7.
— Kocham cię — szepnąłem, przytulając się do śpiącego hyunga. — Tak bardzo cię kocham, nawet sobie nie wyobrażasz — wyłkałem, odwracając się do niego plecami. Skuliłem się, ściskając kołdrę w dłoniach. Przygryzłem wargę, próbując zdusić każdy głośniejszy dźwięk, który chciał opuścić moje usta. Nie udało mi się to, gdy poczułem jak dłonie starszego oplatają mnie wokół talii. Zapłakałem głośno, mając wrażenie, że słyszy mnie cała ulica.
— Też cię kocham, Jiminie — wyszeptał mi na ucho, przyciągając mnie do siebie. — Nie spotkało mnie nic lepszego od ciebie, nie ma niczego, co mogłoby się z tobą równać, Minnie. Jesteś silnym chłopcem, dajesz sobie radę ze wszystkim, nawet jeśli czujesz, że jest inaczej. Nawet jeśli tego nie widzisz. Ja to widzę, widzę jak walczysz i jestem z ciebie cholernie dumny, Minnie. Nawet nie wiesz jak bardzo, nawet jeśli tego nie okazuję.
Nie potrafiłem nic odpowiedzieć przez zaciśnięte gardło. Twarz miałem całą mokrą od łez, pewnie też spuchniętą, bo czułem jak ból zaczął mi promieniować od skroni. Zresztą... Co miałbym odpowiedzieć? Że dziękuję? Brzmiało to głupio już w mojej głowie, nie miałem ochoty nawet próbować mówić tego na głos.
— Poczekam aż się uspokoisz, a później pójdziemy umyć ci buzię, co słońce? Jutro rano będziesz strasznie zmęczony i będzie cię wszystko boleć i szczypać jak tego nie zrobimy.
Skinąłem głową na jego słowa i pociągnąłem nosem. Na jego miejscu już dawno uciekłbym od siebie, od tych problemów, a on dalej tu był, starał się i pomagał. Nie potrafiłem nawet trochę okazać wdzięczności, którą czułem do Yoongiego.
Jestem beznadziejny.
Nie jestem żadnym materiałem na chłopaka. Nie zasługuję na jego miłość.
— Możemy iść — powiedziałem cicho, czując lekkie drapanie w gardle. Jeszcze tego mi brakowało. Dopiero co moje samopoczucie się polepszyło po ostatnim ataku płaczu, to znowu wyszło to samo.
Ja naprawdę jestem beznadziejny.
Wstaliśmy z łóżka, a mi po kilku krokach zakręciło się w głowie i gdyby nie Yoongi, na pewno uderzyłby głową we framugę. Było mi jeszcze bardziej wstyd, jeśli było to w ogóle możliwe.
Robienie z siebie wielkiej sieroty wychodzi mi coraz lepiej. Oby tak dalej Jimin.
W łazience ochlapałem twarz, cały czas unikając patrzenia na siebie w lustrze. Zimna woda trochę złagodziła szczypanie i poczułem się czysto. Lubiłem te uczucie, mogłem przez chwilę udać, że jest w porządku, ale wszystko minęło, gdy wytarłem buzię do trochę szorstkiego ręcznika.
Gdy położyliśmy się z powrotem do łóżka już nie płakałem. Byłem bardzo zmęczony, żeby chociażby się odezwać czy w ogóle ruszać, dlatego walnąłem się na materac i skuliłem. Yoongi hyung naciągnął na mnie kołdrę, a ja przez chwilę miałem wielką ochotę go przytulić. Przy nim czułem się bezpiecznie, ale nie chciałem już się więcej narzucać. Już wystarczy, że go obudziłem i od kilku dni ciągle ryczę.
Jednak tak jakby hyung słyszał moje myśli, objął mnie od tyłu i pocałował w czubek głowy.
— Nic się nie stało, Minnie. Chwilę snu w te czy we wte nie robi na mnie żadnej różnicy, a przynajmniej ty będziesz mógł odpocząć. Kocham cię.
.*.
Gdy się obudziłem, obok mnie już nie było Yoongiego. Było mi przez to trochę przykro, bo chciałem się do niego znowu przytulić, a tak mogłem tylko wstać.
I tak też zrobiłem.
Zahaczyłem jeszcze o łazienkę, żeby umyć zęby i chociaż trochę pozbyć się z nich nieprzyjemnego zapachu. Odkąd rzekomo wkopałem się w zaburzenia miałem z tym o wiele większy problem niż wcześniej. Chyba najbardziej mnie to bolało, bo, nie ukrywajmy, nie jest to najbardziej przyjemna rzecz na świecie, nawet jeśli nie jest niczym nadzwyczajnym.
Szybko się ogarnąłem, przy okazji poprawiłem włosy i wklepałem trochę podkładu w twarz. Niby hyungowi to nie przeszkadza, ale wolę dmuchać na zimne i nie dawać mu powodów do zostawienia mnie.
Chociaż chyba ma już ich odpowiednio wiele, żeby się na to zdecydować.
Tak jak się spodziewałem, gdy wszedłem do kuchni przy stole siedział Yoongi popijając herbatę ze swojego kubka, z napisem "NAJLEPSZY HYUNG NA ŚWIECIE", który kupiłem mu na urodziny.
— Dzień dobry — powiedziałem. Miałem okropnie zachrypnięty głos.
— Hej, Jiminie. — Spojrzał na mnie uśmiechając się lekko. — Jak się czujesz?
— Trochę lepiej — westchnąłem i wepchnąłem się na jego kolana. Potrzebowałem czułości i każdy, nawet najgłupszy, gest poprawiał mi nastrój. A jak był ze strony Mina to już w ogóle.
— Wiesz co, Minnie? — zapytał, pocierając kciukiem mój policzek. — Nie musisz używać podkładu. Dla mnie zawsze jesteś piękny.
wiem, że ciągle was przepraszam na ig, ale zrobię to znowu
przepraszam, że tak się spóźniłam z rozdzialem. postaram się lepiej organizować czas i pisanie, kiedy gdzies wyjeżdżam.
buziaki
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro