Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 16

Gdyby ktoś, kiedykolwiek oznajmił Naruto, że w jego życiu pojawi się ktokolwiek rządzący nim, blondyn powiedziałby jedynie, że owa osoba nadużywa "–kolwiek" i odszedłby, bez kontynuowania tego bezsensownego dialogu. Przez dwanaście lat nikt nigdy nie wymuszał na nim niczego. Nie rozstawiał go po kątach. Od dziecka każdy wiedział, że wszystkie jego decyzje są rozważne i dokładnie zaplanowane. Inteligencja wykraczała u błękitnookiego nawet poza geny. Młody dziedzic potrafił rozwiązywać spory już od wieku dwóch lat. Rodzina, więc wtrącała się jedynie w momentach, gdy ten przesadzał z treningiem. Choć raczej to jego babka i czasami ciotka stopowały go. Nikt inny jednak nie wstawiał jego decyzji w osąd. Jak się okazało do czasu.

Teraz ubierając kimono, cieszył się jak nigdy. W końcu po kilku dniach niewychodzenia z domu osiemnastoletnia medyczka zezwoliła na trening. Koho nie przyjmowała odmowy. To było pewne. Niebieskooki całymi dniami leżał w łóżku, z małymi przerwami w chwilach, gdy robił codzienne, krótkie ćwiczenia, w których trakcie delikatnie i powoli stawiał kroki bez swojej laski. Czarnowłosa robiła mu masaże i poiła najróżniejszymi mieszankami z ziół. Na każde pytanie odnośnie powrotu długowłosego do jego rutyny, wysyłała w jego stronę spojrzenia, których nie powstydziłaby się żadna kobieta z klanu ognistowłosych. Ale co się dziwić, w końcu ojcem Koho był jeden z Uzumakich.

Sama ciemnooka, w czasie wolnym od opiekowania się Anielskim Dziedzicem spędzała chwilę z młodszą przyjaciółką. Nie wychodziły one jednak z domu. Mieszkańcy Uzushiogakure pojawiali się czasem odwiedzić długowłosego, jednak byli wyraźnie przepędzani przez ciemnooką. Grupa ochroniarzy za to wróciła do Wioski Ukrytej w Wirach. Itachi również wpadał czasami jako gość. Naruto mógł wyczuć jego chakrę w kuchni, tuż obok tej Daisuke. Wszystko wskazywało na to, że mężczyźni zakolegowali się. Co do brodacza, jako jedyny wychodził czasami z domu. Ulubionym zajęciem blondyna w ostatnim czasie, było wyczuwanie chakry shinobi w całej Konosze. Dlatego też, bez problemu określał położenie każdego znanego mu, jak i nie ninjy. Godzinami poszerzał zakres poszukiwań, poprawiając przy tym swoje umiejętności sensoryczne. Jedynie w przerwach czytał książki. Niestety, ale kontakt z Kuramą bardzo się osłabił i niebieskooki nie miał możliwości na rozmowę z rudowłosym demonem. Gdy próbował wejść do swojego umysłu, ogarniała go czarna pustka. Jedynie krótkimi chwilami mógł usłyszeć głos Dziewięcioogoniastego. Było to jednak urywkowe i rzadkie. Gdyby nie wcześniejsze zapoznanie się z wszelkimi informacjami dotyczącymi rytuału, Naruto mógłby popaść w panikę. Jednak zamiast tego, właśnie poprawiał spinkę przekazywaną w klanie Namikaze, wiedząc doskonale, że z każdym dniem bariera słabnie, a on i Kyūbi są coraz bliżej swojego celu.

Westchnął, odkładając grzebień i kierując się do dziury w podłodze. Po upewnieniu się, że piętro niżej nie zostanie zaskoczony przez innego mieszkańca willi, zeskoczył na dół.

W kuchni przy stole zastał Ami i Koho, zajadające się śniadaniem. Przy blatach za to, kręcił się trzydziestolatek, jak zwykle ubrany w czerwień. Co chwilę zmieniał on miejsce, skacząc od jednej miski do drugiej. Zapachy rozchodzące się po pomieszczeniu jasno wskazywały na to, iż czarnowłosy mimo wczesnej pory zdążył przygotować i śniadanie, i ciasto, które zapewne właśnie rosło w piekarniku. Jabłkowy aromat był jednym z najczęściej znajdujących się w tej właśnie, posiadłości. Daisuke po prostu kochał wszystko, co miało w sobie ten owoc, tak, więc eksperymentował z najróżniejszymi przepisami. Nikt jednak nie narzekał, ciesząc się z przepysznych przysmaków.

– Dzień dobry paniczu – przywitał się mężczyzna, na co blondyn kiwnął w jego stronę głową, siadając przy stole z lekko niewyraźną miną. W końcu to, że wczoraj ciemnooka medyczka zgodziła się na jego wyjście, nie znaczy, że przez te dwanaście godzin jej decyzja się nie zmieniła.

– Niech się panicz tak nie martwi. – Zaśmiała się Koho, nalewając mu soku. – Nie zmieniłam decyzji co do treningów.

– Jestem wdzięczny – odparł, spokojnie biorąc łyk napoju w czasie, kiedy blondynka podała mu talerz z jedzeniem.

– Wygląda na to, że Naruto-dono naprawdę nie lubi bezczynności. – Zaśmiała się Ami.

– To nie bezczynność, a lenistwo. – Prychnął lekko, sam do siebie. Blondyn uważał, że równie dobrze do swojej rutyny mógł powrócić trzy dni temu. Przecież już wtedy lekkie skurcze pojawiały się rzadko, a ból był o wiele mniejszy.

Dziewczyny zaśmiały się na słowa chłopaka, nie komentując ich jednak więcej. Przez resztę posiłku nie kontynuowali rozmowy, słuchając jedynie przyjemnej melodii puszczanej właśnie w radiu. Przez otwarte okno wdzierał się przyjemny wiatr, pomagając zapachom rosnących dookoła domu kwiatów, roznieść się po pomieszczeniu. Dopiero gdy Daisuke zaczął zbierać puste już naczynia po śniadaniu, blondyn pożegnał się ze wszystkimi i wyszedł z rezydencji. Koho oczywiście nie byłaby sobą, gdyby nie wysłała za nim gołębi, z którymi miała pakt przywoławczy w razie, gdyby chłopak poczuł się gorzej. Tak, więc długowłosy miał przyjemne towarzystwo.

W drodze na most zauważył lekko komiczną i zarazem interesującą sprawę. Sporej wielkości kamień.

Możliwe, że nie zwróciłby on uwagi chłopaka, gdyby nie to, że ów kamień był kwadratowy, a na dodatek od kilku minut podążał za nim, uważając się za niewidoczny.

Niebieskooki zachichotał do siebie, skręcając, przez co, dzięki ogrodzeniu, nie był widoczny po drugiej stronie i zatrzymał się, zakładając dłonie na piersi. Jeden z gołębi należących do Koho usiadł mu delikatnie na ramieniu. Był piękny. Białe pióra błyszczały w słońcu, a jego ogromne, jak na ptaka, oczy wydawały się rozumieć zamiary chłopca. W momencie, gdy o nogi dwunastolatka odbił się karton imitujący skałę, gołąb odleciał, ukrywając się w cieniach budynków.

– Mogę wiedzieć, o co chodzi? – Postarał się, aby jego głos brzmiał na łagodny. Wielkim odkryciem nie było, że miał właśnie do czynienia z dziećmi jeszcze młodszymi od niego samego. Kucnął, gdy odpowiedziała mu cisza i powoli złapał za kwadratowe boki, podnosząc atrapę.

– Myślisz, że kim jesteś?! – krzyknął najwyższy, nie patrząc na niebieskookiego.

– Naruto Uzumaki-Namikaze, miło mi – przedstawił się, podając milczącemu okularnikowi sztuczny kamień. – Nie powiem, aby było to dziełem sztuki. – Potarł delikatnie swoją brodę. – Jednak, jak myślę, nie chcecie tego sprzedać do galerii. Więc zapewne ma inne zastosowanie. – Spojrzał na dziewczynkę, która nie odrywała od niego wzroku. Było to całkowitym przeciwieństwem tego, co robił głośny właściciel długiego, niebieskiego szalika.

– Konohamaru – wyszeptała, wskazując mało dyskretnie spojrzeniem na blondyna. – W co ty nas tym razem wpakowałeś? – Słowa rudowłosej bardzo zdezorientowały chłopca. Jego przyjaciółka zawsze była pewną siebie optymistką, a co najważniejsze nigdy nie podważała jego decyzji. Zaciekawiony spojrzał w końcu na swój najnowszy cel.

Wcześniej nie miał za wiele czasu, aby przyjrzeć się chłopakowi. Bardziej interesowały go plotki, które już od dość dawna krążyły po Konosze. Podobno przepiękny blondyn, o hipnotyzujących niebieskich oczach zawitał w Wiosce Ukrytej w Liściach. Niedługo potem zniknął z utalentowanym młodszym przedstawicielem Uchihów, jednym z najlepszych shinobi wioski, Kakashim Hatake i z jakąś nieznaną im bliżej Sakutą. Albo Sakurą. Ciemnooki nie był pewien. Mimo to jednak, gdy tylko usłyszał o powrocie nieznajomego, postanowił rozpocząć nową misję drużynową. Wydawało się, że chłopak jest szanowany przez dziadka Konohamaru, więc mógł być ważnym ogniwem w planie przejęcia władzy nad Konohą przez brązowowłosego.

Odszukanie domu blondyna nie było wcale trudne. Duży budynek, który pojawił się wraz z niebieskookim, od razu wskazywał na powiązania, tak, więc od kilku dni na przemian z przyjaciółmi, kręcił się dookoła posesji, wcale nie świadomy, że inni doskonale wiedzą o jego obecności. Gołębie Koho nawet kilka razy zostawiały mu niezbyt przyjemne niespodzianki na ramionach, a raz nawet na głowie.

Teraz w końcu na niego patrząc, zaniemówił. Plotki miały stuprocentowe poparcie w rzeczywistości.

– Więc...? – Przeciągnął się długowłosy, z rosnącym zniecierpliwieniem w oczach.

– Jestem Konohamaru Sarutobi. – Mimo że tego nienawidził, podkreślił nazwisko.

– Sarutobi?

– Tak! Wnuk obecnie panującego Hokage. – Próbował brzmieć na pewnego siebie, jednak mina Naruto nie ułatwiała mu tego zadania. Tym bardziej, gdy ten zaśmiał się melodyjnie, delikatnie unosząc dłoń i zakrywając usta rękawem kimona.

– Chętnie porozmawiałbym z wami dłużej, jednak przepraszam, spieszę się – powiedział, gdy już się uspokoił, odwracając się w stronę, w którą jeszcze chwilę temu zmierzał.

Konohamaru przez chwilę stał jak zamrożony. Pierwszy razy w życiu ktoś zignorował fakt jego pochodzenia. Od zawsze denerwował się, kiedy mieszkańcy nazywali go Tomago-sama. Tytuł Szanowanego Wnuka, który pojawił się wraz z dziadkiem Hokage, bardzo go irytował. Dlatego, właśnie ośmiolatek postanowił przewyższyć dziadka. Dlatego też zainteresował się niebieskookim, który właśnie odchodził. Jeśli pomimo tak młodego wieku, chłopak posiadał szacunek staruszka, a nawet jak słyszał Starszyzny Konohy, musiało być w nim coś wyjątkowego.

– Konohamaru... – Brązowowłosy poczuł, jak jego przyjaciele szarpią delikatnie jego ramiona.

– Udon, Moegi – zaczął zbyt dramatycznym tonem głosu. – Nie damy mu uciec – zdecydował. – Gońmy go! – Podniósł dłoń zaciśniętą w pięść i pobiegł, nie czekając na znajomych.

Naruto szedł dalej, kompletnie ignorując swoich niechcianych towarzyszy, którzy patrzyli się na niego niczym na legendarne bóstwo. Głowa już go bolała od ich entuzjastycznych krzyków i pomału zaczął żałować swojego początkowo przyjaznego nastawienia. Może gdyby od razu rzucił jedno zimne spojrzenie, uciekliby w popłochu? Niestety, jego wychowanie kategorycznie na to nie zezwalało. Bał się choćby pomyśleć, jak nagadałaby mu babka, gdyby dowiedziała się, jak najchętniej rozpocząłby większość rozmów zapoznawczych, a nawet nie tylko takich.

Kilka razy niebieskooki po drodze wyczuł, jak jego lisi towarzysz próbuje się z nim za wszelką cenę skontaktować. Myśląc, co było powodem takiego zachowania, automatycznie zaczął przeszukiwać wioskę i jej pobliże szukając niebezpieczeństwa. Wyczuł je bez większego trudu. Ogromny pokład chakry poruszał się po Konosze, w towarzystwie dwóch o wiele mniejszych. Były one jednak dalej większe od przeciętnych. Zorientował się po chwili, kogo tak naprawdę zauważył. W końcu o Shukaku uczył się już od dawna. Jedno było pewne. Problemy mogły pojawić się szybciej, niż ktokolwiek oczekiwał. Może z wyjątkiem Naruto, dla którego Dwie Podstawowe Zasady Shinobi były niezwykle ważne. Jedna z nich mówi: "Bądź zawsze dwa kroki przed przeciwnikiem."

Na moście zauważył jedynie dwie sylwetki. Jedna należała do Sakury, która zdenerwowana chodziła w te i we w te, zerkając, co rusz w stronę czarnowłosego. Sasuke, jak to on miał w zwyczaju, opierał się o balustrady z założonymi rękami na piersiach. Chłopak podszedł do drużyny, próbując przywołać na twarz miły uśmiech i przywitał się z nimi.

– Kakashi-sensei jak zawsze się spóźnia. – Zirytowała się różowowłosa. – Naruto-kun, czy czujesz się już lepiej?

– Tak, dziękuję za troskę. Koho-san prawie nie pozwalała mi się ruszać. – Oparł się o most, naprzeciwko Uchihy.

– Wydaje się bardzo troskliwa. – Zaśmiała się dziewczyna, najwyraźniej odzyskując humor.

– Raczej straszna – odezwał się Sasuke. – Przypomina mi mojego brata. – Zdziwił tymi słowami Haruno, jednak blondyn uśmiechnął się wyrozumiale. On doskonale zdążył poznać ciemną stronę pokojowo nastawionej, nielubiącej walczyć kunoichi. – Wydaje się nie pasować do żadnego z klanów z Uzushiogakure. – Podjął próbę zdobycia jakichkolwiek wiadomości.

– Przykro mi, ale nie mam zamiaru rozprzestrzeniać informacji o innych, bez ich wiedzy.

– I to się ceni. – Znikąd pojawił się Kakashi, drapiąc się po karku tak jak zawsze, gdy się spóźni. Oznaczało to również, że robił to zawsze, gdziekolwiek się pojawiał. – Przepraszam dzieciaki, zgubiłem się na drodze zwanej życiem...

– Sensei, jak możesz tak parszywie kłamać?! – krzyknęła zielonooka, powodując tym śmiech u długowłosego.

– Sakura-san, nie możesz tak mówić do nauczyciela. – Dalej chichotał. Nie mógł zaprzeczyć, że trochę brakowało mu tych kłótni. – Sensei, wiem, że gdy pozostanie się na właściwej ścieżce, nagroda na końcu życiowej podróży, będzie warta tych momentów przeciwności, które się przeżyło w czasie drogi. Lecz mam wątpliwości czy nerwy Sakury-san są odpowiednią zapłatą...

– A ten jak zawsze swoje. – Usłyszeli zbliżający się głos Rin. Obok dziewczyny szła Miwa oraz Shirō.

– Skoro macie towarzystwo to powiem wam jedynie, że dziś nie mamy żadnej misji – odezwał się srebrnowłosy. – Przykro mi Naruto. – Zaśmiał się, widząc spojrzenie dwunastolatka.

– Mam pecha – stwierdził krótko.

– Nie większego ode mnie. Ja muszę iść na spotkanie nauczycieli. Tak, więc żegnam. – Podniósł dłoń na pożegnanie i zniknął, zostawiając jedynie dym.

– Czekaliśmy tu na niego dwie godziny, tylko po to, aby powiedział nam o braku zadań. – Cała twarz Haruno zrobiła się czerwona. – Dlatego ty też, Naruto-kun, przyszedłeś tak późno...

– Nie wyczuwałem chakry senseia, więc się nie spieszyłem. – Wzruszył ramionami w momencie, gdy drużyna dwudziesta z Uzushiogakure stanęła centralne przed nimi.

– Dokładnie tak, jak można spodziewać się po naszym dziedzicu – odparł Shirō. – A co ważniejsze, kto się ukrywa? – zapytał szeptem.

– Trójka dzieciaków. Spotkałem ich po drodze.

– Denerwują mnie – stwierdziła zirytowana Rin, odwracając w stronę ukrywających się. – Wyłazić! – krzyknęła głośno.

– Rin-chan, tak nie można – próbowała ją uspokoić Miwa.

– Głusi?! Powiedziałam coś! – kontynuowała, nie zwracając uwagi na wzrok pozostałych.

Dzieciaki wyszły z kryjówki, próbując schować się za szatami długowłosego.

– Przestraszyłaś ich Rin-chan – stwierdziła czerwonowłosa. – Chcieliście czegoś? – spytała delikatnie z uśmiechem.

– Jestem Konohamaru – przedstawił się, odzyskując pewność siebie. – A to Udon i Moegi. – Wskazał na swoich kolegów. – Stwierdziliśmy, że ten chłopak może zostać naszym nauczycielem... – Przerwał mu śmiech białowłosego. – Co cię tak bardzo rozbawiło?! Wiesz, kim ja jestem?!

– Nie, nie wiem. Przepraszam, ale nie mam zielonego pojęcia – odparł, uspokajając się pod wpływem spojrzenie niebieskich oczu długowłosego. – Wiem, jednak, kim jest Naruto-dono. – Wzruszył ramionami.

– Dodatkowo można mieć wątpliwości czy nadaje się on w ogóle, na przyjęcie jakiegokolwiek ucznia – dodała swoje czarnowłosa.

– Rin... – zaczął białowłosy, lecz nie dane mu było dokończyć wypowiedzi.

– Wiedźmowa siostro, a co ty takiego możesz o tym wiedzieć?! – krzyknął Konohamaru.

– Wiedźmowa siostro? Miwa-san, powiedz, proszę, że się przesłyszałam. – Sposób, w jaki Rin odezwała się do starszej dziewczyny, zdziwił resztę. Właściwie czerwonooka rzadko odzywała się formalnie, robiąc to zazwyczaj z czystego obowiązku.

– Rin, proszę, uspokój się...

– Czyli to prawda?! Nie mam problemów ze słuchem?! – Jej głos przestraszył ośmiolatków, którzy ze łzami w oczach, trzymali się ubrania niebieskookiego. Chłopak rozejrzał się dookoła zrezygnowany, stwierdzając, że po Sasuke zniknął najmniejszy ślad. Zresztą nawet ten sarkastyczny i lubiący irytować Rin, Shirō wyglądał, jakby trzymały go na miejscu jedynie zobowiązania do Wioski Wiru. Nie dziwił mu się. Sam najchętniej skorzystałby z jakiegoś jutsu i zniknąłby przeczekać huragan daleko stąd.

– Ohydna siostra jest też wredna. – Brązowowłosy dolał oliwy do ognia tymi słowami. Dziewczyna wyrwała się z uścisku znajomych z drużyny i nie patrząc ani na stojącą obok Sakurę, ani na Naruto podbiegła do młodszych, którzy zaczęli uciekać.

– Powinienem im pomóc – stwierdził blondwłosy.

– Ale dlaczego? – Sakura spojrzała na niego zdezorientowanym wzrokiem. Ona sama rozumiał doskonale zachwianie Rin. Przecież dziewczyna została potraktowana okropnie przez dużo młodsze dzieci.

– Mimo wszystko, przyszli tu za mną, co jest równoznaczne z tym że ich tu przyprowadziłem – wytłumaczył i wystartował w stronę, w którą pobiegł reszta.

– My też, jednak musimy coś zrobić. – Westchnął Shirō. – Gdyby sensei się o tym dowiedziała, mielibyśmy przechlapane.

Obraz, jaki ujrzał Naruto zaraz po dogonieniu uciekających dzieciaków i Rin, jasno wskazywał na to, że chłopiec o imieniu Konohamaru trafił z deszczu pod rynnę. Trzymany metr nad ziemią za bluzkę wierzgał się, aby postawić stopy na ziemi. Niestety postać ubrana na czarno nie miała zamiaru mu na to pozwolić, a wręcz przeciwnie utrudniała mu wszelakie próby.

– Myślisz dzieciaku, że możesz ot, tak sobie na mnie wpaść i odejść bez żadnego słowa?

Chłopak, który wypowiedział te słowa, na głowie miał ubraną dziwną czapkę ze stojącymi uszami, przypominającymi te kocie. Metalowa blaszka przyczepiona na jej środku jasno wskazywała, że przynależał on do Suny. Twarz miał wymalowaną w fioletowe wzory, a dwa owinięte w bandaże kształty pozwoliły Naruto stwierdzić, że chłopak był lalkarzem.

Po krótkiej chwili długowłosy zauważył stojąca obok, blondwłosą dziewczynę, z wielkim wachlarzem przywieszonym na plecach. Ona również na ochraniaczu miała znak Sunagakure.

– Ty, co sobie... – zaczęła Rin, zaprzestając w momencie, gdy blondyn położył na jej ramieniu dłoń.

– Uspokój się. – Dwunastolatek spojrzał w czerwone oczy, dając jej jasno do zrozumienia, że ma zamilknąć. W tym samym momencie, obok niego stanął białowłosy i Miwa. Sakura wraz z pozostałą dwójką ośmiolatków stała z tyłu przyglądając się całej sytuacji. – Przykro mi, że odczuliście jakikolwiek dyskomfort – zwrócił się do mieszkańców z Sunagakure. – Wątpię jednak, by dzieci Kazekage powinny zachowywać się w taki sposób. Czy możesz go puścić Kankurō-san? – zapytał, zachowując uprzejmy ton. Jego spojrzenie jednak pokazywało brak jakiegokolwiek zainteresowania. Wręcz przeciwnie, był bardzo rozluźniony, jakby aktualna sytuacja była jedynie przyjacielskim spotkaniem na herbacie.

– Kim ty jesteś i skąd wiesz, jak się nazywam? – spytał syn przywódcy Wioski Ukrytej w Piasku, puszczając jednak małego tak, że ten boleśnie upadł na ziemię.

Blondyn kiwnął dłonią, z niemą prośbą jednocześnie patrząc na Shirō.

– Oczywiście paniczu. – Zrozumiał, od razu pomagając Konohamaru wstać i dojść do różowowłosej.

– Nazywam się Naruto Uzumaki-Namikaze – przedstawił się. – Miło poznać was osobiście, Temari-san Kankurō-san... Gaara-san – ostatnie imię powiedział głośniej, odwracając się w stronę drzewa.

– Nie wyglądasz na mieszkańca Konohy. – Ciemnoczerwonowłosy, chłopak o jasnych oczach i znakiem "miłość" nad lewym okiem zeskoczył na ziemię. – Opaski również nie masz, jednak ta dwójka. – Wskazał na Shirō i Miwe. – Trzymają się ciebie blisko niczym ochroniarze. Ich znaki wskazują na jedną z wiosek ninja spoza tych głównych, w Pięciu Wielkich Krajach.

– Masz rację. – Naruto posłał mu uśmiech, nie przejmując się morderczą aurą chłopaka. Jego chakra również wydawała się niespokojnie falować. Wskazywało to na to, iż najmłodsze dziecko Kazekage, nie ma zbyt dobrych relacji z Jednoogoniastym.

– Kankurō... – Głos zielonookiego zniżył się, brzmiąc jeszcze bardziej przerażająco i sprawiając, że jego rodzeństwo zadrżało ze strachu. Zresztą nie tylko oni, bo Konaszanie i dziewczyny z Wioski Wiru również. – Przynosisz wstyd naszej wiosce. Zapomniałeś, dlaczego tutaj jesteśmy?

– Nie, nie! Poczekaj Gaara, to ten mały na nas wpadł...

– Nie jesteście u siebie – kolejny, nowy głos pojawił się w pobliżu drzew. Był to Sasuke siedzący na jednej z gałęzi.

– Sasuke-san, proszę, uspokój się. Nie powinieneś, ciągnąc sytuacji, gdy ta się uspokaja. – Niebieskooki spojrzał na Uchihe.

– Wybaczcie. To się nie powtórzy – odezwał się Gaara. – Dopilnuję tego. – Przeniósł wzrok na swojego brata. – Chodźmy już.

– Czekajcie! – krzyknęła Haruno, zatrzymując rodzeństwo.

– Czego? – Przejęła pałeczkę najstarsza.

– Z waszych ochraniaczy wnioskuje, że jesteście z Wioski Ukrytej w Piasku, mam rację? Nawet jeśli nasze kraje są sojusznikami, to przebywanie w wiosce obcych shinobi jest nie...

– Sakura-san, przepraszam, że się wtrącę – przerwał jej długowłosy. – Zapewne mają przepustki.

– Dokładnie. – Dziewczyna z Suny wyciągnęła swoją, pokazując wszystko. – W końcu jesteśmy tu na egzamin. – Posłała uśmiech Naruto i odeszła wraz z braćmi.

– A więc test rozpocznie się za niedługo – odezwał się Shirō, do swojego panicza.

– Tak jak zwykle masz rację. – Spojrzał na czarnowłosą. – Co do ciebie Rin-san, musimy poważnie porozmawiać.

____________________________________

Kolejny rozdział za nami 💜
Szczerze miałam spory problem z połączeniem tego wątku z moją wersją. Mimo wszystko mam nadzieję że wam się podoba.
Z góry dziękuję za wszelkie poprawianie jakichkolwiek błędów.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro