Rozdział 24
Anko Mitarashi parła przed siebie. Mimo wielu ran i poważnego osłabienia musiała dotrzeć do Hokage jak najszybciej. Spotkanie ze starym senseiem nie należało do najlepszych. Orochimaru uciekł, zostawiając na jej ciele wiele urazów. Najpoważniejsze jednak – to na boku było na tyle głębokie, że kobieta miała pewność, iż kunai Wężowego Mędrca uszkodził któryś z organów.
Oparła się o jeden z wielu ogromnych kamieni na polanie w Lesie Śmierci. Jej oczy samoistnie zamykały się, jakby mózg próbował ją uświadomić, że nie czas na zgrywanie bohaterki. Nagły odgłos jednak zmienił jego plany.
Ogłuszający ryk, a raczej ryki rozeszły się ze wszystkich stron. Zmęczona zmusiła się do rozwarcia powiek, od razu uświadamiając sobie, że jest w poważnych kłopotach.
Z każdą sekundą otaczało ją coraz więcej zmutowanych tygrysów. Miały ponad dwa metry i nie najmilsze zamiary.
Drgnęła delikatnie, szykując się na ucieczkę. Dzikie koty jednak uniemożliwiały jej jakikolwiek ruch, zbliżając się z każdym oddechem ciemnowłosej.
Gdy jeden już miał skoczyć w jej stronę, prawdopodobnie chętny rozszarpać kunoichi, pojawiła się przed nią jasnowłosa dziewczyna. Robiąc kilka salt i śrub w powietrzu, sama została otoczona przez bestie. Z lekkim uśmiechem wylądowała na prostych nogach od razu układając między palce obu dłoni po cztery shurikeny w każdej. Przymknęła różowe oczy tak jak kilka chwil wcześniej Mitarashi. Różnicą było jednak to, że młodsza — na oko — uczyniła to, samowolnie krzyżując i podnosząc jednocześnie ręce ku górze. Kolejnym ruchem było szybkie ich opuszczenie i wyprostowanie, wypuściła tym samym broń spomiędzy palców. Każdy w idealny sposób skierował się w łapy tygrysów. Jeden dla każdego. Wbiły się na tyle głęboko i silnie, że zwierzęta od razu w pośpiechu rzuciły się ku ucieczce. Zanim jednak zniknęły w cieniu drzew, blondynka wyciągnęła ręce ponownie i chwilę odczekała.
Konoszanka zdziwiona była tym, że shurikeny powróciły do swojej właścicielki niczym przywołane, jednak oszołomienie bólem było silniejsze, niż chęci odkrycia tego sposobu. Złapała się za bok, wyczuwając krew spływającą coraz to bardziej z rany.
– Koho-san – odezwała się nagle jasnowłosa, zauważając ruch Anko.
Jōninka dopiero teraz zauważyła druga postać stojącą w grupie ANBU Konohy. Dziewczyna o kruczoczarnych, długich włosach podeszła do niej i uklękła na kolana, pomagając ułożyć się starszej.
– Pomogę ci. – Nie zważając na lekki chaos dookoła, wyciągnęła kilka butelek, bandaże i zioła z czarnego plecaka. Podwinęła rękawy czerwonej tuniki, bez zbędnego słowa rozdarła materiał zasłaniający ranę, po czym otaczając dłonie swoją czakrą, zaczęła leczenie. Co jakiś czas przecierała uraz wacikiem nasączonym w jednym ze swoich specyfików lub rozcierała suszone kwiaty i liście.
Dopiero gdy stan brązowookiej zaczął się poprawiać, rozpoznała ona dwie dziewczyny. Dla niej nastolatki, w końcu była o ponad pięć lat starsza od nich. Stojącą z boku śliczną blondynkę spotkała kilka razy, gdy odwiedzała kwiaciarnię Yamanaka. Z różowooką mijała się też kilka razy na ulicy, jednak bądź co bądź najistotniejsze informacje o niej miała od Hokage, który sam nie był głównym ich posiadaczem. Dziewczyna była jedną z najlepszych kunoichi Wiru i cóż, Anko nie mogła się nie zgodzić, w końcu przed chwilą sama była świadkiem naprawdę dobrego pokazu.
Ciemnooka, która siedziała przy niej, z uwagą obserwując najmniejsze zmiany skórne, mimo iż krócej przebywała w Konohagakure zrobiła wrażenie na niejednym chłopaku. Nie tylko wyglądem, ale i umiejętnościami i charakterem, który zdawał się być skomplikowany.
– Muszę ruszać. – Chciała wstać od razu, gdy dłonie Uzumaki rozstały się z jej zranieniem. Co dziwne nie poczuła najmniejszego bólu mimo gwałtownego ruchu.
– Nie igraj. – Koho wstała, uprzednio zbierając swoje rzeczy. – Mogłam wyleczyć rany, ale z Przeklętą Pieczęcią nie jestem w stanie nic zrobić. Do tego potrzebny jest Mistrz Pieczęci.
– Orochimaru...
– Tak, tak, wiemy. – Prychnęła Ami, zamykając oczy. Po kilkudziesięciu sekundach znów na nią spojrzała. – Nie ma go tu. Pozwoliłaś mu uciec. Ale czego oczekiwać, jeśli sam przywódca wioski nie lepszy. – Ruszyła w stronę Mitarashi. – Reszta ANBU i Daisuke-san ruszyli w pościg. Może znajdą go gdzieś na lub w pobliżu terenu Liścia. – Zatrzymała się metr przed dwudziestoczterolatką. – Masz szczęście, że wyczuwam czakrę Naruto-dono. – warknęła.
– Może odwołamy egzamin? – Zabrał głos jeden z zamaskowanych shinobi. Cóż faktycznie, genini w tym roku mieli naprawdę duże koneksje. Gdyby któremukolwiek stało się coś poważnego, nie z powodu egzaminu, a przez niedopatrzenie Konohy... Cóż to byłby jeden z gorszych momentów tej starej wioski.
– Nie! – krzyknęły na raz wszystkie trzy dziewczyny.
– Orochimaru zagroził zniszczeniem Konohy! – Brązowooka zacisnęła pięści. – Z resztą to wybór Hokage.
– Lepiej nie. – Podjęła temat blondynka, kręcąc głową jakby z przerażenia. – Jeśli nic się nie stało, a jego tu nie ma, musimy jedynie dopilnować, aby nie wrócił. Nie chcę nawet myśleć co zrobiłby Naruto-dono gdyby test został przerwany. Zresztą Tetsu-dono również...
Różowowłosa podeszła do leżącego Sasuke, kładąc mu dłoń na czole. Chłopak miał wysoką gorączkę i właśnie teraz Haruno była bardzo szczęśliwa z pakunków, o które prosił Naruto. Wyciągnęła z plecaka zwój z najłatwiejszą pieczęcią, odblokowując z niego butelkę wody i mały ręcznik. Niestety nie mogła zrobić nic więcej, więc jedynie położyła zmoczony materiał na czole czarnowłosego.
Minęło kilka godzin, a medykamenty schowane były przez samego blondyna pod ochroną na wyższym poziomie. Z ich trójki tylko on miał wiedzę i umiejętności, aby w odpowiedni sposób ich użyć. Iryō Ninjutsu było naprawdę trudną umiejętnością z tego, co opowiadał jej dziedzic Uzushiogakure. Podobnie było z pieczęciami, w których jednak klan niebieskookiego się specjalizował.
Tym bardziej podziwiała jego chęci pozyskiwania coraz to nowszych technik, nawet tych spoza obszaru walki. Sakura sama przez chwilę miała w głowie, czy nie spróbować skupić się na Medycznym Ninjutsu, jednak nie wiedziała, od czego miałaby zacząć. Znalezienie senseia było trudne, więc jak bardzo wymagające musiało być odnalezienie takiego, który mógłby przekazać jej właśnie taki typ kontroli chakry? Może Koho? Z tego co zielonooka wiedziała, osiemnastolatka była uzdolniona w leczeniu. Mimo to bałaby się jej spytać. Po pierwsze czarnowłosa pochodziła z Wiru i z tego co zauważyła, nie bardzo przepadała za ludźmi. Po drugie wydawała się być śmiertelnie poważna, skupiona na pracy i niechętna w stosunku do konoszan. Na pewno zgodziłaby się po interwencji Naruto, jednak dwunastolatka nie chciałaby, aby ktoś pomógł jej wbrew swojej woli.
Podeszła do długowłosego, wcześniej upewniwszy się, że z Uchihą nie może zrobić nic więcej.
Drugi z jej kompanów wyglądał niczym posąg. Nie telepał się z zimna, nie spinał mięśni z bólu. Oddychał płytko, jednak równomierne. Dalej był cały brudny we krwi. Ciekawiło ją, co takiego stało się w czasie ich rozłączenia. Mimo to jeden szczegół zabierał uwagę bardziej niż inne. Złoty płyn spływający niczym łzy z jego oczu. Starła go i usiadła pomiędzy chłopakami. Oparła się o zimną, kamienną ścianę, po raz kolejny żałując czegoś dzisiaj. Ta użyta wcześniej bariera ochronna, przydałaby się teraz bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Przymknęła powieki, krzyżując ramiona. Teraz jedynie pozostało czekać, aż im się polepszy, próbując w międzyczasie nie zasnąć.
Jak się okazało, było to trudniejsze, niż się wydawało. Zmęczenie, stres zajęły każdą komórkę ciała dziewczyny. Tak bardzo, że nawet w krainie snów nie miała czasu na wytchnienie.
Z okropnego koszmaru pełnego krwi wybudziła się zlana potem. Od razu gdy otworzyła powieki, zauważyła trzech geninów stojących niedaleko, na wprost od wejścia do jaskini. Wyglądali, jakby dopiero co tu przyszli. Sakurze nawet nie chciało się myśleć, co by mogli im zrobić, gdyby przyszli wcześniej i zastali ich niezdolnych do walki. Nie wiedziała nawet ile spała, ale patrząc na niebo musiała być to przynajmniej cała noc.
Po ocenie, sytuacja nie była wcale o wiele lepsza. Na pewno byłoby inaczej gdyby jedyną osobą z wybudzonych był któryś z chłopaków, mimo to wstała powoli wyciągając kunai. Wolała nie pozwolić nieznajomym dojść do swoich kolegów. Przyjrzała im się jeszcze raz.
Była to ta sama drużyna, która jeszcze przed pierwszym etapem zaatakowała ich grupę w trakcie czekania na nauczyciela. Obwiązany bandażami chłopak wydający się być ich liderem stał na środku, mrużąc widoczne oko. Po jego prawej ciemnooki ze szpiczastymi krótkimi włosami tupał nogą, jakby zaczynał się niecierpliwić. Dziewczyna za to marszczyła brwi, bawiąc się między palcami swoimi igłami senbon.
– Możesz obudzić Sasuke-kun? Mamy z nim sprawy do załatwienia – odezwał się właściciel słomianego płaszcza.
– Dosu-san mogę się nią zająć? – ciemnowłosa zwróciła się do niego z pewnym siebie uśmieszkiem.
– Czego wy chcecie, co?! – krzyknęła Sakura. – Jesteście w zmowie z drużyną Orochimaru?! – To pytanie lekko zdziwiło przeciwników, więc kontynuowała. – Wiecie co to za dziwny znak na jego szyi? Po tym co mu zrobiliście, chcecie z nim walczyć?! Co wy sobie myślicie?! – Z każdym słowem coraz bardziej szykowała swoją broń do ewentualnej walki.
– Cóż my też nie wiemy, co siedzi w jego głowie. – Niejaki Dosu postawił krok naprzód, poprawiając płaszcz. – Ale wiemy, że musimy wypełnić rozkaz. – Machnął delikatnie swoją dłonią, na co jego koleżanka z drużyny rzuciła w jej stronę swoje igły.
Niestety na tyle wiele, aby kilka z nich zraniło skórę zielonookiej.
Drużyna dwudziesta z Uzushiogakure wędrowała spokojne po okolicy. Mieli oni już, potrzebne im zwoje, więc postanowili powoli kierować się w stronę ostatecznego celu.
Na całe szczęście, niedługo po dostaniu się do Lasu Śmierci, jakaś grupa z Suny niecierpliwie ich zaatakowała, nie najlepiej na tym kończąc. Trzech chłopców zostawili nieprzytomnych za sobą.
– Dalej uważam, że powinniśmy się ich pozbyć na zawsze – westchnęła Rin poprawiając swoją katanę przypiętą do pasa biało-czerwonego kimona.
– I tak do końca życia nie będą mogli używać pieczęci. Tak złamane dłonie mogłyby zostać uleczone jedynie przez dwie osoby, a one nigdy tego nie zrobią. – Miwa przeczesała dłonią swoje krótkie włosy. – Teraz powinniśmy skupić się na znalezieniu dobrego miejsca, żeby odpocząć, a później w drogę. – Wyciągnęła ręce ku górze, próbując przeciągnąć obolałe miejsce. Od kiedy tylko się tu dostali nie mieli ani chwili przerwy dłuższej niż pięć minut. Nawet posiadając krew Uzumakich jej odporność miała swoje granice. Tym bardziej, że wcześniej nie musiała aż tak martwić się każdym odgłosem, który dochodził do jej uszu.
– Mamy jeszcze czas. To dopiero drugi dzień. Kto chce się pobawić i przy okazji zmniejszyć konkurencję? – zachichotał białowłosy. Nagle jego niebieskooka koleżanka zatrzymała się, dając im znak.
– Słyszeliście? – spytała, rozglądając się dookoła.
– Nie każdy ma taki słuch jak ty, Miwa – odparła czarnowłosa, sięgając jednak do swojego miecza.
– Chodźcie to sprawdzić. – Dwunastolatka szybko ruszyła przed siebie, nie dostarczając słowa wyjaśnienia swoim kompanom.
– I to niby ja jestem ta nieodpowiedzialna co? – wyszeptała Uzumaki do siebie.
– Oj Rin-chan, bo właśnie tak jest. – Głos jasnookiego przemknął jej obok ucha, gdy ten ruszył śladami rówieśniczki.
– Iruka, ty draniu! – warknęła biegnąc za nimi.
Gdy tylko dotarła na miejsce, starsi kucali już za krzakami, spoglądając na scenę rozgrywaną przed nimi.
– To nie ta dziewczyna... Sakura? – Długowłosa zerknęła na Haruno, która trzymana była boleśnie za włosy przez poznaną kilka dni wcześniej mieszkankę Wioski Dźwięku. Niedaleko na ziemi klęczał chłopak o czarnych włosach ostrzyżonych na garnek, trzymając się za krwawiące mocno ucho. Uwaga pozostałej dwójki jednak była zajęta przez coś innego. Miwa i Shirō jednocześnie ruszyli w stronę dwóch starszych od nich chłopaków kierujących się w stronę jaskini.
Czerwonooka zirytowana dopiero teraz dostrzegła kto i co ważniejsze, w jakim stanie się tam znajduje. Sama szybko zajęła miejsce obok znajomych, zatrzymując przeciwników.
Sakura, wykorzystując chwilę zamieszania wbiła kunai w rękę Kin i podbiegając do Rocka pomogła mu wstać. Razem skierowali się w miejscu zebrania drużyny dwudziestej.
– Co tu się dzieje? – Iruka zwrócił się do różowowłosej.
– Jakbym ja to wiedziała... To trochę nie czas na takie rozmowy. Dziękuje za pomoc. – Posłała im uśmiech, ledwo stojąc na nogach.
– Rozumiem... Miwa-san zajmij się nimi. – Kiwnął na konoszan. – Potem sprawdź co z paniczem i Uchihą. Rin... – Nie skończył, bo ta już wyciągnęła swoją katanę. – Idealnie. – Uśmiechnął się pod nosem, sam spod ubrania wyciągając swój wachlarz. Nie był on tak piękny jak ten należący do Naruto, jednak białowłosy używał go w podobny sposób. Zresztą sposób, który pokazał mu właśnie nieprzytomny.
Miwa złapała czarnowłosego Lee i Haruno kierując się w stronę jaskini. Gdy tylko weszli do środka, ukłuła się w palec kunaiem i krwią zaczęła tworzyć wzory.
– Bariera Ochrony Aniołów? – spytała ledwo słyszalnie zielonooka, widząc jak jasnoniebieski płyn tworzy na wpół przezroczystą ścianę.
– A gdzie tam. – Pokiwała głową. – Daleko mi do tego poziomu. – Podeszła do nich. – A teraz Rock-san prawda?
– Tak. – Skinął głową z uśmiechem, ledwo powstrzymując się od wpadnięcia w objęcia ciemności.
– Postaram się wam pomóc. Co dokładnie się stało?
– Trzech na dwóch – zarechotał spiczasto włosy.
– Zaku mniej gadania, więcej pracy – warknął chłopak w bandażach, ruszając na przód. Zaraz potem reszta zrobiła to samo.
Rin swoją kataną zaczęła odrzucać celowane w nią igły, których używała długowłosa dziewczyna. A Shirō ruchami swojego wachlarza zaczął tworzyć wietrzne ostrza. Nie były tak dopracowane jak te jego panicza, jednak jego spokojne ruchy potrafiły zająć przeciwnika.
Nagle Zaku zdenerwowany podniósł dłonie, tworząc naddźwiękowe podmuchy powietrza. Dopiero teraz białowłosy zauważył rury wszczepione w ramiona mieszkańca Otogakure. Odskoczył w bok, prawie nie zauważając drugiego z chłopców, który kierował w jego stronę shurikeny.
Bronie jednak zostały odrzucone przez inne takie same. Shirō odwrócił się w stronę krzaków, zauważając Shikamaru, który właśnie go uratował.
– Dzięki. – Posłał mu półuśmiech, w tym samym czasie samemu zmieniając wachlarz na shurikeny. Rzucił nimi w stronę Dosu trafiając w ramiona. Niżej przeciwnik niestety miał metalowe części, przez co był w jakiś sposób chroniony. – Więc bierzesz się do pracy? – skierował pytanie do Nary, dalej omijając sprawnie ataki tym razem Zaku.
– Odmawianie jej byłoby bardziej męczące. – Wskazał na Ino zapatrzoną w nieprzytomnego Sasuke.
– Przecież to wojna! Między Dźwiękiem i Liściem! – krzyknął Chōji spoglądając na swoich przyjaciół.
– My też tu jesteśmy – prychnęła Rin w momencie, kiedy jej katana wbiła się w ramię dziewczyny naprzeciwko.
– Kin! – wykrzyknął obandażowany, ruszając w stronę koleżanki. Czerwonooka korzystając z momentu, wycofała się w stronę białowłosego znajomego z drużyny. Sama odniosła lekkie rany, które, choć nie tak poważne jak niejakiej Kin, irytowały ją coraz bardziej. Małe zacięcie kartką papieru czasami było bardziej bolesne, niż wbicie sobie w dłoń noża. W tej metaforze kartką papieru były igły, a nożem katana.
– Wszystko w porządku. – Ciemnooka podniosła się z ziemi, rzucając Uzumaki wściekłe spojrzenie. – Ale z nią zaraz nie będzie – warknęła, chcąc ruszyć na czarnowłosą mieszkankę Wiru.
– Baika no Jutsu – krzyknął Akimichi zmieniając się w ludzką kulę i ruszył, kręcąc się w niesamowicie szybkim tempie, na stojącą razem dwójkę Dźwięku. Niestety ci odskoczyli na boki, przez co brązowowłosy kierował się wprost na głaz.
– Chōji! – wykrzyknęła zmartwiona Yamanaka, gdy chłopak uderzył boleśnie o skałę. – Shintenshin no Jutsu. – Ułożyła swoje palce w trójkąt, kierując go w stronę biegnącej ku jej koledze dziewczyny, Nara za to od razu złapał lecące bezwładnie ciało blondynki. Cóż, ich współpraca, mimo że nie idealna, była lepsza niż wcześniej, Shirō musiał to przyznać. Gdy pierwszy raz się spotkali, niebieskooka upadła na ziemię w trakcie tej techniki i nikt nie zdążył jej uchronić przed guzem na głowie.
– Widzę, że się czegoś nauczyliście. – Rin ruszyła w stronę grubaska, broniąc się przy okazji kataną. Shurikeny, kunaie, senbon latały z wszystkich stron.
Ustaliła ze swoją drużyną, że jeśli się uda, mają pokazywać jak najmniej jutsu, tak więc miecz i inne bronie idealnie się sprawdziły na ten moment. Złapała ledwo przytomnego chłopaka, z niemałym problemem prowadząc go ku jaskini. Miwa odpieczętowała dla niej barierę, odbierając go od młodszej, po czym znów ją aktywowała.
Nagle ze znaku na szyi Sasuke zaczęła wydobywać się fioletowa chakra. Otaczając go z każdej strony, wirowała niczym huragan, powodując delikatny wiatr w schronie.
– Musicie się pośpieszyć! – krzyknęła czerwonowłosa w stronę znajomych. – Nie wiem co się z nim dzieje. Nie jestem na tyle biegła w Iryō Ninjutsu, a ten znak wygląda na jakąś pieczęć.
– Odejdź, albo pożegnasz się z koleżanką. – Ino w ciele czarnowłosej przeciwniczki podłożyła sobie kunai pod gardło coraz bardziej go przybliżając. Z tego co właśnie usłyszała od niebieskookiej z Uzushiogakure, nie mieli za dużo czasu. Przecież nie mogła stracić Sasuke, i to w momencie, kiedy coraz bardziej upewniała się w swojej miłości do niego.
– Chciałabyś. – Zaku użył swojej umiejętności kontrolowania ciśnienia powietrza, nie patrząc na to, że atakuje własną koleżankę. Przez to Yamanaka odbiła się o drzewo, szybko wracając do swojego ciała. Z ust obydwu dziewczyn zaczęła spływać krew.
– Czyli jednak niczego się nie nauczyliście. – Rin pobiegła w stronę ledwo stojącej Kin, aby zakończyć to raz na zawsze, jednak drogę zagrodziła jej pozostała dwójka. – Wycofuję swoje wcześniejsze słowa. Weźcie się w garść. – Odwraca głowę delikatnie w stronę konoszan, uderzając mieczem o metalowe części rąk przeciwników.
– Kolejne bezczelne zachowanie na terenie Konohagakure. – Do uszu wszystkich doszedł głos znad gałęzi. Po chwili mogli zauważyć brązowowłosego właściciela Byakugana i dziewczynę o dwóch kokach.
– A to co, zbiorowe spotkanie? – zakpiła czerwonooka, kolejny raz uderzając w Zaku. Tym razem idealnie przecięła mu kawałek ubrania i ramię, przez co ten słynął.
– Raczej zbiorowa mogiła – warknął ranny.
– Shirō! Rin! – Z jaskini wydobył się zdziwiony i delikatnie przerażony głos niebieskookiej. Wszyscy odwrócili się w jej stronę, zauważając przytomnego Uchihę niszczącego narysowana pieczęć.
– Mogiła? – Jego głos wydawał się dziwnie inny. – Może i tak, ale tylko wasza. – Raptownie ruszył w ich stronę, mijając resztę.
Całe jego ciało pokryte było przez lśniące niczym lawa znaczki, a on sam sekundę później leżał znów nieprzytomny. Spowodowane było to silnym uderzeniem w jeden z punktów witalnych na szyi czarnowłosego.
– No co? – Delikatny głos zadziwił wszystkich. – Lepiej, żeby nie był przytomny. – Wzruszył ramionami. – To gdzie ta mogiła? – Dalej cały brudny we krwi Naruto rozejrzał się z przerażającym uśmiechem.
__________________________________________
Rozdział 24 i kolejny krok do końca.
Napiszcie co sądzicie o dzisiejszej części? Macie jakieś przemyślenia?
Jak zawsze będę wdzięczna za napisanie niejasnych rzeczy.
Rozdział 25 czeka na dopieszczenie i korektę więc długo nie będziecie musieli czekać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro