Rozdział 2
Perspektywa Hope
Otwieram powoli oczy i natychmist je zamykam, ponieważ jasne światło mnie rani.
Po krótkiej chwili znowu próbuję i mój wzrok przyzwyczaja się do światła.
Rozglądam się po pomieszczeniu i okazuje, się że jestem w jakieś sali szpitalnej.
Tylko ta sala jest bardziej ulepszona i czystsza.
Po chwili dociera do mnie, że grupa tych przebierańców przecież mnie uratowała.
I ten blondyn pewnie mnie tu przyniósł.
Próbuję wstać, ale na początku mi się nie udaję i ból przechodzi przez moje ciało i do tego suchość, w gardle daje o sobie znać.
W końcu udaję mi się wstać, odczepiam od siebie jakieś dziwne kabelki i staję na równe nogi.
Na początku tracę grunt pod nogami i upadam robiąc przy tym nie mały hałas.
Podnoszę się i do sali wbiega jakieś brunet.
W jego piersi coś dziwnie świeci, a sam wygląda na zmęczonego.
-Wreszcie się obudziłaś- wzdycha.
-Kim jesteś i co ja tu robię? -pytam z nie ukrywalną wrogością w głosie.
-Nazywam się Tony Stark i zostałaś przez nas uratowana-odpowiada brunet.
-Ile tutaj jestem?-pytam sceptycznie nastawiona do nowego otoczenia.
-Leżysz tutaj od jakiś 3 miesięcy- wyjaśnia.
-Mrgh- chcę coś powiedzieć, ale przez szok na mojej twarzy wychodzi tylko jakiś bełkot.
-Nie wiarygodne, że tuż po obudzeniu udało ci się tak szybko wstać- zdziwił się Tony.
-Taa-odpowiadam nie chętnie obdarzając go spojrzeniem.
I tak im nie ufam.
-Okay, skoro dobrze się czujesz przedstawię cię reszcie-powiedział wesoło Stark podając mi butelkę wody i prowadząc to wyjścia- ale najpierw musisz się przebrać.
Razem z brunetem opuszczamy salę szpitalną i udajemy się długimi jasnymi korytarzami do jakiegoś innego pokoju.
Trafiamy pod jedne z drzwi na których jest napisane Hope.
-Oto twój pokój, rozgość się- mówi brunet zachęcając mnie do wejścia do nowego pomieszczenia.
Nie pewnie zaglądam do pokoju i oniemieje.
Pokój jest urządzony na czarno-czerwono z białymi dodatkami.
Po prawej stronie stoi duże dwuosobowe łóżko z milionem poduszek i mała szafeczką obok.
W pokoju znajduję się także ogromna szafa, drzwi najprawdopodobniej do łazienki, biurko i półka z książkami.
Pokój jest naprawdę piękny, nie to co w HYDRZE obdarte ściany i brudne łóżko.
-To wszystko dla mnie?-pytam z niedowierzeniem.
-Jasne-odpowiada Tony z uśmiechem na twarzy.
-Yyym... d-dziękuję...-zmuszam się do powiedzenia czegoś miłego.
Chodź, wiem że i tak na to nie zasługuje.
-Nie ma sprawy, a teraz idź się wykąp,ubierz, a ja będę tu czekał-powiedział brunet i oparł się o ścianę zagladając w telefon.
Przytakuję i wchodzę do pokoju zamykając za sobą drzwi i udając się do łazienki.
Podobnie jak pokój jest w czerni i czerwieni.
Znajduję się w niej ogromna wanna i duże lustro.
Podchodzę do lustra i moja twarz wykrzywia, się w grymas uśmiechu.
Widzę w lustrze niebieskooką dziewczynę z czarnymi rozczochranymi włosami i pełnymi malinowymi ustami.
Przez treningi mam atletyczną budowę ciała i kobiece atuty więc nie ma, się co martwić o nadwagę.
Chodź będę musiała ostro poćwiczyć.
Ściągam z siebie bluzkę z długim rekawem i rękawiczki, a potem także spodnie.
Teraz, w pełnej okazałości widać moją metalową rękę.
Wspomnienia powracają do mojej głowy i samotna łza spłyta po policzku.
Jednak szybko ją ścieram odganiając złe myśli i wchodząc do wanny z ciepłą wodą.
Kompiel zajmuję mi nieco ponad 20 minut, po tym czasie wychodzę do pokoju i kieruję, się w stronę szafy otwierając ją na oścież.
Znajduję się tam mnóstwo różnych ubrać od eleganckich sukienek po zwykłe dresy.
Ja wybieram czarne spodnie z wysokim stanem i bluzkę z krótkim rękawem, też czarną.
Nie będę zakrywać ręki bo, w końcu i tak kiedyś by się o niej dowiedzieli.
Przed wyjściem wiąże jeszcze włosy, w kitkę i ubieram czarne trampki znalezione w szafie.
Wychodzę z pokoju i odrazu widzę nadal opierającego się o ścianę Tonego.
Gdy tylko podnosi głowę lustruję mnie mnie wzrokiem jego oczy padają na moją metalową rękę.
Jego twarz jest tak zaskoczona jakby miał zaraz wyskoczyć z okna.
-Jakim cudem ja tego wcześniej nie zauważyłem?-pyta zdezorientowany wskazując na moja metalową rękę.
-Nie wiem może poprostu jesteś głupawy-podpowiadam złośliwie.
-Ha ha ha bardzo śmieszne- mówi sarkastycznie- chodź bo nam wszyscy uciekną.
Przewróciłam z poirytowaniem oczami i poszłam za brunetem, w nieznanym mi kierunku.
Pobyt tutaj będzie jednym znajciekawszych zajęć jak do tej pory.
Perspektywa Tonego
Gdy dziewczyna się obudziła i ku mojemu zaskoczeniu czuła się dobrze zaprowadził ją do jej nowego pokoju i kazałem iść się ogarnąć.
Po 40 minutach wreszcie wyszła ze swojego pokoju i musze stwierdzić, że dobrze wygląda w tych spodniach.
Podkreślają jej atuty, ale co najważniejsze ona ma metalową rękę
Jakim cudem tego nie zauważyłem to nie wiem, ale w tamtej chwili miała rację musiałem być głupawy i mocno zapracowany żeby tego nie spostrzec.
W końcu praca superbohatera jest ciężka, ale jest plus może Bucky wreszcie pozna kogoś podobnego do siebie.
Trzeba ich ze sobą połączyć (haha Stark prywatna sfatka~autorka).
Perspektywa Hope
Po przejściu parenastu korytarzy i zjechaniu windą, w dół wreszczie jesteśmy na miejscu i wchodzimy do dużego salonu.
Znajduje się tam dużą kanapa zajęta przez ludzi którzy mnie uratowali, fotele, na których też ktoś siedzi,wielki telewizor stolik do kawy; a po lewej stronie stoi barek z różnego rodzaju alkocholami i wszystko jest nowocześnie urządzone.
Jak wcześniej wspomniałam na kanapie i fotelach ktoś siedział.
Zmierzałam, w tamtą stronę razem ze Starkiem.
Okazało się, że na kanapie kolejno siedzą niebieskooki blondyn, który mnie wtedy uratował, rudowłosa kobieta, ciemonskóry facet i jakaś brunetka.
Na fotelach znajduję się facet w okluarach, który wygląda jak doktor i jakieś czerwony android.
Poprostu wspaniała ekipa.
-Moi drodzy to jest właśnie Hope i dokładnie godzinę temu obudziła się ze swojego 3 miesiecznego snu-przedstawił mnie głośno Stark i wszyscy jak jeden mąż odwrócili, się w moją stronę.
-Yyym... Cześć wam- witam się zakłopotana.
Wszyscy poderwali się z miejsca i podeszli do mnie szybkim krokiem.
Pierwszy był przy mnie niebieskooki.
-Dobrze się czujesz? Boli cię coś? - spytał zmartwiony blondyn.
-Nie, nic mi nie jest-powiedziałam zdezorientowana.
Dobrze, że mam rękę z tyłu bo pomyśleliby, że to przez nich.
-To dobrze, tak wogóle to jestem Steve Rogers-podał mi rękę niebieskooki.
Nie chętnie odwzajemniłam uścisk blondyna- Hope Smith.
Następnie podeszła do mnie rydowłosa kobieta.
-Natasha Romanoff- przedstawiła się dziewczyna z lekkim uśmiechem na twarzy.
Po niej była brązowowłosa.
-Wanda Maximoff- uścisnęła mi rękę dokładnie lustrując mnie wzrokiem z poważną miną.
Potem przyszł kolej na ciemnoskórego mężczyznę i faceta w okluarach.
Dowiedziałam się, że ciemonskóry to Sam Willson, a ten w okularach to Dr.Bruce Banner.
Na koniec został czerwonoskóry, który faktycznie jest androidem i nazywa się Vision.
Patrząc na nich można stwierdzić, że są dosyć nie typową grupą.
-Skoro wszyscy znają już Hope to może opowiesz coś o sobie-zaproponował Tony.
-Nie będzie tego za dużo, ale okay-powiedziałam znudzona.
Bruce ustąpił mi miejsca na fotelu żeby, każdy miał na mnie dobry widok.
Chowając swoją rękę za plecy usiadłam na fotelu, a reszta na kanapie lub poprostu stali.
-No, więc nazywam się Hope Smith i gdy miałam 14 lat HYDRA zabiła moich rodziców. Potem trafiłam pod opiekę wujostwa i w wieku 18 lat wyszłam z domu wkurzona i dopadli mnie po 4 latach. Zabrali do tej ich bazy i zrobili ze mnie potwora.
Marionetkę na posyłki i do brudnej roboty.
Na jednej z misji w wyniku zakażenia straciłam rękę i teraz mam to- wyjełam za pleców metalową rękę, a na ich twarzach zagościł mocne zdziwienie-tak wiem dziewczyna z metalową ręką to niecodzienny widok. No i ostatnio mijała 4 rocznica moich męczarni, ale uratowaliście mnie wy. I nie często to mówię, ale dziękuję wam za to...-skończyłam i spojrzałam na ich twarze na, których malowało się współczucie.
-To straszne, ale czego HYDRA chciała od twoich rodziców?-spytała zdziwiona Romanoff.
-Byli agentami S.C.H.I.E.L.D i najwiekszymi wrogami HYDRY- powiedziałam zapatrzona w okno- umarli w sposób, w który zawsze pragneli czyli, w walce.
Nagle, w salonie zapanowała okropna cisza.
Nikt nie wiedział, co powiedzieć aż, w końcu odezwał się Stark.
-Dobra, koniec tych przygnebiajacych tematów lepiej opowiedzmy jej coś o sobie, nas przecież nie zna- zaproponował.
Reszta przytaknęła i zaczęły się długie historię o ich życia.
Chodź nie zawsze wesołe to zazwyczaj kończyły się dobrze czułam że po jakimś czasie będę mogła im zaufać.
Wiadomo, nie wszystko musi się odrazu wydarzyć.
Najpierw ja muszę wykazać jakieś chcęci, tak samo oni...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro