Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

|14|

Gdy się obudziłam poczułam, że opieram się o coś twardego. Próbowałam się odwrócić jednak ból kostki, który nie ustąpił, jak i czyjaś ręka oplatająca mnie w pasie uniemożliwiała to. Jedyny ruch jaki mogłam zrobić to lekko odwrócić głowę. Robiąc to zauważyłam twarz Domena wtuloną w moje włosy. Odepchnęłam go od siebie przez co wylądował na podłodze budząc się. Ops.

-Co kurde?!-krzyknął chłopak.

-Mogę wiedzieć czemu, do licha, śpisz w moim łóżku?!

-Ale to ty śpisz w moim łóżku,idiotko.

Rozejrzałam się. Rzeczywiście.

-Właśnie, ja w nim śpię, bo ty śpisz na podłodze.-uśmiechnęłam się i odwróciłam do niego plecami.

-Może mam ci przynieść śniadanie do łóżka hm?-spytał z wyczuwalnym w głosie sarkazmem.

-Oczywiście, nie mam nic przeciwko.Idź, idź.-machnęłam ręką i przymknęłam oczy.

Domen ponownie wdrapał się na łóżko i położył obok mnie.

-Wolę spać. Ale wiesz, hotelowe łóżka są małe więc musisz mnie przytulić, żebyśmy się zmieścili.

-Posłuchaj mnie teraz uważnie.-odwróciłam się w jego stronę.-To moja ręka- wskazałam ją.-a tam na dole jest podłoga. Albo po dobroci zejdziesz z łóżka albo sama cię zepchnę.

-Kobiety...-prychnął szatyn i wstał.

Rzuciłam w niego poduszką i ponownie zasnęłam.

***

-Nie za fajnie.-przyznał Pero patrząc na ekran, na którym widać było strzałki i siłę wiatru na skoczni. Był zdecydowanie za silny, więc wszystko wskazywało na to, że konkurs zostanie odwołany.

-Czyli nie ma sensu nawet zakładać kombinezon?-zwrócił się w jego stronę Anze.

-Raczej nie. Możemy się zbierać do hotelu, aby spakować swoje rzeczy. Wracamy dzisiaj skoro nie będzie skoków.-powiedział Goran.

Jako, że nie potrafiłam jeszcze samodzielnie stawać na nogi pomagała mi Maja. Nie wiedziałam, co z moją kostką i czy nie przeszkodzi to w skakaniu. Miałam zamiar udać się do lekarza, dopiero wtedy gdy wrócimy do naszego miasta.Im wcześniej wrócimy tym lepiej.

***

Siedzieliśmy w autokarze,który przewoził nas z lotniska do Kranja. Kierowca poszedł po swoją kawę więc czekaliśmy na niego dłużej niż kwadrans. Gdy w końcu wrócił wszyscy ucieszyli się na myśl, że już ruszamy. Większość osób w pojeździe była zmęczona, więc spała lub bynajmniej próbowała nie zasnąć. Domen siedzący za mną ciągle pytał czynie boli mnie kostka i czy wszystko okej. To miłe, że się martwi.Obiecał, że pójdzie ze mną do lekarza, aby pomóc mi jakoś tam dokuśtykać. Na początku powiedziałam mu, że wujek da radę mnie zawieść, ten jednak uparł się, że pójdzie ze mną „do towarzystwa". Wiedziałam, że jeśli Domen coś postanowi to nie da rady odsunąć go od tej myśli. Jak dziecko...


Trzy godziny później autokar zatrzymał się przed skocznią w Kranju. Śpiący zawodnicy próbowali się otrząsnąć i doprowadzić do normalnego stanu. W końcu mogliśmy wysiąść. Nika pomogła mi wynieść bagaż z autokaru. Po chwili zabrał jej go Domen.

-Dziewczynom nie wypada.-głupkowato się uśmiechnął.

-Oh, jaki dżentelmen.-zaśmiała się Nika. -To zostawiam was samych.-odeszła wolnym krokiem.

Posłałam jej niezrozumiałe spojrzenie, którego prawdopodobnie nie dostrzegła.

-Obiecałem, że pójdę z tobą do lekarza, ale najpierw cię odprowadzę. Dasz radę dojść do domu?

-Domen, to tylko ból kostki, nie brak nóg. -zaśmiałam się.

-A już chciałem nosić cię na rękach.

-Ciekawa propozycja, ale podziękuję.-szturchnęłam go w ramię i ruszyłam w stronę domu, co uczynił także chłopak.


Gdy weszliśmy do domu mojej ciotki od razu poczułam zapach świeżo pieczonego ciasta. Zdjęłam buty i kurtkę podobnie jak Domen i pociągnęłam go za rękę do kuchni,gdzie mocnym uściskiem przywitała mnie siostra mamy. Oznajmiła nam, że przed chwilą upiekła ciasto specjalnie na nasze przybycie.

Chwilę później do pomieszczenia wszedł wujek i Tatiana, którzy szczerze gratulowali mi i Domenowi.Przyjmowałam miłe słowa z szerokim uśmiechem na twarzy. Nie obeszłoby się gdyby nie pojawiła się tu również Kasandra, która przeszła obok mnie nie zwracając zbytniej uwagi na moją osobę i usiadła przy stole.

-Siadajcie.-ponagliła nas ciocia.-Najpierw zjecie obiad, później deser, a później opowiecie jak było w Lahti.

Usiedliśmy przy stole.

-Jak było w Lahti.-powtórzyła Kasandra dziwnym głosem. -Uprawiała denny sport, w postaci dwu sekundowych, przeciętnych skoków.-prychnęła.

-Uważam,że skoki Lidii nie są przeciętne.-wtrącił Domen, a wszystkie oczy zostały zwrócone w jego stronę.-Radzi sobie świetnie.-chłopak lekko się uśmiechnął.

Odwzajemniłam jego uśmiech i czekałam, aż mama Kasandry i Tatiany poda obiad.

***

-Uff, na szczęście to nic poważnego.-odetchnęłam wychodząc z gabinetu lekarza.

-Co powiedział lekarz?-spytał Domen.

-Że przez najbliższy tydzień muszę się oszczędzać i uważać na kostkę. Później mogę wrócić do skoków.

-Skoro masz się oszczędzać to ja ci w tym pomogę.-Prevc wziął mnie na ręce i wyniósł z budynku.

-Możesz mnie postawić?-uderzyłam lekko w jego plecy.

-Nie.

-Masz zamiar nieść mnie tak do samego domu?

-Tak.

-Ugh, serio jesteś głupi.

-Za to mnie kochasz.-przyznał chłopak.

-Chciałbyś.-naciągnęłam czapkę Domena na jego oczy śmiejąc się.

-I tak wiem, że kochasz.

-Musimy wrócić do lekarza.-stwierdziłam.

-Po co?-zdziwił się szatyn.

-Bo chyba masz gorączkę i gadasz bzdury.

Domen nie odpowiedział tylko cicho prychnął.

-Masz ochotę gdzieś wyjść?Znaczy.......prędzej cię wyniosę niż gdziekolwiek pójdziemy.-wybuchnęliśmy śmiechem.

-Możesz zanieść mnie do pokoju,przynieść pizze, znaleźć dobry film i spędzić ze mną miły,typowy wieczór.-uśmiechnęłam się promiennie.

-Pizza mówisz? Chętnie.

-Myślałam, że lecisz na mnie a nie na pizze.-oburzyłam się powstrzymując śmiech.


-Lecę na skocznie, kochanie.

                                                       __________________________________

Skoro jesteście tutaj to napiszcie mi piękny komentarz:

ŚNIEG PRZESTAŁ JUŻ PADAĆ, DOMEN PRZESTAŃ BZDURY GADAĆ, SKOKÓW NIE MA ZA TO SZIPOWANIE LIDIOMENA TO MOJA DOMENAFIDSJGFISDJGISD 

wtf bawie sie w słowackiego


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro