Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

16. Viva la tomatina

- Tosiek, nie mogłeś wymyślić jakiegoś normalnego święta? - mruknął Gilbert, ścierając z twarzy pomidorowy sok.

- Mon dieu, żeby mi tylko te pomidory nie zaszkodziły moim włosom - narzekał Francis - Doprawdy, co ci do łba strzeliło z tym obrzucaniem się pomidorami?

- Wiecie chłopaki... - zarumienił się Antonio - To święto jest dla mnie ważne, bo jest związane z kimś wyjątkowym. To było tak...

Ostatnia środa sierpnia roku 1945. Po uliczkach hiszpańskiego miasteczka Buñol przechadzało się dwóch młodych mężczyzn. Jeden z nich był wysokim latynosem o zielonych oczach i brązowych włosach. Cały czas się śmiał i zagadywał swojego towarzysza. Drugi chłopak był niższy, miał bursztynowe oczy i rozczochrane, brązowe włosy z odstającym loczkiem. Sprawiał wrażenie złego i naburmuszonego.

- Lovi, uśmiechnij się. Słońce świeci, wojna się skończyła - śmiał się zielonooki, ciągnąc przyjaciela za loczek.

- Kurna, puszczaj zboczeńcu - warknął zarumieniony Lovi - Po co tu przyjechaliśmy? 

- Mówiłem ci Lovi, na paradę gigantes y cabezudos. To coś naprawdę niezwykłego i pięknego. No uśmiechnij się mój mały pomidorku.

- Nie nazywaj mnie tak - Lovi zaczął okładać przyjaciela pięściami. Na Antoniu nie robiło to wrażenia i tylko głośno się śmiał. 

- No już pomidorku, uspokój się - Antonio złapał chłopaka za ręce - Chodź, parada zaraz się zacznie.

Hiszpania pociągnął przyjaciela w stronę rynku, przez który właśnie przechodził barwny korowód. Choć Lovino nie przyznałby się do tego głośno, ale cieszyła go ta parada i wszechobecna radość. Rozglądał się z zaciekawieniem, przyglądając się mieszkańcom miasta, a zwłaszcza pięknym hiszpańskim dziewczynom. Po chwili zorientował się, że Antonio gdzieś zniknął. Zaczął go szukać wśród tłumu. Zobaczyl go flirtującego z jakąś dziewczyną. Nie wiedzieć czemu poczuł ukłucie zazdrości. Zacisnął pięści. Chciał im jakoś przeszkodzić. Zaczął rozglądać się za czymś, czym mógłby rzucić w Antonia. Zorientował się, że stoi obok straganu z warzywami. Bez namysłu chwycił pomidora i rzucił nim w Hiszpanię. Niestety nie trafił. Kawałek dalej od miejsca, gdzie Antonio podrywał dziewczynę, doszło do przepychanek między uczestnikami parady, a grupą młodych mężczyzn. Feralny pomidor trafił w jednego z uczetników bójki. Trafiony mężczyzna w odwecie również zaczął rzucać pomidorami. Inni  to podchwycili i na rynku wybuchła pomidorowa wojna. W samym jej środku znaleźli się Antonio i Lovino.

- Kurna, co cię tak śmieszy? - warknął Lovino próbując zmyć z siebie pomidorowy sok, który miał dosłownie wszędzie.

- To, że teraz naprawdę wyglądasz jak pomidorek. I pewnie tak samo smakujesz - śmiał się zielonooki.

- Zamknij się zboczeńcu - Lovino chlapnął na Antonia wodą z fontanny. Roześmiany Hiszpania odpowiedział tym samym...

- No i tak to mniej więcej wyglądało - zakończył Antonio - Części mieszkańców spodobało się to obrzucanie pomidorami, więc rok później przynieśli na paradę własne warzywa. Co roku sie to powtarzało, aż władze miasta oficjalnie uznały Tomatinę za część obchodów. A od kilku lat jest ona oficjalnym świętem o międzynarodowym walorze turystycznym. 

- Mon dieu, ja rozumiem, że z miłości można robić dziwne rzeczy, ale coś takiego? - zdziwił się Francis. 

- Do tego zdolny jest tylko nasz Tosiek. I za to wypijmy - zaśmiał się Gilbert, wznosząc toast.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro