Rozdział 15
Poczuł jak jego ciało, jest zatrzymywane przez chude ramiona. Z przymkniętymi powiekami podniósł głowę, widząc przed sobą Sasuke. Czarnowłosy z lekkim zaniepokojeniem przyglądał się niebieskookiemu, próbując utrzymać go w ramionach, do czasu aż Koho nie poda jasnowłosemu laski do oparcia się.
- Chyba powinieneś jeszcze odpocząć - odezwała się czerwonooka ze zmartwionym wyrazem twarzy.
- Musimy porozmawiać - odparł, wyrywając się z zamyśleń. Był zdziwiony, że jego ciało nie zareagowało w żaden sposób na dość bliski kontakt z Uchihą. Do tej pory jedynym, który go dotykał bez jakichkolwiek konsekwencji, był Kurama. Naruto zawsze jednak tłumaczył to sobie tym, że przecież jego rudowłosy przyjaciel robił to w jego umyśle, gdzie materialność była sprawą zawiłą.
Widząc stan kolegi z drużyny czarnowłosy, pomógł mu usiąść przy palącym się jeszcze ogniu, i zajął miejsce obok, chcąc przypilnować chłopaka w razie problemów. Sam nie rozumiał swoich działań jednak coś, podpowiadało mu, aby nie zagłębiać się we własne powody.
- Proszę, niech panicz trochę zje. - Do blondyna podeszła Koho z jeszcze ciepłą zupą, którą jedli na kolacje. Na jej twarzy, tak jak na każdej innej, widniały znaki zmartwienia. Ona jednak jako medyczka wiedziała dokładnie, dlaczego stan dwunastolatka był taki, a nie inny. Nie zmieniało to jednak jej uczuć, które z każdym grymasem bólu na delikatnej chłopięcej twarzy, pogłębiały się.
- Dziękuję. - Naruto przyjął ostrożnie naczynie, posyłając jej lekki uśmiech. Czuł ból rozchodzący się po jego ciele, jak gdyby jego mięśnie z każdą nadchodzącą chwilą, zbliżały się do popękania w tysiącach najróżniejszych miejsc. - Tak więc zaczynajmy - odparł, widząc Taichiego, który ledwo powstrzymywał się przed przypomnieniem wszystkich o jego pytaniu. Blondyn pomimo zaciekawienia, nie chciał przysparzać swoją niecierpliwością jeszcze większych problemów. - Na początku chciałbym się zapytać, gdzie dokładnie jesteśmy. Koho-san wyjawiła mi, że las należy do Kraju Ognia - powiedział, po czym napił się zupy, uważając, aby nie upuścić miski.
- Już jutro dotrzemy do Konohy - odezwał się Kakashi, patrząc uważnie na ucznia. Lekkie drgania dłoni nie uszły jego uwadze, a problem z oddychaniem blondyna był aż nadto widoczny.
- Rozumiem. - Kiwnął głową. - Co do twojego wcześniejszego pytania Taichi-san. Chodziło mi jedynie o to, że przeciwnicy prawdopodobnie chcieli tylko, sprawdzić kto znajduje się w palankinie. Oczywiście nie jest to pewne, ale z tego, co wywnioskowałem z szybkich tłumaczeń Koho-san, nikt z nas nie został skrzywdzony, a oni sami uciekali po najmniejszej ranie.
- Po ich reakcji można stwierdzić, że się przestraszyli - odezwał się mężczyzna.
- Tak, faktycznie - zgodziła się Mami. - Od razu, gdy zobaczyli panicza, uciekli.
- Mnie jednak zastanawia ich pochodzenie. - Naruto położył miskę na ziemię i potarł dłonie, próbując zdziałać cokolwiek przeciwko drganiom. - Nie często się zdarza, aby zobaczyć shinobi bez ochraniaczy ze znakami wioski. Nawet gdy atakują innych.
- Nie zauważyłam żadnych specjalnych technik klanowych - odparła Koho. Czarnowłosa, dzięki podróży z Tsunade, potrafiła rozpoznać skąd, kto pochodzi. Nawet malutkie wioski, gdy miały jakikolwiek dostęp do ninja, odznaczały się czymś specyficznym. Jednak w tym wypadku, osiemnastolatka nie wyłapała żadnego znaku szczególnego, nawet w wyglądzie. W końcu czarne płaszcze z kapturami oraz maski nie były zbytnio do godziwe, aby było inaczej.
- Musimy porozmawiać o tym z Hokage. - Mariko zabrała naczynie, z którego chwilę wcześniej jadł długowłosy. - Na miejscu trzeba będzie również napisać list do Uzushiogakure - orzekła, poprawiając w tej samej chwili swoje rude włosy.
Chłopak skinął głową, po chwili czując niespodziewane dreszcze. Zaczął się trząść, wpadając co chwilę na ramię siedzącego obok Uchihy, który nie wiedząc co zrobić, spojrzał jedynie na czarnowłosą medyczką. Dziewczyna jak najszybciej potrafiła, wzięła dwunastoletniego blondyna delikatnie na ręce i pobiegła do palankiny, kładąc go w środku.
- Co się dzieje? - wyszeptał niebieskooki, nie przestając się trząść. Dookoła pojazdu zebrała się cała reszta, próbując zajrzeć do środka, aby sprawdzić, czy wszystko w porządku.
A w porządku nie było ani trochę. Młody dziedzic czuł coraz większy ból, a sama Koho Uzumaki nie potrafiła skupić własnych myśli. Natłok pytań zdawanych przez tłum zebrany przed palankinem, lecące niczym shurikeny i kunaie w jej stronę, nie pomagał w skupieniu. W końcu okropny krzyk z ust chłopca, jakby ją otrzeźwił.
- Odejdźcie! - krzyknęła, wyciągając w tym samym czasie ze swojej torby, najróżniejsze zioła i buteleczki. W błyskawicznym tempie wlała zawartość dwóch z nich do małej miseczki. Zaczynając mieszać płyn, rozpoczęła wsypywać wysuszone liście oraz kwiaty, jak najszybciej, i jak najdokładniej potrafiła. Coraz częstsze jęki brzmiały, jakby ją poganiały. Gdzieś z oddali usłyszała, jak Mami i Mariko uspokajają geninów, a mężczyźni ustalają między sobą temat warty. Nie miała pojęcia ile czasu, zajęło jej przygotowanie ekstraktu, i kiedy krzyki blondyna umilkły. Gdy jednak delikatnie wlała mu lek do gardła, tak, aby nie uronić ani kropli, na dworze nagle nastała cisza jak makiem zasiał.
Zmęczona, wyszła, kierując się do ogniska, by nagotować wody. Wiedziała, że noc będzie ciężka, a gorąca ciecz będzie niesamowicie potrzebna.
Spoglądała na płomienie, nie zwracając uwagi na zbliżającego się do niej Kakashiego.
- Wszystko będzie dobrze? - spytał zaniepokojony, zerkając w miejsce położenia swojego ucznia.
- Oczywiście - odparła pewnie. Nie przypominała teraz tej zagubionej nastolatki, która pojawiła się na chwilę, w trakcie ataku blondyna. - Spodziewałam się tego. Zresztą właśnie po to tu jestem. - Potarła się po skroniach, mrugając.
- Czy jednak nie wyruszyliśmy zbyt wcześnie? Do egzaminu jeszcze trochę czasu, a jemu przydałoby się szpitalne łóżko. - Usiadł na ziemi niedaleko, patrząc w końcu na dziewczynę.
- Proszę nie wątpić w moje umiejętności. - Posłała mu zirytowane spojrzenie. - Nie ma chwili, miejsca, ani przypadku, kiedy zawiodę. - Pewność w jej głosie była wręcz namacalna, a ciemne oczy błyszczące w ciemności, przypominały srebrnowłosemu pewnego młodzieńca, z którym miał przyjemność współpracować i którego szanował.
Tak jak myślała przez cały czas, gdy księżyc pięknie świecił na niebie ona, siedziała przy blondynie, co jakiś czas sprawdzając jego stan, lub przemywając jego twarz ręcznikiem. Rano, gdy wyruszyli w drogę do Konohy, z chłopcem było już dużo lepiej. Był on przytomny, a oprócz osłabionych mięśni, nic mu nie dolegało. Z czarnowłosą było z deka inaczej. Brak snu w poprzednich godzinach objawiał się ziewaniem i niezbyt energicznym krokiem. Mimo to droga do Wioski Ukrytej w Liściach, trwała w najlepsze.
Itachi wracał ze szpitala. Mimo comiesięcznych wizyt, nic się nie zmieniło, wręcz przeciwnie, jego kaszel wzmógł się. Lekarze niezależnie od prób i chęci, nie mieli pojęcia, co się dzieje z chłopakiem. Od kilku lat jego stan się pogarszał, pomimo wzrastającej siły. Tabletki, które spożywał, nie dawały większych rezultatów. Nie chcąc martwić brata, swój stan ukrywał, jak najbardziej mógł, starając się by w kręgu zaznajomionych z chorobą, byli jedynie lekarze, i sam Hokage. Jedynym pocieszeniem było to, że jego życie jak na razie nie było zagrożone.
Skierował się do budki z dango. Te kluski, robione z mochiko, były jego ulubioną potrawą od lat. Tradycją już się stało, kupowanie ich zaraz po wyjściu ze szpitala. Tak więc i dziś nie mógł sobie odmówić tego przysmaku. Zajadając się kuleczkami nabitymi na szpadkę, szedł w stronę bramy, aby sprawdzić, czy strażnicy znów, przypadkiem nie śpią. Wiedział, że Izumo Kamizuki najprawdopodobniej jak zawsze siedzi rozglądając się dookoła, nawet bardziej niż powinien. Brązowowłosy był rozsądny i zawsze trzymał się zasad. Jego partner zaś, był całkowitym przeciwieństwem. Kotetsu Hagane kochał leniuchować i zawierać nowe przyjaźnie. Jednak gdy była taka potrzeba, potrafił przestać żartować.
Tak jak oczekiwał starszy z rodzeństwa Uchiha, szatyn wykonywał swoje obowiązki, w czasie gdy dwudziestoczterolatek spał sobie w najlepsze, nie przejmując się żadnymi hałasami, dobiegającymi ze strony wioski. Nawet gdy Izumo trzepnął posiadacza czarnej, koziej bródki, widząc zbliżającego się Itachiego, ten tylko mruknął coś niewyraźnie, odwracając głowę w drugą stronę. Osiemnastolatek pokręcił głową niedowierzając, że ta kompletnie różna od siebie dwójka, ma pomagać w czasie egzaminów.
- Witaj Itachi, co cię tu sprowadza? - odezwał się brązowowłosy. Dopiero na jego słowa, Kotetsu podniósł głowę lekko zlękniony. Mimo wszystko ciemnooki przedstawiciel jednego z Wielkich Klanów, był wyżej rangą, a na dodatek potrafił być niezwykle przerażający. Młody wiek nie miał znaczenia w czasie gdy już przewyższył ich dwoje tak samo, jak większą część shinobi Konohy.
- Przyszedłem sprawdzić, co porabiacie. - Oparł się biodrem o prowizoryczną chatkę, w której siedzieli starsi - Jak widać bez zmian - odparł beznamiętnie, patrząc w stronę lasu. Słońce prażyło niemiłosiernie, a ptaki śpiewały radośnie, obwieszczając wszystkim swoją lokalizację.
- Wiesz, jak to jest. - Przeciągnął się Hagane, poprawiając opaskę ze znakiem Konohy. - Nasz praca nudzi niemiłosiernie.
- Zawsze mogliście trafić gorzej - odparł z sarkastycznym uśmieszkiem i jeszcze raz spojrzał w stronę drzew. Właśnie w tym momencie w zasięgu ich wzroku pojawiła się spora grupa. Niektórzy nieśli błękitno-złoty palankin, a inni rozmawiali między sobą. Uwagę chłopaka zwróciła jednak pewna dziewczyna, która szła na samym tyle. Była ledwo widoczna, co nie zmieniało tego, że właśnie czarnowłosa przyciągała jego wzrok. Nie potrafił nic na to poradzić. Nie wiedział, dlaczego tak się działo. Może było to spowodowane tym, iż wydawała się jakby nie pasować do ludzi, którymi była otoczona.
Skarcił się w myślach za własne wymysły, odwracając spojrzenie w bok. Dopiero wtedy zauważył dobrze mu znaną grupkę, w której skład wchodził jego brat. Młodszy Uchiha widząc go, szepnął coś do białowłosego chłopaka, z którym rozmawiał, po czym przyspieszył kroku, kierując się w stronę Itachiego.
- Izumo, jeśli mógłbyś, proszę, idź do Hokage i powiadom go, że za chwilę będzie miał gości - zwrócił się do brązowowłosego, który skinął jedynie głową i odszedł w stronę wioski.
- Pierwsi goście na egzamin? - zapytał Hagane zaciekawiony.
- Nie do końca - odparł ciemnooki w momencie, gdy jego brat stanął dokładnie przed nim. - Witaj Sasuke. - Posłał dwunastolatkowi uśmiech, który ten odwzajeminił.
- Widzę Itachi, że jak zwykle wiesz, w jakim momencie się pojawić. - Zaśmiał się Kakashi, podchodząc do nich wraz z resztą.
- To jedynie zbieg okoliczności - stwierdził - Jak minęła podróż? - spytał srebrnowłosego.
- Ciekawie - westchnął starszy - Muszę przyznać, iż była to przygoda życia - mimo wypowiedzianych słów, jego głos nie brzmiał na zrelaksowany ani trochę. Hatake wiedział, że gdy wiadomość o ataku dotrze do Wioski Ukrytej w Wirach, spodziewać się można niezbyt przyjemnych konsekwencji. Plusem było to, że Naruto nic się nie stało i pomimo objawów spowodowanych rytuałem, miał się dobrze. Oczywiście, jeśli tak można określić stan chłopca, który ledwo potrafił ustać na nogach. Kolejną dobrą wiadomością, był brak jakichkolwiek zażaleń ze strony mieszkańców Wiru, co wskazywało na to, iż prawdopodobnie to nie Konohagakure poniesie konsekwencje ataku. Pytaniem było jednak, kto odważył się postąpić tak lekkomyślnie. Mimo krótkiej znajomości Kakashi zdawał sobie sprawę, że rodzina blondyna leżącego w palankinie, nie odpuści. Nawet jeśli było to działanie niemające na celu zabicia kogokolwiek.
- Rozumiem, że twoi towarzysze są tu, aby wziąć udział w teście chūnina - odparł, znów wzrokiem podążając za czarnowłosą dziewczyną. Z bliska, wydawała się jeszcze bardziej odseparowana od reszty. Jakby jej chłodna maska, nie mogła być zdjęta przez nikogo. Uwadze Itachiego nie uszło jednak spojrzenie, które ciemne oczy kierowały w stronę palankinu. Zmartwienie, które co sekundę znika i pojawia się na nowo, przeplatając się ze zniecierpliwieniem, które posyłała stronę Hatake.
Osiemnastolatkowi wydawała się ona znajoma i obca jednocześnie. Chodziło oczywiście o wygląd. W końcu nie odezwała się ona ani słowem, więc nie mógł stwierdzić, jaka jest. Zostawały mu jedynie podejrzenia. Wiedział jednak, że jej rysy twarzy były podobne do jego własnych, tak samo, jak ciemność w oczach i krucza cierń włosów.
- ... tak więc musimy, jak najszybciej porozmawiać z Hokage i załatwić wszelkie formalności.
- Oczywiście, rozumiem. - Wyrwał się z dziwnego stanu, znów patrząc na zamaskowanego shinobi, którego wzrok mówił jednoznacznie, że doskonale wiedział, iż młodszy wcale go nie słuchał.
- Naruto-dono, życzysz sobie wyjść? - Usłyszał głos niebieskowłosego mężczyzny stojącego obok pojazdu i zaglądającego do środka.
- Wolałbym nie robić zamieszania tym, że ledwo idę, podpierając się na lasce. - Głos wydobywający się z palankinu brzmiał delikatnie, a Itachi od razu rozpoznał w nim Naruto. Mimo jednego krótkiego spotkania na początku, gdy niebieskooki przybył do Konohy, głos ten zapadł czarnowłosemu w pamięć.
- Dobrze, więc chodźmy do Budynku Administracyjnego, a później pomożemy ci się dostać do biura Hokage - odparł srebrnowłosy.
Mimo że uwaga skoncentrowana na nich, nie była spowodowana ledwo idącym chłopcem, który jeszcze jakiś czas temu normalnie, bez najmniejszego problemu zwiedzał Konohę, to środek transportu, jakim był palankin, używany przez arystokracje przyciągał spojrzenia. Tym bardziej że obok niego szła spora grupa nieznanych shinobi oraz dwóch geniuszy Wioski Liścia, wraz z dwójką geninów.
Gdy stanęli przed budynkiem, Itaichi pomógł blondynowi wyjść, podając mu laskę. Była ona biała i posiadała złote zdobienia w kształcie kwiatów.
- Dziękuję - odparł długowłosy, posyłając starszemu uśmiech. Delikatnie oparł ciężar ciała na podporze, starając się nie upaść. Widział jak reszta, patrzy na niego zmartwiona. Przechodni spoglądali na nich z rosnącym zaciekawieniem.
- Taichi-san, Yūji-san, Bunta-san, Hideo-san, Yūtaro-san, Jirō-san - zwrócił się do mężczyzn. - Nie będziecie już potrzebni, więc czy możecie poczekać na nas w rezydencji? - zapytał. - To ten duży, biały dom otoczony kwiatami pod Skałą Hokage, na pewno łatwo go znajdziecie - stwierdził, wskazując kierunek. - W środku powinni być Daisuke-san i Ami-san. Prosiłbym was, abyście powiedzieli im, że czekam na nich tutaj. Z tego, co słyszałem od dziadka, Hokage przygotował dla was kwatery, więc poproszę, aby dał mi do nich, kluczę i później wam je przekaże.
- Oczywiście - blondwłosy mężczyzna kiwnął głową, łapiąc wraz z resztą palankin. - A co z Koho-chan?
Chłopak spojrzał na medyczkę która stała niewzruszona, ze skrzyżowanymi dłońmi na ramionach.
- Wydaje mi się, że nie opuści mnie do czasu mojego stuprocentowego wyzdrowienia - odparł zrezygnowany, spotykając się z rozbawionymi spojrzeniami pozostałych.
- I ma panicz rację - prychnęła, patrząc ze złośliwymi iskierkami w tęczówkach, na bliźniaków o czerwonych oczach.
- To my już pójdziemy. - Bunta pośpieszył kolegów i brata, nie wytrzymując na sobie jej spojrzenia. Co, jak co, ale te ogniki nie oznaczały nic dobrego.
-Miło cię widzieć Itachi-san - Naruto zwrócił się do starszego Uchihy, zauważając jego osobę.
- Wzajemnie. - Kiwnął głową - Widzę, że pomimo problemów, żadne zmartwienie nie zaprzątają twojej głowy - odezwał się przyjaźnie.
Niebieskooki miał naturalny dryg do bycia lubianym. Oprócz pojedynczych wyjątków ludzi raczej ciągnęło do niego, nie tylko z powodu jego "władzy", ale również przez wrodzoną charyzmę i dobre wychowanie.
- Problemy pojawią się zawsze prędzej czy później, tak więc trzeba być na nie przygotowanym. Lepiej, aby plany pokrzyżowały się szybciej, dzięki czemu wcześniej, można naprawić błędy - odpowiedział blondyn.
- Rozumiem. - Weszli powoli do środka - Dobry punkt widzenia, jednak lekko pesymistyczny - stwierdził Itachi.
- Nie pesymistyczny, lecz realistyczny - poprawił. - Procenty mówią same za siebie. - Skrzywił się lekko, na ból rozchodzący się po prawej nodze. Jego grymas nie uszedł uwadze czarnowłosej, która w szybkim tempie przeszukała swoją podręczną torbę, wyciągając z niej tabletki. Podała niebieskookiemu jedną wraz z butelką wody i posłała mu pytające spojrzenie - Wszystko dobrze Koho-san, dziękuję.
- Procenty? - odezwał się Eizo, spoglądając na dwunastolatka.
- Dokładnie. - Długowłosy zapukał do drzwi i po usłyszeniu zaproszenia, wszedł do środka, ucinając temat - Dzień dobry Hokage-sama - przywitał się od razu.
- Witam. - Zgasił fajkę - Miło mi was gościć w Konosze - zwrócił się do drużyn z Uzushiogakure - Może od razu przejdziemy do rzeczy, zapewne jesteście zmęczeni. - Posłał im szeroki uśmiechy - Iwashi zaznajomi was z wszelkimi dokumentami potrzebnymi do rejestracji na egzamin. - Skinął na shinobi stojącego z boku, wstając i podchodząc bliżej - Tutaj macie klucze do kwater. - Podał je po kolei Mami, Isao, Eizo i Mariko. Dopiero gdy wyszli, Hiruzen znów się odezwał. - Wasza towarzyszka, to zapewne medyczka, o której wspominał mi Mamoru-san. - Podrapał się po brodzie. - Jesteś pewna, że nie potrzebujesz osobnego mieszkania? Z tego, co wiem, masz zamieszkać tu na dłuższy okres.
- To nie będzie potrzebne. Dostałam jednoznaczne rozkazy, że mam mieszkać z Naruto-dono, nawet po poprawie jego zdrowia - odparła chłodno.
- Dobrze więc. - Staruszek nie zniechęcił się jej tonem, przenosząc wzrok na Itachiego, a zaraz później na Kakashiego - Jak minęła droga? - spytał, wracając za biurko.
Hatake więc zaczął tłumaczyć Sarutobiemu wszelkie szczegóły, zaczynając na misji w Wiosce Kwiatów, kończąc na chwili, gdy pojawili się przed bramą Wioski Ukrytej w Liściach.
- Rozumiem więc, że sprawa ataków w Kraju Wiru jest już załatwiona - odezwał się lekko zaniepokojony.
- Sprawy idą w dobrym kierunki. Dziadek wraz z ciotką skontaktowali się z kim, trzeba, i aktualnie tajemniczy podróżny jest poszukiwany.
- To dobrze. - Westchnął - Chodź i tak nie mógłbym się mieszać w wasze sprawy - stwierdził, patrząc na blondwłosego dziedzica - Jeśli chodzi o sytuację w lesie, wyślę ludzi do przeszukania terenu. Nie możemy pozwolić, aby sytuacja się powtórzyła. Na dodatek, za niedługo mają pojawić się goście z innych Ukrytych Wiosek. Jesteście jednak pewni, że nie macie żadnych podejrzeń? - Chciał znaleźć choćby najmniejszą wskazówkę wskazująca na sprawców.
- Nikt nie miał ochraniaczy i nie używali również żadnych specjalnych technik. Nawet jeśli mieliby jakiekolwiek cechy klanowe w wyglądzie, nie mogliśmy ich zobaczyć z powodu ich strojów - odparł Kakashi.
- Co o tym myślisz Itachi? - spytał czarnowłosego Trzeci.
- Mam kilka podejrzeń jednak musiałbym bardziej przeanalizować sytuacje - odparł, wyrywając się z zamyśleń.
Rozmawiali jeszcze przez chwilę, po czym wyszli, zostawiając Hokage samego w jego biurze. Na korytarzu zastali czekających już ochroniarzy Naruto. Wszystko byłoby normalne, gdyby nie to, że Daisuke miał nałożony na normalny strój, prześliczny żółty fartuszek, na którego kieszeni z przodu narysowane było ogromne serce z babeczkami.
Sasuke zatrzymał się w miejscu jak zamurowany, za to jego brat, jak gdyby nigdy nic kiwnął shinobim z Uzushiogakure na przywitanie.
Od pewnego czasu Itachi przychodził z nimi porozmawiać. Zaczęło się niewinnie, gdy zaszedł do budki z dango. Niestety tego dnia była ona zamknięta i gdy miał już zrezygnowany wracać do domu, zagadnęła go blondynka, która po chwili zaprosiła Uchihe na obiad. Posiłek był zrobiony oczywiście przez Daisuke, który był wręcz przeszczęśliwy, na widok kogoś, komu smakują jego smakołyki.
- Daisuke-san, co tym razem? - spytał Naruto, podpierając się na lasce.
- Ciastka z kremem cytrynowym - odpowiedział w pełni poważnie.
- A nie mogłeś ściągnąć fartucha, przed przybyciem tu? - Blondyn pokręcił delikatnie głową, nie dowierzając. Cały komizm tej sytuacji był tak zabawny, że słyszał nawet delikatny rechot swojego rudowłosego przyjaciela, gdzieś z oddali własnego umysłu.
- Zostaliśmy powiadomieni, aby niezwłocznie pojawić się pod tym gabinetem. - Kolejnym zaskoczeniem tego dnia, a przynajmniej dla konoszan był śmiech, który rozniósł się po korytarzu.
Itachi zdziwiony spojrzał na ciemnooką medyczkę, która próbowała opanować śmiech. Nie wiedział dlaczego, ale sam uśmiechnął się pod nosem nieświadom tego, że srebrnowłosy patrzy na niego z przymrużonymi oczami.
- Koho-san! - wykrzyknęła Ami, szczęśliwa widząc swoją przyjaciółkę. Mimo że różowooka była o rok młodsza od uzdolnionej medyczki, były dla siebie niczym siostry. Pomimo krótkiego czasu znajomości, spędzały ze sobą wszystkie wolne chwile, ciesząc się wspólnymi treningami.
- Witajcie. - Czarnowłosa w końcu się uspokoiła, posyłając w stronę znajomych ciepły uśmiech.
- Itachi, później do ciebie zajrzę. - Daisuke spojrzał na młodego shinobi - Zrobiłem dango.
Tak właśnie najmłodszy z przedstawicieli szanowanego klanu Uchiha, zemdlał na środku korytarza, nie wytrzymując z nadmiaru emocji.
__________________________________
Pewnie zaskoczeni prawda? Napisze szczerze że ja również. Od razu po dodaniu notki o skończonej współpracy z starą Beta i o poszukiwaniu nowej dostałam mnóstwo wiadomości za co bardzo dziękuję.
Pierwsza zgłosiła się jednak _animozjeb_ która jak magiczna dobra wróżka od razu zabrała się do pracy gotując dla was rozdzialik. Wielkie podziękowania dla niej.
Co do rozdziału to jak zwykle chciałabym poznać waszą opinię w następnym rozpocznie się wątek z Egzaminem na Chūnina a co za tym idzie przybędzie czerwonowłosy pojemnik...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro