Rozdział 18
Draco nie mógł zasnąć. Znak dawał o sobie znać przez każdą komórkę jego obolałego ciała.
Do jego świadomości ledwo dotarł sygnał, że Stworek zabrał przed chwilą nietknięta tacę z kolacja.
Powinien wstać z fotela i prznieść się na przygotowane przez skrzata posłanie, ale kiedy spróbował to zrobić, jego dłoń silnie zacisnęła się na, trzymanej przezeń, szklance, która pękła. Po jego palcach zaczeła płynąć strużka złotawego płynu pomieszanego z krwią.
- Stworek!- warknął chłopak, żeby przywołać skrzata.
Stworzenie pojawiło się i dostrzegłszy bałagan, natychmiast zabrało się do sprzątania i opatrywania go.
Draco, jak w letargu złapał skrzata za chudą szyję i przygwoździł do najbliższej ściany.
Przerażony Stworek ujrzał w jego przykrytych mgłą, stalowych tęczówkach oczy swojego pana, kiedy wypił wodę w starej jaskini.
- Granger. Szybko- rzucił chłopak, a skrzat teleportował się do zamku.
***
Hermiona siedziała na łóżku ubrana w swoją nową czarną sukienkę i odświętną czarną szatę. Snape musiał się dowiedzieć od obrazów dyrektorów co się stało, ponieważ nie pytał dziewczyny, czemu zakłada długą czarną suknię i siedzi smutna na swoim łóżku.
Nie miał w ogóle zamiaru się odzywać, ale w pewnym momencie chyba zmienił zdanie.
- Hermiono- zaczął cicho- Kochałem tylko dwie osoby w moim życiu-mówił dalej- Żadnej z nich nie potrafiłem ochronić. Za późno dokonywałem odpowiednich wyborów. Ty zrobiłaś inaczej, przemyślałaś swoje decyzje i twoi rodzice wyszli z tego obronną ręką. Przeżyli Wielką Wojnę. To, że ktoś teraz się na tobie mści, to nie twoja wina- dokończył.
Hermiona wciąż siedziała w niezmienionej pozycji na swoim łóżku, nie dając żadnego znaku, że słowa Severusa jakoś na nią wpłynęły, ale Mistrz Eliksirów wiedział, że słuchała go i wierzyła w jego słowa.
- A Harry? Czy zrobiłam wszystko, żeby go ochronić? - powiedziała w przestrzeń.
- Potter nie mógłby sobie lepszej ochrony wymarzyć. Przez sześć lat byłaś dla niego przyjaciółką i siostrą, a kiedy trzeba było dalej go wspierać zrezygnowałaś z własnego bezpieczeństwa i podążyłaś za nim na poszukiwanie horkruksów. Uwierz mi, wiem więcej na jej temat niż ci się wydaje, tak jak wiem, że tylko dzięki tobie Potter nie zginął podczas pierwszego miesiąca- mówił Snape szczerze- Ja nie potrafiłem zrobić czegoś takiego dla Lily...
-Wcale nie- przerwała mu Hermiona- To Lily nie potrafiła ci pomóc. Nie mogła zrezygnować ze swojej miłości dla przyjaciela. Winisz siebie za to, że szukałeś przyjaciół, bo jedyna bliska ci osoba nie chciała ci wybaczyć. Nie mówię, że dołączenie do Śmierciożerców było dobrą decyzją, ale rozumiem co wtedy myślałeś.
Snape zacisnął usta ze wzruszenia. Ktoś nareszcie go zrozumiał. Ktoś zaczął tłumaczyć jego beznadziejnie głupie zachowanie tak, jak Lily Huncwotów. Ktoś równie skrzywdzony jak on. Ktoś po kim nigdy nie spodziewałby się żadnej oznaki uczuć innych niż nienawiści, czy cichego szacunku. Tymczasem w osobie kujonowatej Gryfonki znalazł pierwszą w swoim życiu prawdziwą przyjaciółkę. Oczywiście, nie ujmując Lily, która zajmowała zaszczytne miejsce jedynej miłości.
Hermiona tymczasem wstała i podeszła do okna wciąż nie chcąc na nikogo patrzeć. Severus świetnie znał tą potrzebę. Nikt nie może zobaczyć jej uczuć, choćby najdrobniejszego przejawu, czy cienia emocji innej niż irytacja. On sam też dusił takie rzeczy w sobie, a potem zamykając się w swoich komnatach przeklinał każdy przedmiot, każdego człowieka i wszystko co spotkał, a ona nawet tej odrobiny prywatności nie miała.
- To może ja pójdę sprawdzić, czy ci z Ministerstwa już nie przybyli- rzucił i udał się do obrazu przedstawiającego ładny krajobraz jesieni, który znajdował się w holu.
Widok jaki tam zastał zaskoczył go do żywego: Hermiona rozmawiąca cicho z Persivalem i Longbottomem, a właściwie słuchająca ich kondolencji i planów podróży.
Wtedy zrozumiał, że Gryfonka zorientowała się, że ją dostrzegł.
- Hermiono- powiedział Longbottom- Musimy już iść, żeby zdążyć na Świstoklik w Hogsmeade.
- Tak, poczekajcie chwilę-powiedziała cichutko, wypranym z emocji głosem- Muszę coś powedzieć profesorowi Snape'owi.
Neville i Percy spojrzeli na siebie, ale ona zdążyła już podejść blisko mnie. Na jej szyi dostrzegłem złoty łańcuszek, zakończony klepsydrą. Snape nie był idiotą, żeby nie wiedzieć co to jest. To wyjaśniałoby, jak znalazła się w holu przed nim.
- W wiadomej sprawie, profesorze Snape- mówiła cicho- Uważam, że Stworek powinien sobie poradzić, proszę go tylko pilnować- dodała jeszcze ciszej.
-Tak, rozumiem, panno Granger-Severus kontynuował tę farsę- Uważaj na siebie- dodał jeszcze dość cicho, żeby nikt poza Hermioną go nie usłyszał.
Dziewczyna kiwnęła głową i odeszła do wciąż zaskoczonych pracowników Ministerstwa.
***
Hermiona stała przy oknie wpatrując się w Zakazany Las. Snape poszedł gdzieś sobie minutę temu wymyślając sobie jakąś beznadziejną wymówkę. Rozumiał ją, chciał jej dać odrobinę prywatności. Może umiał oszukiwać Voldemorta, ale jej nie. Był genialnym szpiegiem, ale w kwestii uczuć nie mógł sobie poradzić. Nigdy.
Gryfonka westchnęła cicho. Nie spodziewała się, że właśnie w osobie nielubianego profesora znajdzie oparcie. Nie musiał iść. Hermiona czuła się przy nim swobodnie.
Hermiona nie miała ochoty na picie Eliksiru Zapomnienia, ani trochę. Chociaż ludzie podejrzewali, że wciąż go bierze. Na przykład profesor Happyday na każdą wzmiankę o wojnie przy niej zmieniała temat. Pan Slughorn także przerywał opowieści o swoich bohaterskich czynach, kiedy ona siadała do stołu, a McGonagall udawała, że tamten rok się nie wydarzył. Każdy próbował jej pomagać, ale nikt nie powiedział jej wprost tak, jak Snape. Oczywiście Percy i Ministerstwo chętnie wspominali o jej zasługach, ale bardziej jako o przyjaciółce Chłopca- Który-Przeżył, niż po prostu kolejnej ofierze wojny. Severus rozumiał ją i jej uczucia. Nie była już sama.
Wtem w pokoju Gryfonki pojawił się Stworek.
- Panno Granger- wysapał z trudem łapiąc oddech- Pan... On... Atak...
Hermiona uciszyła go machnięciem dłoni. Wyjęła z szafki nocnej Zmieniacz Czasu, założyła go na szyję, złapała swoją torbę i nakazała:
- Zabierz mnie tam- wyciągnęła do skrzata rękę.
Stworek złapał ją mocno, po czym teleportował ich do Wrzeszczącej Chaty.
Draco wyglądał tragicznie. Wił się pod wpływem Znaku.
- Draco, słyszysz mnie?- zapytała.
- Chodź tutaj, szlamo. No, chodź...- odpowiedział syczącym tonem- Zabijemy cię! Tak!- kontynuował- W końcu będziemy wolni! Wystarczy zabić małą szlamę...- mówił, a Hermiona cofnęła się krok.
- Draco, nie rób tego- powiedziała z ledwie wyczuwalnym lękiem w głosie...
cdn.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro