Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~42~

  Ten tydzień odkąd pojawił się Sammy minął w mgnieniu oka, w porównaniu do poprzednich. Nawet Ashton z Calumem przestali być aż tak bardzo sceptycznie nastawieni do zwierzaka. Za to Michael można powiedzieć, że zakochał się w nim. Zawsze, kiedy przesiadywał przed konsolą czy laptopem pies mu towarzyszył. To przyniósł mu to co chciał albo pomagał dokonać wyborów, które w większej części były trafne. Luke przestał znikać w ciągu dnia i praktycznie spędzał ze mną całe dnie. A ja próbowałam wmówić sobie przez ten tydzień, że Sammy to nie Muffin i nie opuści nas tak szybko.

Kiedy minął równo tydzień i jeden dzień siedziałam z Sammym na tarasie. Przeglądałam wiadomości od menadżera, który oznajmił mi, że trasa może zacząć się wcześniej niż myśleliśmy. Nie wiem, dlaczego mu aż tak bardzo zależy, żeby jak najszybciej wyjechać. Jednak zorganizowanie aż tak dużego wydarzenia potrzebuje czasu, prawda?

- Miły widok - moje myśli przerwał głos Hemmingsa, który usiadł obok mnie.

- Niczym się nie różni od innych - wzruszyłam ramionami i pogłaskałam psa za uszami.

- Różni Chrissy. W twoich oczach widać to coś, czego nie było już od dawna.

- Czegoś, czyli tak zwanego szczęścia? Jak to mi wcześniej James określił?

- Tak - pocałował mnie w policzek - Właśnie tak. Miło widzieć Cię znowu uśmiechniętą i pełną życia jak wcześniej.

- Niech zostanie - powiedziałam.

- Naprawdę? - zdziwił się.

- Tak, naprawdę.

- Nie spodziewałem się​ - przyznał.

- Dzięki - prychnęłam.

- Nie myślałem, że postanowisz go zostawić.

- Z początku też tak myślałam, ale jednak widząc zachowanie innych w stosunku Sammy'iego to zmieniłam zdanie.

- Czyli mam rozumieć, że zrobiłaś to tylko ze względu na Ashtona, Mike'a, Caluma i resztę? A ty nadal go nie chcesz?

- Nie tylko ze względu na nich - odpowiedziałam szybko - Wiem, że on i tak nie zastąpi Muffina, ale to lepsze niż nic.

- Cieszę się, że jednak Sammy w końcu znalazł dom - rzucił piłką w stronę podwórka, a pies pobiegł za nią.

- Tak w ogóle skąd go wziąłeś? - położyłam głowę na jego ramieniu.

- Jak już mówiłem, szukałem go dość długo i znalazłem w Melbourne. Dogadałem się najpierw z ludźmi w schronisku, że przyjadę po niego. Ale jednak okazało się, że musiałem przełożyć wyjazd, a w tym czasie jakaś kobieta go wzięła. Na szczęście udało mi się ją przekonać, żeby go oddała albo przynajmniej sprzedała. A potem gdy do niej przyjechałem jej córki mnie zobaczyły, które były moimi fankami. Więc wiesz.

- Twój urok osobisty tak? - przerwałam mu przewracając oczami.

- Tak - uśmiechnął się szeroko pokazując zęby - Dałem im autografy, zrobiłem zdjęcia i pogadałem z nimi, a te od razu zaczęły przekonywać matkę o to, żeby dała mi tego psa.

- Wiesz, że nie ładnie tak robić Lukey? - zapytałam patrząc na niego rozbawiona.

- Nie ładnie, ładnie żadna mi różnica - teraz to on przewrócił oczami - Ważne, że go mam, znalazłem i jest tutaj.

- Wiesz, że teraz ty jesteś jego prawowitym właścicielem?

- Nie - pokręcił głową - Ty jesteś, Sammy jest twój.

Zaraz po tym jak Luke to powiedział spojrzałam na psiaka, który tarzał się po ziemi, goniąc za piłką. Pies oznacza powrót do wcześniejszego życia. Spędzanie wolnego czasu na spacerach i zabawie. Przez te kilka miesięcy było spokojnie, czasami aż za bardzo, ale było inaczej i teraz się to zmieni.

- Dziękuję - objęłam go w pasie, za to on objął mnie ramieniem i przysunął bliżej siebie.

- Dla ciebie wszystko Chrissy.

***
Sammy jest ruchliwy, ale to logiczne skoro jest młody. Wzięłam smycz i zapięłam ją na jego czerwonej obroży. Założyłam jeszcze torbę na ramię i wyszłam z domu.

Kierowałam w się w stronę domu Davida, gdzie mieliśmy się spotkać. Mówił, że to ważne i żebym była jak najszybciej, więc przy okazji wzięłam Sammy'iego na spacer. Psiak z tego co zauważyłam obwąchiwał wszystko po drodze i rozglądał się wszędzie.

Po dziesięciu minutach byliśmy już na miejscu. Nie kłopotałam się z pukaniem tylko od razu weszłam do środka. Odpięłam psu smycz i odłożyłam na półce w przedpokoju, po czym skierowałam się w stronę salonu, a ten za mną.

- Co się stało? - spytałam, kiedy zauważyłam, że oprócz chłopaków jest jeszcze nasz menadżer.

- Mamy ważną sprawę do obgadania - wyjaśnił.

- W takim razie słucham - usiadłam na kanapie obok Jamesa, a Sammy obok nas, na podłodze.

- Chodzi mi głównie o trasę. Wyjeżdżamy za niecałe dwa miesiące - powiedział bez szczegółów.

- Dlaczego tak szybko? - spytał James - Przecież zorganizowanie takiej trasy nie trwa tydzień - zdziwił się.

- Dobrze myślisz James, nie nie trwa - uśmiechnął się delikatnie - Organizowaliśmy to, że tak powiem w tajemnicy. Po prostu załatwiliśmy to po cichu, żeby nie było zbędnych protestów z waszej strony.

- Mam rozumieć, że organizowaliście wszystko bez naszej zgody? - oburzyłam się - Przecież nie możecie.

- Możemy Chrissy - spojrzałam na chłopaków, którzy niechętnie skinęli głowami - Trzeba było przeczytać umowę Irwin. Mamy do tego prawo, jak i do tworzenia waszego wizerunku scenicznego. Wiesz, jakie poniesiecie konsekwencje za niesubordynację - niechętnie przyznałam mu rację - No właśnie. Więc przygotowywujcie się, bo później czasu nie będzie.

- A co ze sprzedażą biletów? Nie sprzedadzą się tak szybko z zyskiem.

- Uwierz mi, że sprzedadzą Chrissy.

- Poznamy, chociaż daty i miasta gdzie będziemy? - odezwał się James, kiedy nasz menadżer chciał wychodzić z pokoju.

- Wyślę wam wszystko mailem dzisiaj wieczorem - rzucił i wyszedł.

- No to nieźle - westchnął.

- Myślicie, że będzie ciężko? - spytał David.

- Zależy od tego ile będzie koncertów - odpowiedziałam - Trzeba będzie wszystkim powiedzieć, że wyjeżdżamy.  

~~~~~~~~~~~~~~~~~
Cześć wszystkim w naszym mini maratonie, jak mi się uda to napiszę i dodam jeszcze jeden rozdział.

Jestem wkurzona, wszystko się wali i musiałam jakoś napisać rozdziały. Fajnie no nie?

Dobra ja lecę, miłego dnia, bezpiecznych wakacji, bądźcie mili dla innych itd. itd.

Do następnego xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro