Rozdział 4
Harry leżał powrotem w piwnicy Dursleyów, a wuj Vernon okładał go batem. Chłopiec kulił się i płakał z bólu ale na oprawcy nie robiło to najmniejszego wrażenia. Wuj zadawał mu ciągły ból i pastwił się nad nim coraz bardziej. Harry miał dość, przecież uciekł, dlaczego znowu tu jest? Chciał zniknąć, po prostu przestać istnieć byle tylko nie musieć już dłużej czuć tego bólu. Nagle wuj wyjął pistolet. Strzelił.
Harry zerwał się do siadu cały się trzęsąc. Był w swojej sypialni w dworze Riddlea. Miał wrażenie jakby wciąż czuł ból w klatce piersiowej kiedy trafiła go kula. Jak przez mgłę pamiętał co się działo zanim stracił przytomność. Sen pamiętał za to bardzo wyraźnie. A także swoje doświadczenia z mieszkania u Dursleyów. Pociągnął nogi do piersi i schował głowę w ramionach. Zaczął płakać. Czemu to wszystko nie może się skończyć?
Usłyszał zgrzyt drzwi i po chwili czyiś ciężar wgniótł materac. Czyjeś ramiona przytuliły go do siebie pozwalając mu się wypłakać.
- Szszsz... Spokojnie Harry - powiedział czymś głos. Riddle.
Ale Harry miał w tym momencie w nosie czy to Czarny Pan, czy też pieprzony jednorożec. Wtulił się w niego jakby od tego zależało jego życie. A on został z nim przytulając go aż się nie uspokoił.
***
Następnego ranka kiedy Harry zszedł na śniadanie wszyscy już tam siedzieli. Wszyscy to znaczy wszyscy Ci których widział poprzedniego dnia. Kiedy wszedł do jadalni zapadła cisza. Bardzo mu nie odpowiadająca. Zawsze wolał przemykać się z tyłu poza czyjąkolwiek uwagą i wlepione w niego spojrzenia napawały go niepokojem. Przełknął nerwowo ślinę i nie dając nic po sobie poznać zajął miejsce przy stole. Najbardziej oddalone jak tylko się dało. Kiedy usiadł wszyscy jakby zdając sobie sprawę z jego uczuć od razu odwrócili wzrok i powrócili do swoich rozmów.
Kiedy wszyscy już zjedli, Harry tylko małą kromkę i kawę - czarną, co Snape skomentował zdumionym spojrzeniem, przenieśli się do salonu. Harry chcąc nie chcąc poszedł z nimi. Zajął miejsce na tej samej kanapie co poprzedniego dnia i czekał. W końcu Riddle zwrócił się do niego.
- Czy jest coś o co chciałbyś zapytać Harry? - Harry zastanawiał się wlepiając w niego swoje spojrzenie
- Dlaczego mnie nie zabiłeś? - zapytał w końcu
- Riddle zawahał się chwilę - Przepowiednia jest fałszywa, wcale nie muszę Cię zabijać - powiedział prosto z mostu, żadne subtelne tłumaczenie w niczym tu nie pomoże.
Harry przez chwilę milczał, a wszyscy patrzyli na niego zastanawiając się jak zareaguje na tę wiadomość. Jednak jego reakcji w żadnym razie się nie spodziewali.
- Pierdolony Dumbledore, w tym też kłamał! - powiedział zły zaciskając pięści
- To znaczy, że wiedziałeś jakim to on jest manipulatorem? - zapytał Rudolfus
- Oczywiście! - Harry dzięki złości nabrał odwagi - Cholerny dropsiarz podstawił mi fałszywych przyjaciół, którzy kierowali każdym moim krokiem. Gdyby nie oni to normalnie siedziałbym sobie teraz w Slyterinie i cała ta sytuacja nie miałaby miejsca! - sprecyzował wzburzony, a jego wzrok padł na Bellatrix - Gdyby powiedział mi o przepowiedni, fałszywej jak się okazuje, nie zginąłby Syriusz! - jego głos się lekko złamał przy imieniu chrzestnego, ale nie pozwolił aby zobaczyli jak bardzo rani go ten temat.
Na wzmiankę o Syriuszu Bellatrix pochyliła zawstydzona głowę, a Rudolfus w jej obronie powiedział:
- To nie była jej wina - Harry rzucił mu niedowierzające spojrzenie - Była pod Imperiusem
- Świetnie - syknął wściekły Harry - A więc to także jego sprawka.
- Zaraz zaraz - zreflektował się Lucjusz - co masz na myśli mówiąc, że siedziałbyś w Slytherinie?
- Bo Tiara chciała przydzielić mnie do Slytherinu, ale w pociągu poznałem Wesleya, który za wszelką cenę musiał przekonać mnie, że Slytherin jest ZŁY, a do tego twój syn - wskazał na Lucjusza - upewnił mnie w tym przekonaniu.
Wszyscy wyglądali na zdumionych nowymi informacjami. Rabastian zachichotał, szturchnął Lucjusza łokciem i powiedział:
- Widzisz, czyli to wszystko twoja wina.
Lucjusz trzepnął go w ramię, a Harry dusił się w duszy ze śmiechu. Kto by pomyślał, że ci wszyscy ŹLI ŚMIERCIOŻERCY są tacy ludzcy. Jednak mimo wszystko nie wiedział nawet kim oni są.
- A właściwie kim ty jesteś? - spytał Regulusa - Wyglądasz trochę jak Syriusz - w ten sposób w subtelny sposób wytknął im to, że się nie przedstawili
Oni oczywiście, jak to ślizgoni, do razy załapali aluzję. Harry w duchu po prostu UMIERAŁ ze śmiechu kiedy pośpiesznie mu się przedstawili. I był z siebie dumny w jaki sposób to rozegrał.
***
Minęło parę dni w rezydencji Riddlea, a Harry zaczął przyzwyczajać się do obecnego stanu rzeczy. Dogadał się ze Śmierciożercami, w tym o dziwo ze Snapem. Całymi dniami wkurzał Riddla i wymyśliła złośliwe żarty i psikusa na resztę mieszkańców dworu razem z braćmi Lestrange. Pod wieloma względami przypominali bliźniaków Weasley ale oni nie byli zdrajcami. Uwielbiał również wymyślać tortury i sposoby zamordowania Dursleyów z Bellą i Bartym. Stwierdzili, że razem zabiją ich i zrobią sobie mały rajd po okolicy w urodziny Harrego. Z czasem rozszerzyli temat rozmowy na wszystkie wkurzające ich osoby i pracowników ministerstwa.
Generalnie czas Harremu mijał całkiem miło, zwłaszcza kiedy odkrył bibliotekę Czarnego Pana (ujawniając tym samym Krukońską część swej duszy) i spędzał cały wolny czas przekopując się przez sterty starych ksiąg przy inteligentnych rozmowach z Nagini. Bardzo przywiązał się do wężycy i nie wiedział jak wytrzyma bez niej cały rok w Hogwarcie. Również, ku wielkiemu zdumieniu i przerażeniu Severusa, ujawnił swój wielki talent do eliksirów. Jeśli tylko dać mu dobre składniki, czas i święty spokój był w stanie uwarzyć wszystko. Jednak rzeczą, która ich najbardziej zszokowała był jego talent do magii bezróżdżkowej i niewerbalnej. Odkryli to jednak dopiero kiedy Harry użył twego swojego nadzwyczajnego talentu aby wrzucić Lucjuszowi kilkanaście kostek cukru do herbaty przesładzając ją okrutnie. Lucjusz dowiedział się tego jednak dopiero kiedy jej spróbował i, w iście niearystokratycznym stylu, wypluł prosto na stół krzywiąc się przy tym straszliwie. Harry spytany dlaczego to zrobił powiedział, że brał przykład z Dumbledora.
I wszystko tak sobie trwało aż do czasu kiedy Harry wbił do sali tronowej w środku spotkania Śmierciożerców, usiadł na podłokietniku tronu Czarnego Pana i powiedział wszystkim hej. Oczywiście zrobił to tylko po to aby wkurzyć Riddla. W pokoju znajdował się tylko wewnętrzny krąg, który w większości znał Harrego a reszcie można było ufać. To jednak nie zmienia faktu, że Harry rozpętał wojnę. Dosłownie. Teraz on i Riddle dokuczali i zastawiali pułapki na siebie nawzajem przy każdej okazji. W końcu powstały dwa fronty: Harrego i Voldemorta. Po stronie Harrego stanął Barty, bracia Lestrange, Regulus (który jak się okazało był pod tym względem bardzo podobny do brata) i Bella. Po stronie Toma byli: Severus, Lucjusz, Narcyza oraz Teogred. Została ona mianowania przez Harrego wojną "Szaleni kontra Sztywni." Najlepsze, że nazwa się przyjęła. Od teraz zawsze na śniadaniu było wesoło i szalono.
***
W końcu wybił dzień, na który wszyscy czekali. Urodziny Harrego. Wszyscy oczywiście prócz samego Harrego. Chłopak obudził się tak jak zwykle - w swoim pokoju, wstał tak jak zwykle i tak jak zwykle poszedł na śniadanie, które - tak jak zwykle - zjadł. I ani razu nie wspomniał o swoich urodzinach. Właściwie dla pozostałych mieszkańców dwory był to wstrząs. A zaraz potem przypomnieli sobie co Harry przeszedł i zrozumieli jego zachowanie. Co nie zmieniało faktu, że to wciąż było raniące. Zobaczyć chłopca, który został ulubieńcem ich wszystkich, który nawet nie zwraca uwagi na swoje urodziny. Po raz pierwszy od dawna zobaczyli w nim tego samego zranionego nastolatka, którego poznali po raz pierwszy.
W każdym razie dzień zaczął się jak zwykle i jak zwykle trwał. Z jednym wyjątkiem - przybyły listy i prezenty od "przyjaciół" Harrego. Znając życie kolejny gryzący sweter od Pani Weasley, domowe wypieki nafaszerowane wątpliwego pochodzenia eliksirami i jakaś bezużyteczna książka w stylu - "Jak być dobrym aurorem" z zeszłego roku. Szybkie machnięcie ręką i Harry ostentacyjnie je spalił. Wszyscy uczestnicy śniadania stwierdzili, że powstrzymają się od komentarzy. Zamiast tego szybko wybyli z pokoju.
- Wszystko gotowe? - spytał Czarny Pan konspiracyjnym szeptem
Lucjusz i pozostali kiwnęli żarliwie głowami. Cała grupa rzuciła na siebie zaklęcie niewidzialności i wyciszające i wrócili do salonu. Harry jakby nigdy nic siedział sobie na "swojej" kanapie czytając książkę do eliksirów z kawą w ręku. Zupełnie nie przejmował się zniknięciem całej Ciemnej Strony z Czarnym Panem na czele. Stwierdził, że jakeś ich dziwaczne pomysły go nie dotyczą. Mylił się.
- Niespodzianka!!! - wrzasnęli wszyscy wyskakując zza kanapy i zdejmując z siebie zaklęcia
- Aaaaa!!!... - wrzasnął Harry zrywając się z kanapy, rozlewając kawę i cofając się gwałtownie z różdżką w ręku
Kiedy się zorientował co, a raczej kto, wpędził go w stan przedzawałowy spojrzał na nich z mordem w oczach. Jednak mimo wszystko Czarny Pan i jego najlepsi poplecznicy z tortem, prezentami i rozczochranymi włosami (po prostu czekał aż Lucjusz zacznie panikować) było widokiem zbyt pięknym aby się gniewać. Toteż uśmiechnął się radośnie, a potem zaczął się śmiać. Po prostu zgiął się w pół i śmiał jak szalony. Pozostali dołączyli do niego i przytulili dając mu prezenty i składając życzenia. Na koniec podszedł do niego Riddle i wręczył mu całkiem spore pudełko. Harry odpakował je.
W środku był wąż. Mały wąż. Widząc Harrego zasyczał na powitanie. Harry przywitał ją - była samiczką - i nazwał Hessa.
~ Dziękuję - wyszeptał w języku węży i przytulił Marvolo - ale nie licz na rozejm - dodał po chwili zmieniając kolor jego włosów na gryfońską czerwień ze złotymi pasemkami i błyskawicznie się cofając
No nie no!... - jęknął cierpiętniczo Czarny Pan próbując zmienić ich kolor z powrotem na normalny - Nie będę tak chodził! - i na znak buntu zmienił się w swoją wężową postać.
I odszedł obrażony. Odszedł do nich plecami a na jego plecach znajdowała się karteczka z napisem: "Uszczypnij mnie w nos." Cały pokój ryknął śmiechem. Po prostu poupadali na kolana zanosząc się dzikim rechotem.
- Jesteś demonem zła, Harry - wysapał zgięty w pół Rudolfus z trudem łapiąc oddech
***
Harry i reszta aportowali się na Privet Drive. Mieli na sobie czarne szaty i maski śmierciożerców więc nie martwili się, że ktoś ich rozpozna. Weszli pod numer 4. Wszyscy Dursleyowie siedzieli akurat przed telewizorem. Widząc wchodzących Vernon zerwał się z miejsca i poczerwieniał ze złości.
- Wynocha z mojego domu dziwaki! - wrzasnął natychmiastowo robiąc się czerwony
Bella zachichotała złowieszczo, a Harry wysunął się na przód grupy.
- Witaj wuju - niemalże wysyczał Harry zdejmując maskę. Ma jego twarzy malował się krwiożerczy uśmieszek
Vernon zbladł, a potem zaczął wrzeszczeć. Nie zwracając na niego uwagi pozostali unieruchomili ciotkę i Dudleya. Harry znudzony machnął ręką odbierając wujowi oddech. Patrzył z satysfakcją jak tamten zaczął się dusić. Nie mógł jednak skończyć zabawy tak szybko. Poluźnił chwyt a wuj upadł na ziemię.
- Crucio - mruknął a Vernon zaczął wić się i wrzeszczeć z bólu
W tym samym czasie pozostali zaczęli torturować ciotkę i kuzyna, tak że tamci stawali się powoli tylko kawałami mięsa. Harry skierował całą uwagę na wuja. Najpierw połamał mu klątwą kości, potem zabrał się za obdzieranie go ze skóry. Wszyscy świetnie się przy tym bawili co można było poznać po ich sadystycznych śmiechach. Kiedy Harry był w w trakcie wyrywania wujowi paznokci Bellatrix zawołała do niego:
- Hej Harry, ty chcesz sam ich zabić?
- Z przyjemnością - odpowiedział i podszedł do nich zostawiając na chwilę swojego wuja w spokoju.
Dudley i ciotka Petunia byli już jedną nogą w grobie zmienieni przez śmierciożerców w poszarpane kupy mięsa. Czarnowłosemu bardzo podobał się ten widok.
- Avada Kedavra - powiedział dwukrotnie i padli martwi
Zielonooki wrócił tymczasem od swojego wuja. Teraz rozpruł mu brzuch, a wszyscy pozostali członkowie zabawy stali dokoła niego i przypatrywali się z sadystycznymi uśmiechami na twarzach. Harry po kolei wyrwał Vernonowi palce, odciął po kawałku ręce i nogi i rozszarpał wnętrzności. Potem wypalił mu oczy i zaklęciem wyrwał serce z piersi.
- Avada Kedavra - i ostatni członek jego byłej rodziny padł martwy
Kiedy sprawa była już załatwiona cała radosna grupka zrobiła sobie zabawę pod tytułem "Kto zabije więcej" korzystając z wszystkich mugoli w okolicy. Wygrał Voldek, drugie miejsce zajął Harry, a trzecie Bella. Na koniec wszystko podpalili Szatańską Pożogą. Już mieli się deportować kiedy Harry sobie o czymś przypomniał.
- Morsmorde - powiedział wskazując na niebo nad swoim byłym domem
- Powinniśmy się zwijać - powiedział Marvolo, a pozostali skinęli głowami
Zniknęli, a na niebie jaśniał dumie Mroczny Znak będący podpisem osób, które były odpowiedzialne za ogrom śmierci i zniszczenia, który pozostawili za sobą. Osób, które w cale nie żałowały.
***
2027 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro