Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8

Dwa miesiące temu- Hogwart

- Hermiono. Wstań proszę. Jesteś nam potrzebna.

Dziewczyna leżąca na łóżku w przypisanym jej pokoju mruknęła coś niezrozumiale w odpowiedzi.

- Nie, dzisiaj wstaniesz, Hermiono- powtórzył pewny siebie kobiecy głos, należący niewątpliwie do profesor McGonagall- Mamy rozpoczęcie roku i jesteś potrzebna.

- Nie jestem- dziewczyna zwinęła się na posłaniu.

- Jesteś. Będziesz uczyć Obrony przed Czarną Magią. Zapomniałaś?- Hermiona znowu coś mruknęła, ale po chwili usiadła powoli i wyszła spod kołdry.

- Wypij to- starsza kobieta podała dziewczynie fiolkę eliksiru. Hermiona posłusznie wychyliła lekarstwo.

- Co to?

- Eliksir Zapomnienia. Przydaje się nam wszystkim.

- Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego?- jej własne słowa zaczęły brzmieć jak echo, a obrazy rozmazały się...

Dlaczego?

***

Dziewczyna zamrugała kilkakrotnie próbując przyzwyczaić się do dziwnego światła panującego w pomieszczeniu, w którym się znalazła. Spróbowała się podnieść, ale powstrzymał ją czyjś głos.

- Lepiej nie wstawaj, Granger.

- Czemu?

- Znak- odpowiedział lakonicznie Draco, wciąż nie pokazując się Gryfonce.

- Co?

- Mój Mroczny Znak cię zaatakował.

- Tak. To jasne- odparła z lekką ironią Hermiona, która usiadła i próbowała teraz powstrzymać zawroty głowy- Ale jak?

Malfoy nic nie odpowiedział, tylko wyszedł z cienia, by Gryfonka mogła mu się przyjrzeć.

Długie, platynowe włosy były brudne i potargane. Na twarzy widoczny był kilkudniowy zarost. W stalowoszarych oczach widać było pustkę. Szerokie, ale kościste barki przykrywała stara, luźna, zniszczona bluza, z podwiniętymi rękawami, spod jednego z nich wystawało coś co zaintrygowało Gryfonkę.

Nowy Mroczny Znak. Dziwny tatuaż przypominający zwój lin, zdawał się poruszać. W pewnym sensie zdawał się być żywy. Nagle zza łokcia wypełzła sporych rozmiarów głowa węża i dziewczyna zrozumiała, że to co brała za liny, było tak naprawdę cielskiem obślizłego gada. Instynktownie cofnęła się o krok.

Malfoy biorąc strach w jej oczach za odrazę ouścił rękaw i już chciał wrócić do bezpiecznego cienia, ale powstrzymał go głos Gryfonki, która zdążyła otrząsnąć się z letargu i wstać z prowizorycznego posłania.

- Na mnie już czas. Do widzenia, Malfoy. Umrzyj szybko- rzuciła wychodząc znanym sobie przejściem prowadzącym do Bijącej Wierzby.

Nie usłyszała chłopaka, odpowiadającego:

- Nawet nie wiesz, jak bardzo bym chciał...

***

rok temu (Malfoy Mannor)

- Hermiona! Hermi...Obudź się, proszę... Dostaliśmy wodę

- Hmm? ...Harry?... Zimno mi...

- Wiem. Masz gorączkę. Napij się- poprosił chłopak.

- Nie- zaprotestowała Hermiona- Chcę spać...- odwróciła się tyłem do Harrego, który trzymał w rękach brudny metalowy kubek.

- Hermiono, musisz się napić. Chociaż łyczka- nieustępował w swych prośbach przyjaciel. Jednak Hermiona nie dała się przekonać i po kilku minutach zapadła w niespokojny sen.

Harry usiadł na ziemi i głaskał dziewczynę po rozpalonym czole. Po raz pierwszy cieszył się, że w lochach Malfoy Mannor panuje okropny chłód. Miał nadzieję, że to obniży nieco gorączkę dziewczyny wywołaną jakąś klątwą Bellatrix Lestrange.

Wtedy zza krat wyjrzała przyjazna twarz Zgredka.

- Harry Potter musi uciekać. Ja pomogę Harremu Potterowi.

- Co chcesz zrobić, Zgredku?

- Teleportuję Harrego Pottera w bezpieczne miejsce.

- Ale Hermiona... Ona nie powinna...

Wtedy, jakby słyszała wszystko przez sen jęknęła, na dźwięk swojego imienia.

- Harry Potter musi uciekać- powtórzył skrzat, a chłopak podjął decyzję.

Złapał przyjaciółkę za rękę, a drugą podał Zgredkowi. Poczuli dziwny uścisk w żołądku i wszyscy troje zniknęli z lochów Malfoy Mannor.
Tymczasem kilka pięter wyżej Draco Malfoy próbował okiełznać Nowy Mroczny Znak, który wariował w domu, gdzie znajdował się Harry Potter.
Chłopak od kilku dni nie spał i prawie nie jadł.
Znak na początku bolał, przy każdym ruchu węża, który oplatał jego ramię. Teraz ból ustąpił pieczeniu.
Malfoy siedział jednak w niezmiennej pozie na fotelu. Oczekiwał wizyty Severusa Snape'a, opiekuna, który miał zaraz się pojawić. Było to wydarzenie, ponieważ od tygodnia nikt go nie odwiedzał.
Wcześniej sporadycznie przychodziła matka, ale teraz w jego komnacie nie bywał nikt. Jedzenie przynoszone przez skrzaty, w nienaruszonym stanie przez skrzaty było zabierane.
Ale dziś miał do niego przyjść Severus. Miał go zabrać z tego wstrętnego miejsca, które kiedyś mógł nazywać domem.
Ktoś gwałtownie otworzył drzwi do jego komnaty.
- Draco- powiedział znajomy głos Mistrza Eliksirów- Idziemy.
Chłopak wstał i pospiesznie dogonił Severusa. Nie wiedział dokąd idzie chciał jedynie zniknąć.
Złapał Severusa za ramię, poczuł uścisk w żołądku i zniknął z miejsca, które było teraz piekłem...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro