Rozdział 1
Na starcie chciałam tylko ostrzec iż będzie nieregularnie publikowane. Ale na pewno będzie więcej w ferie bo teraz mam urwanie głowy że sprawdzianami i poprawkami.
Dziękuję zosiekhp za miły komentarz. Postaram się Cię nie zawieść.
Zapraszam...
OSTRZEŻONKO: Będzie krwawo
***
Obudził go krzyk
- Wstawaj dziwaku! Idź zrób śniadanie!
Podniósł się powoli z podłogi. Plecy bolały to od leżenia na twardej nawierzchni. I nie tylko. Spojrzał na swoje ręce. Były brudne od krwi i pyłu. Rany na nadgarstkach się zasklepiły ale musiał uważać. Przebrał się, umył ręce i ruszył na dół aby zrobić swojemu wujostwu śniadanie. Kiedy postawił przed nimi parujące talerze aż zachłysnął się cudowną wonią. On oczywiście nic nie dostanie. Nie jadł on trzech dni, a kiszki grały mu marsza z głodu. Nie zaryzykował wzięcia czegoś do jedzenia, gdyby to zrobił spotkała by go kara gorsza niż głód.
Po śniadaniu wuj wstał i powiedział:
- Wyjeżdżamy do wesołego miasteczka. Ty oczywiście zostaniesz tutaj. Na komodzie leży lista - mówiąc to wskazał ręką na złożoną kartkę na komodzie - jeśli wszystkiego nie zrobisz to pożałujesz.
Harry pokiwał głową. Wiedział.
- Nie słyszałem chłopcze? - warknął wuj
- Tak wuju - powiedział Harry
- Dobrze. A to żebyś nie zapomniał - dodał, po czym wymierzył mu pięścią cios w twarz.
Cios był za mocny. Chłopak cofnął się, ale nie zdołał utrzymać się na nogach. Był na to za słaby. Opadł na kolana. Wujostwo nie zwracając na niego uwagi wyszło z domu. Kiedy trzasnęły drzwi Harry westchnął z ulgi. Cios w twarz, mogło być gorzej. Podniósł się z podłogi popierając się blatu. Poczuł ciepłą ciesz pływającą mu po skroni. Starał krew i podszedł do komody.
Kiedy wziął listę do ręki i rozłożył ją aż jęknął. Było tego za dużo aby uwinąć się w cały weekend i to z pomocą a co do dopiero w jeden dzień. Niecały zresztą. Dostanie karę, wiedział to. Jeśli nie zdążył zrobić wszystkiego dostawał karę, choćby nawet zostało mu ostatnie zadanie dostawał taką karę jakby nie zrobił nic. Wolał nie sprawdzać co by było gdyby faktycznie nie zrobił.
Westchnął ponownie po czym ruszył po środki czystości. Zrobi tyle ile da radę. O tyle mniej będzie musiał zrobić dnia następnego. Wziął rzeczy i spojrzał na pierwszy punkt listy - "Posprzątać pokój Dudleya." To zajmie duuużo czasu.
***
Był już wieczór kiedy Harry był w połowie listy. Przez ten cały czas nic nie jadł i był wykończony. Właśnie skończył zmywanie podłogi i zamierzał zabrać się za sprzątanie garażu kiedy drzwi trzasnęły. Zbladł że strachu. Dursleyowie wrócili.
Już po chwili stał przed nim wuj Vernon
- Zrobiłeś wszystko? - walnął
- Nie wuju - odpowiedział cicho Harry
- Mów głośno jak do Ciebie mówię gówniażu! - krzyknął
- Nie wuju - odpowiedział głośniej Harry mimowolnie cofając się o krok
Nie otrzymał odpowiedzi. Vernon machnął ręką w stronę ciotki Petunii i Dudleya, którzy od razu skierowali się na górę. Trzasnęły dwie pary drzwi i zapadła cisza przerywana jedynie nerwowym oddechem Harrego i sapaniem wuja. Podszedł do niego i uderzył go pięścią w brzuch. Kiedy chłopak zgiął się w pół chwycił go za włosy i pociągnął w stronę piwnicy.
Piwnica była małym, wilgotnym i zatęchłym pomieszczeniem pod garażem. Była wiecznie zimna i pachniała krwią. Krwią Harrego. Chłopak odkąd pamiętał był tam wrzucany i katowany do nieprzytomności.
Vernon szarpną go i pchną na schody. Harry potoczyły się w dół i legł na ziemi. Jedna z nóg pulsowała tępym bólem. Wuj podszedł do niego i wymierzył pierwszy cios. Już po chwili zasypały one Harrego jak grad. Był już cały posiniaczony i obolały kiedy on sięgnął po nóż. Zadał na odlew pierwsze cięcie. Trafił w czoło. Chłopakowi krew zalała oczy. Potem mężczyzna zaczął swoje tortury. Rysowały na jego ciele wzory, cięcia krzyżowały się że sobą sprawiając jeszcze większy ból.
Kiedy wuj przestał na chwilę zadawać nowe rany Harry z trudem uchylił powieki. Vernon właśnie wchodził po schodach. Harry zamknął z powrotem oczy i westchnął z ulgi. Znudził się. Ale niestety mylił się. Po chwili usłyszał przybliżające się kroki. Jęknął cicho i ponownie uchylił powieki. Wuj wrócił i trzymał coś w rękach. Już po chwili rany ponownie eksplodowały bólem. To co trzymał Vernon okazało się być solą i sokiem z cytryny, które teraz wcierał w jego rany. Na twarzy widniał grymas szaleńca. Robił wszystko aby tylko zadać Harremu jak największy ból. Chłopak tego nie wytrzymał. Osunął się w ciemność.
***
Kiedy Harry się ocknął wciąż leżał w piwnicy. Mimo lata od kamiennych ścian i podłogi ciągnęło przenikliwe zimno. Harry skulił się aby tylko utrzymać trochę ciepła. Rany piekły to niemiłosiernie.
~ Nawet Voldemort nigdy mnie tak nie urządził ~ pomyślał ponuro
Zaczął rozmyślać nad swoim życiem. Całe było bez sensu. Dyrektor manipulator, donoszący na niego i szpiegujący go przyjaciele, zły dom w Hogwarcie, całą szkoła odwracając się od niego przez jeden pieprzony artykuł w proroku. Kompletna porażka. A do tego Malfoy, śmierciożercy i na dokładkę Voldemort. Nie warto jeszcze wspomnieć o jego krewnych szaleńcach, wykorzystujących go, znęcających się nad nim i katujących go do nieprzytomności.
Dziwak. To słowo było na ich ustach zawsze kiedy go widzieli. Bo był dziwakiem. W Hogwarcie, wśród mugoli, w całym magicznym świecie. Przez tą pieprzoną bliznę, pieprzoną wężomowę i pieprzonego Voldemorta. Nigdy nie był normalny. I nigdy nie będzie.
Mimowolnie wrócił do Tego Dnia. Najgorszego dnia jego życia. Dnia, w którym go stracił. Syriusza. Łzy pociekły mu po policzkach. Pierdolony Dumbledore. Gdyby tylko powiedział mu o przepowiedni. Wtedy Harry nie polazłby jak głupi do departamentu tajemnic aby 'ratować' Syriusza. Jak głupi. Dokładnie. Był głupi. To przez niego zginął Syriusz. To on go zabił.
A potem się dowiedział. Dowiedział się prawdy. Prawdy o Dumbledorze, prawdy o Ronie i Hermionie, prawdy o nim samym. To on miał zginąć. Miał być pierdolonym Złotym Rycerzykiem Dumbledora, bohaterem, który zginął dla Większego Dobra. Był hodowany na rzeź. Ale się dowiedział. Dowiedział się prawdy. I teraz nie miał już nikogo. A może naprawdę nigdy nikogo nie miał... Oprócz Syriusza. Ale on odszedł. I już nie wróci.
Harry zaczął myśleć aby przy następnym spotkaniu z Voldemortem po prostu dać się zabić. Tak po prostu. Poddać się. Niech się stanie to czego wszyscy chcą. Voldemort, Dumbledore, jego 'przyjaciele', cały czarodziejki świat. Powrócił myślami do tego dnia. Dnia, w którym dowiedział się prawdy.
***
Timeskip
Harry szedł korytarzem w stronę łazienki Jęczącej Marty. Łzy spływały mu po policzkach. Ostatnio często tam przesiadywał. Siedział w samotności i płakał po Nim. Po Syriuszu. Często wtedy myślał czy nie byłoby lepiej gdyby do niego dołączył. Jedynym co go zatrzymało od skoczenia za nim za zasłonę, oprócz silnych ramion Remusa, byli Ron i Hermiona. Nie chciał ich zawieść. Nie chciał zawieść Dumbledora. Nie chciał zawieść całego czarodziejskiego świata. Bo chciał aby mieli gdzie żyć.
Przemierzał szybko korytarze kiedy nagle usłyszał jakieś głosy dochodzące z jednej z pustych, nieużywanych klas. Zatrzymał się. Głosy brzmiały znajomo. Podszedł do uchylonych drzwi i zajrzał przez nie. Zamarł. To byli Ron i Hermiona.
- Hermiono ja mam już dość! Nie Mogę tak dłużej udawać! - mówił Ron
- Ron proszę Cię, uspokój się! Też mam dość, ale to nam się opłaci... - starała się go uspokoić Hermiona
- O ile wcześniej nie zginiemy! - bulwersował się
- Spokojnie! Jezus, ten pieprzony wybraniec w końcu da się zabić i wszystkie problemy znikną...
- Tak nie mogę się doczekać! Cała skrytka Potterów dla mnie!
- I dla mnie skrytka Blacków. Dobrze, że ten kundel zdechł. Pomyśl jakie księgi i artefakty się tam znajdują!
- No, dobrze że Dumbledore zaproponował nam ten układ! Kto by się nie zgodził!?
- Szpiegowanie Złotego Chłopca i wychowanie go na Rycerzyka, który poświęci się za świat, w zamian za jego majątek!
Harry nie mógł tego dłużej słuchać. Zaczął biec. Nowe łzy wylewały się wartkim potokiem ze szmaragdowych oczu. Biegł i nie zwrócił nawet uwagi na Snapea, którego potrącił i który obejrzał się za nim ze zdziwieniem w czarnych oczach.
Jak oni mogli. Jak mogli go tak oszukiwać. Przez te wszystkie lata. Przez te wszystkie lata myślał, że wreszcie znalazł kogoś kto go lubi, toleruje, osoby, którym na nim zależy. Ale nie. To wszystko było kłamstwo.
Biegł tak długo, przez nieznane mu korytarze w nieznanej mu części zamku. Nikt się tam od dawna nie zapuszczał. Harry wpadł do jednej z nieużywanych sal, oparł się o ścianę przy oknie i osunął się na ziemię. Objął rękami kolana i schował w nich głowę. Zatrząsł się od płaczu. Nie potrafił sobie z tym poradzić. Powoli wyjął różdżkę i machnął nią. W jego dłoni zmaterializowało się srebrne ostrze. Tak dawno tego nie robił. Zapomniał jaką to przynosi ulgę. Przyłożył ostrze do skóry na nadgarstku i pociągnął. Polała się pierwsza krew.
***
Harry nie wiedział ile tak leżał skulony starając się utrzymać nędzne resztki ciepła. Przymknął oczy i spróbował zasnąć ale ból mu na to nie pozwolił. Po jakimś czasie usłyszał zbliżające się kroki. Vernon wrócił.
Kiedy tortury Harrego zaczęły się na nowo ten z wszelką cenę starał się od tego wszystkiego odgrodzić. Uciec w głąb swojego umysłu aby nie czuć już więcej bólu. Niestety nie udało mu się. Rany na nowo się otworzył i ponownie rozgorzały bólem. Na szczęście dziś wuj wyjątkowo szybko trafił za mocno w głowę i Harry stracił przytomność.
To wszystko powtarzało się przez jakieś kilka dni. Chłopak nie był pewien, wuj wiele razy wychodził i wracał jednak Harry nie był w stanie stwierdzić ile czasu wtedy mijało. Kiedy po wyjątkowo brutalnej sesji wuj wchodził po schodach, myśląc, że chłopak jest nieprzytomny, powiedział:
- No gówniażu, jak tylko wrócę z pracy to się jeszcze z Tobą zabawię...
Harry zdał sobie sprawę, że jeśli nie ucieknie to w końcu zginie. Czuł, że jeszcze jedne takie tortury i tego nie przeżyje. Czuł się jakby coś w nim pękło. Nagle poczuł jakąś dziwną moc. Wstał z trudem i oparł się o ścianę. Intuicyjnie wiedział co musi zrobić. Wszedł jakoś po schodach. Drzwi od piwnicy były zamknięte. Machnął ręką a te wyleciały z zawiasów i opadły z łoskotem na ziemię. Po chwili to samo stało się z tymi od komórki pod schodami. Kolejne machnięcie i wszystkie jego rzeczy zostały zapakowane do kufra przed jego stopami. Harry zmniejszył go i wsadził do kieszeni czarnej bluzy, którą przed chwilą wyczarował. Różdżka wylądowała w tylnej kieszeni spodni. Chłopak zarzucił kaptur i wyszedł szybko przez drzwi. Całe jego ciało było tak poranione i obolałe, że zmysł odczuwania bólu po prostu się wyłączył. Gdyby nie to pewnie by oszalał. Teraz był tylko odrętwiały.
Szedł szybko kolejnymi ulicami oddalając się od Privet Drive 4. Już nigdy nie zamierzał tam wracać. Właśnie myślał co będę sobą zrobi i gdzie się podzieje kiedy poczuł, że na coś wpada i odbija się od tego. Lecąc na ziemię zarejestrował tylko, że twarz tej osoby wygląda dziwnie znajomo. A potem świat spowiła czerń.
***
1756 słów
1500 - 2000 to standardowa długość
Jak myślicie, na kogo wpadł nasz Harruś? Piszcie w komentarzach jak sądzicie, pierwsza osoba, która zgadnie dostanie dedykację. Do napisania;)
Strzeżcie się dramatyczne zakończenia to moje motto;)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro