|7|
Wszyscy zebraliśmy się pod skocznią skąd mieliśmy wyruszyć na lotnisko. Konkurs kobiecy miał odbyć się tego samego dnia co konkurs mężczyzn. Oni jednak mieli jeszcze dwa kolejne dni przeznaczone na skoczne zmagania. Pan Goran ustalił treningi w Finlandii przed konkursami.
Trenera jeszcze nie było więc Anze jak to on rozpoczął bitwę na śnieżki. Oczywiście byłam przez to cała mokra bo stałam się żywą tarczą Petera. Na dodatek Kranjec i Hvala wytarzali mnie i Maję w śniegu. Starałam się udawać obrażoną ale na tych kretynów nie da się długo gniewać.To zabawne, że w tak krótkim czasie potrafiliśmy nawiązać świetny kontakt i zdecydowanie się do siebie zbliżyliśmy jak prawdziwa, wielka drużyna. Nie czułam się tutaj taka obca jak myślałam.
-Hej Lidia, orientuj się!-usłyszałam,po czym zostałam obrzucona śnieżkami przez Domena.
Co mogłam zrobić w takiej sytuacji?Nie pozostać mu dłużna. Od razu pobiegłam za nim i wepchnęłam go do śniegu. Oh, wspaniale było widzieć jego twarz całą w białym puchu.
Po niedługim czasie zebrał się cały nasz team wraz z trenerami, ich asystentami i resztą ekipy. Jechał z nami również pan Joze, który niedługo miał zastąpić nam trenera Janusa. Janus natomiast zostanie typową mamusią zajmującą się męską kadrą A.
Wsiedliśmy do autobusu i czekaliśmy aż ruszymy w stronę lotniska. Od razu zajęłam miejsce obok Niki. Zdjęłyśmy mokre kurtki i położyłyśmy je na wolnych miejscach.Chłopcy pokazali jacy z nich dżentelmeni i wpakowali nasze walizki do środka po czym sami zajęli miejsca w autobusie. Mieliśmy wylecieć z Lublany około godziny 13, więc nie zwlekając ruszyliśmy. Uwierzylibyście gdybym powiedziała,że jechaliśmy w spokoju? Ja też nie. Lanisek i Domen zaczęli śpiewać, aby, jak to stwierdzili -stworzyć dobrą atmosferę.Peter natomiast tłumaczył Robertowi tajniki podrywania, Jaka opowiadał swoje przypały z gimnazjum, a Jurij zaczął wymyślać układ gimnastyczny na siedzeniach. Zawsze zastanawiałam się co oni ćpają. Już po kilku minutach stanął przed nami pan Janus.Pomyślałam, że zapewne będzie kazał chłopakom się uspokoić,jednak się pomyliłam.
-Konkurs odwołany.
-Co? Jak to?-powiedzieliśmy prawie równocześnie.
-Skocznie nam śniegiem zasypało.
-Myślę, że to nie śniegiem ale łupieżem Roberta. -stwierdził Peter przyglądając się włosom Robiego. -Chociaż to trochę mało prawdopodobne bo na starość włosy mu wypadają więc łupieżu brak.
Kranjec posłał mu mordercze spojrzenie na co Peter tylko się uśmiechnął niczym uroczy bobas.
-A jaki jest prawdziwy powód?-zapytał.
-Wiecie, złe warunki pogodowe. Po prostu nie da się skakać, chyba że ktoś chce później zbierać zęby ze skoczni.
Wszystkim zrzedły miny. Chcieliśmy poskakać w Lahti, w szczególności ja. Może udałoby mi się zdobyć pierwsze punkty w PŚ i zakończyć konkurs chociaż w pierwszej trzydziestce. Chciałam się o to postarać.
-O to możemy jechać na jakąś pizze!-krzyknął Domen.
-Pizzy ci się zachciało? Ciekaw jestem czy po niej też będzie ci się chciało biegać wokół skoczni.
-Ale trenerze...
-Jednak ci się chce?
-Czemu to zawsze ja muszę robić karne okrążenia wokół skoczni? -chłopak skrzyżował ręce na klatce piersiowej i zrobił minę małej dziewczynki, której zabrano lalkę.
-Taka rola najmłodszego. -zaśmiał się Peter. -Ale wiesz co jeszcze możesz robić jako najmłodszy?Skoczysz nam do sklepu po jakieś procenty skoro nie ma konkursów.
-W tym wieku to on co najwyżej może bułki na legalu kupić. -Robi poczochrał najmłodszego po włosach.
Domen zabrał swoje rzeczy i przesiadł się na przód autobusu. Nie odzywał się do nas przez resztę drogi powrotnej.
Wysiadaliśmy z autobusu i czekaliśmy aż chłopcy wyciągną wszystkie bagaże.
-Serio zjadłbym pizze. -szepnął mi na ucho Domen.
-Pizzeria niedaleko, grubasie.-zaśmiałam się.
-Ekhem, czy ty sądzisz że jestem gruby?-oburzył się chłopak
-Tak, tak. -wzięłam do ręki swoje torby.
-Spójrz na to. -szatyn zaczął pokazywać swoje „mięśnie"
Uniosłam brew śmiejąc się.
-Ile poduszek tam wepchałeś?
-Aha dzięki, a już chciałem cię odprowadzić.
-Nie martw się, nie zgubię się.-zapewniłam chłopaka i powoli odeszłam od autobusu.
-I tak pójdę!-Domen dołączył do mnie.
Trener zatrzymał nas jeszcze zanim poszliśmy w stronę domu mojej cioci.
-Lidia, Domen, zawody zostały przesunięte. Za kilka dni już na pewno lecimy do Finlandii.
-Robert, kup szampon przeciwłupieżowy żeby znowu skoczni nie zasypało. -powiedział Domen do przechodzącego obok starszego kolegi. Ten natomiast tylko spiorunował go wzrokiem tak jak Petera w autobusie. -Też cie kocham!
Spojrzałam na zegarek, który wskazywał 12.30.
-O mój boże, przecież „Pora na przygodę" leci. To do zobaczenia trenerze, Robi pamiętaj o szamponie, Anze weź więcej majeranku na następny raz a ty Lidia chodź.- chłopak pociągnął mnie za rękę.
-Oglądasz „Porę na przygodę"?
-No taaaaak, przecież to najlepsza kreskówka jaka mogła powstać. Nawet kiedyś wymyśliłem spoko tekst na podryw, poczekaj.-przybrał pozę myśliciela.- Zostań moim balonowym księciem, a ja zostanę twoją balonową księżniczką.
-Um, wydaje mi się że to chyba na odwrót.
-Oj cicho, jeszcze to dopracuje.
Dotarliśmy pod dom ciotki. W drzwiach stała Kasandra, która żegnała się ze swoją przyjaciółką.Zmarszczyła brwi na widok mnie i Domena odprowadzającego mnie pod dom.
-Twój chłopak?-zapytała.
-Tak. Poznałam go tydzień temu i został moim chłopakiem. Jutro ślub, a za dwa tygodnie rozwód.
Kasandra najwyraźniej nie zrozumiała o co mi chodzi.
-Nie ważne. -wywróciłam oczami.-Dzięki, że mnie odprowadziłeś. -zwróciłam się w stronę szatyna.
-Nie ma za co, a teraz wybacz,kreskówki czekają.
-Dzieciak. -zaśmiałam się.
Wyminęłam kuzynkę w drzwiach i udałam się na górę do pokoju.
-Czyli to nie twój chłopak?-krzyknęła z dołu Kasandra.
Nie, to moja balonowa księżniczka.
-------------------------------------------------------------
Miałam spoko rozdział napisany w notatkach w telefonie ale mi się usunął więc próbowałam odwzorować go z pamięci co już nie wyszło tak fajnie ew. a teraz zrobie jakieś wyrąbiste w kosmos melo z gołębiami i babciami ninja.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro