Rozdział 9
Rozdział 9
Przez krótką chwilę trwała cisza.
- Szlachetnemu rodowi Blacków, którego jesteś niegodnym dziedzicem – wymamrotał skrzat.
- Dlaczego posłuchałeś dyrektora Dumbledora, gdy kazał ci pracować w szkolnej kuchni – zażądał odpowiedzi Harry.
- Albus Dumbledore nigdy nie rozkazał niczego takiego Stworkowi. On to zrobił, Stworek musiał słuchać. – powiedział wskazując na Lupina. – Plugawy mieszaniec, kalający dom mojej pani – dodał szeptem.
- Nigdy ci nie rozkazywałem…
- Spokojnie Remusie, jest eliksir wielosokowy.
- Nie jestem pewna – powiedziała Maissie. – Stworku dlaczego słuchałeś Remusa?
- Kim ona jest, wygląda jak Malfoy, ale nie ma jej na drzewie rodu – mamrotał skrzat. – Stworek ją zignoruje, uda, że nie słyszał.
- Stworku – powiedział Harry. – Koniec mamrotania. Na zawsze – rozkazał.
Skrzat wybałuszył oczy i przez chwile wydawało się, że zwymiotuje, albo udusi się, ale nie trwało to więcej jak pół minuty.
- Teraz odpowiedz na pytanie Maissie.
- Magia powiedziała Stworkowi, że musi go słuchać. Stworek, nie mógł odmówić jego poleceniu, a zatem poprzedni pan Stworka musiał go mianować opiekunem Harrego Pottera, bo Stworek wiedział, że to jemu zostanie zapisany majątek – odpowiedział skrzat, a uwadze Harrego, nie umknęło, że nie wymienia imienia Syriusza.
- A widzisz. Wielosokowy by nie zadziałał – powiedziała dumna z siebie blondynka.
- A więc Imperio, czy Obliviate?
- Tego się nie dowiemy, jeśli zostało rzucone poprawnie, nie zostawia dowodów – powiedział Minister. – Percy ta rozmowa i wszystkie informacje jakie na niej poznałeś, łącznie z personaliami osób w tym gabinecie mają klauzurę tajności, tylko dla wiedzy ministra.
- Tak, panie ministrze.
- Dobrze. Proponuję odesłać skrzata i przesłuchać go ewentualnie później. Za kilka minut powinni się tu pojawić ludzie od rozpoznania – kontynuował Scrimgeur.
- Stworku wróć na razie do domu na Grimmaud i zaszyj się gdzieś, tak by nie rzucać się w oczy członkom Zakonu Feniksa – polecił zielonooki. – Percy chciałbym byś został na czas badania. O ile nie ma pan nic przeciwko? – Zwrócił się do ministra.
**
Maski
**
- Proszę o upuszczenie kropli krwi na ten pergamin, w środka kręgu – polecił mężczyzna, który pojawił się chwilę później.
Maissie uśmiechnęła i zabrała od niego srebrny nożyk. Zrobiła delikatne nacięcie i przytknęła go do pergaminu.
Przez chwilę runy lśniły czerwonym światłem, a potem światło to przemknęło w pustą przestrzeń na górze pergaminu. Tam uformowały napis Maissie Malfoy, oraz wyrysowały herb głównej gałęzi rodu.
- Czy jest potrzebne oficjalne zaświadczenie o przynależności rodowej? – Zapytał pracownik departamentu, zamykając pergamin w drewnianej przeszklonej ramie.
- Nie na ten moment, ale pewnie się przyda – odpowiedziała dziewczyna ssąc palec. Harry rzucił jej różdżkę, a ona uśmiechając się promiennie bez słowa zaleczyła rozcięcie.
- To wszystko Viktorze – powiedział Rufus, poczekał, aż za mężczyzną zamknął się drzwi. – Zechcecie mi to wyjaśnić?
- Nie. Ale chętnie poznam pana cenę za te przysługi – odpowiedział Harry.
- Skoro tak stawiasz sprawę. Cena, tak to nazwijmy, będzie zależała w dużej mierze od tego co zniknęło z departamentu. Myślę sobie jednak, że warto zawiązywać przyjazne stosunki. Mamy wspólnego wroga i choć sam jestem daleki od wiązania się z obozem Dumbledora, to jednak chętnie pomogę Tobę w planach przeciwstawienia się Voldemortowi.
- Ma pan moje słowo, że nie zadziałam na szkodę ministerstwa i czarodziejów. Nawet, gdyby to tak wyglądało.
- No dobrze. Potrzebujesz czegoś jeszcze? – Zapytał minister, a gdy Harry pokręcił głową, zwrócił się do pozostałych. – Panno Malfoy? Panie Lupin?
- Ja mam drobną prośbę. Uczyłam się, hmm… Poza oficjalnym systemem edukacji – powiedział Maissie. – Chyba musze zdać jakieś egzaminy przez rozpoczęciem szkoły.
- Dobrze, zorganizuje to – minister pokiwał głową, jakby rozumiejąc coraz więcej. - W takim razie muszę was pożegnać. Za chwilę pojawi się tu wielka liczba pracowników mojego gabinetu, a co za tym idzie, zbyt wiele osób by was widziało.
- Ministrze, skoro Maissie dostała się do Departamentu, to chyba damy rade wyjść niepostrzeżenie. Ale faktem jest też, że jesteśmy umówieni. Przypomniała mi się jedna rzecz. Możemy prosić o oddelegowanie na kilka dni Auror Tonks, do naszej ochrony. Nie chcemy się poruszać pod opieką członków Zakonu, a Remus i Nimfadora, są nielicznymi z nich, na których jestem w stanie obecnie się zgodzić. I wypuścicie wreszcie Stana Shunpike.
- Przekaże to komu trzeba. Gdzie ma się z wami spotkać?
- Na Grimmaud. Będzie wiedziała gdzie dokładnie – powiedział Harry wstając i wyciągając rękę do ministra. - Dobrego dnia.
**
Maski
**
Harry trzymając Maissie, aportował się tuż przed schodkami do domu na Grimmaud. Niecałą sekundę po nich pojawił się Remus.
- Zasady tajności, Harry nie pozwalają się aportować na środku chodnika – warknął.
- To nie jest jakiś specjalny problem. Zawsze można rzucić zaklęcie zapomnienia na mugoli. Remusie przepisy tyczą się głównie nieodpowiedzialnych dzieci i czasów pokoju, a my mamy wojnę – odpowiedział wchodząc do holu i kierując się do kuchni.
- Harry, kochaneczku – zawołała na ich widok pani Weasley. – Nie możesz tak znikać, martwiliśmy się.
- Pani Weasley, z całym szacunkiem. Naprawdę doceniam pani troskę, ale proszę zrozumieć, że ostatecznie mam zabić Voldemorta, nie ogłuszyć, nie złapać, a zabić. Nie zrobi tego za mnie nikt. Chyba, że ktoś zgłasza się na ochotnika? – Zapytał. – Dlatego – podjął po chwili. – Odrobina swobody i duża doza pewności siebie jest nieodzowna – zakończył z uśmiechem. – Za to chętnie przyjmiemy odrobinę troski o nasz żołądki. Nie zdążyliśmy z Maissie zjeść śniadania przed naszym włamaniem do Ministerstwa.
Harry powiedział to beztrosko siadając przy stole, ale ta wypowiedź sprawiła, że Nimfadora wypluła prosto na Snape, gorącą herbatę, którą właśnie piła.
- Punkt – powiedział rozbawiony Harry.
- Nie zrobiłeś tego – krzyknęła Tonks. – W całym biurze aurorów, mówili tylko o…
- Polecam zamilknąć auror Tonks – przerwał jej ostrym tonem, zielonooki. – Wątpię, by ministerstwo i szczególnie minister byli, zadowoleni z tego, że ta informacja wychodzi poza biuro aurorów.
- Harry, nie mówisz poważnie? Jesteśmy wśród członków zakonu.
- I wszyscy poznają tą informację, ale niech dyrektor pomęczy się w jej zdobywaniu. Może mu pan donieść, profesorze Snape, że to moja zemsta, za przemilczenie informacji.
Do kuchni wszedł zaspany Ron.
- Co na śniadanie? – zapytał, nie dostrzegając ciężkiej atmosfery.
- Niezręczność, tajemnica i cynizm – odpowiedział Maissie. – I jakieś specjały twojej mamy. Swoja droga, jak to jest, że jako jedyny jesteś niegotowy?
- Nie gotowy na co?
- Na wyjście z Harrym i Maissie na Pokątną na zakupy – krzyknęła na niego Hermiona. – Budziliśmy cię i mówiliśmy o tym trzy razy.
- No cóż, ma jakieś dwadzieścia minut – powiedział Harry, wyciągając różdżkę. - Ale możemy mu pomóc.
Z końca jego różdżki, wytrysnął strumień wody trafiając Rona w głowę. Nie rozprysnął się jednak, tylko zaczął kotłować wewnątrz niewidzialnej bańki. Coś jak odwrotne zaklęcie bąblogłowy. Tu woda była wewnątrz. Po kilku sekundach bańka z wodą zaczęła przesuwać się w dół rozgrzeszając się, tak by objąć jego ramiona. Tam gdzie najpierw włosy, a potem głowa i piżama wysunęły się z kotłującej się wody, były suche.
- Wow – zawołał rudzielec. – Super, nie straciłem oddechu, a woda była przyjemnie ciepła. Musisz mnie tego nauczyć, stary. Będę mógł spać dłużej.
- Zostało ci siedemnaście minut, na jedzenie i przebranie.
- A nie możesz transmutować moich ubrań, tak jak wczoraj jej? – Zapytał z nadzieją Ron.
Harry uśmiechnął się niczym Fred, albo George i machnął różdżką. Po kilku sekundach, Ron siedział w dżinsach i obcisłej koszulce, która była kopia tego co miała na sobie Maissie. W tym samym rozmiarze.
Cała kuchnia wybuchła śmiechem, nawet Snape uniósł kąciki ust w górę.
- Sam się o to prosiłeś – powiedziała przez łzy Maissie, ale wyrwała tarzającemu się po podłodze Haremu różdżkę i po kilku machnięciach Ron miał na sobie ubranie w swoim rozmiarze i bardziej męskim kroju.
**
Maski
**
- Jak się tam dostaniemy? – Zapytała Ginny, która jako ostatnia wyszła z kuchni do holu.
- Błędny Rycerz – zawołała Maissie, na którą chyba jako jedyną nie działał wymiotnie.
- Nie – odpowiedział szybko Ron, który miał o wiele większe problemy w czasie podróży.
- Może poczekajmy na Harrego – zaczęła Hermiona.
- A gdzie on właściwie jest? – Tonks rozejrzała się.
- Rozmawia ze Stworkiem, wyszedł chwile temu z kuchni - wyjaśniła blondynka.
Brązowowłosa zmarszczyła dziwnie brwi, ale zanim zdążyła się odezwać, usłyszeli trzask drzwi na piętrze i kogoś radośnie zbiegającego po schodach.
Harry wpadł w ich gromadkę i niemal rzucił się na Maissie, która próbowała wywinąć się piruetem, ale ten złapał ją w przelocie za pas i porwał z sobą, obdarzając pocałunkiem.
- Eja – zawołała dziewczyna, gdy oderwał od niej usta. – Nie wiedziałam, że stare skrzaty tak cię podniecają. Podrzuciłabym ci jakiegoś wczoraj pod prysznic – zakpiła.
- Jak jedziemy? – Zapytał, zamiast komentować niezdrową fascynacje skrzatem, jaka sugerowała mu jego dziewczyna.
- Czekaliśmy na ciebie – powiedziała Ginny.
- No to może - powiedział wyciągając dłoń, by złapać Ginny, a gdy tylko jej dotknął, zniknął wraz z nią i Maissie.
**
Maski
**
Pojawili się tuż przed wejściem do Dziurawego Kotła. Ginny Jak tylko zorientowała się co się stało, wyrwała swoja dłoń, dziwnie patrząc na Harrego.
Rozległy się dwa trzaski i pojawiła się Tonks z Hermioną i Remus z Ronem.
- Harry, do cholery, uprzedzaj – warknęła Nimfadora, która dziś miała lekko niebieskie włosy.
- Po co? Przecież zostawiłem wam ślad.
- Za co jesteśmy ci wdzięczni, bo nie musieliśmy się rozdzielać – powiedział Lupin. – Ale mógłbyś się zachowywać bardziej, jak szesnastolatek, przynajmniej publicznie.
- Publicznie tak, ale tu nikogo nie ma. Tylko przyjaciele – stwierdził i ruszył do drzwi pubu.
**
Maski
**
Szybko przeszli przez pub, machając tylko w przelocie barmanowi. Już na Pokątnej Harry skierował się prosto w kierunku Gringotta.
- Ile potrzebujemy? – Zapytał w drodze dziewczyny.
- Nie mam pojęcia. Nie znam waszych cen, ale skoro chcesz skoczyć do mugolskiego Londynu na zakupy, to pewnie kilkaset funtów – odpowiedziała.
- Hermiono, ty chyba będziesz wiedziała lepiej ile nam trzeba. Ja nigdy nie byłem na zakupach.
- Nie wiem Harry, to zależy od tego co planujesz kupić, ale Maissie chyba ma rację i kilkaset funtów powinno wystarczyć – odpowiedziała. – Normalne ciuchy dla nastolatków, rzadko kiedy kosztują więcej niż dwadzieścia funtów. Ale dobry garnitur może kosztować nawet czterysta funtów.
- Ok, a jaki mamy kurs galeona do funta?
- Moi rodzice płacą sześć i pół funta za galeona, ale kurs sprzedaży powinien być lepszy, bo gobliny lubią, gdy złoto należy do nich.
- No to przyjmijmy siedem. Zakładając, że fortuna Blacków, nie jest mniejsza niż Potterów, mogę sobie pozwolić na wymianę tysiąca galeonów – powiedział lekko, ale Tonks parsknęła.
- Harry Blackowie, to jeden z najbogatszych starych rodów czarodziejów. Podczas, gdy Potterowie byli, co najwyżej zamożni – wyjaśniła.
- Te pieniądze, które przekazał mi Syriusz, nie stanowiły nawet tysięcznej części majątku Blacków – dodał Lupin. – Ale oczywiście, nie wszystko jest w złocie. Są nieruchomości, firmy, fundusze, antyki i przedmioty wykonane przez gobliny.
- No to w porządku.
**
Maski
**
Zbliżyli się do wejścia widząc niewielką kolejkę przed wejściem. Kilku strażników sprawdzało detektorami tajności, klientów.
- Wojna już zbiera swoje żniwo – powiedział Lupin, gdy ustawili się na końcu ogonka.
Po kilku minutach przyszła ich kolej, wszyscy przeszli badanie bezproblemowo, za wyjątkiem Pottera.
Gdy przyszła jego kolej i czarodziej z ministerstwa wycelował w niego antenę detektora, ten zwariował. Uspokoił się po niecałej sekundzie.
- Coś nie tak? – Zapytał Harry.
- Nie, nie. W porządku, możesz iść – odpowiedział mężczyzna. – To ustrojstwo zwariowało i pokazało mi przez chwilę, że mam tu smoka.
Maissie roześmiała się szaleńczo.
- Tak cię będę teraz nazywać. Smoczek – śmiała się.
- Ani się waż, bo wiem do czego zmierzasz – zagroził jej Harry, ale nic to nie dało.
- Albo Drakuś – teraz już wszyscy śmiali się z zielonookiego.
Ruszyli do kontuarów, ale Harmiona złapała go za ramię i zatrzymała lekko z tyłu.
- Smok, Harry? – zapytała mrużąc oczy. – Maissie Malfoy. Zmiana ciała, która wygląda na lata pracy, w tydzień. Co tu jest grane?
- Nie teraz Hermiono. Obiecuję ci prawdę. Jak chcesz to dziś wieczorem, ale nie tutaj – odpowiedział, a na wybawienie przyszła mu Maissie.
- Hej, bo będę zazdrosna – powiedziała pojawiając się obok nich.
- Hermiono?
- Wieczorem, ale jak mnie olejesz, to gwarantuje ci, że pożałujesz.
**
Maski
**
Pobrali złoto i wymienili pieniądze, Harry dostał zgrabna książeczkę czekową, jakiej mógł używać w mugolskiej części. Wedle Goblina, była tak zaczarowana, że każdy mugol, jaki dotknął czeku, akceptował go, a czar sprawiał, że wysyłał go na odpowiedni adres, skąd gobliny kierowały już pieniądze tam, gdzie trzeba.
Po wizycie w banku, Harry zaciągnął Maissie do Olivandera.
- Pan Potter – powitał go stary producent różdżek. – Czyżby coś się stało, z pana różdżką?
- Nie ona działa bez zarzutu. Powiedziałbym, że z każdym rokiem lepiej – zaśmiał się Harry. – Przyprowadziłem panu klientkę – dodał wskazując blondynkę. – Maissie Malfoy powiedział.
- Malfoy? No, no – powiedział Olivander. – Widzę, że ma już pani doświadczenie w magii, czy ma pani jakieś preferencje?
- Nie – zaczęła, ale Harry jej przerwał.
- Na pewno włos z głowy Wili i jeśli pan ma taka kombinację, to może czereśnia – zdecydował.
- Nieortodoksyjny wybór. Powiem nawet, że nie odważyłbym się stosować tego połączenia.
- Ale? – Wtrącił Harry.
- Ale gdy byłem młodszy – powiedział sprzedawca, znikając pomiędzy regałami. – Często eksperymentowałem z nietypowymi połączeniami. Mam zdaje się jedną, o tu – jego głos dobiegał przytłumiony. Rozległ się stuk drabiny i radosne. – Tak, mam ją.
Chwile później Maissie, ściskała dziesięciocalową złot, czerwoną różdżkę.
- Idealna – zachwycał się Olivander, gdy z końca różdżki wytrysnęły złote iskry. – Widzę, że nie tylko ona zaakceptowała panienkę, jaką swoją panią, ale pani ją akceptuje.
Oczy Maissie świeciły dziwnym blaskiem. Odwróciła się do Harrego i pocałowała go, łapiąc za kark i przyciągając do siebie.
- Tak. Myślę, że ją kupimy – powiedział Harry z uśmiechem.
Dla niego było jasne, co to znaczy zostać wybranym przez różdżkę, wiedział także, że Maissie nie doświadczyła tego w swoim świecie. Najpierw nie miała różdżki, bo nikt ich tego nie uczył za dziecka. Od razu wyzwalano Magię Drugiego Poziomu. Używania różdżki uczyła się, gdy miała być wysłana w przeszłość. Nikt nie wiedział, jak długo będzie starała się nawiązywać kontakt z Harrym, a magia bezróżdżkowa mogła za bardzo rzucać się w oczy. Dostała wtedy jedną z starych różdżek, jakie były przechowywane wśród jej ludzi. Takiej samej używał Jacques, gdy trenowali Magię Wielu Efektów.
Różdżka, która wybiera właściciela, napełnia go jednocześnie poczuciem, że to co robi jest właściwe, na miejscu, pasuje. Trudno to określić, ale Harry do dziś pamiętał, jak po przekopaniu niemal całego sklepu Olivander dał mu jego różdżkę. Nawet gdy wiedział, że jej bliźniacza różdżka zabiła jego rodziców, nie mógł jej odrzucić. Czuł z nią niesamowitą więź.
**
Maski
**
- No dobrze – powiedział Remus, gdy Harry z dziewczyną wciąż ściskającą swój nowy nabytek, wyszli ze sklepu. – Gdzie do mugolskiego Londynu chcecie iść?
- Nie mam pojęcia. Hermiono? – Harry zwrócił się do brązowowłosej.
- Hmm, może odwiedzimy jedną z galerii handlowych. Nie znam Londynu tak dobrze, ale pewnie taksówkarz zawiezie nas gdzie trzeba – powiedziała spokojnie, przygryzła wargę i dodała. – Nie jestem pewna, czy wszyscy powinniśmy iść tam na raz.
- Myślisz? – Zapytał rozbawiony Harry. – Ale w sumie racja. Zakupy zajmą nam pewnie z trzy godziny, a ja chciałbym załatwić coś jeszcze. Ron chodź na słówko – powiedział, łapiąc przyjaciela za ramię i odciągając go na bok.
Wrócili po kilku minutach podczas, których Ron czerwieniał, to uśmiechał się, to wyglądał jakby był wściekły.
- Ustalone. Ron, Ginny i Remus zostają na Pokątnej. Ron ma pewne zadanie, a sądzę, że i wam się spodoba. Spotkamy się za trzy godziny u Madame Malkin, ok?
- A jak nie zamierzam cię słuchać? – Warknęła Ginny.
- To rób co chcesz. Możesz iść z nami, ale uwierz mi, że to co ma do zrobienia Ron, spodoba ci się bardziej.
- Ginny, poważnie, chodź będę cię potrzebował do pomocy – powiedział Ron. – To ważne.
**
Maski
**
- Co powiedziałeś Ronowi? – Zapytała Hermiona, gdy wsiadali do taksówki, a Tonks ustalała z kierowcą ich cel.
- Żeby kupił kilka mioteł.
- Harry, czy ty…
- Tak – przerwał jej. – Kazałem mu kupić osiem błyskawic, dla drużyny.
- Ale ty…
- Może nie będę grał w tym roku – ponownie jej przerwał, dając znak, by nie drążyła.
**
Maski
**
Niemal trzy godziny później wracali na Pokątną w znacznie lepszych humorach. Tonks i Maissie, wpadły w szał, gdy zrozumiały, że Harry nie miał nigdy swoich rzeczy. Zwłaszcza, że limit finansowy właściwie nie istniał. Nawet Hermiona poddała się lekko szaleństwu i przejęła rolę doradczyni, gdy dziewczyny wpadły po godzinie na dział damski.
Harry gdy miał już chwilę się zastanowić, uznał, że dokładnie ustaliły co robić. Bo Hermiona dopilnowała Harrego, podczas, gdy Maissie z Tonks zadbały o bardziej intymne części zakupów. Nie zapomniały o Hermionie, bo ta po ich powrocie dostała kilka toreb.
Nimfadora zmniejszyła zakupy i schowała je do specjalnej sakiewki.
- Mam coś co ci się spodoba – wyszeptała mu na ucho jego dziewczyna, niby mimochodem przejeżdżając mu dłonią po wewnętrznej stronie uda.
- Co myślisz o tym, by ich olać i wrócić do domu? – Zasugerował, ściskając za pomocą magii jej pośladek i chichocząc z sposobu w jaki podskoczyła.
- Nie nazwę tego miejsca domem. Nie wygląda tak – odpowiedziała.
- No to może jutro wybierzemy się do Gringotta, by dowiedzieć się, jakie jeszcze domy do nas należą i wybierzemy sobie ładniejszy.
- Należą do ciebie – poprawiła.
Harry pochylił się do niej i wyszeptał prosto do ucha.
- Do nas, jeśli ze mną wytrzymasz i się zgodzisz.
Oczy dziewczyny otworzyły się szerzej, pocałowała go w taki sposób, że Tonks odwróciła się z przedniego fotela, a kierowca uśmiechną pod wąsem.
**
Maski
**
Ginny, Ron i Remus czekali na nich przed wejściem do magicznej krawcowej. Rudowłosa wyglądała na o wiele bardziej zadowoloną niż wcześniej, a Remus uśmiechał się pod nosem.
- Macie już szaty?
- Nie, ale nie uwierzysz, kto przed chwilą wszedł do środka – odpowiedział Ron.
- Jestem w stu procentach pewny, że Malfoy – odpowiedział Harry i ruszył w stronę drzwi. – Zauważyliście, jak tu dziwnie pachnie? – Zapytał bardzo głośno, gdy wszedł do środka. – Jakby jakaś niedomyta fretka. Cześć Draco – zakpił, gdy zobaczył purpurowego na twarzy blondyna.
- Potter! – Warknął tamten sięgając po różdżkę, ale Harry zaśmiała się.
- Zauważyłem, że jesteś tu zawsze, w ten sam dzień co my – mówił siadając wygodnie na jednym z krzeseł. - Czy ty opłacasz szpiegów, którzy informują cię, kiedy wybieramy się na Pokątną? Wakacje są długie, jaka jest szansa na to, że co roku będziemy tu w ten sam dzień?
- Myślę – odezwał się kobiecy głos z boku. – Że powinien pan uważać na słowa, panie Potter.
- Pani Malfoy, dobrze panią widzieć – odpowiedział odwracając się do niej. – Mam wiadomość dla Voldemorta, może mu ją pani przekazać. Znam całą przepowiednie z Departamentu Tajemnic i chętnie mu ją podam.
- W zamian? - zapytała zachłannie, dobrze wiedząc, ile by zyskała, gdyby to ona przyniosła Czarnemu Panu tą informację.
- Och nie wiem, niech coś zaproponuje. Może mi przecież wysłać sowę.
- Draco idziemy – zarządziła Narcyza łapiąc syna za ramię i wyciągając z sklepu.
- Stary, naprawdę, zamierzasz przekazać tą informację, skąd w ogóle znasz przepowiednie? – Zaczął Ron.
- Dumbledore mi powiedział, na koniec roku. Powiem wam wieczorem i mogę ja przekazać Voldemortowi, naucz się to wymawiać. Nic nie stracę, a mogę wam kupić bezpieczeństwo.
- Co? – Krzyknęła Hermiona, a jej wybuch zerwał zaklęcie ciszy, którym Harry ich otoczył.
- Proszę nie krzyczeć – powiedziała pani Malkin. – Nie rozumiem, dlaczego panuje taka wrogość wśród klientów.
Ron i Ginny patrzyli na nią dziwnie, nie rozumiejąc dlaczego kobieta w ogóle nie zareagowała na kłótnie z Malfoyami, ale Hermiona wydawała się rozumieć.
- Skonfundowałeś ją?
- Ja to zrobiłam. Ci Malfoye to faktycznie dupki – powiedziała Maissie.
**
Maski
**
- No dobrze. Mów – oznajmiła Hermiona, gdy już usiedli w sypialni, którą Harry zajął z Maissie.
- Od czego by tu zacząć?
- Zadam ci pytania pomocnicze. To będzie jak powtórka przed sumami – powiedziała brązowowłosa, dając jednoznacznie do zrozumienia, że nie odpuści. – Od końca – kontynuowała. – Co się stało w tym domu?
- Rozumiem, że chodzi ci o odnowienie i posprzątanie – odpowiedział i uśmiechnął się. – Poleciłem Stworkowi, zatrudnić kilka skrzatów i odnowić to miejsce, usunąć wszystkie pułapki i inne niebezpieczne rzeczy, których nie zostawili członkowie Zakonu. Maja one trafić do skrytki Blacków.
- O tym z nim rozmawiałeś?
- Tak.
- No dobrze. O co chodziło z wiadomością dla Voldemorta.
- Zamierzam, za bezwartościową informację kupić dla ciebie i Weasleyów bezpieczeństwo.
- I myślisz, że on się na to zgodzi?
- Znam go, Hermiono – powiedział poważnie. - Zgodzi się.
- O co chodzi z Maissie i twoją zmianą. Tydzień to za mało, więc jeśli mam ci ufać to chcę poznać prawdę.
- Teraz nie mamy, aż tak wiele czasu, ale…
- Zamknij się już Potter i pokaż jej – przerwała mu Maissie.
- Pani każe, sługa musi – powiedział wstając i zbliżając się do drzwi. – Załóż w jej głowie strażnika, a ja upewnię się, że nikt nam nie przeszkodzi – polecił wychodząc za drzwi.
- Gotowa? – Zapytała blondynka siadając naprzeciw Hermiony.
- Do czego?
- Nie znasz na tyle oklumencji, by obronić te informacje, które chcesz od Harrego. Umieszczę, w twojej głowie strażnika, który będzie ich strzegł.
- Zamierzasz wejść do mojej głowy?
- A masz z tym jakiś problem – zapytała rozbawiona. – Ujmę to tak. W magii umysłu jestem o wiele lepsza niż Harry, więc to logiczne, że poprosił o to mnie. On mi ufa, pytanie, czy ty ufasz jego osądowi.
- Skoro jesteś tak dobra, to on może być pod imperio.
- A skoro jestem tak dobra, by trzymać Harrego Pottera pod Imperio to nie potrzebowałabym twojej zgody – odcięła się dziewczyna. – Oczywiście możesz odmówić, ale nie liczyłabym na to, by wtedy Harry powiedział ci cokolwiek.
Przez kilka minut trwała cisza, aż Hermiona kiwnęła nieznacznie głową.
Maissie wyciągnęła w jej stronę różdżkę, a umysł brązowowłosej odleciał w tył. Miała wrażenie, że spada w bezdenną przepaść, bez możliwości ratunku. Uczucie spadania skończyło się tak nagle, jak się zaczęło.
- Gotowe – powiedziała radosna Maissie. – Nie bolało prawda?
- Dziwne uczucie – Hermiona była lekko oszołomiona. – Mamy jakąś wodę?
- Nie polecam ci obecnie pić.
Drzwi otworzyły się i wszedł Harry.
- Jesteśmy bezpieczni. Mamy jakieś pół godziny – oznajmił. – Gotowa?
- Tak – odpowiedziała jego dziewczyna, zamiast Hermiony.
Harry podszedł do niej energicznym krokiem i dotknął dwoma palcami jej czoła. Głowa Hermiony uciekła do tyłu, wbijając się w fotel. Harry, tak jak i jemu wcześniej Samuel. Pokazał jej najważniejsze wspomnienia z swojej wizyty w przyszłości. To jak porwała go Maissie, rozmowę z Samuelem i skutki wojny, okrucieństwo mugoli, jego życie na wyspie.
- Kim były te dzieci, w szarych kombinezonach? – Zapytała, a twarz Maissie, stwardniała. To było jedno z jej wspomnień.
- Czarodzieje urodzeni w mugolskich rodzinach. Te kombinezony miały ładunki wybuchowe. Za każdym razem, gdy takie dziecko posłużyło się magią bez pozwolenia, było rażone prądem. W każdym momencie, mogły zostać wysadzone w powietrze. Mugolskie wojsko używało ich do walki z nami. Szkolili ich niczym psy bojowe, a potem w czasie walki te dzieci miały wzbudzać w nas litość. A gdy tylko, ktoś z naszych zbliżył się na tyle by spróbować pomóc dziecku. Wybuchały. Straciliśmy wielu ludzi, zanim dostaliśmy rozkaz, zabijać ich z daleka – wyjaśniła martwym głosem.
- Przepraszam, ja…
- Nic się nie stało. My również, nie byliśmy zbyt łagodni. Mugole, w próbie ochrony samych siebie budowali miasta pod wodą. Odcinaliśmy tlen, albo przebijaliśmy ich kopuły, gdy tylko mogliśmy – powiedziała siadając na kolanach Pottera, który ja objął.
- Dlatego, nie możemy do tego dopuścić – Harry mimo, że wewnętrznie wściekły, zapanował nad głosem i mówił całkiem spokojnie.
- I nie dopuścimy, czarodzieju Czwartego Poziomu – odpowiedziała mu Maissie. – Nie powiedziałeś mi o tym.
- Mam wiele tajemnic.
- Poczekajcie, bo czegoś nie rozumiem – powiedziała Hermiona. – W twojej wersji przyszłości, potomek Harrego, doprowadził do ujawnienia się czarodziejów, co z kolei doprowadziło do wojny z mugolami. Ale w taj wersji przyszłości, ciebie nie było. Była jakaś inna kobieta.
- Ginny – odpowiedziała natychmiast Maissie.
- Czyli teraz życie Harrego, może ułożyć się całkiem inaczej i jego potomek, nie zostanie na przykład ministrem.
- Samuel twierdzi, że historia, ma tendencję do wracania na właściwy tor. Czyli drobne zmiany, nic nie dadzą. Jeśli nie potomek Harrego, to ktoś inny. Ujawnienie się, nie było decyzją jednego człowieka, Hermiono. Były cały ruch, który do tego doprowadził, a dziedzic Harrego, był jedynie tym, który to skanalizował. Nie on, to ktoś inny.
- Skoro Historia sama się naprawia, to nie możemy nic zrobić.
- Ponownie, Samuel uważa, że zdecydowane działanie, na wielką skalę. Zmiana sposobu myślenia ludzi, może zmienić przyszłość.
- A co z Voldemortem, nie zamierzasz mu chyba pomóc podbić mugoli?
- Nie. On musi zostać pokonany, wtedy będę miał szansę, zmienić myślenie ludzi – powiedział Harry.
- Przynajmniej wiesz jak go pokonać.
- Nie.
- Co?
- Harry, ty i Ron, zniknęliście na waszym siódmym roku. Powróciliście do Hogwartu, około maja, powołaliście armię i odbyła się bitwa o Hogwart. Opisana jako druga, ale nic nie było wiadomo o pierwszej. W czasie tej bitwy, z relacji świadków wynikało, że Harry został zabity przez Voldemorta, powrócił do życia i zabił go odbitą Avadą – wyjaśniła Maissie. – Nigdy nikomu nie zdradziliście, co robiliście przez ten rok. Jedyne co zostało zapisane, to to, że pracowaliście nad tym, by uczynić Voldemorta ponownie śmiertelnym, ale by nie pchnąć innych na tą drogę, to wszystko, co było o tym wiadome.
- A co z nami po wojnie?
- Nie powinniśmy chyba tego zdradzać.
- Mów – zażądała Hermiona.
- Ja usunąłem się, z życia publicznego. Ty pracowałaś w ministerstwie, Ron grał zawodowo z Quiditcha, ale po dwóch sezonach przestał. Z tego, co wiem, a jest to wiedza, z jakichś ścinków Proroków, jakie udało się zachować czarodziejom. Nie mógł sobie poradzić, z presją bycia przyjacielem Harrego Pottera.
- Jednym słowem nawet wygrana przyniosła porażkę.
- Ale ludzie przestali ginąć.
**
Maski
**
- Harry kochaneczku – odezwała się pani Weasley, zaglądając do jego sypialni. – Dyrektor tu jest i chciałby z tobą porozmawiać.
- Zaraz zejdę – odpowiedział podnosząc niezadowoloną Maissie z swoich kolan i samemu wstając. – Wynagrodzę ci po powrocie – Szepnął jej na ucho.
- Jasne. Będzie pewnie zły jak osa – fuknęła na niego kładąc się na łóżku.
**
Maski
**
- Harry, czy to odpowiednie, byś dzielił pokój razem z Maissie? – Zapytała matka Rona, gdy razem schodzili.
- Widzę, że chce być pani delikatna, więc odpowiem pani szczerze. Maissie i jesteśmy razem, sypiamy ze sobą, kocham ją. To będzie moja żona, o ile oboje przeżyjemy wojnę. Czy teraz wydaje się to pani odpowiedniejsze?
- Jesteście tacy młodzi i znacie się tak krótko…
- To może ujmę to inaczej – przerwał jej, zatrzymując się i patrząc w jej oczy. – Nic, ani nikt nie odsunie mnie od niej, ani jej ode mnie. Ani Voldemort, ani Dumbledore, ani troska, ani groźba, ani błaganie. Ona jest moja.
- Harry, ja tylko…
- Martwi się pani, dziękuję. Bardzo to cenie, że próbuje pani zastąpić mi matkę. Naprawdę to doceniam, ale jeśli chce pani nią naprawdę być, to proszę pomyśleć, co zrobiła by pani, gdybym naprawdę, był pani synem, a nie osobą skrzywdzoną, słabą i bezradną, za jaka mnie pani postrzega.
**
Maski
**
- Dyrektorze? – Powiedział wchodząc do kuchni.
- Harry, zechcesz usiąść?
- Domyślam się, że ma pan kilka pytań – stwierdził Harry, gdy usiadł obok dyrektora i gestem różdżki, przywołał dla wszystkich kremowe piwo.
Widzów mieli wielu, bo oprócz dyrektora, w gabinecie był Kingsley, Moody, Snape, Remus, Nimfadora, oboje Weasleyów, Hestia, oraz kilku innych.
- Tak. Po pierwsze chciałbym wiedzieć, gdzie zniknąłeś na ten tydzień – powiedział Dyrektor, a Harry uśmiechnął się w duchu.
- Już na pierwsze pytanie nie mogę udzielić ci odpowiedzi. Może później – odpowiedział parafrazując słowa dyrektora, które ten wypowiedział, gdy pytał o powody, dla których Voldemort chciał go zabić.
- Szacunek Potter – warknął Moody, ale Dumbledore uciszył go gestem.
- To taka mała złośliwość, z którą mogę żyć, Alastorze. Sam powiedziałem podobne słowa do Harrego, bo uważałem, że nie jest gotów naprawdę. Myliłem się wtedy – przyznał dyrektor.
- To zasłużyło na brawa. Jakieś inne pytania.
- Kim jest ta Maissie? – Zapytał Severus.
- Remusie? –
- Dziś w ministerstwie, przeprowadzono Oficjalne Rozpoznanie. Dziewczyna jest Malfoyem i to z pierwszej gałęzi rodu – wyjaśnił. – Widziałem to osobiście i chyba tylko dlatego Harry zgodził się mnie zabrać.
- No dobrze, ale skoro ona jest Malfoyem, to czy możemy jej ufać – odezwał się niski czarodziej, siedzący w dalszej części stołu.
- Prędzej jej niż Tobie – powiedział Harry. – Ciebie nie znam. Ale spróbujmy inaczej. Dlaczego ufasz Wilkołakowi? – Zapytał wskazując na Remusa. – Odpowiem za ciebie. Bo zaufał mu dyrektor. Ja ufam Maissie, pytanie czy wy potraficie zaufać mi.
- Zniknąłeś na tydzień, możesz być pod Imperio.
- Harry, jest jednym z nielicznych czarodziejów, zdolnych do zwalczenia Imperio, Clane – wyjaśnił Severus, z wyraźną niechęcią. - Z tego co zrozumiałem, z plotek wymienianych potajemnie pośród Śmierciożerców, oparł się Imperio rzuconemu przez Voldemorta, więc kto inny mógłby je na niego rzucić.
- No dobrze – przerwał tą dyskusję dyrektor. – Mam nadzieję uzyskać tu choć jedną odpowiedź, ale będzie to trudne w tym gronie. Harry zechcesz porozmawiać ze mną na osobności?
- Czemu nie – odpowiedział zabierając swoją butelkę i wstając. - Gdzie?
- Myślę, że mój gabinet będzie odpowiedni – odpowiedział Dumbledore, również wstając i podając mu rękę.
**
Maski
**
Pojawili się na szczycie wieży astronomiczne.
- Podobno nie można się aportować w Hogwarcie – powiedział Harry ruszając w kierunku schodów.
- No cóż, jako dyrektor, mam pewne dodatkowe przywileje.
- Usiądź – zaproponował profesor, gdy byli już w okrągłym gabinecie.
Harry jednak podszedł do Feawksa, który zaskrzeczał żałośnie i wydawał się kulić przerażony .
- Harry? –
- Nic ci nie grozi Feawks – powiedział zielonooki. – Nie tobie.
- Wyjaśnisz to? – Zapytał Dyrektor, gdy Potter odszedł od feniksa i usiadł w fotelu. – Pierwszy raz widziałem by Feawks kulił się ze strachu, a wiem, że nie bał się walki z Bazyliszkiem.
- Jeszcze nie – odpowiedział lekko rozbawiony. – Na razie by pan nie zrozumiał. Nie chcę w pana wroga. W pewien sposób pogodziłem się, z tym co stało się z Syriuszem i wiem, że większość winy leżała po mojej stronie. Jakiś niesmak, a może raczej złość do pana pozostały, ale nie na tyle by odepchnąć wyciągniętą dłoń. Proszę natomiast o pół roku, maksymalnie rok czasu. Niech pan działa dokładnie tak, jak pan zamierzał. Tak jakbym ten tydzień był na PrivetDrive.
Dumbledore przyglądał mu się przez chwilę, ale w końcu pokiwał głową.
- Dobrze – powiedział. – Chciałbym tylko wiedzieć dlaczego?
- Hmm. Na to mogę po części odpowiedzieć. Odbyłem przyspieszony kurs magii. Powiedzmy, że nie trwał on tygodnia, jest pan inteligentny i poskłada informacje. Voldemorta mogę wytropić i zabić choćby dziś, ale to tylko przyspieszy nadejście większego zła. Tak ogromnego, że Voldemorta będziemy wspominać z rozrzewnieniem – głos Harrego, brzmiał niezwykle poważnie. – Dopóki działa Voldemort mogę się przygotować na dalsze działania. Czy to ma sens?
- Nie wszystko – odpowiedział dyrektor. – Czyli odbyłeś szkolenie w pętli czasowej? Nawet z najlepszymi zmieniaczami czasu, miałbyś góra kilka miesięcy, inaczej zmiany w tobie były by za bardzo widoczne – zastanawiał się na głos.
- Blisko, ale na resztę musi pan poczekać.
- Dobrze. Zrobię jak prosisz, Zakon także. Ja też mam prośbę, a raczej radę. Nie atakuj Voldemorta, dopóki nie odbędziemy lekcji razem. Miałem ci w tym roku przekazać odrobine więcej wiedzy o Voldemorcie i zgodnie z twoją rade zrobię to tak jak planowałem. Może odrobinę szybciej, widząc jak poradziłeś sobie z żałobą.
- Prawda za prawdę – powiedział Harry wstając. – Niech pan zaprosi tu madame Pomfrey.
- Harry? – zapytał zaskoczony Albus, ale pod spojrzeniem chłopaka wrzucił w kominek odrobine proszku Fiuu. – Popy zajrzyj do mnie na chwilkę.
A potem moc Harrego rozbłysła, pozbawiając go zmysłów. Nie był gotowy na tak nagły skok mocy, zwłaszcza, że moc Harrego wydawała się znacznie słabsza niż zazwyczaj i jego zmysły tak jak i umysł w całości skupiały się na chłopaku. Nie zobaczył już, jak Harry znika z jego gabinetu, by pojawić się w holu domu przy Grimmaud Place.
**
Maski
**
Podsumowanie.
Ciągniemy wątki z poprzedniego rozdziału. Harry wraca i ponownie nawiązuje relacje. Zazwyczaj jest to porzucenie przyjaciół i zaprzyjaźnienie się z Malfoyem itp.
A mnie zawsze irytowało to o czym pisałem w poprzednim podsumowaniu. Dla jego przyjaciół minęło za mało czasu. Nawet gdyby zniknął na całe wakacje miało by to sens.
Bardzo fajnie to wyszło w opowiadaniu „Powrót od śmierci” @priori4incantatem, ale tam Harry zniknął na kilka lat. Ciekawie tez przedstawiono to w „Powrót Huncwotów”, ale tam Harry pojawia się na szóstym roku, więc buduje relacje od nowa.
Ja chciałem pozamykać kilka wątków otwartych w poprzednim rozdziale. To znaczy, tożsamość Maissie, Stan (który będzie potrzebny (swoją drogą dziwne, że nie przyjęli nikogo na to stanowisko, do pomocy Erniemu, chyba, ze to firma prywatna, i Ernii z sentymentu nikogo nie chciał)). Chciałem też, zamknąć wątek z brakiem zaufania Zakonu do Harrego i powoli zacząć zamykać rozłam pomiędzy nim a Dumbledorem.
Dociekliwa Hermiona. No, a nie? Widzieliście kiedyś Hermionę trafiającą na zagadkę, albo odpuszczającą Harremu jakąś tajemnice?
Mało Rona? Czyli jak zwykle.
Teraz zagadki.
Co takiego zlecił Harry, Ronowi? Poza miotłami (bo dla kogo jest ósma, to chyba jasne) to do czego Ron miał potrzebować Ginny.
Co Maissie ukradła z Departamentu Tajemnic?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro