Rozdział 6
No hej moi kochani wyznawcy, jak się mieliście przez ten 1 rok, 4 miesiące i 12 dni? Wiem jestem beznadziejna ale właśnie skończyłam swój pierwszy rok liceum, a wcześniej kułam do egzaminów. Przynajmniej wyniki nyły z tego dobre. Ale zaniedbałam was kochani i za to przepraszam. Więc dostajecie teraz ładny długi rodzialik. W sam raz o początku roku szkolnego na koniec roku szkolnego. Więc cieszcie się wakacjami i nowym rozdziałem.
Pozdrówki,
NikeVictoria18
*****
We dworze Riddla, i będąc otoczonym przez swoją dysfunkcyjną rodzinkę, lato minęło Harremu całkiem szybko. Za szybko jak na jego gust. Po raz pierwszy w życiu miał miejsce, w którym był całkowicie bezpieczny i pewny, że nic mu nie grozi. Nawet kiedy poszedł do Hogwartu tak się nie czuł. Tam zawsze czychało na niego jakieś zagrożenie, a ludzie patrzyli na każdy jego ruch. W Riddle Mannor było inaczej. Pomimo tych czystokrwistych masek śmiercożercy i sam Czarny Pan byli zdrowo jebnięci i nie było ani jednego spokojnego dnia. Ale Harry zawsze mógł z nimi porozmawiać i miał pewność, że będą tam kiedy będzie ich potrzebować. Z Bellą zawsze mógł kogoś potorturować, z jej braćmi, Regulusem i Bartim się pośmiać, z Lucjuszem i ciocią Cyzią pogadać i poobgadywać Draco, a Riddle często uczył go czarnej magii. Tak samo z resztą jak Sev eliksirów. To było miłe uczucie. Bezpieczeństwo i bycie kochanym.
Można wiec było zrozumieć dlaczego był niezadowolony na myśl o powrocie do zamku pełnego zdrajców i wylądowaniem z powrotem pod "opieką" Dubledora.
Rankiem 1 września nastrój był ponury. Poprzedniego dnia mieli coś w rodzaju imprezy, więc teraz osoby, przy stole zmagały się z całkiem sporym zmęczeniem, ale nie z kacem tylko dlatego, że Sev był mistrzem eliksirów i zaopatrzył wszystkich w eliksir na kaca. Harrego też bo mała menda nie zadowoliła się piwem kremowym i dobrała się do napoju dla dorosłych, to jest wina. Tak więc kiedy Harry dostał swoją porcje eliksiru (po moralnym wykładzie od jego "odpowiedzialnych" dorosłych) przyszła pora na śniadanie. Niestety nie wszyscy byli z nimi przy stole. Lucjusz, Narcyza i Teogred musieli pożegnać się ze swoimi dziećmi więc byli u siebie.
Wszyscy rzucali sobie żałosne spojrzenia. Zwłaszcza Harry. Gapił się to na jedzenie, to na stół, to na wszystkich po kolei. Jego głowa pełna myśli latała na wszystkie strony. Była godzina ósma. Już za niespełna trzy godziny bedzie musiał rozstać się ze swoją "rodzinką" i nie zobaczy ich aż do ferii. O ile oczywiście Dumbles wypuści go z zamku. W końcu Marvolo przerwał smutną i niezręczną ciszę.
- Harry co z tobą? - zapytał
- Nic takiego, po prostu nie bardzo palę się na myśl o powrocie do szkoły. - odpowiedział - ...no i będę tęsknić...- wymamrotał po chwili
- Awww...- powiedział Regulus - Będziesz za nami tęsknić...
- Przestań. - warknął na niego Harry, żucając w niego herbatnikiem
Reg odwdzięczył się kostką cukru, ktora nie trafiła jednak w Harrego tylko w Severusa. Severus wciąż niezadowolony ponieważ stracił cenne godziny snu, których z posadą nauczyciela nie będzie mu łatwo nadrobić, odwdzięczył się rzucając w twarz swojemu przypadkowemu napastnikowi cały koszyk pieczywa, który stał na stole. Koszyk co prawda trafił do celu ale fragmeny pieczywa poleciały na wszystkie strony.
- Nie zapominaj, że Severus będzie cię tam pilnował Harry - powiedział jakby nigdy nic Czarny Pan, którego właśnie trafiła w twarz bułeczka z makiem
- Mam się nie martwić? - zapytał ironicznie Harry - Jesteś pewien Voldi, że ten dorosły o mnie zadba?
Obaj spojrzeli na Severusa który nie poprzestał na koszyku i teraz rozpoczął pełnowymiarową wojnę na jedzenie przy tym samym stole co najbardziej przerażający Czarny Pan wszechczasów.
Najbardziej przerażający Czarny Pan wszechczasow westchnął z politowaniem.
- Może masz rację... Harry opiekuj się Severusem - to jedno zdanie, choć wypowiedziane cicho, zadziałało jak policzek w twarz Seva, którzy natychmiastowo się ogarnął i starł masło z nosa. Po czym miał czelność rzucić im urażone spojrzenie.
***
Reszta czasu upłynęła szybko. Zbyt szybko zdaniem Harrego. Zanim się obejrzał stał już w salone, ze wszytkimi swoimi rzeczami zapakowanymi do nowego kufra żegnajac się ze wszystkimi.
Po wymianie klasycznych frazesów i uscisków na dowidzenia do Harrego podszedł Marvolo.
- Upewnij się żeby wygenerować tam chaos dzieciaku. I uważaj na Dumbledora. Hessa proszę, pilnuj go. - wysyczał
- Ej! - syknął Harry - Nie bądź wredny. Poza tym ona jest młodsza odemnie!
Czarny Pan skwitował to tylko uniesieniem brwi.
Do Harrego podszedł Regulus wyciągając ramię. Miał go aportować na dworzec. Mimo, że zdjeto z Harrego namiar nie chcieli aby ktoś zobaczył go samodzielnie aportującego się bo to byłoby nie do ukrycia. A przed wścibskim okiem szpiegów Dropsa (i samego Dropsa) trudno było się schować.
Po aportowaniu na dworzec i finalnym pożegnaniu z Regiem Harry stał już sam przed pociągiem do Hogwartu. Rozglądając się ostrożnie upewnił się, że nie ma w okolicy Zakonu Cytrynowego Dropsa i wszedł szybko pociągu. Może ich nie widział, ale lepiej nie ryzykować.
Harry wszedł szybko do pociągu i ruszył w kierunku przedziałów ślizgonow. Jeśli schowa się tam, jest mniejsza szansa, że Granger i Wesleyowie go znajdą. Poza tym chciał podroczyć się z pewnym ślizgonem.
Kiedy dotarł do właściwych wagonów znalazł sobie pusty przedział i rozsiadł się wygodnie. Hessa, do tej pory ukryta pod jego kołnierzem, wypełzła i rozłożyła się wygodnie w połowie na siedzeniu, a w połowie na kolanach Harrego. On sam wyciągną sobie książkę (jedną z tych o magii krwi) i zaczął czytać czekając na przedstawienie.
Nie musiał długo czekać, już po dziesięciu minutach drzwi się otworzyły. Stał w nich Draco Malfoy, a za nim jego świta złożona z Teodora Notta, Blaisa Zabiniego, Pansy Parkinson i Astorii Greengrass. Craba i Goyla nigdzie nie było widać. Cała ta grupka najwyraźniej upatrzyła sobie ten przedział i nie mieli zielonego pojęcia, że kogoś tu znajdą. A zwłaszcza, że tym ktosiem będzie słynny Harry Potter. Wiec byli delikatnie mówiąc "lekko zdziwieni".
- Poter, co ty tu do diabła robisz? - Draco pierwszy otrząsną się z szoku
- Siedzę i czytam, a nie widać Draco? - odpowiedział sarkastycznie Harry
Przez to lato Harry miał duży glow up. Podrusł trochę kiedy mogł jeść normalne jedzenie, a dzięki eliksirom od wujka Seva nie był już chudy jak szczapa. Te same eliksiry wyleczyły jego wzrok więc nie miał już na nosie swoich ikonowych okrągłych okularów. Dał również swoim włosom trochę urosnąć. Kiedy mieszkał we dworze Marvolo bliźniacy Lestrange zwrócili uwagę (choć to mało powiedziane) na jego okropne wyczucie mody, więc wzięli sobie za punkt honoru wymienienie całej jego garderoby na modne i dobrej jakości ubrania i nauczyli go wreszcie jak się poprawnie ubierać (cytując Rabastana: czyli nie jak rzebrak). W związku z tym w dopasowanej zielonej koszuli i czarnych eleganckich spodniach Harry wyglądał "nienajgorzej".
W związku z tym naturalnym było dla Draco nie rozpoznać na samym starcie swojego nemesis i nie włączyć swojego sarkastycznego i docinkowego trybu działania. Zwłaszcza, że Harry nazwał go jego imieniem, a nie przezwiskiem typu fretki. Więc odpowiedział tak:
- Od kiedy jesteśmy po imieniu?
- A co mam do ciebie mówić Panie Malfoy? Nie ma mowy, tak mówię do wujka. - odpowiedział skonsternowany Harry
- Wujka!? - zapytał jeszce bardziej zaskoczony Draco, jego świta za nim sprawiała wrażenie jakby ta dziwna sytuacja zawiesiła im system.
- Ja nie mogę, czy Twój ojciec nic ci nie powiedział - A tobie Teodore?
- Teodore!? - powtórzył Teodore
- Aha, czyli nie. Wchodźcie i siadajcie to wam wytłumaczę. Tylko szybko bo nie chcę żeby którzś ze sługów Dropsa (Astoria parsknęła) zwrócili uwagę, że coś się dzieje.
Ślizgoni wciąż w stanie szoku o dziwo go posłuchali, bo weszli wszyscy do środka zamykając za sobą drzwi i usadowili się na kanapach.
Harry opowiedział im prawie wszstko czego sie dowiedział w sprawie przepowiedni i o manipulacjach Dropsa oraz o jego rodach. Kiedy nie uwierzyli, ze faktycznie jest spokrewniony z Peverellami i Slytheriem pokazał im wszystkie sygnety na dowód. Ich twarze pełne szoku i niedowierzania były zabawne. Ale i tak najbardziej zdumił ich że jak Dumbledore sfingował przepowiednię. Już nie trawili irytującego dyrektorka, ale teraz wszyscy nienawidzili go ze szczerą pasją.
Harry nie opowiedział im jednak wszystkiego, np. całą sytuację z Dursleyami pominął nie podając im tak naprawdę powodu dla którego skończył w Riddle Mannor. Ze świerzymi bliznami na ciele przykrytymi skomplikowaną iluzją nie sądził, że kiedykolwiek będzie mu łatwo o tym rozmawiać. Takiej traumy nie da się łatwo zapomnieć i iść dalej. Żeby odwrócić uwagę Ślizgonow od tej luki w swojej historii odpowiedział im o paru zabawnych sytuacjach jakie wystąpiły we dworze, wliczając w to dokładną liczbę rozwalonych przez niego spotkań smierciożerców. Szczególnie spodobał im się ten raz kiedy zmienił kosztowny żyrandol Czarnego Pana w dmuchanego flaminga.
- Wiec w zasadzie zostałeś adoptowny przez Czarnego Pana? - podsumował całą historię Blaise
- Tak w skrócie to tak, można tak powiedzieć - odpowiedział Harry
- Jak ty sobie poradzisz z ukrywaniem tego wszystkiego w Gryffindorze? - zapytała Pansy
- Aha, zapomniałem o tym wspomnieć - przypomniał sobie Harry - Przenoszę się do Slyterinu.
- To tak się da? - zapytał Draco
- Tak, korzystam z luki w zasadach szkoły i obgadałem to z Marvolo więc powinno być w porządku
- Wciąż nie mogę przyswoić, że jesteś z Czarnym Panem na ty - wymamrotała Astoria
- Życie - wzruszył ramionami Harry
- A skąd do diabła masz węża? - spytał Draco
- Hessę? Dostałem ją na urodziny. Nie ugryzie was chyba, że ją zirytujecie lub obrazicie. Uwaga, jest drażliwa...
Przez grupę przeszedł dreszcz, a Harry zachichotał cicho. Hessa syknęła na niego z fotela przeczuwając, że coś o niej mówi i że nie do końca jest to coś miłego. Harry mrugnął do niej i syknął:
~ Spokojnie Hess, załatwiam ci przepustkę na dręczenie ich jeśli będziesz chciała. No i oczywiście traktowanie z szacunkiem. Jeśli się postaram może wynegocjuję dla ciebie cotygodniowe ofiary i zaczniemy kult
Hessa prychnęła wężowym śmiechem, który brzmiał poprostu jak przerywane syki
~ Proszę zrob to, wychwalanie mnie i cotygodniowe ofiary są mi bardzo na ogon
Harry prychnął na ten bardzo nieśmieszny kalambur i zwrócił swoje oczy na jeszcze bardziej zaniepokojonych ślizgonow czekających na wytłumaczenie rozmowy z wężem.
- Hessa chce ofiar - palnął bez zastanowienia
***
Ostatecznie udało się wynegocjować cotygodniowe ofiary dla wężycy, a Ślizgoni ośmieleni obietnicą nie gryzienia ich w zamian za myszy przystąpili do wychwalanie jej piękna. Aby się podlizać oczywiście, bo ślizgoński instynkt przetrwania żyje i ma się dobrze. Potem rozmowa zeszła na inne tematy, a ich przedział zaczęli odwiedzić inni slizgoni i ich rocznika, a potem i starsi. Wszyscy na początku byli zdziwieni obecnością Harrego i sceptycznie do niego nastawieni, ale po wytłumaczeniu sytuacji (i paru wysyczanych groźbach Hessy) ich nastawienie się ocieplilo (a kult Hessy powiekszył). No, nie wszyscy byli zaskoczeni obecnością Harrego. Piucey, Flint, Dołochow i paru innych starszych uczniów zostało już dyskretnie poinformowanych przez swoich krewnych należących do wewnętrznego kręgu. Ta nowina sprawiła, że wszyscy młodsi przebywający oryginalnie z Harrym w przedziale obrazili się na swoich rodziców i już zaczęli pisać do nich listy z wyrzutami. Harry tylko śmiał się w duchu z tej sytuacji i już planował w myślach swój list do Marvola, Lucjusza i reszty.
Kidy pozostały jeszcze około 2 godziny do końca podróży towarzystwo zauważyło Rona, Giny i Hermionę przemierzających szybko korytarz, zdecydowanie kogoś szujacąc. Oni jednak nawet nie pomyśleli, żeby zajrzeć do ślizgonskich przedziałów i tylko szybko tamtędy przechodzi. Kiedy Adrian Piucey zwrócił na to uwagę odezwała się Astoria.
- O co im znowu chodzi? - prychnęła - cały czas pałętają się po pociągu. Kiedy byłam odwiedzić moje przyjaciółki z Ravenclawu też tam byli i cały czas się rozglądali jakby kogoś szukali.
Harry zachichotał. Znowu. Wszyscy zaczynali powoli bać się tych chichotów ponieważ wieści, które po nich nadchodziły nie były dobre. Z wyjątkiem Draco, on uważał, że są urocze, ale zachował to dla siebie.
- To chyba mnie szukają. Zniknąłem dość niespodziewanie z domu moich ..krewnych - zaciął się na tym słowie - A oni potem "magicznie" umarli więc zapewne ich jedynym pomysłem na znalezienie mnie było przeszukanie pociągu - wytłumaczył
- Coś ty odwalił, że Twoi krewni nie żyją!? - zapytał Teodore
- Nie ważne - uciął Harry
- Ale..
- NIE ważne - powtórzył z naciskiem
Na szczęście dla Harrego Theodore odpuścił, ale inni i tak żucali mu dziwne spojrzenia. Szybko jednak o tym zapomnieli i zajęli się grą w czarodziejskie szachy, eksplodującego durnia i inne magiczne gry przegryzając sobie słodyczami hurtowo zakupionymi u Pani z wózkiem pół godziny temu. Okazało się że starsza kobieta obchodzi pociąg nie raz, a dwa razy, po prostu za drugim razem ślizgoni wykupują wszystkie słodycze tak aby dla gryfonów nic nie zostało. Prawdziwy ślizgonski spryt w akcji, Harry uśmiał się kiedy o tym usłyszał. Najwyraźniej była to odwieczna tradycja.
W miłej atmosferze minęła im reszta drogi i zanim się obejżeli docierali już do Hogsmade. Narzucili na siebie szkolne szaty i ruszyli do powozów. Harry z Hessą bezpiecznie umiejscowioną z powrotem na swojej szyji. Udało im się przemknąć do powozu pozostając niezauważonym przez swoich były przyjaciół i członków Zakonu Pieczonego Kurczaka, którzy byli na dworcu ewidentnie czatując na niego. Kiedy więc ślizgoni i jeden zaraz były gryfon zatrzasnęli za sobą drzwi powozu wszyscy odetchnęli z ulgą. Pozostało tylko dotrzeć dotrzeć szkoły i rozwalić ucztę powitalną i przy okazji życiowe plany i nadzieje Dumbledora.
***
Ten rozdział w skrócie:

*****
2121 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro