VII
myśli Harry'ego
~~~*~~~
- Ty wisz - mruknął Hagrid, gdy przeszli przez dziurę za portretem poirytowanej Grubej Damy („Nie w łóżkach o tej porze! Oczekujecie, że będę czekać bez snu całą noc tylko na was? Chłopcy!"). - To był cudny twór, ten bazyliszek. Cudny...
- Gdzie dokładnie byliście, chłopaki?
Harry przypuszczał, że pokój wspólny będzie o tej godzinie pusty, ale to by było zbyt piękne.
- Poza łóżkami po północy! Próbujecie stracić punkty Gryffindoru? - To jak bardzo młoda Minerwa McGonagall przypominała Hermionę było dość niezwykłe.
- W dodatku nie tylko ty, wy obaj... - Urwała nagle w pół słowa i sapnęła cicho. - Na brodę Merlina! Co ci się stało, Hagridzie? Zostałeś przeciągnięty przez las?
Wpatrywała się w Hagrida pokrytego siniakami, brudnego i we krwi, z różnymi liśćmi tkwiącymi w jego dzikiej czarnej czuprynie.
- Ten, no - powiedział niemrawo Hagrid. - To nic spec'alnego, serio, tyko takie doć'ranie się z śligonami. Strętne kreatury, ślizgoni.
- Ślizgoni ci to zrobili? - Szept Minerwy był pełen przerażenia.
- Ta, te strętno Cruicie też...
- Użyli Klątwy Cruciatus? - Jej twarz zbladła. - Oh, czekajcie aż profesor Dipped o tym usłyszy!
- N'eh...! - Hagrid krzyknął, w tej samej chwili co Harry:
- Nie!
- Nie macie zamiaru tego zgłaszać? Postradaliście zmysły?
- Jest okej - powiedział szybko Harry. - Nie będą już niepokoić Hagrida. Ja... em... zadbałem o to.
Hagrida zachichotał cicho.
- Ta, myślę, że nie bedom przeszkadzać nikomu 'szes chwile, nie, Harry? Cholera, zestraszyłeś ich na śmierć, co nie?
Oczy Minerwy zwęziły się podejrzliwie.
- Przestraszyłeś ślizgonów na śmierć? Jak dokładnie to zrobiłeś, Harry?
- Oh... - Harry naprawdę nie potrafił wymyślić nic, co mógłby powiedzieć. - Zaklęcie. Jedno z tych rzadkich. - Widział, że Minerva nie jest przekonana. - Słuchaj - powiedział impulsywnie - nie możemy ci powiedzieć co się stało, bo... bo Hagrid robił coś, kiedy ślizgoni go znaleźli, coś co mogłoby go wpakować w kłopoty. Nic złego, przysięgam, ale trochę lekkomyślnego i jeśli wiedziałabyś o co chodzi, pewnie czułabyś się zobowiązana by to zgłosić.
- Oh. - Rozważała to kilka sekund, wreszcie wzdychając. - Nic obejmującego dzikie bestię tym razem, prawda, Hagridzie? Naprawdę powinieneś być ostrożniejszy.
- Och, bede, Minerwo, nie mart' się.
Uśmiechnęła się. Naprawdę się uśmiechnęła.
- Och, będę się martwić, Hagridzie, ale przypuszczam, że cię nie zgłoszę.
Zebrała książki ze stołu.
- Cóż, w takim razie lepiej idźcie do łóżek. Jeśli się zaraz nie położysz, Harry, to jutro zaśniesz w klasie na Historii Magii profesora Binnsa.
Przysięgam, że jest jakoś spokrewniona z Hermioną.
- Wiesz, nawet jeśli, to może będę pożyczyć twoje notatki? - zasugerował Harry. Zaraz, ona jest rok wyżej, no nie? - To znaczy - twoje notatki z zeszłego roku?
Minerva parsknęła.
- Podejrzewam, że chciałbyś, prawda, Harry? Nie ma mowy! - Zaczęła wspinać się po schodach prowadzących do dormitorium dziewczyn.
Następnego dnia, po usypiającej jak zawsze Historii Magii, Harry poszedł do biblioteki. Szukał ulubionego miejsca Hermiony - pod oknem, lekko ukrytego w sekcji Sumeryjskiej. Położył na kolanach przykurzony, starożytny tom, by ktoś widząc go uznał, że się uczy. Chciał być sam. Musiał pomyśleć. Pragnął zobaczyć Hogwart takim, jakim kiedyś był, przyjaźnić się z przodkami swoich przyszłych przyjaciół, by zobaczyć ukochane miejsce na nowo dzięki tej dziwnej dwuwizji, która pozwalała mu zobaczyć ludzi i miejsce z przeszłości tak dziwnie nawiedzanych widmami wspomnień z przyszłości. Ale nie mam po co zatrzymywać się w przeszłości i rozwodzić nad nią. Jestem tutaj tylko na chwilę, jako morderca.
- Black... - Do jego ucha dobiegł cichy szept. Och, do diabła. - Muszę z tobą pomówić, Black.
Nie musiał podnosić głowy by wiedzieć kto to.
- Niech zgadnę. Oblałem test. - Mógł usłyszeć złość i urazę we własnym głosie.
Odpowiedział mu cichy śmiech.
- Nie, Black. Chyba jesteś jedynym, który w ogóle go zdał.
Och, świetnie. Jestem Rycerzem Walpurgii. Przyszedłeś dać mi Mroczny Znak?
- Proszę. To twoja różdżka.
Harry zabrał ją bez unoszenia wzroku, ta zadrżała lekko w jego dłoni. Teraz. Teraz mogę go zabić. Wtedy spojrzał w gore i napotkał szare oczy Toma.
Jak niespotykanie trudno kogoś zabić. Mogłem zrobić to ostatniej nocy, kiedy torturowałeś Hagrida, ale teraz... Oh, jasne, że mogę to zrobić. Po prostu potrzebuję odpowiedniej chwili.
Niemal czuł jak Tom patrzy na niego, w skupieniu.
- Już wiem kim jesteś, wiesz?
Harry uniósł wzrok, czując jak nagły prąd strachu przeszywa jego ciało. On wie...?
Szare oczy Toma błysnęły.
- Myślałem o tym i myślałem, przez całą noc. Nie jesteś taki jak wszyscy, jak nikt kogo poznałem. Jesteś błyskotliwy i bezwzględny, jak Slytherin. Jednak Tiara Przydziału mimo to nie wysłała cię do Slytherinu - bo kazałeś jej co innego. Kto rozkazuje Tiarze Przydziału? Przetrwałeś klątwę uśmiercającą - jako pierwszy i jedyny. Dowiedziałem się też, że jesteś wężousty, tak jak ja. Nigdy nie spotkałem innych osób z ta zdolnością. Od drugiej klasy podejrzewam, że legendarna Komnata Tajemnic jest prawdziwa i skrywa potwora. Czasem myślałem, że zbliżam się do odkrycia jej i rozmowy z tym co w niej mieszka. Są wskazówki, ukryte podpowiedzi w niektórych książkach, które przemyciłem z Zakazanego Działu w bibliotece. Ale ty... ty jesteś tutaj jeden dzień i wezwałeś bazyliszka, a on był ci posłuszny. Byłeś gotowy zabić, zniszczyć tych, którzy wywołali twoje niezadowolenie. Wiesz za dużo, Black, by być normalnym uczniem. Nie należysz tu tak jak my. Nie jesteś z tych czasów...
Nie z tych czasów! Skąd on wie...?
Harry poczuł, że Tom pochyla sie nawet bliżej. Jego ręka wylądowała delikatnie na ramieniu Pottera i tam została, gdy szeptał:
- Jest tylko jedna osoba zdolna wezwać bazyliszka, jedna osoba mogąca rozkazywać Tiarze Przydziału, jedna osoba zdolna przeżyć klątwę uśmiercającą. Teraz to widzę. Jesteś nim, prawda? Największym z wężoustych... Jesteś Slytherinem. Nie ślizgonem**, zwykłym uczniem jak wszyscy, ale Slytherinem, Salazarem Slytherinem we własnej osobie.
Harry znów mógł oddychać. On myśli, że jestem Slytherinem? Co za niedorzeczny pomysł! Chociaż, tak właściwie, mniej absurdalny niż prawda.
- Slytherin żył tysiąc lat temu - stwierdził krótko. Miał mglistą nadzieję, że Tom zabierze rękę z jego ramienia. Jej ciepło było diabelnie rozpraszające. W końcu potrząsnął niecierpliwie ramieniem i zrzucił ją.
Tom nadal wpatrywał się w niego uważnie.
- Wiem, Harry, ale nadal są sposoby by uczynić się nieśmiertelnym, by żyć wiecznie...
Och, nie mówcie, że złapał ten pomysł ode mnie!
- Nie. Nie jestem Slytherinem.
- Nie jesteś? - Głos Toma był zdziwiony i zakłopotany. Harry, oszołomiony dziwnym torem jaki obrała ich rozmowa, pochylił się nad książką.
- Co czytasz, Black? - Merlinie, dlaczego on po prostu sobie nie pójdzie?
- Tylko książkę. Zostaw mnie samego.
Jednak Tom zabrał mu tomisko z rąk i przyjrzał się antycznemu tekstowi z wielkim zainteresowaniem. Najwyraźniej te śmiesznie małe, klinowate litery miały dla niego sens.
Przeczytał powoli:
- ...stworzył drugą duszę, rówieśnika, podobnego do niego jak jego własne odbicie, burzliwe serce dla jego burzliwego serca...
Druga dusza? Horkruks? To w ten sposób dowiedział się o ich istnieniu?
- Oddawaj książkę i spadaj, Tom. Nie mam nastroju na czarną magię.
Tom spojrzał na niego z zaskoczeniem.
- To nie jest czarna magia, Harry.
Nie jest?
- To opowieść o okrutnym królu Gilgameszu, który w końcu znalazł przyjaciela. - Dłoń Toma delikatnie dotknęła jego policzka, lekko jak powiew wiatru, gdy powiedział nagle: - Chcę, żebyś ty był moim przyjacielem, Harry.
Co? Och, to już przekraczało grancie absurdu! Najwyraźniej Hermiona miała racje, mimo wszystko, kiedy ostrzegała go o tych okropnych rzeczach, które dzieją się z ludźmi, którzy mieszają w czasie.
Harry wziął głęboki oddech, ale to nie pomogło. Pytanie wciąż wisiało w powietrzu,
Westchnął.
- Chcesz być moim przyjacielem...? Nie masz wystarczająco Rycerzy Walpurgii goniących za tobą krok w krok?
Tom pokręcił niecierpliwie głową.
- To moi podwładni, nie przyjaciele. Ty... ty jesteś inny. Jesteś do mnie podobny. Chcę cię poznać.
Jestem twoim mordercą, Czarny Panie. Jednak, chcę wiedzieć... muszę wiedzieć jak to się stało. Jak ten szarooki chłopak stał się Tym Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać? Jest w tobie okrucieństwo, ale i człowieczeństwo. Jak twoja ludzka część stała się tak beznadziejnie zagubiona? Muszę to wiedzieć nim zginiesz.
Harry podjął decyzję.
- W porządku, Tom, będę twoim przyjacielem - pod pewnymi warunkami.
Tom kiwnął głowa. Wyglądał poważnie i pięknie, jak anioł. Czy twarz Lucyfera był równie czarowna przez jego upadkiem?
- Nie skrzywdzę już twojego olbrzymiego przyjaciela, Harry, ani nie pozwolę na to nikomu innemu.
- Nie skrzywdzisz też nikogo innego w szkole.
Tom zamyślił się przez moment, ale kiwnął głowa.
- Masz moje słowo.
- W takim razie - została już tylko jedna rzecz, Tom.
- Jaka?
Harry nachylił się do przodu.
- Ostatnie warunek naszej przyjaźni. Muszę być w stanie ci zaufać. Zdradź mi trzy sekrety, Tom.
- Co? Nie, Harry. Nie dzielę moich sekretów z nikim. To moja gra, pamiętaj.
- Teraz to moja gra, Tom. To ostatnie warunek. Trzy sekrety.
Tom milczał przez wieczność, wreszcie przełykając ciężko.
- Wydaje mi się, że to sprawiedliwe, Harry. Ale przyrzeknij mi, że ty nie... że nigdy, nikomu...
- Nie powiem. Masz moje słowo.
- W takim razie w porządku. - Tom usiadł pod oknem obok Harry'ego, podciągając nogi do góry i opierając na nich brodę. Nagle wydawał się tak młody, tak nieporadny i skrępowany, jak każdy normalny chłopak...
Jego głos był cichy:
- Pierwszy sekret... Pierwszym sekretem jest to, że nienawidzę mojego ojca, drania który porzucił moją matkę i mnie. Jestem sierotą, nawet jeśli mój ojciec żyje. Czasem fantazjuję o zabiciu go. Chcę iść i go znaleźć, a kiedy otworzy drzwi spojrzę mu w oczy i powiem: "To za moją matkę która umarła w biedzie i nędzy oraz za lata mojego cierpienia w sierocińcu", a wtedy uniosę różdżkę i zabiję go. Nie wiem czy mugolski policja mogłaby kiedykolwiek rozwiązać sprawę zamordowania klątwą uśmiercająca, jak sądzisz?
Nie, nie będą niczego podejrzewać. Zamiast tego, aresztują niewinnego starca...
Zdradź mi kolejny sekret, Tom.
- Dalej, drugi sekret...
Zamilkł na tak długo, że Harry zaczął już myśleć, że nigdy nie odezwie się znowu. Jednak zrobił to - a jego głos był ledwie szeptem:
- Drugim sekretem jest to, co stało się w sierocińcu. Była tam pewna osoba... opiekun. Myślę, że wybrał mnie, bo byłem sam. Zawsze trzymałem się z dala od dzieci i pilnujących nas dorosłych. On... on widział, że jestem podatny...
Tom ukrył twarz, zasłaniając ją ochronnie ramieniem i wyszeptał:
- Zrobił... zrobił mi pewne rzeczy. Straszne rzeczy. Rzeczy, które nie powinny zdarzyć się nikomu. Myślę, że matrona wiedziała, ale nic nie zrobiła.
Och, nie. Nie to. Nie to, tylko nie to.
- On był zły. - Głos Harry'ego był ochrypły. - Ona też, skoro na to pozwalała.
Tom potrząsnął jednak głową.
- Zły... Nie, wszyscy mówili jaki dobry z niego człowiek, miły dla dzieci. Zrozumiałem coś, po tych latach życia w sierocińcu, życia tam z nim: Nie ma czegoś takiego jak dobro i zło. Jest tylko siła. On ja miał, a ja nie. Nienawidziłem poczucia bezsilności, nienawidziłem. Jednak kiedy trafiłem do Hogwartu zdobyłem własną siłę i wreszcie byłem zdolny się od niego uwolnić. Od przeszłości. Od wszystkiego. Teraz mam siłę.
Och, Merlinie, Tom.
Och, co ja wyrabiam? Czemu moja dłoń dotyka jego włosów w taki sposób?
Harry szybko zabrał swoja zdradziecką rękę.
- Wiec... jaki jest trzeci sekret?
Tom opuścił wzrok i Harry poczuł dziwną ulgą na jego odpowiedź:
- Trzeci... trzeci sekret to coś, czego nawet ja jeszcze nie rozumiem. Coś dziwnego i nowego... Powiem ci, masz moje słowo, Harry, ale jeszcze nie teraz. Najpierw pozwól mi spróbować samemu to zrozumieć.
Harry kiwnął głową.
- Więc w porządku, Tom. Myślę, że jesteśmy... przyjaciółmi.
Morderca i jego ofiara. Zastanawiam się kto jest kim...
**W angielskim zarówno dom węża jak i jego członków określa się mianem "Slytherin;-s". Stąd Tom wyjaśnia - że Harry "nie jest tylko Slytherinem - czytaj: ślizgonem", ale samym założycielem. W języku polskim nie za bardzo da się przełożyć sensownie tę grę słowną.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro