Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~43~

  Te dwa miesiące minęły jak kilka dni. Nim się obejrzeliśmy już szykowaliśmy się z zespołem na wyjazd. Zostały nam jedyne dwa dni, a potem wyjazd na kolejne kilka miesięcy. Poznaliśmy całą listę koncertów na naszej trasie i szczerze muszę przyznać, że na szczęście jest ich mniej niż miało być, kiedy byliśmy supportem 5 Seconds Of Summer. Na sam początek startujemy z Europą, potem Stany Zjednoczone i na koniec Azja i Oceania.

Wpakowałam kolejne koszulki do walizki, która znajdowała się na łóżku, gdzie leżeli także Luke z Sammym. Psiak spał oparty głową o brzuch blondyna, za to ten ze skupieniem wpatrywał się w to co robię.

- Nie wierzę, że teraz znowu wyjeżdżasz - powiedział po raz kolejny.

- Powtarzasz się Luke - mruknęłam cicho - Poradzicie sobie przecież sami.

- Ja tak, ale nie ty - przeniosłam wzrok na jego oczy, które patrzyły na mnie ze zmartwieniem.

- Czy ty coś sugerujesz?

- Nie o to mi chodzi Chriss - westchnął i pogłaskał psa za uszami - Dokładnie chodzi mi o to jak wcześniej się zachowywałaś, kiedy nas nie było.

- Ja rozumiem, że się martwisz, ale nie masz o co. Było minęło, nie odwali mi znowu.

- Mam taką nadzieję młoda - a ja spojrzałam na niego znudzonym wzorkiem - No co? - oburzył się.

- Nic Hemmings - westchnęłam i wróciłam do pakowania.

***
Ciągnęłam swoją walizkę, w której miałam najważniejsze rzeczy kierując się w stronę drzwi. Postanowiłam się nie malować ani ubierać jakoś specjalnie, tylko tak, żeby było mi wygodnie. Stanęło na zwykłych szarych dresach, koszulce na ramiączka i starych zniszczonych trampkach. Spojrzałam w lustro i związałam włosy byle jak w kucyka. Przyglądając się mojemu odbiciu słyszałam jak Ashton chodzi z pokoju do pokoju na górze, a w tym czasie Luke schodził po schodach i podszedł do mnie. Przytulił się do moich pleców i schylił, żeby ułożyć swój podbródek na czubku mojej głowy. Wtuliłam się plecami w niego i spojrzałam do góry.

- Co jest? - zapytałam.

- Jedziesz - odpowiedział wymijająco.

- To sama wiem Luke.

- Nie będzie cię ponad rok.

- Nie przesadzaj, tyle to nie - powiedziałam z uśmiechem - Ale przecież będę miała przerwę - zaczęłam wymieniać - ty możesz do mnie przyjechać, będziemy w kontakcie.

- Ale to nie to samo, jak mieć cię codziennie - pokręcił głową.

- Ale to nie problem dla nas. Prawda? - upewniłam się.

- Prawda - cmoknął mnie w skroń.

- Zakochani ruszcie tyłki, za niedługo musimy być na lotnisku - krzyknął Calum wychodząc z kuchni.

- Odezwał się ten, który nie jest zakochany - prychnął cicho blondyn, na co zachichotałam.

- Słyszałem to! - oburzył się - Nie jestem pewny tego uczucia do niego - powiedział ciszej do nas, żeby nikt poza nami tego nie usłyszał.

- Jak to nie jesteś pewny? - spojrzałam na niego wielkimi oczami.

- Po prostu, okej? - wzruszył ramionami.

- Jak... - nie dokończyłam, bo położył mi swoją dłoń na moich ustach. Kiedy zauważył mój zdezorientowany wzrok wskazał dyskretnie na schody, gdzie pojawił się mój brat uśmiechający się od ucha do ucha.

- No to idziemy? - zapytał podchodząc do naszej trójki.

- Jasne - odpowiedział Hemmings, a ja odsunęłam się od nich, by chwycić moją torebkę.

- Gdzie Michael? - objął jedną ręką Caluma i przyciągnął do siebie.

- Siedzi w samochodzie z Sammym znając życie.

- Okej, to idziemy.

***
Kolejny raz przechodziliśmy przez lotnisko, które oblegane było przez ludzi. Także przez fanki chłopaków, nie wiem skąd mogły wiedzieć, że tu będą albo są. Najwięcej jednak było ich przed wejściem, przez co zmuszeni zostaliśmy do przejścia z ochroniarzem, który próbował przedrzeć się pomiędzy nimi.

Poprawiłam torebkę, która zsunęła się z mojego ramienia i spojrzałam do tyłu gdzie Luke szedł z moją walizką. Dobrze, że nie wpadł na pomysł zostawienia jej gdzieś po drodze, czy oddania jakieś fance. Większą część ubrań, kosmetyków i innych rzeczy mam spakowaną gdzie indziej, ale tu są naprawdę niezbędne rzeczy. Niby i tak bardzo potrzebne, ale miejsca zajmują.

Widząc Jamesa, który uśmiecha się szeroko na myśl trasy, sama zaczynam się przekonywać. Jednak mam to wrażenie, że nie mam siły, ale widząc osoby, które naprawdę na nas czekały zmienia się to nastawienie. Na szczęście Sammy jedzie z nami i będzie nas wspierał podczas drogi, jak i przed koncertem czy po. David śmieje się, że jak będę potrzebować, się przytulić do Hemmingsa to mogę do psa. Jednak coraz bardziej przyłapuje siebie nad myśleniem o tym jak Sammy jest podobny do Muffina. Ale teraz naprawdę dziękuję Luke'owi, że jednak postawił na swoim i przyniósł zwierzaka do domu.

- O czym myślisz? - zapytał Ashton trącając mnie swoim ramieniem.

- O wszystkim i niczym - westchnęłam - Szczególnie o Sammym. Jak myślisz da sobie radę w tej klatce?

- Spokojnie Chrissy, da sobie radę. Ty się tym nie przejmuj już nie przejmuj.

- Ash to jednak pies, który musi lecieć samolotem pierwszy raz w życiu - spojrzałam na niego, a on się zatrzymał.

- Przestań - powiedział i złapał mnie za ramiona i potrząsnął nimi - Jak na razie przejmij się tym, że Hemmingsa nie ma i w tym też twojej walizki.

Zmarszczyłam brwi i odwróciłam głowę w stronę gdzie Luke powinien stać lub przynajmniej siedzieć, ale jego nigdzie nie było. Przeklnęłam pod nosem i zaczęłam go szukać. Ashton i reszta chłopaków usiedli na krzesłach, które znajdowały się pod ścianą. Z ich min mogę wywnioskować, że byli dość rozbawieni zniknięciem Hemmingsa i mojej walizki, nie to co ja.

Kolejny raz obejrzałam się po lotnisku i w pewnej chwili zauważyłam blond czuprynę, która odznaczała się swoim wysokim wzrostem. Szybko pognałam w jego stronę i starałam się nie zgubić go z pola wzroku. Kiedy już do niego dotarłam zauważyłam, że na szczęście ma moja walizkę, więc czym prędzej wyrwałam mu ją z dłoni i uderzyłam go w ramię.

- Możesz przestać opóźniać nasz wyjazd? - zapytałam lekko podniesionym głosem.

- Ale ja nic nie robię Irwin - wzruszył ramionami i podał mi kawę, którą trzymał w ręce.

- Skąd to masz?

- Kupiłem, wiem jak bardzo lubisz pić kawę przed wylotem - chciałam już coś powiedzieć, ale ten uniósł jeden palec do góry i dodał - Pamięta się.

- Dobra chodź już - mruknęłam i napiłam się napoju.

***
Usiadłam wygodnie w fotelu i spojrzałam w bok na Jamesa, który ściągnął słuchawki na kark. Zaraz będziemy startować, a jakiś czas temu pożegnaliśmy się z Ashtonem i resztą. Luke nie chciał mnie puścić, że swoich ramion, przez co Calum musiał go odciągnąć. Nie wiem, dlaczego on aż tak bardzo nie chce, żebym wyjeżdżała, ale to dość miłe. Szczególnie to jak widzę, że naprawdę się stara i nie odpuszcza. Teraz to od niego będzie zależeć, czy przyjedzie do mnie, czy nie.

- Dlaczego go nie wzięłaś? - zapytał David.

- Nie wiem - wzruszyłam ramionami - Może lepiej, żeby dopiero później przyjechał? Albo w ogóle?

- Musi przyjechać i to na pewno to sama wiesz. Znając ciebie od razu ci się poprawi jak będziesz miała doła, czy te swoje humorki.

- Te humorki nazywają się okresem i nie mam ich - oburzyłam się.

- Jasne - prychnął rozbawiony.

- No tak, więc o co ci chodzi - przewróciłam oczami.

- O nic Chrissy - westchnął i pokręcił głową.

- Jak o nic to idę słuchać muzyki - wskazałam na słuchawki, które wyciągnęłam z kieszeni.

Włożyłam kabel do telefonu, a chwilę później usłyszałam pierwsze nuty piosenki „Good Times" od All Time Low. Przymknęłam oczy i ułożyłam głowę na oparciu fotela. Zaczęłam myśleć o tym wszystkim i doszłam do jednego wniosku - muszę postarać się, żeby nasi fani bawili się jak najlepiej.  

~~~~~~~~~~~~~~~
Dobry wszystkim.

Przepraszam, że nie było rozdziałów znowu tak długo, ale po prostu miałam tak czas zawalony, że to się w głowie nie mieści.

Wczoraj tak w ogóle miałam urodziny i kiedy byliśmy w Monte Carlo z obozem, to takie trzy dziewczyny, które poznałam minutę po północy zaczęły śpiewać na całą ulicę "sto lat" i reszta się dołączyła, nie wiedząc o co chodzi. Pierwszy raz ktoś coś takiego dla mnie zrobił heh.

Ale wracając jestem aktualnie we Włoszech i wracam już do Polski, więc postaram się przez te 24 godziny, które spędzę w autokarze napisać kilka rozdziałów na zapas.

Opowiem wam zabawną sytuację, która spotkała mnie w Barcelonie. No bo pilot mówił, że wysiadamy no to spoko, drzwi były otwarte, więc wyszłam jako pierwsza na dwór. Ja poprawiam worek na plecach i patrzę, a tu nikt nie wysiada więcej i drzwi od autokaru się zamykają. Ja takie krzyczę "kurwa", ludzie się na mnie patrzą jak na idiotkę i zaczynam biec za autokarem, który sobie odjechał. Dogoniłam go kawałek dalej o z tego co słyszałam to ludzie z tyłu autokaru mieli dobry ubaw ze mnie :')

Zanudziłam was notatką pewnie, więc do następnego xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro