z tego.
— Leżę na środku pomiędzy dwoma debilami, czego się spodziewaliście?
— Dobra, w takim razie czas na plan B. — zarządził Brett.
Talbot objął go mocno od tyłu i zaczął składać pocałunki na jego karku. Liam z kolei wybrał sobie za cel jego usta. Raeken nie wiedział co się z nim działo. Nie miał pojęcia czy był bardziej mu się podobało czy przerażało go to, że nie chciał tego przerywać. Nie potrafił się im oprzeć.
Nie przypominał sobie, kiedy ostatni raz wylądował z kimś w łóżku, a co dopiero bawił się w takie rzeczy i to jeszcze ze swoim byłym i facetem, którego ledwo znali, ale nie mógł nic poradzić na to, że jeden i drugi był atrakcyjny. Na dodatek w jego typie: blondyn, niebieskie oczy, czego mógł chcieć więcej?
— Już skończyliście się wygłupiać? — spytał Theo, kiedy Liam się od niego odsunął, ale w tym samym czasie Brett chwycił jego twarz i musnął jego wargę, a zaraz po tym wsunął język do środka.
To było niezręczne, kiedy inny facet robił z tobą takie rzeczy przy twoim byłym, ale miał wrażenie, że Dunbara ten obraz podniecał, jego zresztą też. Raeken chciał znaleźć w sobie jakieś resztki rozumu i to przerwać, ale nie potrafił. Nie sądził nawet, że w tak dziwnym miejscu, może zrobić się mu gorąco, ale tak było.
— Widzisz? Wcale nie jest aż tak źle. — skomentował Liam, kiedy się od siebie oderwali — Ale decyzję zostawiamy tobie. Nie chcemy cię do niczego zmuszać.
— Otoczyliście mnie i niby mam jeszcze jakieś prawo wyboru? — rzucił oskarżycielsko Theo — Dobra, wygraliście, ale ostrzegam was. To będzie wasz najgorszy trójkąt w życiu.
— Czy to miało znaczyć, że się zgadzasz? — spytał Brett wsuwając rękę pod jego bluzkę, a tamten jedynie przytaknął — Nie musisz się bać. Wszystkim się zajmiemy.
— To wyjaśnia dlaczego jestem w środku. — odparł Theo, a tamta dwójka jedynie się uśmiechnęła — Jak powiecie komukolwiek, że byłem uległy w łóżku to was zabiję.
Raeken nigdy nie miał okazji być na dole, więc była to dla niego nowość. Dunbar kiedyś jak byli w związku próbował go namówić, żeby się zamienili, ale tamten stanowczo odmówił. Nie chciał pokazywać się z tamtej strony.
— To będzie nasz słodki sekret, piesku.
— Nazywanie mnie tak nie ma najmniejszego sensu, skoro.. — urwał, kiedy poczuł, że jego były dobiera mu się do spodni — Możecie chociaż bardziej się postarać, a nie od razu przechodzić do rzeczy? — westchnął ciężko ułatwiając Liamowi sprawę, a Brett w tym samym czasie pozbył się jego górnej części garderoby.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro