2 - 3
- Harry -
Obudził mnie natarczywy dzwonek mojego telefonu. Mamy weekend do kurwy! Jęknąłem, ale ostatecznie podniosłem się z łóżka. Podciągnąłem bokserki, które spadały mi z bioder i odebrałem telefon.
- Halo? - powiedziałem mocno zachrypniętym głosem.
- Um, Harry, obudziłem cię? - usłyszałem głos przyjaciela.
- Ta, ale w porządku. Co jest? - przetarłem oczy dłonią.
- Moglibyśmy się spotkać? Jak najszybciej, proszę. - mówił szybko.
- Dobrze, dobrze. - uspokoiłem go. - Za pół godziny bądź u mnie. - dodałem, a blondyn się rozłączył.
Naciągnąłem na swoje nogi czarne jeansy i założyłem białą koszulkę oraz jakieś skarpetki. Przeczesałem swoje włosy i zbiegłem po schodach na dół. To musi być coś ważnego, skoro Niall, który sypia do trzynastej, dzwoni do mnie o ósmej rano. Byłem trochę zestresowany. Z resztą jak od kilku tygodni.
Wstawiłem wodę na kawę, a w tym samym czasie usłyszałem dzwonek do drzwi. Szybkim krokiem poszedłem otworzyć drzwi, po czym wpuściłem zziajanego chłopaka do środka.
- Kawy poproszę. - powiedział, wyprzedzając moje pytanie.
Usiadł na krześle w kuchni, a ja zrobiłem nam po kubku kawy i wyciągnąłem krakersy z szafki. Usiadłem obok niego i spojrzałem na niego pytająco.
- Co jest tak ważnego, że budzisz mnie o ósmej rano w sobotę? - uniosłem brwi.
- Nie wiem od czego zacząć. - podrapał się po głowie, chwytając krakersa.
- Najlepiej od początku. - przewróciłem oczami.
- No więc jak wiesz, przez cały tydzień byłem w Irlandii. Byłem w Dublin'ie, Mullingar, Belfast, Londonderry, Galway i Kilkenny u mojej rodziny. Są porozrzucani po Irlandii jak...
- Horan przejdź do rzeczy. - jęknąłem.
- Dobra. No i będąc w Kilkenny u cioci Barbara'y, szedłem sobie parkiem. Bum, wpadłem na jakąś kobietę, która mało się nie przewróciła, ale zdąrzyłem ją złapać. Patrze na nią, a to... - znowu przeciągał, jak to Horan. - To twoja Noell. - ściszył głos.
Otworzyłem usta, patrząc na niego, jak na idiotę. Widział moją małą Noell. Czyli ona jest w Irlandii! W Kilkenny! Zerwałem się z miejsca i postanowiłem tam pojechać. Ale u kogo ona jest?
- Coś więcej wiesz? - spojrzałem na niego.
- No tak. Rozmawiałem z nią i odprowadziłem do domu. - dodał, a ja poczerwieniałem ze złości. On był blisko mojej Noell. Mojej. - Specjalnie podpatrzyłem adres. - mruknął.
- Boże Niall, powiedz mi ten adres! - złapałem go za dłoń w geście błagalnym, jak jakiś desperat. - Będę ci wdzięczny do końca życia i pomogę w każdej sprawie. No stary, jesteśmy przyjaciółmi... - gadałem jak pojebany.
- Styles! - krzyknął, śmiejąc się. - Przecież tam ci ten adres. Ale obiecałem jej, że nic ci nie powiem... - spojrzał w dół.
- Nie obchodzi mnie, co tobie nagadała. - westchnąłem.
- Dobrze. - pokiwał głową i napisał mi adres na kartce.
Spojrzałem na nią przelotnie i przytuliłem mocno Niall'a. Chłopak odwzajemnił uścisk i klepał moje plecy. Byłem mu tak cholernie wdzięczny! Gdy byłem u Louis'a, nic szczególnego mi nie powiedział. Szczerze, nie wiem, co się ze mną dzieje. Przeprosiłem go za swoje zachowanie! Nigdy tego nie robiłem! Przyjął moje przeprosiny, klepiąc mnie po plecach i także mnie przeprosił.
Kiedy Niall pojechał do siebie, poszedłem do sypialni. Spakowałem do małej walizki najpotrzebniejsze rzeczy, jeżeli chodzi o ubiór, wymycie się, czy uczesanie. Wciąż chodziłem z worami pod oczami i nieogolonym zarostem. Szczerze mówiąc, wyglądam jak żul. Chwyciłem portfel z dowodem osobistym, kartą bankomatową, no i pieniędzmi. Kupiłem bilet na dwudziestą drugą, bo wcześniej nic innego nie ma. Prywatny samolot jednak nie ma aż tak wielu plusów...
Nie mogłem usiedzieć na dupie tych kilku godzin, więc chodziłem bez celu po domu. Chwyciłem kartkę z adresem i dokładnie go przeczytałem.
Valeria Moore, 32 Bright Street, Kilkenny
Hm, czy to matka Nidii? W międzyczasie zdąrzyłem poinformować o wszystkim moją mamę, która miała przekazać to mamie Noell. Byłem juz tak blisko znalezienia mojej księżniczki...
O północy wylądowałem na lotnisku. Wsiadłem w taksówkę i pojechałem do hotelu, który znajdował się najbliżej domu, gdzie była Noell. Zabrałem kluczyk z recepcji i ruszyłem windą w górę. Otworzyłem drzwi od pokoju i rzuciłem walizkę na kanapę, która była w salonie. Wziąłem szybki prysznic i poszedłem spać, aby móc zmierzyć się z dzisiejszym dniem.
***
- Noell -
Wstałam o jedenastej i od razu poszłam do toalety. Od wczoraj miałam poranne mdłości. Gdy zwróciłam cały swój żołądek, poszłam pod prysznic. Wytarłam się ręcznikiem i założyłam świeżą bieliznę, czarne leginsy i koszulkę Harry'ego. Zaciągnęłam się jego zapachem i westchnęłam cicho. Umyłam zęby, zrobiłam delikatny makijaż i związałam włosy w niechlujnego koka.
Zeszłam zjeść z babcią śniadanie i powiedziałam jej, że znowu wymiotowałam. Kobieta powiedziała, że to normalne i mam iść się położyć. Gdy już to zrobiłam, po jakiś dwudziestu minutach przyszła babcia, stawiając zaparzone zioła na szafce obok łóżka. Podziękowałam jej i nakryłam swoje ciało kocem. Dzisiaj wyjątkowo źle się czułam. Nie wiem kiedy, ale zasnęłam.
***
- Kochanie. - poczułam szturchanie na ramieniu.
- Huh? - spojrzałam na nią sennie.
- Jakiś młodzieniec do ciebie. Wpuszczę go, a teraz wychodzę, bo jestem umówiona z koleżankami na herbatkę. Nie pogniewasz się?
- Oczywiście, że nie. - powiedziałam zaspanym głosem. - Baw się dobrze. - pocałowałam jej policzek.
- Gdybyś źle się czuła, dzwoń natychmiast. - pokiwała palcem.
- Dobrze. - wychrypiałam i opadłam na poduszkę, przymykając oczy.
Po chwili usłyszałam czyjeś kroki. Spojrzałam na drzwi, a moje serce momentalnie stanęło w miejscu.
"You are the thunder, and I'm the lightning. And I love the way you know, who you are, to me it's exciting. When you know it's meant to be*".
___________________________________
*Selena Gomez & The Scene - Naturally.
Tam, tam, tam! :D
/kylizzzie
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro