①⑧
Wtedy mnie olśniło.
Kiedyś ktoś powiedział mi, że w kwiecie podarowanym mi przez Dahyun nie było tylko karteczki z numerem. Było coś jeszcze, co miałam sprawdzić w sytuacji kryzysowej. A że taka zaistniała, czas by to sprawdzić.
Podeszłam do okna i zaczęłam grzebać w doniczce. Po dłuższym czasie przekopywania się przez stertę podłoża dla kwiatka znalazłam małą, mocno zwiniętą, czerwoną kartkę.
„101 Daehak-ro, Ihwa-dong, Jongno-gu. Przyjedź tu."
Czym prędzej wyszukałam na mapie miejsce o adresie zapisanym na kartce. Jak się okazało, jest to szpital akademicki. Zastanawiało mnie tylko... co się stało, że tam trafiła? Przecież jest zdrowa, prawda?
Od razu po wyjściu z domu stwierdziłam, że lepszym wyjściem będzie zadzwonić po taksówkę, niż jechać autobusem. To byłaby tylko niepotrzebna strata czasu.
•••
Wbiegłam do recepcji jak szalona. Ludzie jednak w ogóle nie zwrócili na to uwagi. Podeszłam do pani recepcjonistki.
– Dzień dobry, czy wie pani gdzie leży Kim Dahyun?
– Sala numer jedenaście, oddział chorób nowotworowych.
– Jak- jak to oddział chorób nowotworowych?
– Kim pani dla niej jest?
– Jesteśmy w szczęśliwym związku.
– To tym bardziej powinna się pani spieszyć. Dni pani dziewczyny są niestety policzone.
==—==
Saida zarzuciła selcą
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro