Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~38~

  Dziewczyna weszła do domu i biegiem pognała do swojego pokoju. Podczas jazdy znowu zaczęła płakać, a Calum próbował ją uspokoić, ale z marnym skutkiem. Reszta domowników siedząc z niecierpliwością w salonie czekała na nich. Słysząc otwierane drzwi i szybkie kroki wszyscy zerwali się i podeszli do nich.

- I jak? - zapytał Michael, na co Hood pokręcił głową.

- Nie - szepnął Luke i pobiegł w stronę pokoju młodej Irwin.

Wszedł do środka bez pukania, zastając swoją dziewczynę, która zapłakana, klęczała na podłodze. Podszedł do niej i wziął w swoje ramiona, równocześnie przenosząc ją, żeby usiadła na jego nogach. Ta tylko zapłakała głośniej i oparła czoło o jego tors. Jej oddech zrobił się płytki i pośpiesznie zaczęła czerpać powietrza.

- Chrissy spokojnie - pogłaskał ją po włosach - wdech i wydech. Oddychaj powoli, spróbuj go unormować.

Po dłuższej chwili Irwin uspokoiła się i usiadła prosto patrząc w oczy Luke'a. Chłopak przeniósł swoje dłonie na jej talię, obejmując ją.

- Przepraszam - szepnęła, a po jej policzkach nadal spływały łzy.

- Za co Chriss? - zapytał zdezorientowany, brunetka wytarła dłonią twarz i spuściła wzrok na swoje nogi, nie chcąc dłużej patrzeć w jego oczy.

- To przeze mnie - znowu wyszeptała - To moja wina, że on nie żyje.

- Skarbie to nie twoja wina - podniósł jej podbródek i zmył pozostałości tuszu do rzęs z jej policzków.

- To moja - pokręciła głową - To przeze mnie on nie żyje i macie zepsute święta. Mogłam go już wcześniej zabrać do weterynarza. Naprawdę przepraszam - spuściła wzrok na swoje dłonie.

- Chrissy to nie jest twoja wina, to by się stało prędzej czy później. Nie mogłabyś na to wpłynąć.

- Ale gdybym poszła z nim wcześniej to święta byłyby spokojne, a Muffs by żył - przerwała mu.

- Chrissy posłuchaj mnie uważnie. Spójrz na mnie - poprosił, a ona niechętnie to zrobiła - Nie mogłaś przewidzieć tego co się z nim stało. Nikt nie mógł - dodał - Więc przestań obarczać się winą, bo to nie twoja wina. Nigdy nie była i nie będzie.

- Ale...

- Nie Chrissy - przerwał jej - Nie jest i musisz o tym wiedzieć. Stało się co stało, a ty musisz przestać o tym myśleć i spróbować zapomnieć - dziewczyna chciała coś powiedzieć, ale ten ją wyprzedził - Wiem, że będzie Ci ciężko, ale spróbuj. Dla mnie, dla siebie, dla chłopaków - ujął jej dłonie w swoje - tak będzie lepiej. Chrissy naprawdę musisz teraz stawić temu czoło i iść dalej, bo potem to się będzie ciągnąć i tak na okrągło. Po prostu nie warto - puścił jej dłonie i przytulił.

- Postaram się - wyszeptała i też go objęła - Lukey? - powiedziała po chwili.

- Tak?

- Dziękuję - chłopak uśmiechnął się i pocałował ją w głowę.

***
Po tym jak młoda Irwin doprowadziła się do stanu przed incydentem z Muffinem, zeszli na dół do reszty domowników. Gdy tylko przekroczyli próg salonu zauważyli, że drzwi na taras są otwarte, a Michael kładł miskę na stół.

- Chodź - Hemmings zaśmiał się cicho na zachowanie Chrissy, która stała w jednym miejscu i nie wiedziała co ma ze sobą zrobić.

Złapał ją za rękę i wyszli na taras. Clifford widząc ich dwójkę uśmiechnął się lekko, siadając na krześle. Tak samo postąpił Luke, za to Chrissy chciała usiąść, ale ten posadził ją na swoich nogach.

- Wiesz, że są jeszcze wolne krzesła? - spytała cicho.

- Ślepy nie jestem Chrissy - przytulił się do niej, na co tylko tamta skuliła lekko - Rozluźnij się - szepnął - pamiętasz o czym wcześniej rozmawialiśmy, tak?

- Tak, ale i tak...

- Nie masz się czym obwiniać, Ash i reszta sobie poradzili ze skończeniem tego, czego ty nie dokończyłaś - przerwał jej, a w tym samym czasie Ashton z Calum'em usiedli na krzesłach naprzeciwko ich.

- To co zaczynamy? - zapytał Michael.

- Poczekajmy chwilę okej? - poprosił Ashton.

Chrissy unikała ich wzroku, uwieszając go na trzech dodatkowych talerzach, które stały na stole. Słowa jej brata szumiały jej w głowie, a ona pogrążona w myślach nie zwróciła uwagi na dzwonek do drzwi. Calum prędko wstał i pobiegł w ich stronę. Ashton delikatnie uśmiechnął się, kiedy zauważył w idących za brunetem przyjaciół siostry. Wzrok tamtych od razu padł na przygnębioną i zamyśloną dziewczynę. Luke szepnął coś do niej, a ona spojrzała na nich z szokiem, szczególnie na jednego z nich. Wstała z kolan swojego chłopaka i podbiegła do Justina, który uśmiechnął się do niej i przytulił mocno.

- Przecież miałeś być u rodziny, co ty tu robisz? - zapytała cicho, a po jej policzku, już kolejny raz tego dnia, spłynęła łza.

- Ja, jak i David i James nie moglibyśmy cię zostawić w takiej chwili - odpowiedział jej.

- Przecież są święta - odwróciła się w stronę reszty - A wy macie swoje rodziny i plany na spędzenie tego czasu. Kolejny raz zjebałam, przepraszam - powiedziała ciszej, łapiąc się za głowę. Wszyscy obecni spojrzeli po sobie z lekkim szokiem, że ona ma takie myśli.

- Chrissy to nie twoja wina, a my sami się na to zgodziliśmy i jesteśmy tu. To nie jest twoja wina - James podszedł do niej, a ona podniosła na niego wzrok.

- Nie James - pokręciła głową - To moja wina, moja. Dlaczego muszę wszystko komplikować? - spytała samą siebie.

- Chrissy przestań tak myśleć - odezwał się Ashton - Ile razy ktoś musi ci powiedzieć, że to nie twoja wina? - zapytał z nutą smutku w głosie.

- Właśnie Chriss - podłapał temat Justin - Przestań się zadręczać i zacznijmy jeść, bo naprawdę jestem głodny - James razem z Davidem przewrócili oczami na jego słowa, a reszta domowników uśmiechnęła się tylko.

- Zgoda? - dopytywał, na co ta niepewnie skinęła głową - Zgoda? - powtórzył pytanie.

- Zgoda - odpowiedziała cicho.

***
Cała ósemka bawiła się można powiedzieć, że bardzo dobrze, jednak myśli młodej Irwin nadal błądziły wokół jej byłego zwierzaka. Myślała, że nikt tego nie zauważał, ale myliła się. Każdy widział po niej, że jednak ją coś dręczy i czuję się winna przez to, że zniszczyła im święta. James, David i Justin opuścili ich posiadłość jakiś czas po godzinie dwudziestej, a oni wszyscy usiedli w salonie z kubkami herbat na kanapach. Dobijała północ, a oni rozmawiali razem, omijając oczywiście temat Muffina. Jednak Chrissy ziewając, któryś to raz z rzędu oznajmiła, że idzie się położyć wszyscy pożegnali się z nią, a Luke poszedł za nią po chwili. Kiedy ta się przebierała w piżamę, blondyn wszedł do jej pokoju, przez co dostał od niej koszulką w twarz.

- Za co? - spytał.

- Za chęć do życia - prychnęła i założyła do końca spodenki. Chłopak uśmiechnął się, odkładając ubranie młodszej na biurko i położył się obok niej w łóżku.

- Było całkiem przyjemnie nie przyznasz? - zapytał, kiedy dziewczyna ułożyła swoją głowę na jego torsie i objęła go w talii.

- Nie zbyt - odpowiedziała lekko się krzywiąc.

- Pamiętasz o czym mówiłem? - skinęła głową - No właśnie.

- Było miło okej? Tylko brakuje mi jego - zamknęła oczy - jest tak dziwnie pusto i cicho.

- Jest Chrissy i tak będzie, ale się wszystko ułoży - pogłaskał ją po włosach - Wszyscy to wiedzą.  

~~~~~~~~~~~~~~~~
Witam serdecznie!
Przepraszam, że tak długo nie było rozdziału, ale nie mam praktycznie czasu tutaj w sanatorium i ciężko mi znaleźć chwilę na napisanie rozdziału.

Tak więc Muffin oficjalnie nie żyje, nie zmienię tego, a poprzedni rozdział nie był żartem na prima aprilis. Przepraszam was jeśli do tej pory mieliście jeszcze nadzieję, że napiszę: "Hahahaha mam was!" :)

Wesołych świąt wielkanocnych i do następnego xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro