|5|
Przebudziłam się dość wcześnie. Za oknem widać było wschodzące słońce, które swoimi promieniami cudownie muskało śnieg. Sprawdziłam godzinę na zegarku. Było zbyt wcześnie na pobudkę, ale zbyt późno na sen. Zdecydowanie dziwne określenie jak na 6.30. Nie mogłam ponownie zasnąć więc wstałam z łóżka i postanowiłam, że wyjdę pobiegać. Do treningu zostało sporo czasu, a chciałam go jakoś zaplanować. Po porannych czynnościach założyłam przygotowane wcześniej ubrania, a na końcu ubrałam zieloną kurtkę i czapkę z pomponem, którą wczoraj dostałam od trenera. Były na nich loga sponsorów naszej drużyny. Starałam się jak najciszej zejść po schodach, aby nie obudzić nikogo z domowników. Gdy udało mi się prawie bezszelestnie przemknąć przez korytarze ubrałam buty i wyszłam na zewnątrz. Od razu poczułam przyjemny powiew wiatru. Mimo, że wkoło dało się zauważyć jeszcze dużo śniegu to temperatura nie była taka niska. Ruszyłam przed siebie z zamiarem udania się do pobliskiego parku. W miarę znałam okolicę, bo bywałam już u cioci w czasie wakacji i często chodziłam tędy na spacery. Jednak muszę przyznać, że miasto wygląda znacznie lepiej zimą niż latem. Zwykle nie przepadałam za tą porą roku, jednak gdy zaczęłam trenować skoki narciarskie od razu wiedziałam, że jest moją ulubioną. Nie mówię tutaj o niskich temperaturach, wietrze czy innych zjawiskach pogodowych, mówię przede wszystkim o atmosferze w jakiej można skakać. Co innego, gdy uprawia się ten sport zimą,a co innego gdy latem. Po prostu uważam, że zima nadaje skokom charakteru, co zresztą jest niesamowite.
Gdy przebiegłam dość długi kawałek,stwierdziłam, że nie będę się już męczyć i zwyczajnie się przespaceruję. Wolno przechadzałam się przez alejki parku, gdy poczułam uderzenie śnieżką w plecy. Ależ no oczywiście, co byto był za dzień, gdybym nie spotkała osoby, której nienawidzę od pierwszego spotkania.....a raczej zderzenia. Już wiecie kto postanowił tak bardzo umilić mi ten poranek?
-No cześć moja nowa koleżanko.-usłyszałam za sobą.
Domen podszedł do mnie i objął mnie ramieniem. Teraz gdy stał blisko mogłam z łatwością stwierdzić,że jest o wiele wyższy ode mnie. Ma duże, brązowe oczy. Do tego na jego twarzy można było zauważyć szeroki uśmiech.
Odsunęłam się od niego.
-Widzę, że ktoś tu ma dobry humor.Może teraz nie będziesz taki chamski.-wywróciłam oczami stając naprzeciwko niego.
-Oj, daj spokój Lidia. Po prostu źle wczoraj zaczęliśmy. Wybacz mi tamto zachowanie. Przecież ja jestem milusi i grzeczniusi jak aniołek. Domen aniołek.
Zmarszczyłam brwi śmiejąc się.
-Okeeej, z czasem się przekonamy.
-Może zaczniemy jeszcze raz? Nie wypada żebyśmy się nienawidzili kiedy mamy współpracować jako„zespół"
To w sumie dobry pomysł. Czemu nie?
Przytaknęłam głową na jego słowa.
-Więc cześć, jestem Domen. -chłopak wyciągnął dłoń w moją stronę.
-Lidia. -posłałam mu promienny uśmiech i uścisnęłam jego dłoń.
-Przejdziesz się?
-Jasne, chętnie.
Może miał rację? Może to jak wczoraj zaczęliśmy naszą znajomość było kiepskie? Domen nie wydaje się być niemiłą osobą.
Spacerowaliśmy w ciszy. Chłopak założył na głowę kaptur kurtki tego samego koloru jak moja.
-Jak długo skaczesz?-przerwał milczenie.
-Od dziecka. Długo o tym marzyłam i w sumie, udało się. A ty?
-Można powiedzieć, że też. Bracia mnie w to wciągnęli. Podobnie jest teraz z moimi siostrami.
-Ouh, widzę że masz dużą rodzinę.
-No racja.-zaśmiał się- Wiesz co?Jak będziesz miała ochotę to możemy gdzieś wyjść. Najlepiej iść na sok, bo kawy nie lubię. Lepiej się poznamy.
Muszę przyznać, że Domen jest dzisiaj wyjątkowo miły, w przeciwieństwie do wczoraj.
-Randka? -uniosłam brew.
-Tak, oczywiście. Już po pierwszym dniu odkąd się poznaliśmy zapraszam cię na randkę. -wybuchliśmy śmiechem.
-Niezły pomysł z tym sokiem.
Brązowooki uśmiechnął się i spojrzał na godzinę w telefonie.
-Wybacz, muszę iść. Widzimy się na treningu, Lidia!
-Jasne, do zobaczenia.
*
Dokładnie o 10 wszyscy zebrali się pod skocznią. Trener powiedział, że dzisiaj będziemy ćwiczyć na sali obok. Najpierw ruszyłam do szatni, aby przebrać się w strój sportowy. Założyłam luźne, szare dresy i krótki top, a moje brązowe włosy spięłam w wysoką kitkę. Gotowa udałam się na salę razem z Mają, Niką, Evą i Spelą. Lanisek razem z Domenem biegali po całej sali przepychając się i śmiejąc. Jurij siedział obok i patrzył na nich jak na kompletnych idiotów. Nie dziwię mu się, oni tak wyglądali. Reszta drużyny albo rozmawiała między sobą jak normalni ludzie, albo jak ci zupełnie chorzy ćwiczyła na kolegach „karate". Jeśli tak wyglądają ich treningi to na pewno nie jest tu nudno. Domen zauważając mnie uśmiechnął się lekko. Odwzajemniłam uśmiech machając mu po czym poczułam jak Nika ciągnie mnie za rękę, abym usiadała na ławce. Byłyśmy w podobnym wieku więc jak na razie miałam z nią dość dobry kontakt. Nasze zainteresowania były podobne, miałyśmy mnóstwo tematów na rozmowę.
-Masz ochotę wyjść dzisiaj ze mną i dziewczynami na miasto?-zapytała.
-Czemu nie.- wzruszyłam ramionami uśmiechając się.
-Super, pasuje ci 14?
-Myślę, że tak.
-Więc po ciebie przyjdziemy.-Nika puściła mi oczko.
Może jakoś ciekawie spędzę popołudnie.
Za sobą usłyszałam głośny odgłos.Odwróciłam się i zobaczyłam Domena leżącego na podłodze,Roberta, który leżał na nim i Anze'go wyśmiewającego się z przyjaciół. Momentalnie zaczęłam się śmiać. Do sali wszedł trener i próbował uspokoić towarzystwo.
-Błagam was, zachowujcie się jak na wasz wiek przystało.-powiedział Janus.
-Dobrze mamo!-Domen zepchnął Robiego na podłogę i wstał.
-Jurij odłóż telefon! Peter przestań ćwiczyć chwyty karate na kolegach! Domen, synu drogi, ty sobie usiądź i opanuj burzę hormonów. Anze nie gryź Roberta! Semenic,widzę cię za tymi ławkami!-trener wywrócił oczami.
Naprawdę miał tu nie lada wyzwanie,aby ich opanować. Po chwili jednak wszyscy skończyli dziwne zabawy,opanowali śmiech i jak to trener twierdzi „burzę hormonów" i zaczęli ćwiczyć. Dzisiaj przypadł nam luźny trening. Biegaliśmy chwilę, wykonaliśmy kilka ćwiczeń stopniując je od łatwych do tych trudniejszych.
Goran wyszedł na chwilę przez co mogliśmy odpocząć. Poczułam jak ktoś nagle łapie mnie za ramiona od tyłu. Podskoczyłam z przerażenia.
-No, jednak wysoko skaczesz.-zaśmiał się Domen.
-Nigdy. Więcej. Tak. Nie.Rób.-zmroziłam go wzrokiem.
-Wybacz, zacznę jeszcze raz, tym razem lepiej.-chłopak cofnął się po czym podszedł do mnie ponownie.-Hej kochanie, masz u mnie branie.
Uniosłam brew.
-Nie kochaniuj mi tu. Czego dusza pragnie?
-Skąd wiesz, że czegoś chcę?
-Domyślam się, „kochanie"-zrobiłam cudzysłów w powietrzu.
-Jeszcze wczoraj nazywałaś mnie debilem, idiotą, kretynem, dupkiem...-szatyn zaczął wyliczać na palcach.- Ale chciałem zapytać czy masz ochotę na wspólne wyjście po treningu.
-Umówiłam się z dziewczynami, ale z pewnością innym razem.
-No wiesz, ja mogę iść z wami.-chłopak przeczesał włosy.
-Pogadamy o tym, kiedy zmienisz płeć.-odwróciłam się i odeszłam z lekkim uśmiechem na ustach w stronę Mai.
-Dla ciebie wszystko, kochanie!
-Jutro ćwiczymy na skoczni. Zabierzcie sprzęt, chęci do trenowania i przede wszystkim mózgi.-wypowiadając ostatnią część zdania trener patrzył na chłopaków.
-Tak jest!- Robi zasalutował stając na baczność.
-Jak ja z wami wytrzymuje. -Goran pokręcił głową mówiąc sam do siebie.
--------------------------------------------------
1000 słów już za mną wow!XD
Wiem, że Goran nie jest trenerem kadry kobiecej ale tak jakoś wyszło no.
Dziękuje za wszystkie gwiazdki i komentarze, które motywują mnie do dalszego pisania, bo jak widać jeszcze nie usunęłam tego opowiadania hehe.
A no i dzisiejszy przystanek: WISŁA!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro