Rozdział 4
Mimo wszystko po przebudzeniu, kiedy oboje się ogarnęli, wstąpili do pokoju 215. Theo zapukał kulturalnie do drzwi, ale te się lekko uchyliły. Spojrzał na Liama, który jedynie wzruszył ramionami i pociągnął za klamkę wchodząc do środka. Brett już nie spał. Siedział na kanapie pijąc herbatę w swoim czarnym szlafroku.
Jego pokój był zdecydowanie największy jaki do tej pory widzieli. Poza wielkim łóżkiem sypialnianym, było miejsce też na kanapę, dwa fotele i całkiem spory stół. Poza drzwiami (prawdopodobnie do łazienki) miał te prowadzące do kuchni, a tak przynajmniej wskazywało na lodówkę, która kawałek wystawała, bo była na samym wejściu.
— Herbaty?
Brett chociaż zapytał to i tak nie poczekał na ich odpowiedź. Po prostu im nalał do eleganckich filiżanek. Nawet nie chcieli wiedzieć skąd ma taki komplet, bo wyglądał na dosyć drogi.
— Nie masz kawy? — spytał Liam ziewając.
Chociaż mówił, że nie zaśnie tej nocy to i tak jakoś zasnął. Co prawda nie spał za długo, bo wiecznie męczył Theo jakimiś pierdołami, żeby z nim porozmawiał, ale Raeken w końcu nie wytrzymał ze zmęczenia, więc Dunbar prowadził monolog długo ze samym sobą, aż w końcu przylgnął do niego, aby jakoś zmusić się do spania.
Blondyn planował obudzić się przed nim, żeby odsunąć się od niego na bezpieczną odległość tak, aby niczego nie podejrzewał, ale detektyw przysunął się jeszcze bliżej, a na dodatek mocno go objął. Jakby Liam chciał to byli na tyle blisko, że mógłby go pocałować. Nawet się do tego zbierał, ale w końcu tamten zaczął się przebudzać i spanikował. Kiedyś nie zastanawiał się czy Theo tego chce czy nie, po prostu chwycił go za twarz, a reszta przyszła sama. Teraz nie miał takiej odwagi.
— Nie praktykuje kawy o tej porze. — odparł ze spokojem i sięgnął po cukierniczkę — Ile słodzicie?
— Ja jestem sam w sobie jak cukier. — skomentował Dunbar, a Brett jedynie się uśmiechnął.
— Sypnij mi tak z pół łyżeczki. — odparł Theo siadając na fotelu, akurat wybrał dobre miejsce, bo przed nim leżała gazeta — Co to jest?
— Poczytajcie sobie. — Brett nawet na niego nie spojrzał. Był bardziej zajęty mieszaniem cukru, żeby dobrze się rozpuścił.
Liam chciał sprzątnąć detektywowi papier sprzed nosa, ale ten był szybszy. Jak zobaczył zdjęcie miłośnika herbaty to wiedział, że to będzie ciekawy artykuł. I tak też było. Brett Talbot, który jeszcze wczoraj krzyczał te wszystkie rzeczy o policji.. sam pracował w oddziale antyterrorystycznym. Niezła hipokryzja.
Pisali też, że po jednej z akcji nie wrócił, więc uznano go za martwego. Dopóki któregoś dnia nie wparował do siedziby SWAT i nie wymordował wszystkich wysoko postawionych ludzi. Znaleźli się odważni, którzy próbowali go powstrzymać, ale Brettowi nie zależało na ich śmierci. Zranił ich jedynie, żeby mógł uciec. Theo co nieco kojarzył sytuację, jednak nigdy się w nią nie zagłębiał.
Nie skończył końcówki o tym jak postępować, kiedy ktoś ma cenne informacje w jego sprawie, bo to akurat mało go obchodziło i przekazał gazetę Dunbarowi. Oczywiście Liam pierwsze co to zobaczył sumę pieniędzy, bo Raeken kątem oka widział jak zaświeciły mu się oczy, a dopiero później zabrał się do czytania od samego początku.
— Naprawdę tak po prostu wszedłeś i postrzelałeś im w łeb? — spytał Li, a Brett jedynie skinął głową w odpowiedzi — Gościu jak ty żyjesz bez wizyty u psychiatry?
— Dobrze, dziękuję. — Talbot jedynie otworzył na chwilę szufladę szafki nocnej z której prawie wszystko się wysypało, jednak widząc ich miny szybko ją zamknął — Nie biorę tego wszystkiego naraz. Chociaż raz to zrobiłem i to będąc tutaj. Aż wstyd mówić co się ze mną dzialo.
— Co dokładnie masz na myśli? — Theo nie był zdziwiony, kiedy jego były zadał to pytanie. Jedynie spojrzał na niego zażenowany i spróbował swojej herbaty. Chyba nigdy nikt nie zrobił mu jeszcze takiej dobrej. Zawsze była albo za słodka albo za mało słodka, a ta była w sam raz.
— Słyszałem głosy. Widziałem ludzi, którzy kopnęli w kalendarz. — zaczął wymieniać — Nawet spierdalałem przed swoim byłym szefem, który wiecznie mi powtarzał, że nie ucieknę i odpowiem za to co zrobiłem.
Jak Liam tylko usłyszał słowo głosy, zaraz się odpalił. Zaczął tłumaczyć, że to nie pierwszy raz, kiedy w tym hotelu ktoś się na nie skarżył i odpalać jakieś teorie spiskowe. Detektyw spojrzał na niego jak na idiotę i chciał już nawet powiedzieć, że zachowuje się jak jeden, ale przypomniał sobie, że gadulstwo to lekarstwo młodego pisarza na stres. Dlatego pieprzył od rzeczy. Zajmował głowę czymś innym, żeby nie wracać do tego co stało się na dachu. Brett chyba odnosił takie samo wrażenie, bo brnął w te głupoty dalej.
— A może będziesz chciał napisać książkę ze mną? — Dunbar wpadł na genialny pomysł — Opowiesz mi o swoich przeżyciach i w ogóle.
— Jego jakoś mogłeś zapytać o zdanie, a mnie postawiłeś przed faktem dokonanym. — Raeken nie wytrzymał — W czym ja jestem gorszy?
— Bo ludzie się zmieniają? A skoro już o tym mowa to nie przypominam sobie, żebyś był taki chętny na trójkąta jak ja ci proponowałem. — młody pisarz nie pozostał mu dłużny.
— Bo chciałeś żeby twój były chłopak brał w tym udział.
— To był mój były kochanek. — poprawił go.
— Wielka mi kurwa różnica.
— No jest różnica. Bo z innymi chodziłem do łóżka, a z tobą jedynym byłem w związku.
Theo nie uwierzył w jego wyznanie, ale naprawdę tak było. Liam rozkochiwał innych w sobie, a potem ich porzucał, ale z nim było inaczej. Dunbar myślał, że strzała Amora nigdy go nie trafi, ale tak się stało. Chciał, żeby spędzali razem każdą wolną chwilę. Chociaż często też szukał jakiejś wymówki, żeby się spotkać. Raeken nie był głupi, ale udawał, że niczego się nie domyśla, kiedy któryś raz z rzędu blondynowi „zepsuł się" samochód i potrzebował podwózki. Było dobrze tak jak było.
— Ilu to już od ciebie słyszało? — Theo jednak postanowił obrać rolę zimnego drania, żeby znów nie dać się złapać na jego czułe słówka. Wiele rzeczy, które kiedyś od niego usłyszał, nigdy nie miały żadnego znaczenia. Zostały rzucone na wiatr.
— A spierdalaj. — Liam niespodziewanie skierował się w kierunku wyjścia.
— Dokąd idziesz? Nie wypiłeś nawet herbaty do końca. — Talbot wyglądał jakby bardziej się przejął tym, że nie dokończył jego wywaru niż jakby tym, że tamten postanowił ich opuścić.
— Nie interesuj się, bo kociej mordy dostaniesz. — po tych słowach trzasnął drzwiami.
— Zaraz wróci. Już nie raz to przerabiałem. — odparł Theo widząc jak Brett na niego spogląda.
Jednak minął jakiś kwadrans i nie zapowiadało się, żeby chłopak wrócił.
— Zapewne poszedł do któregoś z pokojów. Liczy, że go znajdę i przeproszę. — Raeken już nie był taki pewny, kiedy to mówił — Ale się zdziwi, bo tego nie zrobię.
Po godzinie jednak uznał, że chyba Liam naprawdę nie żartował i nie ma zamiaru przyjść. Albo coś mu się stało. Detektyw nawet nie czekał na byłego antyterrorystę. Po prostu wstał, ale jednak blondyn postanowił mu towarzyszyć.
Zaczęli od pokoju Theo, ale go tam nie zastali. Dlatego postanowili pójść do Dunbara, ale oboje sobie uświadomili, że tak właściwie nie wiedzą w którym się ulokował. Pukali po piętrach, ale nie wszyscy im otwierali. Niektórzy jedynie spoglądali na nich, słuchali czego chcą i zamykali im drzwi przed nosem. Chcąc nie chcąc udali się do recepcji. Stała tam kobieta, którą Raeken widział pierwszego dnia tutaj.
— Jednak ma pan jakieś uwagi co do pokoju. — skomentowała, kiedy oboje podeszli do lady.
— Ja nie w tej sprawie. — przyznał wyjmując komórkę, żeby odkopać jakieś zdjęcie Liama, aby jej pokazać — Widziała może go pani dzisiaj?
— Dużo ludzi się tutaj przewija. — odparła niewzruszona.
— Dobra, zapytam inaczej. W którym pokoju znajdę Liama Dunbara?
— Nie mogę panu podać takiej informacji. Cenimy dyskrecję i bezpieczeństwo naszych gości.
Bezpieczeństwo. Ciekawe z której strony ten hotel jest bezpieczny? Bo nawet stojąc tutaj Theo nie czuł się ani trochę bezpieczny. Recepcja wydawała się być najgorszym miejscem tutaj. Niby ludzie byli zajęci sobą, ale czuł złą aurę, która unosiła się w powietrzu.
— Ledger nie będzie zadowolony jak usłyszy, że odmówiła mi pani pomocy. — wtrącił Brett, ale słysząc nazwisko jakie przywołał, bez słowa zajrzała do komputera. Chyba jednak Ledger nie był takim idiotą jak mówił wcześniej.
— Pokój 307. — odpowiedziała nawet na nich nie patrząc.
— Dziękujemy i życzymy miłego dnia. — Talbot poklepał swojego kompana po ramieniu i razem stamtąd odeszli — Wiem o co chcesz zapytać, ale sobie daruj, bo i tak ci nie odpowiem. — skwitował, kiedy tamten tylko otworzył usta — To są moje sprawy i nie będę nikogo do tego mieszał.
— Powiedzieliśmy ci praktycznie wszystko, a ty chcesz mieć przed nami jakieś tajemnice?
— Nie prosiłem was o to. Sami to zrobiliście.
Theo już więcej się do niego nie odezwał. Po prostu poszli w kierunku pokoju, który wskazała recepcjonistka. Drzwi były zamknięte, ale Raeken nie miał zamiaru tak łatwo odpuścić i zaczął w nie kopać. Talbot widząc jak nieumiejętnie to robi, powstrzymał go od ostatniego kopnięcia i wtrącił mu się w robotę.
— Widzę, że stare nawyki z ciebie nie wyszły. — odparł detektyw, kiedy Brett za pierwszym razem otworzył drzwi i chciał wejść do środka, ale tamten powstrzymał go ręką, a drugą wyjął broń.
Ostrożnie wszedł do pokoju, machając przy ty spluwą. Starał się przy tym robić wszystko cicho. Kiedy upewnił się, że jest pusto - sprawdził jeszcze łazienkę, ale też nikogo tam nie znalazł. Dopiero wtedy pozwolił Theo wejść do środka, ale Liama niestety tam nie było. Co w ogóle nie polepszało tej sytuacji, bo nie mieli żadnych pomysłów w które miejsce mógłby się udać.
— Był tutaj. — skomentował Raeken grzebiąc po szafkach — Nigdzie nie ma tego pierdolonego notesu.
— Notesu? — zdziwił się Talbot.
— Pisał tam wszystkie rzeczy jakich się dowiedział, żeby później je posklejać w jedną całość. — wyjaśnił — A co jeśli on dowiedział się czegoś więcej niż my i poszedł to sprawdzić na własną rękę?
— Myślisz, że miałby na to ochotę po tym jak pobrudził sobie rączki krwią? Może po prostu się wyniósł? Wziął tylko najważniejsze rzeczy i tyle.
*
Dunbar może nadal nie mógł wyrzucić z głowy całej akcji z dachu, ale uznał, że w ramach terapii po prostu się schowa i napisze w swoich notatkach jak bardzo na siebie jest zły. Nie chciał, żeby ktokolwiek mu przeszkadzał, więc wybrał jedno z miejsc, które odkrył, kiedy „czekał" na Theo. Wielka sala, zrobiona coś na rodzaju konferencyjnej. Z ogromnym drewnianym, prostokątnym stołem. Krzesła każde z innej bajki. Po biurowe aż po barowe. W żadnym stopniu nic do siebie nie pasowało, ale miało to swój urok. Wszystko oświetlone było przez wielkie żyrandole glamour, przyozdobione kryształami. Wyglądały jakby ktoś ukradł je z pałacu. Mieniły się złotem, ale raczej nikt nie zawiesiłby ich w takim miejscu, gdyby można byłoby dostać za nie fortunę.
Trochę się pokręcił po wielkiej hali. Pooglądał różne obrazy, ale nie znał się na malarstwie, więc szybko sobie odpuścił próbę jakiejkolwiek ich interpretacji. Jedynymi rzeczami (według niego) nad którymi warto było dłużej przysiąc i pomyśleć były te zapisane na papierze.
Co prawda na pierwszy rzut oka, nikt by nawet nie przypuszczał, że blondyn może w ogóle mieć takie zainteresowania, ale poza fascynacją znalazł w tym ukojenie. Kiedy coś szło nie tak, po prostu odcinał się od rzeczywistości na parę dni i to co chciałby wykrzyczeć całemu światu, ubierał inaczej w słowa. Jednak kiedy on i Theo się rozstali, nie potrafił tego zrobić. Nie wiedział jak opisać to jak bardzo mu go brakowało albo i nawet nie chciał dopuścić do siebie tej myśli. Miał nadzieję, że Raeken kiedyś mu wybaczy i wszystko będzie tak jak dawniej. Ale nic takiego się nie stało. Chociaż chciałby wierzyć, że jest jeszcze dla nich jakaś szansa.
Wystraszył się kiedy usłyszał jak otwierają się drzwi, ale przypomniał sobie, że przecież nikt nie będzie chciał specjalnie przeciskać się przez te wszystkie graty, żeby dojść do pustej szafy. Całe te zbiorowisko stało na samym końcu pokoju. Odkrył je, kiedy pospieszne postanowił się schować słysząc kroki w swoją stronę, które były coraz głośniejsze. Wtedy też usłyszał parę ciekawych rzeczy padających z ust pewnego mężczyzny podczas jego rozmowy przez telefon. Planował zabić Bretta, bo zaczął mu przeszkadzać. Mógłby przysiąc, że to był dokładnie ten sam, co wczoraj dosiadł się do ich stolika. Wtedy jeszcze nie wiedział o kim dokładnie mówił i kim był, ale przypomniał sobie o tym czytając gazetę do porannej herbaty.
— Słyszałeś co się wczoraj stało? — spytał Sean, prawdopodobnie nie był sam skoro w ogóle się odezwał.
— Ta. — tego głosu jeszcze nie słyszał. Kompan Ledgera wydawał się być znudzony jego towarzystwem, a przynajmniej tak brzmiał — I co z tego?
— Ten frajer był naszym celem na piątek, a ścięli go przecież wczoraj w środę.
— To może nowy się wyłamał. Powiedzcie mu, żeby sobie nie robił samowolki i tyle.
— Rozmawiałem z nim. Był poza hotelem i wrócił dopiero gdzieś po północy.
— To co on robił tyle czasu? Pilnujesz go tak, jak ci kazałem?
— Czy kiedykolwiek cię zawiodłem, szefie? — zapadła długa cisza — To skąd to nagłe zwątpienie?
Liam zaczął zapisywać swoje teorie spiskowe, a ta dwójka nadal rozmawiała o interesach. Dunbar starał się też wyłapywać dosyć istotne fragmenty, które mogłyby się na coś przydać. Jednak nie potrwało to zbyt długo, bo wleciała jakaś kobieta, że ma pilną sprawę i to nie może poczekać. Cała trójka wyszła, ale blondyn i tak wolał chwilę odczekać, żeby się upewnić czy aby na pewno został sam. W końcu postanowił wyjść z ukrycia, ale czekała go jeszcze długa przeprawa przez duperele tu zgromadzone.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro