Rozdział 11
- Hermiono, czy coś się stało?- zapytała Minerwa McGonagall.
Dziewczyna, która siedziała dwa miejsca dalej zmieszała się, ale oprzytomniawszy odparła:
- Nie. Dlaczego pani pyta?
- Bo widzisz, kochanieńka- wtrąciła Eleonora Happyday- Przed chwilą wyszłaś twierdząc, że masz coś niezwykle ważnego do zrobienia- spojrzała wymownie na Gryfonkę.
- Ach- jak ona mogła zapomnieć, była już wcześniej na tej herbatce- Ja tylko zapomniałam, że warzę eliksir u siebie i musiałam dodać ważny składnik- zaczęła jąkać.
Na szczęście, zanim ktoś zapytał jaki składnik lub, co gorsza, jaki eliksir dziewczyna warzy, profesor Slughorn zaczął niezwykle długi i nudny wykład na temat trudności w zbieraniu składników.
Niedługo potem, kiedy monolog przerodził się w rozmowę, a nawet w dyskusję Hermiona ulotniła się do swojej komnaty.
- Snape? Jesteś tutaj?
- Tak. Coś się stało?- zapytał wywołany z orazu Mistrz Eliksirów.
- Nie, wszystko idzie zgodnie z planem. Jutro pójdę do McGonagall po zwolnienie od obowiązków w przyszłym tygodniu, a Percy powinien wyrazić zgodę na moje odwiedziny w Malfoy Mannor- powiedziała dziewczyna.
- To może cię narazić. Nie powinnaś jechać.
- Narazić? Nie bardziej niż byłam do tej pory.
- W Hogwarcie jest bezpiecznie- Snape naprawdę martwił się o Gryfonkę.
- Ja nigdzie nie będę bezpieczna.
Hermiona nie mówiła prawdy. Tak szczerze to po wojnie zdołała raz poczuć się bezpiecznie. Podczas rozpoczęcia roku właśnie w Hogwarcie.
***
Granatowe sklepienie sufitu w Wielkiej Sali pokrywały gwiazdy. Gryfonce, siedzącej przy nauczycielskim stole, przywodziły na myśl pierwszy rok w Szkole Magii i Czarodziejstwa.
Eliksir, który podała jej dyrektorka, działał bez zarzutu, więc dziewczyna czuła się jakby pierwszy raz siedziała w dobrze oświetlonej sali.
Pierwszoroczni rozglądali się zaciekawieni po stołach. Za chwilę mieli zostać przydzieleni do swoich Domów.
Starsi siedzieli przy długim stole w wyjątkowej ciszy. Hermiona czuła, że coś jest nie tak, ale nie wiedziała co dokładnie i dlaczego tak bardzo, po raz pierwszy od wielu miesięcy, nie pragnie ciszy i spokoju, lecz hałasu i głośnego radosnego śmiechu.
Śmiechu którym niegdyś wypełniała tą salę razem z przyjaciółmi. Z Harrym, Ronem i Ginny.
***
- Hermiono, rozumiesz chyba, że ze względu na twoje niecodzienne zachowanie martwię się.
McGonagall mówiła spokojnym tonem, jej podopieczna również nie wykazywała emocji, ale ręka zaciśnięta na rękawie szaty stanowiła niezbity dowód na to, że dziewczyna jest poddenerwowana.
Hermiona spodziewała się, że nie będzie łatwo przekonać dyrektorkę na wyjazd do Malfoy Mannor, ale nie chciała dać po sobie poznać jak bardzo zależy jej na wycieczce do posiadłości starego czarodziejskiego rodu.
- Musi pani zrozumieć, jak ważne jest dla mnie odwiedzenie tego miejsca. To...- głos załamał jej się pod wpływem silnego napływu wspomnień- To tam wszystko straciłam-wyrzuciła Gryfonka.
- Czy na pewno jesteś gotowa się z tym zmierzyć? Jeszcze trzy dni temu zażywałaś Eliksir Zapomnienia sześć razy dziennie, a chcesz w przyszłym tygodniu jechać do Malfoy Mannor?- do tonu głosu McGonagall dostała się nuta matczynej troski.
- Najwyższy czas- powiedziała dziewczyna, która poczuła dziwne pieczenie na ramieniu w miejscu, gdzie znajdowała się blizna. To przez Przysięgę. Musiała jechać do Malfoy Mannor.
- Dobrze. Zgadzam się- McGonagall dała za wygraną, a Hermiona pogratulowała sobie w duchu.
Udało jej się.
***
- Snape, co się stało? Gdzie ja jestem?- zapytał Draco wpatrując się w ciemność przed oczami. Mimo że chłopak nie widział opiekuna w podświadomy sposób czuł jego obecność.
Severus siedział na krześle obok posłania i usilnie starał się stłumić ból w przedramieniu.
- Co się stało?- powtórzył zirytowany Malfoy.
- Muszę iść. Pod żadnym pozorem nie wychodź. Rozumiesz? Masz zostać w tym pomieszczeniu i siedzieć cicho- rzekł Snape, zamienił się w czarny, niewidoczny w ciemności obłok i zniknął.
***
Hermiona szła dość szybko na spotkanie z Percym. Miała spędzić kilka dni w jego służbowym mieszkaniu w centrum magicznego Londynu. Chłopak niezmiernie ucieszył się z jej prośby i urlopu, ponieważ Ministerstwo miało wobec niej wiele planów.
Nieco bardziej niechętnie przyjął postanowienie Gryfonki o wyjeździe do Malfoy Mannor, ale kiedy dziewczyna nie dała się przekonać jego przyjacielskiemu odradzaniu, dał za wygraną i obiecał pomóc w dostaniu się tam.
Pierwszą rzeczą, jaką Hermiona zrobiła po przyjeździe do Londynu, było odwiedzenie Harrego. W szpitalu poinformowano ją, że lekarze znaleźli pewien sposób na uratowanie chłopaka, ale mogli z nią o tym porozmawiać dopiero dwa dni później, kiedy lekarz prowadzący wróci z wyjazdu służbowego. Hermiona czekała już tak długo na te słowa, że dwa dni nie zrobią jej już różnicy. Teraz priorytetem było odwiedzenie posiadłości rodowej Malfoy'a.
Zanim jednak to nastąpiło zmuszona była jednak wykonać mnóstwo obowiązków dla Ministerstwa. Wizyty w Szpitalu na oddziale dziecięcym stały się dla niej cotygodniowym zwyczajem, ale "wieczorki z...", przemówienia oraz oficjalne kolacje z arystokracją i ambasadorami innych państw były czymś zupełnie nowym. Oczywiście, Ministerstwo zapewniało środki na odpowiednie stroje, ale Gryfonka nie zainwestowała ich w nic poza jedną skromną czarną sukienką oraz czarną oficjalną szatą wyjściową. Resztę pieniędzy oddała na fundację na rzecz zapomnianych stworzeń magicznych, założoną przez Lunę.
Najbardziej irytowało ją jednak to, że wszyscy wiedzieli, gdzie się zatrzymuje i wielu nieznajomych przychodziło i wpraszało się do jej tymczasowego mieszkania. Codzienne wizyty rzeszy fanów lub ludzi, którzy myślą, że Hermiona pomoże im ułożyć sobie życie wykańczały ją fizycznie do tego stopnia, że dziewczyna marzyła o powrocie do oddzielonego od świata Hogwartu.
Na szczęście w środę wieczorem Hermiona dostała wyczekiwany list o Percy'ego. Miała stawić się następnego dnia w Ministerstwie, skąd jakiś Auror zabierze ją do Malfoy Mannor.
Już od szóstej dziewczyna czatowała w holu zacnej instytucji. Po piętnastu minutach podszedł do niej Neville Longbottom.
- Cześć, Hermiono! Miło cię widzieć- powitał ja ciepło i objął nieporadnie. Dziewczynę zatkało. Kilka osób wyraziło żal lub próbowało pomóc jej w pozbyciu się traum, ale nikt nawet nie próbował jej dotknąć nie mówiąc o takim przyjacielskim przytuleniu, jakim obdarował ją właśnie Neville. Hermiona już nie pamiętała, jak wiele można dzięki temu przekazać bez słów.
- Neville, witaj-odpowiedziała- Co tutaj robisz?
- Zdaje się, że prowadzę wycieczkę do Malfoy Mannor- odpowiedział z uśmiechem.
- Zostałeś Aurorem? Nie miałam pojęcia...-Hermionie zrobiło się wstyd. Przez te kilka miesięcy nie zaiteresowała się zbytnio życiem kolegi, a przecież przed wojną mogła bez zastanowienia zaliczyć go do grona przyjaciół.
- Nic się nie stało. Mamy okazję to dzisiaj narobić- odparł chłopak, jakby czytając jej w myślach- Gotowa?- zapytał rozumiejąc co Hermina będzie musiała przeżyć w tym starym dworze.
Hermiona skinęła niepewnie głową i już po chwili Neville prowadził ją do Świstoklika...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro