~23~
Zmęczona całym dniem przesiadywaniem na plaży, wróciłam do domu. Weszłam po schodach, mijając Michaela, który stał z telefonem w dłoni i opierał się o barierkę. Podniósł wzrok na mnie, ale szybko go opuścił. Westchnęłam cicho i skierowałam się na górę. W połowie drogi do mojego pokoju zauważyłam Calum'a bawiącego się z moim Muffinem. Uśmiechnęłam się, kiedy zwierzak naskoczył na niego, powalając go na podłogę. Brunet zaśmiał się, próbując odsunąć go od swojej twarzy. Zrobiłam kilka kroków, na co ten spojrzał na mnie.
- Hej - powiedział.
- Cześć - odpowiedziałam i podeszłam bliżej niego - Hej Muffs - pogłaskałam psa, na co zamerdał ogonem, uderzając tym Calum'a. Po chwili jednak zaczął wiercić się na brunecie, przez co ten sapnął - Zejdź z niego, bo się udusi - zaśmiałam się.
- Nie jest tak źle - powiedział, kiedy zwierzak z niego zszedł.
- Jest ciężki i też to wiem - wyciągnęłam w jego stronę rękę. Chłopak przyjął ją i wstał. Otrzepał swoje czarne rurki i poprawił koszulkę.
- Widziałaś może Ashton'a? - zapytał.
- Nie, dopiero co wróciłam. A dlaczego pytasz?
- Bo Cię szukał - odpowiedział.
- Okej - westchnęłam - Jakby coś to wołaj albo niech przyjedzie do mnie.
- Się robi - uśmiechnął się i minął mnie, idąc na dół. W połowie drogi zatrzymał się i odwrócił w moją stronę - Właśnie zapomniałbym. Radzę Ci pogadać z Michaelem na spokojnie. Musisz mu dać chwilę na przemyślenie, dużo się działo, kiedy ciebie nie było - po chwili zniknął mi z pola widzenia. Pokręciłam głową i otworzyłam drzwi do mojego pokoju, wpuszczając Muffina do środka. Zamknęłam je za sobą i podskoczyłam, kiedy usłyszałam, że ktoś tutaj jest. Zrobiłam kilka kroków w stronę Ashton'a, który wpatrywał się w swoje dłonie z opuszczoną głową. Blondyn podniósł ją i spojrzał na mnie.
- Mam coś Ci do przekazania - odezwał się, a ja usiadłam na łóżku kawałek od niego.
- Co takiego?
- Nie masz planów w weekend, prawda?
- Nie wiem, chłopacy mieli coś zaplanować, a co?
- Bo tak się składa, że dzwoniła do mnie matka - przyglądał się mojej twarzy - I musimy w ten weekend do nich jechać.
- Dlaczego niby? - prychnęłam.
Jak na razie lepiej byłoby, żebyśmy się nie spotykali. A szczególnie z ojcem.
- Tak zarządziła - westchnął i przeczesał włosy dłonią - Próbowałem skłamać, że nie możemy, bo coś nam wypadło, ale ona i tak kazała nam przyjechać.
- Świetnie. Tak na spokojnie spotkam się z ojcem twarzą w twarz i porozmawiamy o tym jak bardzo za nim tęskniłam. Świetnie - klasnęłam w dłonie, na co ten skrzywił się.
- Nie. Jasne, że nie - powiedział od razu - Tylko po prostu musimy to przetrwać. Tylko ten weekend.
- To aż weekend Ash - poprawiłam go. Pomiędzy nami zapadła cisza, którą żaden z nas nie chciał przerwać. Dopiero kiedy do mojej głowy zaczęły przybywać wspomnienia tego co działo się te kilka lat wcześniej, podniosłam wzrok i z załwiawionymi oczami spojrzałam na niego. Kilka łez spływało mi po policzku, a on zajęty był wpatrywaniem się w dłonie.
- A co jeśli on zrobi to znowu, kiedy tam będziemy? - spytałam, na co podniósł głowę, patrząc na mnie ze zmartwieniem.
- Nie zrobi tego Chrissy - odpowiedział.
- Skąd niby to wiesz? Nie znasz go. Nie wiesz co wtedy było i jaki był - otarłam wierzchem dłoni ciągle płynące łzy - Podczas tego, gdy was nie było, przyszedł tu - powiedziałam ciszej.
- Po co przyszedł? - przybliżył się do mnie i położył rękę na moim kolanie.
- Nie wiem. Ale wiem, że trzeźwy to on wtedy nie był. A gdyby nie było ze mną chłopaków, to nie wiem jakby to się skończyło.
- Ej młoda nie przejmuj się tym - lekko się uśmiechnął - Nie zawracaj sobie tym głowy.
- Łatwo Ci mówić - mruknęłam.
- Myśl o czymś innym, przyjemnym. I spróbuj o tym zapomnieć. Wyobraź sobie, że to będzie kolejny weekend, kolejne dwa dni.
- Dwa dni u rodziców? Nie dzięki.
- Cicho bądź. Staram się pomóc, tak? - kąciki moich ust uniosły się - Jest postęp, uśmiechasz się. Teraz już z górki - przytulił mnie do siebie. Zaskoczona na początku nie oddałam uścisku, jednak po chwili to zrobiłam. Wtuliłam się w jego tors i zaciągnęłam zapachem. Ash ułożył mnie tak, że leżałam praktycznie na nim i obejmowałam jego talię, a on gładził mnie po plecach. Moje łzy moczyły jego szarą koszulkę, na co nie zwracał uwagi. Od czasu do czasu wzmacniał uścisk jakby bał się, że zaraz się rozpadnę albo zniknę.
- Nie pozwolę na to, żeby on Cię znowu skrzywdził - złożył pocałunek na mojej głowie.
~~~~~~~~~~~~~~~~
Rodzeństwo Irwin dzisiaj 👌
I przepraszam, że taki krótki.
Jak tam przygotowania do świąt? Bo ja nie czuję nawet, że to już za kilka dni. W ogóle w tym roku nie czuję tej magii świąt.
Do tego w mojej szkole przed świętami praktycznie codziennie mam coś do nauki. Do tego dochodzą jeszcze projekty na zaliczenie ;-;
Ale jest jedno dobre! Odnowiłam kontakty z moim przyjacielem z zagranicy i pracuję nad rozdziałem świątecznym ;)
Jestem ciekawa co z niego wyjdzie.
Ale jak na razie to do następnego xx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro