Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~24~

  Położyłam się plecami na trawie w ogródku. Muffin biegał wokół mnie i szczekał co jakiś czas. Żeby zdążyć do rodziców, powinniśmy za niedługo wyjeżdżać. Nie mam siły spotkać się z nimi twarzą w twarz. Nie po tym co działo się wcześniej. Ale Ash już zarządził, że czy chcę, czy nie chce to i tak muszę jechać. A jak będę stawiać opór to siłą mnie tam zaprowadzi. To nie moja wina, że nie chce tam jechać. Że nie chcę być w tym domu z nimi. Że nadal boję się, że ojciec mi coś zrobi. Niby przez ten cały czas Ashton próbował utrzymać mnie w przekonaniu, że gdy coś się stanie to jako pierwszy zareaguje. Tylko nadal nie mogę uwierzyć w to w stu procentach. Nadal się boję i nic już z tym nie zrobię.

Zamknęłam oczy, a Muffin położył się obok mnie i oparł swój łepek na moim brzuchu. Wyciągnęłam dłoń spod niego i zaczęłam go głaskać. Zwierzak przez większość czasu nie opuszczał mnie nawet na krok. Jedynie czasami przesiadywał z Calumem, który zaprzyjaźnił się z nim. Widać, że Hood uwielbia psy, a one jego. Muffin nigdy nie złapał takiego kontaktu w kilka dni jak z nim.

- Nie powinnaś się przygotowywać? - otworzyłam oczy i spojrzałam na bruneta, który usiadł obok mnie.

- Wszystko mam spakowane, wyglądam jak człowiek - wskazałam dłonią na moje ubranie - I nie mam chęci tam jechać.

- To tylko weekend. Szybko pójdzie - podrapał Muffina za uszami.

- Może i tak, ale ty na moim miejscu co byś zrobił? - chłopak uśmiechnął się szeroko i położył dłoń na moim brzuchu.

- No wiesz - sunął nią wyżej i przeniósł wzrok na moją twarz - Gdy ma się takie ciało...

- Hood - odepchnęłam go, na co się zachwiał i wybuch śmiechem - Jak chcesz zaspokoić swoje potrzeby to idź do Ashtona. On Ci na pewno pomoże.

- Co ty masz ze mną i Ashtonem?

- Nie moja wina, że shipuje Cashtona - wzruszyłam ramionami.

- Dlaczego? Przecież ja, tak samo, jak twój brat nie jesteśmy gejami.

- Nie mówię od razu, że musisz być homoseksualny. Zawsze możesz być biseksualny, a tylko przed nami udajesz heteroseksualnego - wytłumaczyłam, na co ten potarł twarz dłonią.

- Jezu Chrissy - jęknął, po czym żaden z nas się nie odezwał. Jednak ten przerwał ciszę mówiąc cicho: Nie wiem.

***
Poprawiłam swój plecak i ruszyłam za Ashtonem w stronę domu rodziców. Blondyn zatrzymał się przed drzwiami i spojrzał przez ramię na mnie. Westchnęłam i ciężkim krokiem podeszłam do niego.

- Tylko dzisiaj i jutro. Szybko pójdzie - szepnął do mnie i zadzwonił dzwonkiem. Po chwili drzwi otworzyły się i pojawiła się w nich sylwetka naszej matki, która uśmiechała się szeroko.

- Cześć dzieci. Zapraszam - wskazała dłonią, żebyśmy weszli do środka. Od razu, kiedy przekroczyliśmy próg, przytuliła się do Ashtona, który oddał uścisk. Jednak kiedy mnie przytuliła, przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz. Nasza matka ruszyła przed nami w stronę jadalni. Nie pewnie spojrzałam na Ash'a, który uśmiechał się pocieszająco. Weszliśmy do pomieszczenia, w którym siedział nasz ojciec przy stole. Kiedy nas zobaczył wstał i podszedł do nas.

- Jak ja was dawno nie widziałem - powiedział z wielkim uśmiechem - Ile to minęło? - spytał, witając się z Ashtonem.

- Dwa lata - mruknęłam, na co przeniósł na mnie wzrok.

- O dwa za dużo - zaśmiał się i mnie przytulił. Nie oddawałam uścisku, póki nie ścisnął mnie mocniej, przez co prawie pisnęłam.

- No to co dzieci? Zostawcie swoje torby w waszych pokojach i będziemy brali się za obiad - odezwała się nasza matka.

***
- No to opowiadajcie co się działo przez te dwa lata - podniosłam wzrok nad mojego talerza, patrząc na ojca, któremu uśmiech nie schodził z twarzy.

Dziwne, że dopiero teraz zainteresowali się tym. Że dopiero teraz, po tych dwóch latach przypomnieli sobie o nas. O tym, że żyjemy.

- Nawet dobrze - odpowiedział Ash, który nie pewnie spoglądał na mnie.

- Musiało się coś dziać przez te dwa lata - dopytywał dalej.

- To prawda - odezwałam się - Gdybyście się przejęli co wtedy robiliśmy to byście wiedzieli, że Ashton jakiś czas temu wrócił ze światowej trasy koncertowej - usta naszej matki informowały się w literę "o", a ja tylko przewróciłam oczami.

- Naprawdę? - spojrzała na niego, a ten kiwnął głową - To świetnie - klasnęła w dłonie - To w takim razie co ty robiłaś Christino? - skrzywiłam się na to, że użyła mojego pełnego imienia. Zdecydowanie wolę jak mówią do mnie zdrobnieniem.

- Chrissy, mów do mnie Chrissy - westchnęłam - I też byłam z nim w trasie, ale musiałam z niej zrezygnować.

- Dlaczego?

- Ponieważ mój przyjaciel miał wypadek.

- Zrezygnowałaś ze sławy dla jakiegoś idioty? - prychnął ojciec, na co zacisnęłam w pięść rękę, którą położoną miałam na kolanach.

- David nie jest idiotą i tak.

- Nie jest? - kolejny raz prychnął. Spojrzałam na Asha, który zacisnął szczękę - Przez niego musiałaś zrezygnować ze sławy - oburzył się.

- A co Ci do tego? - podniosłam głos - To moja sprawa co robię, a czego nie. Nie było was przez dwa lata, a teraz kurwa masz czelność mi mówić co powinnam zrobić?

- Język - upomniała mnie matka.

- Tak mam język, tak samo, jak i ty - wstałam z krzesła - Po tych dwóch latach, dopiero teraz sobie o nas przypomnieliście i będziesz mi wytykał co zrobiłam? Proszę Cię. Zrobiłam to, bo mi zależało na moim przyjacielu, który jest moją rodziną. Nie to co wy - ostatnie powiedziałam ciszej. Wyszłam z pomieszczenia i pobiegłam do mojego starego pokoju. Usiadłam na łóżku, a po jakiejś chwili wszedł do środka Ashton. Gdy mnie zobaczył westchnął cicho i podszedł do mnie, siadając obok.

- Chodź tu mała - rozłożył ręce, na co nie czekając wtuliłam się w jego tors. Blondyn wciągnął mnie na swoje kolana, przez co oplotłam go nogami w pasie. Zacisnęłam dłonie na jego koszulce i oparłam głowę na jego barku.

- A nie mówiłam, że tak będzie - mruknęłam, na co ten zachichotał.

- Matka i ojciec, szczególnie ojciec, są nieco wkurzeni? Albo zdziwieni? Twoim wybuchem - powiedział - Więc szybko się ewakuowałem stamtąd, co nie spodobało się ojcu, ale mam to gdzieś.

- Mówiłam, że tak będzie - powtórzyłam - A teraz jeszcze czekam na to aż mi coś zrobi.

- Chriss nie mów tak - chłopak pogładził mnie po plecach - Nie zrobi niczego i nie ma prawa.

- Dobra skończmy ten temat, okej? - chłopak kiwnął głową, a ja zamknęłam oczy i westchnęłam.  

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No to jak wam święta mijają? Bo mi nawet, nawet.
Co dostaliście? Jeśli dostaliście oczywiście. Piszcie chętnie przeczytam.

Dzisiaj taki ciekawy? dziwny? nudny? rozdział. Ja już nie wiem. Ale ta akcja z Calumem... No nie powiem ciekawie. Jak myślicie co będzie dalej? :)

Dobra to ja lecę i życzę wam dobrej nocy.
Do następnego xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro