6. Żegnaj okrutny świecie
Mrożący krew w żyłach wrzask rozległ się nad ranem w spokojnym szwedzkim domu.
- Tanska, ja cię zabiję! - warknął blondynek o twarzy aniołka nakrywając się poduszką.
- Hm - mruknął Berwald, spoglądając na zegarek, który wskazywał siódmą rano.
- Tino! Berwald! Pomocy! - tym razem krzyczał Lukas. Przerażenie w głosie Norwegii zmusiło obu blondynów do zerwania się z łóżka. Gdy zbiegli do salonu znaleźli tam zwijającego się z bólu Matthiasa i klęczącego obok niego, zrozpaczonego Lukasa.
- Co się stało? - Tino jednym susem znalazł się obok cierpiącego blondyna.
- Nie wiem. Usłyszałem krzyk, a jak przyszedłem to go tak zastałem.
- Boli! Strasznie boli! - jęczał Dania.
- Matthias, co się stało?
- Zszedłem do kuchni i ... ugh - Matthias zwinął się z bólu - nagle przeszył mnie ból. Nie mogłem się ruszyć.
Milczący Berwald podszedł do Danii i ukucnął obok niego. Delikatnie wziął chłopaka na ręce.
- Zaniosę go do pokoju.
Tino i Lukas ruszyli za nimi. Berwald ostrożnie położył Matthiasa do łóżka. Kolejny paroksyzm bólu wycisnął łzy z oczu blondyna. Trójka pozostałych Nordyków spojrzała po sobie z przerażeniem. Wiele widzieli, wiele przeżyli. Brali udział w bitwach i wojnach, bywali ranni i to nieraz ciężko. Ale nigdy żaden z nich tak bardzo nie cierpiał. Czy właśnie tak umierają personifikacje? Zimny dreszcz przeszedł po plecach trzech mężczyzn.
- To mój koniec - wyszeptał Matthias - Umieram.
- Nie mów tak - wydusił Lukas, siadając obok Danii i chwytając go za rękę - Pomożemy ci, znajdziemy lekarza. Nie możesz umrzeć!
- Każdy umiera, Lukasie. Nawet państwo.
- Nieprawda! A Feliks? Jego kraj zniknął na ponad sto lat i co? Wciąż żyje!
- Polska to wyjątek... Ej, nie płacz - Dania wyciągnął dłoń i otarł łzę spływającą po policzku Norwegii.
- Nie płaczę, to tylko alergia.
- Tak, tak... argh! Szlag, jak to boli! - kolejna fala bólu przeszła przez jego ciało - Proszę, wysłuchajcie tego, co chcę wam powiedzieć. Chce was za wszystko przeprosić. Za to jaki byłem w dawnych czasach i jak was traktowałem. Ja...robiłem to po części z powodu nadmiernych ambicji i pychy. Chciałem być potężny, wszechmocny. Chciałem być królem Europy, a okazałem się zwykłym dupkiem. A drugim powodem był strach... Trzymałem was siłą przy sobie, bo się bałem. Bałem się, że gdy uzyskacie wolność to o mnie zapomnicie. Że zostanę sam... A właśnie samotności zawsze się lękałem. Jesteście w stanie mi wybaczyć wszystkie krzywdy jakie wam wyrządziłem?
- Matthias, już dawno ci wybaczyliśmy - zapewnił go Tino.
- Zgadza się - mruknął Szwecja - Było, minęło.
- Dziękuję - westchnął Dania - Boże, ile bym dał, żeby jeszcze zobaczyć Iśka zanim odejdę.
- Zobaczysz go - Lukas ścisnął jego dłoń - Miał dziś przyjechać.
- Oby...Chłopcy, obiecajcie, że wyprawicie mi pogrzeb taki jak za dawnych czasów. Chce mieć pogrzeb godny wikinga.
- Nie myśl o tym. Przecież wyzdrowiejesz - Tino miał łzy w oczach.
- Nie! Obiecajcie!
- Przysięgam, że wypełnimy Twoją wolę - odezwał się Berwald.
- Dziękuję Sve... Cholera, miałem nadzieję, że zabawię się kiedyś na waszym weselu .
- Widzisz? Będzie dobrze - paplał czerwony jak pomidor Finlandia - humor ci dopisuje, rzucasz żartami.
- Oj, Tino! Kogo wy... Auć! - syknął z bólu - Kogo wy chcecie oszukać? Przecież widać, że na siebie lecicie. Tylko jesteście za głupi ... argh! ... albo za nieśmiali, żeby to sobie wyznać. Mimo, że macie dwójkę dzieciaków.
- Danmark, pieprzysz głupoty - westchnął Szwecja.
- Sve, Sve, Sve... Rozgadałeś się - zachichotał pomimo bólu Matthias - Wyświadcz mi tę ostatnią przysługę i powiedz Tino, co do niego czujesz.
- Danmark...
- Berwald, nie spełnisz ostatniej prośby umierającego?
- Ja, um... - Berwald się zarumienił - K'ch'm cię T'no.
- Wyraźniej, Berwald - Matthias po raz kolejny skrzywił się z bólu - Nic nie zrozumiałem.
- Kocham cię Tino! - wykrzyczał Szwecja.
- Ja ciebie też, Su - san - Tino rzucił mu się na szyję.
- No nareszcie - westchnął Matthias.
- Halo! Jesteście? - z dołu doleciał do nich głos Emila.
- Pójdę po niego - Lukas wyszedł z pokoju.
- Emil! Szybko! - złapał brata za rękę i pociągnął w stronę schodów - Matthias...
- Co ten stary chlacz wymyślił? - Islandia przewrócił oczami.
- Emil... on umiera - głos Norwegii się załamał.
- Onni - chan? - Emila zszokowały łzy brata - Ty żartujesz?
- Nie! Pośpieszmy się.
- Isiek! - Matthias uśmiechnął się - Jak dobrze, że jesteś. Chodź tu, niech cie przytulę ostatni raz.
- Denmark! Co się stało?
- Umieram Isiek. Widocznie swoje już przeżyłem.
Zaaferowani cierpiącym Danią Nordycy nie zwrócili uwagi na Pana Maskonura, który przysiadł na poręczy łóżka i wpatrywał się w nogi blondyna. W końcu zleciał na posłanie i dziobnął Danię w bosą stopę.
- Au! Co ten ptasi móżdżek robi? - wrzasnął Matthias - Wiem, że mnie nie lubi, ale mógłby uszanować umierającego! Hej, dlaczego przestałem czuć ból? Czy to początek końca?
Pan Maskonur spojrzał z wyższością na blondyna i podleciał do Emila. Chłopak miał wrażenie, że ptak wręcz się uśmiecha.
- Co tam masz? - Emil wyciągnął rękę do ptaka, który upuścił na jego dłoń coś małego i plastikowego - Serio Matthias? To przez to umierałeś?
Oczom Skandynawów ukazał się mały, niepozorny klocek Lego. Najwidoczniej Sealandia i Ladonia nie posprzątali dokładnie po wczorajszej zabawie, a zaspany Dania wdepnął rano w klocek
- Oj...he he...
- Ty... - zapłakane dotąd oczy Norwegii zapłonęły wściekłością.
W tym momencie wszystko wydarzyło się naraz. Tino wybuchnął histerycznym śmiechem. Lukas rzucił się na Matthiasa i zaczął go dusić. Berwald rozglądął się niepewnie, zastanawiając się czy bardziej martwić się o siniejącego Matthiasa czy zwijającego się ze śmiechu Finlandię. Emil tylko westchnął, po czym zabrał Pana Maskonura i opuścił pokój Danii. Zapowiadał się kolejny barwny tydzień w gronie rodzinnym.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro