Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

31

- Noell -

Obudziłam się ze względu na doskwierające gorąco. Spojrzałam na zegarek - siódma trzydzieści. Niechętnie z niego wstałam, moja głowa zaczęła od razu pulsować, a brzuch bolał mnie niezmiernie mocno. Tak źle już dawno się nie czułam. Chwyciłam telefon i wykręciłam numer do Styles'a.

- Noell. - powiedział mocno zachrypniętym głosem, a przez moje ciało przeszedł dreszcz.

- Um, przepraszam, Harry. - mruknęłam. - Czy mogłabym wziąć dzisiaj wolne? - zapytałam, opadając na łóżko.

- Wszystko w porządku, Noell? Brzmisz okropnie. - odpowiedział.

- Chyba mam gorączkę, a w dodatku boli mnie głowa i brzuch. - jęknęłam.

- Dobrze. - odchrząknął. - Nigdzie się nie ruszaj, wpadnę później zobaczyć, jak się czujesz. - dodał.

- Nie zawracaj sobie mną głowy, to tylko zwykłe przeziębienie. - wywróciłam oczami.

- To mój biznes i mogę robić, co tylko zechcę. - powiedział ostro. - Dlatego spodziewaj się mojej wizyty.

- Dobrze, panie Styles. - dogryzłam mu.

- Noell.. - syknął do słuchawki. - Przestań, a teraz wybacz, spieszę się. - nim zdążyłam coś powiedzieć, rozłączył się.

***

Cały dzień przespałam. Właśnie byłam w trakcie kontynuowania snu, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Mruknęłam pod nosem wiązankę przekleństw, a dzwonek znowu zaczął dzwonić. Czy ja aż tak długo się poruszam? Otworzyłam drzwi, a w nich stanął Styles. Zlustrował mnie wzrokiem, po czym wszedł do środka.

- Noell. - powiedział nisko. - Wyglądasz okropnie.

- Ciebie też miło widzieć. - burknęłam pod nosem. - Mam wszystko, co mi potrzebne. Nie musiałeś od razu robić mi zakupów. - wskazałam na siatkę w jego dłoni.

- Jestem tutaj prosto z pracy. Nie bądź złośliwa. - skarcił mnie, na co tylko uniosłam dłonie w górę.

- Spokojnie, panie Styles. - odkaszlnęłam, na co zacisnął usta w wąską linię.

- Widzę, że nawet w takim stanie humor cię nie opuszcza. - objął mnie w talii i przyciągnął blisko swojej klatki. Przycisnął swoje wargi do mojego czoła, po czym się skrzywił. - Masz naprawdę wysoką gorączkę, Noell. - skwitował. - Połóż się, a ja zrobię ci coś do jedzenia.

- Styles i robienie jedzenia? - parsknęłam głośnym śmiechem, a on został poważny. Zacisnął szczękę, a ja dobrze wiedziałam, że się zirytował. Muszę nad nim popracować...

- Tak, Noell. - warknął. - Jeśli chciałabyś wiedzieć zawsze umiałem gotować. Mama mnie uczyła od małego. - wywrócił oczami. - A teraz kładź się i nie przeszkadzaj. - wskazał na kanapę, karcąc mnie wzrokiem.

- Dobra, drętwiaku. - powiedziałam pod nosem.

- Słyszałem! - krzyknął z kuchnii.

- Dupek. - prychnęłam cicho.

- To także usłyszałem. - pojawił się w salonie, gdy ja leżałam już pod kołdrą. - Radzę ci leżeć spokojnie, ponieważ moja cierpliwość do ciebie niedługo się skończy. - powiedział ostro. - Jesteś bardzo irytująca. - mruknął, patrząc na mnie uważnie. 

Po chwili odwrócił się i poszedł spowrotem do kuchni. Chichotałam pod kołdrą jak nienormalna, że udało mi się go aż tak zdenerwować. Leżałam bezczynnie, a po chwili chwyciłam telefon i wykręciłam numer do mamy.

- Hej. - powiedziałam wesoło.

- Witaj, kochanie. Brzmisz strasznie. Co się dzieje? - mówiła chaotycznie.

- To nic takiego, mamuś. - mruknęłam, a w drzwiach pojawił się Harry z miską w dłoni. Podszedł bliżej i postawił go na stoliku obok. W misce znajdował się ciepły i pachnący rosół. Usiadł na fotelu i wpatrywał się we mnie. Spojrzałam na niego, a on wypowiedział bezgłośnie "Kto to?".

- Przyjechać do ciebie, kochanie?! - zaczęła, na co przewróciłam oczami. 

- Nie, mamo, przestań. - podkreśliłam słowo "mamo", patrząc na Harry'ego. - Nie jestem dzieckiem. - jęknęłam, po czym przełączyłam na głośnomówiący.

- Skarbie, zawsze będziesz moim malutkim dzieckiem! - pouczyła mnie, a Styles uśmiechnął się na jej słowa. - Jest u ciebie Harry? - dodała podejrzliwie.

- Um, tak. - przegryzłam wargę, nie odrywając wzroku od telefonu.

- Och. - zakrztusiła się powietrzem. - W takim razie nie przeszkadzam. - powiedziała spanikowana i szybko się rozłączyła.

- Co? Mamo! - nie zdążyłam zareagować, ponieważ się rozłączyła.

Spojrzałam na Harry'ego, który wyglądał na rozbawionego całą sytuacją. Wywróciłam na niego oczami i wyszłam spod kołdry. Usiadłam na drugim fotelu i przyciągnęłam do siebie miskę z gorącą cieczą. Wzięłam jedną łyżkę do buzi pod czujnym okiem tego pajaca, po czym położyłam ją na bok.

- Nie patrz tak na mnie. - założyłam ręce na klatce piersiowej.

- Jak? - zmarszczył brwi.

- Idź i nałóż też sobie. - prychnęłam.

- Nie, dziękuję. Jadłem na mieście. - odrzekł. Ściągnął ze swoich szerokich barków marynarkę, po czym podwinął rękawy swojej koszuli do łokci i rozpiął trzy pierwsze guziczki. Wyciągnął jakieś papiery ze swojej teczki i zaczął je uzupełniać. - Teraz ty się na mnie patrzysz. - uniósł wzrok znad kartek. - Ja zajmę się pracą, a ty masz to zjeść.

Posłusznie zjadłam cały posiłek, po czym odniosłam talerz do kuchni. Włożyłam go do zmywarki i wzięłam tabletkę na zbicie gorączki. Oparłam się lekko o blat i pochyliłam głowę w dół. Poczułam jak zbiera mi się na wymioty, więc zerwałam się z miejsca i pobiegłam do łazienki. Kucnęłam nad toaletą, po czym zaczęłam zwracać. Nagle ktoś zebrał moje włosy w kucyka i nie musiałam długo myśleć kto to.

- Harry, odejdź. - powiedziałam niezbyt miło. To niezręczne, gdy ktoś widzi jak zwracasz.

- Nie. - rzekł ostro.

Chwyciłam kawałek papieru, po czym wytarłam nim buzię i spuściłam w toalecie wraz z moimi "wnętrznościami". Wstałam i odwróciłam się w stronę Styles'a, który stał z założonymi rękoma.

- Ubierz się ciepło, jedziemy do lekarza. - mruknął tonem nienawidzącym sprzeciwu.

- Harry... - jęknęłam.

- Nie. - rzucił stanowczo. - Ubieraj się. - zmroził mnie wzrokiem.

Rzuciłam pod nosem jakąś obelgę w jego stronę, po czym poszłam do sypialni. Przebrałam się w czarne leginsy, biały sweter i spięłam włosy w kucyka. Pomalowałam lekko rzęsy, a następnie poszłam do przedpokoju. Harry stał w pełni ubrany, a ja tylko popatrzyłam na niego i ubrałam czarne vansy. Wyszliśmy z mieszkania, po czym zamknęłam je na klucz.

***

Jakieś pół godziny później siedzieliśmy w przychodni. W gabinecie lekarza siedziała jakaś kobieta, a ja mam wejść zaraz po niej. Bawiłam się pierścionkami Harry'ego, gdy on siedział całkowicie spokojny. Po chwili wyszła do nas jakaś młoda kobieta, która spojrzała na Styles'a i uśmiechnęła się do niego zalotnie. Spierdalaj, suko...

- Dzień dobry. Pan na wizytę? - zatrzepotała rzęsami, a on zacisnął wargi i spojrzał na mnie niepewnie.

- Nie, ja jestem umówiona. - powiedziałam niezbyt miło, a Harry wcisnął palce w moje biodro.

- Och. - mruknęła zawiedziona. - Proszę za mną. - dodała, a Styles pchnął mnie lekko. Wszedł razem ze mną, co mnie zdziwiło, ale może to lepiej.

Usiedliśmy na krzesłach, a kobieta wzięła dokumenty do ręki i wypełniła jakieś luki. Spojrzała na mnie, po czym splotła dłonie na biurku.

- Więc... co panią do mnie sprowadza? - uniosła brwi.

- Um, boli mnie głowa i brzuch, mam gorączkę i wymiotowałam. - powiedziałam zgodznie z prawdą, a ona to zanotowała. Kilka minut później zbadała mnie i obejrzała, po czym wróciła na mniejsce.

- Hm, nie widzę praktycznie żadnych zmian. - mruknęła. - Zabezpieczacie się? - zapytała, a ja uchyliłam lekko wargi.

- Tak. - odpowiedział Styles, a ja popatrzyłam na niego, otwierając bardziej usta. - Ale chyba o tym nie przyszliśmy rozmawiać. - syknął, a ja wzdrygnęłam się na jego ton.

- O-och. - zakrztusiła się powietrzem. - Przepraszam, j-ja tylko... - jąkała się. - W taki razie, wykluczam ciążę. Myślę, że to zwykłe zatrucie. - mówiła szybko. Wypisała coś na kartce, po czym podała mi ją.

Wyszliśmy z budynku, a Harry chwycił moją dłoń i wplótł w nią palce. Moja ręka w porównaniu do jego była naprawdę maleńka. Weszłam do samochodu, a on zamknął za mną drzwi, aby później okrążyć samochód i zasiąść za kierownicą.

Po dwudziestu minutach byliśmy pod moim mieszkaniem. Harry podprowadził mnie pod same drzwi i stanął, patrząc na mnie. - Więc... zabezpieczamy się? - parsknęłam śmiechem, a on wywrócił oczami.

- Tak. - wzruszył ramionami. - Musiałem coś zrobić, abyś nie była aż tak zazdrosna. - dodał z cwanym uśmieszkiem, a mój przygasł.

- C-co? - wyjąkałam.

- Zabijałaś ją wzrokiem, kochanie. - objął mnie w talii i pocałował mój gorący policzek.

- Ja nie... ugh, nie ważne. - jęknęłam, wtulając się w jego tors. Zaśmiał się, a jego klatka zawibrowała.

- Nie musisz być zazdrosna. - spojrzał na mnie. - Jestem cały twój. - mruknął całkiem poważnie.

- Mój? - zapytałam z niedowierzaniem. 

- Twój. - pocałował moje usta.

_______________________________

Nie mogłam trzymać tak tego rozdziału, więc dodaję. ;)

/kylizzzie


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro