31
- Noell -
Obudziłam się ze względu na doskwierające gorąco. Spojrzałam na zegarek - siódma trzydzieści. Niechętnie z niego wstałam, moja głowa zaczęła od razu pulsować, a brzuch bolał mnie niezmiernie mocno. Tak źle już dawno się nie czułam. Chwyciłam telefon i wykręciłam numer do Styles'a.
- Noell. - powiedział mocno zachrypniętym głosem, a przez moje ciało przeszedł dreszcz.
- Um, przepraszam, Harry. - mruknęłam. - Czy mogłabym wziąć dzisiaj wolne? - zapytałam, opadając na łóżko.
- Wszystko w porządku, Noell? Brzmisz okropnie. - odpowiedział.
- Chyba mam gorączkę, a w dodatku boli mnie głowa i brzuch. - jęknęłam.
- Dobrze. - odchrząknął. - Nigdzie się nie ruszaj, wpadnę później zobaczyć, jak się czujesz. - dodał.
- Nie zawracaj sobie mną głowy, to tylko zwykłe przeziębienie. - wywróciłam oczami.
- To mój biznes i mogę robić, co tylko zechcę. - powiedział ostro. - Dlatego spodziewaj się mojej wizyty.
- Dobrze, panie Styles. - dogryzłam mu.
- Noell.. - syknął do słuchawki. - Przestań, a teraz wybacz, spieszę się. - nim zdążyłam coś powiedzieć, rozłączył się.
***
Cały dzień przespałam. Właśnie byłam w trakcie kontynuowania snu, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Mruknęłam pod nosem wiązankę przekleństw, a dzwonek znowu zaczął dzwonić. Czy ja aż tak długo się poruszam? Otworzyłam drzwi, a w nich stanął Styles. Zlustrował mnie wzrokiem, po czym wszedł do środka.
- Noell. - powiedział nisko. - Wyglądasz okropnie.
- Ciebie też miło widzieć. - burknęłam pod nosem. - Mam wszystko, co mi potrzebne. Nie musiałeś od razu robić mi zakupów. - wskazałam na siatkę w jego dłoni.
- Jestem tutaj prosto z pracy. Nie bądź złośliwa. - skarcił mnie, na co tylko uniosłam dłonie w górę.
- Spokojnie, panie Styles. - odkaszlnęłam, na co zacisnął usta w wąską linię.
- Widzę, że nawet w takim stanie humor cię nie opuszcza. - objął mnie w talii i przyciągnął blisko swojej klatki. Przycisnął swoje wargi do mojego czoła, po czym się skrzywił. - Masz naprawdę wysoką gorączkę, Noell. - skwitował. - Połóż się, a ja zrobię ci coś do jedzenia.
- Styles i robienie jedzenia? - parsknęłam głośnym śmiechem, a on został poważny. Zacisnął szczękę, a ja dobrze wiedziałam, że się zirytował. Muszę nad nim popracować...
- Tak, Noell. - warknął. - Jeśli chciałabyś wiedzieć zawsze umiałem gotować. Mama mnie uczyła od małego. - wywrócił oczami. - A teraz kładź się i nie przeszkadzaj. - wskazał na kanapę, karcąc mnie wzrokiem.
- Dobra, drętwiaku. - powiedziałam pod nosem.
- Słyszałem! - krzyknął z kuchnii.
- Dupek. - prychnęłam cicho.
- To także usłyszałem. - pojawił się w salonie, gdy ja leżałam już pod kołdrą. - Radzę ci leżeć spokojnie, ponieważ moja cierpliwość do ciebie niedługo się skończy. - powiedział ostro. - Jesteś bardzo irytująca. - mruknął, patrząc na mnie uważnie.
Po chwili odwrócił się i poszedł spowrotem do kuchni. Chichotałam pod kołdrą jak nienormalna, że udało mi się go aż tak zdenerwować. Leżałam bezczynnie, a po chwili chwyciłam telefon i wykręciłam numer do mamy.
- Hej. - powiedziałam wesoło.
- Witaj, kochanie. Brzmisz strasznie. Co się dzieje? - mówiła chaotycznie.
- To nic takiego, mamuś. - mruknęłam, a w drzwiach pojawił się Harry z miską w dłoni. Podszedł bliżej i postawił go na stoliku obok. W misce znajdował się ciepły i pachnący rosół. Usiadł na fotelu i wpatrywał się we mnie. Spojrzałam na niego, a on wypowiedział bezgłośnie "Kto to?".
- Przyjechać do ciebie, kochanie?! - zaczęła, na co przewróciłam oczami.
- Nie, mamo, przestań. - podkreśliłam słowo "mamo", patrząc na Harry'ego. - Nie jestem dzieckiem. - jęknęłam, po czym przełączyłam na głośnomówiący.
- Skarbie, zawsze będziesz moim malutkim dzieckiem! - pouczyła mnie, a Styles uśmiechnął się na jej słowa. - Jest u ciebie Harry? - dodała podejrzliwie.
- Um, tak. - przegryzłam wargę, nie odrywając wzroku od telefonu.
- Och. - zakrztusiła się powietrzem. - W takim razie nie przeszkadzam. - powiedziała spanikowana i szybko się rozłączyła.
- Co? Mamo! - nie zdążyłam zareagować, ponieważ się rozłączyła.
Spojrzałam na Harry'ego, który wyglądał na rozbawionego całą sytuacją. Wywróciłam na niego oczami i wyszłam spod kołdry. Usiadłam na drugim fotelu i przyciągnęłam do siebie miskę z gorącą cieczą. Wzięłam jedną łyżkę do buzi pod czujnym okiem tego pajaca, po czym położyłam ją na bok.
- Nie patrz tak na mnie. - założyłam ręce na klatce piersiowej.
- Jak? - zmarszczył brwi.
- Idź i nałóż też sobie. - prychnęłam.
- Nie, dziękuję. Jadłem na mieście. - odrzekł. Ściągnął ze swoich szerokich barków marynarkę, po czym podwinął rękawy swojej koszuli do łokci i rozpiął trzy pierwsze guziczki. Wyciągnął jakieś papiery ze swojej teczki i zaczął je uzupełniać. - Teraz ty się na mnie patrzysz. - uniósł wzrok znad kartek. - Ja zajmę się pracą, a ty masz to zjeść.
Posłusznie zjadłam cały posiłek, po czym odniosłam talerz do kuchni. Włożyłam go do zmywarki i wzięłam tabletkę na zbicie gorączki. Oparłam się lekko o blat i pochyliłam głowę w dół. Poczułam jak zbiera mi się na wymioty, więc zerwałam się z miejsca i pobiegłam do łazienki. Kucnęłam nad toaletą, po czym zaczęłam zwracać. Nagle ktoś zebrał moje włosy w kucyka i nie musiałam długo myśleć kto to.
- Harry, odejdź. - powiedziałam niezbyt miło. To niezręczne, gdy ktoś widzi jak zwracasz.
- Nie. - rzekł ostro.
Chwyciłam kawałek papieru, po czym wytarłam nim buzię i spuściłam w toalecie wraz z moimi "wnętrznościami". Wstałam i odwróciłam się w stronę Styles'a, który stał z założonymi rękoma.
- Ubierz się ciepło, jedziemy do lekarza. - mruknął tonem nienawidzącym sprzeciwu.
- Harry... - jęknęłam.
- Nie. - rzucił stanowczo. - Ubieraj się. - zmroził mnie wzrokiem.
Rzuciłam pod nosem jakąś obelgę w jego stronę, po czym poszłam do sypialni. Przebrałam się w czarne leginsy, biały sweter i spięłam włosy w kucyka. Pomalowałam lekko rzęsy, a następnie poszłam do przedpokoju. Harry stał w pełni ubrany, a ja tylko popatrzyłam na niego i ubrałam czarne vansy. Wyszliśmy z mieszkania, po czym zamknęłam je na klucz.
***
Jakieś pół godziny później siedzieliśmy w przychodni. W gabinecie lekarza siedziała jakaś kobieta, a ja mam wejść zaraz po niej. Bawiłam się pierścionkami Harry'ego, gdy on siedział całkowicie spokojny. Po chwili wyszła do nas jakaś młoda kobieta, która spojrzała na Styles'a i uśmiechnęła się do niego zalotnie. Spierdalaj, suko...
- Dzień dobry. Pan na wizytę? - zatrzepotała rzęsami, a on zacisnął wargi i spojrzał na mnie niepewnie.
- Nie, ja jestem umówiona. - powiedziałam niezbyt miło, a Harry wcisnął palce w moje biodro.
- Och. - mruknęła zawiedziona. - Proszę za mną. - dodała, a Styles pchnął mnie lekko. Wszedł razem ze mną, co mnie zdziwiło, ale może to lepiej.
Usiedliśmy na krzesłach, a kobieta wzięła dokumenty do ręki i wypełniła jakieś luki. Spojrzała na mnie, po czym splotła dłonie na biurku.
- Więc... co panią do mnie sprowadza? - uniosła brwi.
- Um, boli mnie głowa i brzuch, mam gorączkę i wymiotowałam. - powiedziałam zgodznie z prawdą, a ona to zanotowała. Kilka minut później zbadała mnie i obejrzała, po czym wróciła na mniejsce.
- Hm, nie widzę praktycznie żadnych zmian. - mruknęła. - Zabezpieczacie się? - zapytała, a ja uchyliłam lekko wargi.
- Tak. - odpowiedział Styles, a ja popatrzyłam na niego, otwierając bardziej usta. - Ale chyba o tym nie przyszliśmy rozmawiać. - syknął, a ja wzdrygnęłam się na jego ton.
- O-och. - zakrztusiła się powietrzem. - Przepraszam, j-ja tylko... - jąkała się. - W taki razie, wykluczam ciążę. Myślę, że to zwykłe zatrucie. - mówiła szybko. Wypisała coś na kartce, po czym podała mi ją.
Wyszliśmy z budynku, a Harry chwycił moją dłoń i wplótł w nią palce. Moja ręka w porównaniu do jego była naprawdę maleńka. Weszłam do samochodu, a on zamknął za mną drzwi, aby później okrążyć samochód i zasiąść za kierownicą.
Po dwudziestu minutach byliśmy pod moim mieszkaniem. Harry podprowadził mnie pod same drzwi i stanął, patrząc na mnie. - Więc... zabezpieczamy się? - parsknęłam śmiechem, a on wywrócił oczami.
- Tak. - wzruszył ramionami. - Musiałem coś zrobić, abyś nie była aż tak zazdrosna. - dodał z cwanym uśmieszkiem, a mój przygasł.
- C-co? - wyjąkałam.
- Zabijałaś ją wzrokiem, kochanie. - objął mnie w talii i pocałował mój gorący policzek.
- Ja nie... ugh, nie ważne. - jęknęłam, wtulając się w jego tors. Zaśmiał się, a jego klatka zawibrowała.
- Nie musisz być zazdrosna. - spojrzał na mnie. - Jestem cały twój. - mruknął całkiem poważnie.
- Mój? - zapytałam z niedowierzaniem.
- Twój. - pocałował moje usta.
_______________________________
Nie mogłam trzymać tak tego rozdziału, więc dodaję. ;)
/kylizzzie
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro