Rozdział 5
Dziękuje za gwiazdki i komentarze. Zapraszam do następnego rozdziału.
Rozdział 5
- Dziś zaczynamy oficjalnie szkolenie cię w naszej magii. Magii Wyższych Poziomów – Oznajmił Jacques. – Pierwszą rzeczą jakiej musisz się nauczyć, jest czarowanie bez tego patyka. Masz w sobie rdzeń, duszę Feniksa, więc po co ci patyk z jego piórem – Tłumaczył. – Pomyśl o zaklęciu i skanalizuj go swoją dłonią.
Harry wyglądał na zaskoczonego tak szybkim obrotem spraw. Co prawda posłużył się już raz takim czarem jak sam sobie to uświadomił, ale to było pod wpływem chwili i było właściwie odtworzeniem tego co zrobiła Maissie. Może o to właśnie chodzi, nie myśleć, a czuć?
Przypomniał sobie co odczuwał, gdy rzucał aquamenti. Chłód przepływający od jego głowy do dłoni i skupiający się na różdżce, przyjemną wibracje drewna, gdy zataczał odpowiedni krąg, zakończony pchnięciem.
Odczuł, że magia wzbiera w nim w podobny sposób, więc zakreślił palcem krąg, z przed którego wytrysnęła woda. Co prawda tylko przez sekundę, ale jednak.
- Dobrze, ale podejrzewam, że sam w to nie wierzyłeś. Dlatego pojawienie się wody szybko cię rozproszyło – powiedział Jaqcues. – Powtórz.
**
Maski
**
- Czemu mi nie powiedziałaś o rodzicach? – Zapytał po pierwszym treningu, gdy siedzieli z Maissie na piasku oglądając zachód.
- Nie był to twój problem, a miałeś wiele na głowie – zaczęła, ale pod jego spojrzeniem zmieniła ton. – Nie chciałam współczucia.
- Dlaczego w takim razie do mnie wtedy przyszłaś?
- Bo byłeś jedynym, który nie wiedział.
- Wiesz, gdybyś powiedziała, o co chodzi i dodała, że mam milczeć, to po prostu bym był.
- Wiem. Obiecuję, że następnym razem, jak umrą mi rodzicie przyjdę i ci powiem.
- Nie żartuj. Mówiłem poważnie. W dziedzinie straty mam doświadczenie – powiedział smutno. – Większe niż bym chciał.
- Wiem. Znam twoją historię. Żałuję, że nie udało się przybyć wcześniej, ale pierwsze otwarcie jest bardzo nieprecyzyjne. Upierałam się, żeby celować w moment przed śmiercią Syriusza Blacka.
- Wtedy bym pewnie z tobą nie poszedł – powiedział zły na siebie, że poruszył ten temat, ale ta złość, zaraz odeszła, bo dziewczyna objęła go ramieniem i przyciągnęła do siebie. – Brak mi go – dodał, czując jej ciepło.
- A mi rodziców – wyznała.
**
Maski
**
- Powtórz. –
- Powtórz. –
- Powtórz. –
- Powtórz. –
- Powtórz. –
Tak minęło mu pierwsze pół roku, obecnie potrafił rozpoznać kiedy Jacques powie „Powtórz” po ruchu mięsi na jego twarzy i to tych mięśni, które ruszają się zanim otworzy usta. Jedynym ciekawym wydarzeniem było to, gdy podczas walki, użył dwóch zaklęć równocześnie. Atakował właśnie Maissie, która mimo iż twierdziła, tak samo jak Jacques, że ona sama, jest kiepskim wojownikiem, prezentowała ekstremalnie wysoki poziom i wygrywał właściwie tylko wtedy, gdy dziewczynie brakło doświadczenia, albo oszukiwał. Częściej jednak to ona wycierała nim ziemię.
Tym razem gdy on rzucał klątwy, nagle wyczuł czar z całkowicie innej strony. To Jacques zaatakował go z tyłu. Harry instynktownie postawił tarczę, a gdy tylko zaklęcie się od niej odbiło, jego nauczyciel wrzasną, nakazując zakończenie walki.
- Co to miało być? – Zapytał podchodząc do Harrego i przywołując Maissie, obecnie rudowłosą.
- Tarcza…
- Nie to. Nie zauważyłeś? – Przerwał mu. – Maissie? Też nie?
- Dobrze więc może nikt inny tego nie wyczuł – powiedział zamyślony, gdy dziewczyna pokiwała głową.
- Czego nie zauważyłem.
- Nie tu – powiedział konspiracyjnie. – Chodźcie.
Zaprowadził ich w okolice domku Harrego, gdzie wyciągnął przed siebie dłoń. Z ziemi wyrosło osiem pochylonych ku sobie kamiennych kolumn. Szersze u podstawy, a węższe na górze, tworzyły coś na wzór klatki, albo areny, o średnicy kilkunastu metrów. Jacques na tym nie poprzestał, tym razem jego dłonie zalśniły na różowo, a pomiędzy słupami, zaczęła się pojawiać różowa powłoka, tworząc coś na kształt półprzezroczystej siatki. Całość wraz z tworzeniem słupów, i barier pomiędzy nimi, trwała stosunkowo długo jak na magię, bo niemal kwadrans. To była różnica pomiędzy Magią Trzeciego poziomu, a Magią Czwartego, której użyła Maissie do budowy jego domu.
- To będzie od teraz nasza sala treningowa – powiedział podchodząc do swojego dzieła.
Harry wyciągnął dłoń do różowej powłoki i wyczuł falowanie magii.
- Tak, to bariera magiczna, pochłonie rykoszety, a dodatkowo, zapewni nam prywatność. Nie da się przez nią wyczuć magii, ani podsłuchać nic co dzieje się w środku. Chodźcie do środka – wyjaśnił i przeszedł przez powłokę.
- Mogła mieć gustowniejszy kolor – powiedział Harry i wszedł do środka.
- Słyszałem to. Powłoka ekranuje to co wewnątrz. Dodatkowo każdy kto przez nią przejdzie zostanie pozbawiony maskowania magicznego – powiedział nauczyciel. – Zrób sobie pięćdziesiąt pompek, za karę, że nie podoba ci się róż.
Maissie usiadła na wyczarowanym krześle i uśmiechała się widząc pompującego Pottera. Nie powiedziałaby mu tego w twarz, ale teraz, gdy regularnie ćwiczył od pół roku, wyglądał o niebo lepiej. Jacques był doskonałym nauczycielem. Pilnował by chłopak nie przybrał zbyt wiele masy mięśniowej, ale postarał się o ładną rzeźbę i siłę. Zrobienie pięćdziesięciu pompek jeszcze pół roku temu, ba trzy miesiące temu, było by wyzwaniem i to mimo jego podobno dobrej kondycji zawodnika Quidittcha. Obecnie dzięki zrównoważonego treningowi Jacquesa, który cała czas wymagał więcej, ale jednak pilnował by chłopak nie przemęczył fizycznie organizmu, było to coś co mógł zrobić w ramach rozgrzewki.
- Powiesz teraz o co chodziło? – Zapytała, gdy Harry robił trzydziestą pompkę
- Harry, moja droga, właśnie złamał jedno z najbardziej podstawowych praw magii, jakie znałem. A wierz mi, znam je dobrze, sam próbowałem je łamać od lat i w wielu przypadkach udało mi się je nagiąć. Jak choćby w przypadku tej areny – mówił. – Różowe tarcze są zakotwiczone w filarach, a magia, która w nie uderzy będzie je wzmacniać. Jedynie magia ochraniająca filary będzie się zużywała. Nie wymaga to ode mnie podtrzymywania, co uważane było za niemożliwe.
- Zasadę, którą złamał Harry, sam próbowałem złamać przez blisko dwadzieścia lat, aż uznałem, że to jest nie do zrobienia – kontynuował po chwili, gdy Harry skończył i usiadł. – Maissie, rzuć Aquamenti, by go oczyścić.
Dziewczyna chętnie to zrobiła i na Pottera polała się lodowata woda. Zaraz jednak Jacques rzucił w nią drętwotę, którą zgrabnie odbiła.
- Czemu przestałaś go polewać? – Zapytał.
- Bo musiałam odbić drętwotę.
- A półgodziny temu, Harry odbił moją drętwotę, jednocześnie kontynuując atak na ciebie – powiedział z dumą.
- Jak? – Zapytał zaszokowany Harry.
- Ty mi powiedz Złoty Chłopcze – usłyszał w odpowiedzi, rozbawiony głos Jacquesa. Jego nauczyciel wiedział, że nie lubi tego określenia. Ale poznali się już dość dobrze jako, że spędzali w swoim towarzystwie ostatnie pół roku, po dwanaście godzin na dobę. Maissie nie zawsze im towarzyszyła, bo odkąd Harry odzyskał pełnie zdrowia, nie miała tego w obowiązkach, ale jak tylko nie miała innego konkretnego zleconego zadania była przy nich. Często też przesiadywała z Harrym do późna na plaży i potem nocowała w jego domu. Oficjalnie nie było im wolno tego robić, aż do rozstrzygnięcia pojedynku, ale oboje stwierdzili, że mają to gdzieś. Elevan choć groźny nie zrobi nic przeciw rozkazom Samuela, a ten prawdopodobnie nic im nie zrobi, jeśli nie posuną się poza wspólne nocowanie.
Nie było to jednak tak łatwe, bo Maissie świadomie lub nie, bardzo mocno działała na Harrego. Zwłaszcza gdy przebierała się w strój kąpielowy, albo wychodziła spod prysznica w samej koszulce i majtkach siadała z książka przy kominku, lub co jeszcze mocniej na niego działało, krzątała się po kuchni, przygotowując sobie jakieś przekąski. W kwestii podjadania zbliżała się niemal do Rona..
- Halo, Kanary do Pottera – usłyszał głos dziewczyny.
- Wybacz zamyśliłem się. Nie mam pojęcia jak mi się to udało, zadziałałem instynktownie.
- To było widać – powiedział Jacques, z uśmiechem, jakby wiedział o czym myślał Harry. – Chcecie poznać moją teorię? – Zapytał, a gdy oni skinęli głowami mówił dalej. – Więcej rdzeni. Teoretycznie każdy rdzeń, możesz wykorzystać do innego zaklęcia. A to oznacza, że my powinniśmy być w stanie rzucić dwa zaklęcia. Jedno różdżką, drugie rdzeniem bestii. Ale oczywiście korzystając z Magii Drugiego Poziomu. Magia Trzeciego Poziomu to inny rodzaj energii, więc tam rdzenie nie odgrywają tak wielkiej roli.
- Tak więc – przemówił po chwili, jaką dał im na przetrawienie informacji. – Zadziałamy tak, jakbym miał rację i od jutra wszyscy troje zaczynamy ćwiczenia Magii Wielu Efektów – powiedział rozbawiony.
- Czy ktoś ci już mówił, że zachowujesz się jak szalony nastolatek, a nie ktoś kto ma wnuki? – Zapytał Potter.
- Nie raz, ale uwierz mi, że taka twarz pokazuję tylko wobec bliskich.
**
Maski
**
Przez następne miesiące skupiali się głównie na treningu walki i opanowaniu rzucania kilku zaklęć jednocześnie. Nie było to łatwe zadanie, bo podtrzymanie w umyśle więcej niż jednego czaru okazało się niezwykle trudne. Udowodnili za to, że Jacques miał rację i za pomocą różdżki oraz rdzenia magicznego stworzenia można posługiwać się dwoma zaklęciami. Tu pojawił się pomysł, że skoro Harry ma różdżkę i pięć rdzeni magicznych istot, może w teorii rzucić do sześciu zaklęć jednocześnie. Praktyka pokazała jednak, że dwa to górna granica podczas normalnego użytkowania mocy, a trzy w sytuacjach stresowych, gdy działał instynktownie.
Jacques nie miał problemów, z czarowaniem za pomocą różdżki i rdzenia, tak samo jak Maissie. Harry gdy używał różdżki i rdzenia także radził sobie nad podziw dobrze. Problem przysparzało jedynie używanie dwóch rdzeni pochodzących od magicznych stworzeń. Jego nauczyciel uparcie twierdził, że to dlatego, iż ma więcej niż jedno, więc poprzez medytacje nakazał mu poznanie kiedy i jak używać którego rdzenia. Miało to zapewnić mu lepszą kontrolę, ale też dopasowanie rdzenia do magii, która była naturalna dla danego stworzenia.
**
Maski
**
- Ile zamierzasz czekać? – zapytała Maissie po niemal roku jego pobytu na wyspie.
Dziś Jacques uznał, że jest gotowy. Opanował magię drugiego poziomu w stopniu, w którym nauczyciel uznał, że może przejść dalej i od jutra zacznie naukę z innymi mistrzami. Miał poznać oklumencję i legilimencję, magie leczniczą, oraz zacząć zaawansowany trening z walki. Wedle Jacquesa, miał na to rok. Potem albo zacznie naukę Magii Trzeciego Poziomu, albo może zapomnieć o jakiejkolwiek szansie na pokonanie Elevana.
- Na co czekać? – Odpowiedział pytaniem, choć podejrzewał do czego zmierza dziewczyna. Od ponad tygodnia codziennie nocowała w jego domu, a sądząc po jej zachowaniu rano, kiedy zamiast zwykłego „Powodzenia”, jakim żegnała go podczas tego tygodnia, podeszła go przytulić i pocałowała jego policzek, domyślał się do czego zmierza.
Złapał ja za dłoń, gdy wstała z piasku.
- Poczekaj – poprosił, a gdy kiwnęła głową i usiadła, powiedział powoli patrząc jej w oczy. – Nie chce czekać, ale nie chce też łamać praw twojego świata. Nie jestem gotowy na walkę z Elevanem. Jacques pokazał mi to dziś. On chyba wie co dzieje się między nami i chce nam pomóc.
- A co dzieje się między nami?
- Zakochałem się w Tobie – wyznał. – I to chyba w dniu w którym cię poznałem. Jesteś piękna, szalona, odważna, potrafisz poświęcić się dla ważnych rzeczy…
- Ale? – Przerwała mu.
- Ale muszę pokonać Voldemorta. A jeśli chcę mieć jakąkolwiek szansę na życie, to nie mogę być związany, zmuszony do podboju mugoli, przez przysięgę Samuela. Po tym nie mógłbym być z kimkolwiek, wstręt, który bym do siebie czuł, by mi na to nie pozwolił.
- Rozumiem – powiedziała przysuwając się bliżej. – Poczekam - dodała i pocałowała go w usta, ale już po kilku sekundach oderwała je. – Ale lepiej wygraj ten cholerny pojedynek.
Wstała i ruszyła w stronę wioski, zostawiając go samego.
**
Maski
**
Przez miesiąc nie pojawiła się na plaży, w jego domu, czy na jego lekcjach. Jej nieobecność i brak jednoznacznej odpowiedzi, czy i ona również coś do niego czuje, doprowadzał go do frustracji, co odbijała się na jego skupieniu podczas zajęć.
O dziwo zajęcia z oklumencji i legilimencji okazały się najłatwiejsze. Głównie dzięki rdzeniowi feniksa i temu, że Jacques tak cisnął go na poznanie i połączenie z rdzeniami. Feniksy miały niesamowite mechanizmy w magii umysłu. Po niecałym tygodniu jego nauczyciela uznała, że nie nauczy go niczego więcej. Upewniła się tylko, że nie jest to przypadkowy traf, a celowe i świadome działanie.
Magia lecznicza za to przysparzała mu mnóstwo problemów. Ilość wiedzy o anatomii, biomechanice ciała, a do tego tutaj eliksiry podpadały pod ta dziedzinę, więc i mnogość przepisów, to wszystko go przytłaczało. Okazało się jednak, że biomechanika, bardzo przydaje mu się w zaawansowanym treningu walki, gdzie wiedza, o tym jak ciało może się wygiąć, a jak się złamie, pozwalała zaoszczędzić czas wykładów i poświęcić się praktyce.
Po miesiącu uznał, że potrzebuje odpocząć, odprężyć umysł. A do tego potrzebował porozmawiać z Maissie. Uczucie, że musi wiedzieć co ona czuje, narastało w nim, grożąc wybuchem.
W pierwsze wolne popołudnie jakie miał, wybrał się po raz pierwszy do wioski. Nie był pewny gdzie jest dom Maissie, ani czy jej w czymś nie przeszkodzi, ale uznał, że cokolwiek się wydarzy będzie lepsze niż tkwienie w tym stanie niewiedzy.
Wchodząc do wioski, zobaczył że ludzie na jego widok zamierają, przestają pracować i przyglądają mu się. Nie do końca był pewny dlaczego, aż tuż przed nim, nie pojawiło się trzech wojowników.
- Skąd się tu wziąłeś? Kim jesteś? – Zapytał jeden z nich groźnie. Harry wyczuł, że za nim pojawia się trzech następnych.
Zanim zdążył jednak odpowiedzieć dobiegł go głos, jakiego nie słyszał od niemal roku.
- Zostawcie go. To Harry Potter – powiedział Elevan podchodząc z boku. – Zmienił się, w końcu wygląda jak mężczyzna a nie chłopiec – zakpił, odprawiając strażników.
- Musisz im wybaczyć, Harry – powiedział, gdy zostali sami. – Zmieniłeś się, nie było cię tu przez rok, a oni obawiali się, że ktoś złamał zabezpieczenia i pojawił się nieproszony. Zazwyczaj gdy mamy mieć gości, Samuel ich informuje.
Harry skinął głowa na znak, że rozumie. Faktycznie się zmienił, ale nie sądził, że aż tak. Widywał swoją twarz codziennie w lustrze i nie wydawało mu się, by była to wielka różnica. Z drugiej strony, ci ludzie i to nie wszyscy widzieli go tylko przez chwile, rok temu. Mogli zapomnieć o nowym człowieku w swojej wiosce.
- Szukam Maissie. Możesz mi wskazać jej dom? – Poprosił, choć gdy jeszcze mówił już wiedział, że to błąd. Twarz Elevana skąd inąd znajoma, przeszył wredny uśmieszek.
- Nie podzieliła się tym z tobą? – Zapytał zimnym, a jednak radosnym tonem. Wyglądał, jakby gwiazdka przyszła wcześniej, choć tu jej nie obchodzono, a przynajmniej on, Harry jej nie obchodził. Głównie dlatego, że nie wiedział, kiedy wypadła, a żaden z jego znajomych, a więc ani Maissie, ani Jacques, ani Samuel nie wspominali o tym słowem. Słowo znajomy, zresztą wydawało się dziwne, bo o ile Jacquesa mógł nazwać przyjacielem, Samuel, rozmawiał z nim ledwie kilka razy, głównie by ocenić postępy, choć raz wyjaśnił mu, że ma niezwykły dar, do dokonywania rzeczy przełomowych i poradził trzymać się instynktu. A Maissie. Nie był pewny kim dla niego jest Maissie. Poza tym obchodzenie gwiazdki bez Rona, Hermiony, Weasleyów, Remusa i Syriusza, nie wydawało mu się właściwe. – Udała się na misję, wróci, o ile wszystko dobrze pójdzie, jakiś tydzień przed naszym pojedynkiem. A może wcale, bo porwała się na coś wykraczającego poza jej możliwości – wyjaśnił rozbawiony. – Odeszła tej samej nocy, w której się całowaliście i tylko dlatego na was nie doniosłem – powiedział zmieniając ton na wściekły, choć ściszony. – Ale gdybym miał przegrać, zawsze mogę to zrobić – dodał chytrze.
- Jesteś, aż tak słaby, by musieć mnie szantażować? Żałosne – odpowiedział szybko Harry, mają minimalną nadzieje, że jednak arogancja mężczyzny, zadziała na jego korzyść i uda mu się odwrócić los dziewczyny. To ona go pocałowała, ale dobrze wiedział, że prędzej czy później to zrobi. Mógł ja odepchnąć.
Moc Elevana zafalowała, co wyrwało go z rozmyślania.
- Mógłbym cię zabić tu i teraz.
- A wtedy Samuel zabije ciebie. Nie oszukuj się, jedynie podczas naszego pojedynku możesz to zrobić. Choć skoro tak boisz się boisz stanąć ze mną na arenie, to może faktycznie lepiej zabić mnie dziś i mieć nadzieję, na łaskę.
Przez chwilę wpatrywali się sobie w oczy, a Harry nie mógł uwolnić się od uczucia, że widział te oczy.
- No dobrze – powiedział w końcu Elevan. – Magię, biorę na świadka, że nie wykorzystam mojej obecnej wiedzy do szantażu Harrego Pottera, ani Maissie Malfoy – roześmiał się widząc szok na twarzy Harrego i odszedł w stronę centrum wioski.
**
Maski
**
**
Maski
**
Podsumowanie i wnioski.
Harry trenuje, zdobywa super umiejętności wykraczające poza zdolność normalnych czarodziejów.
Harry zakochuje się.
Harry zdobywa przyjaciół.
Zazwyczaj wszystko dzieje się w jednym rozdziale, i nie ma w nim miejsca na wątpliwości, na złamanie splotu akcji, na nic.
Osobiście ma jestem z moją żoną już jedenaście lat, siedem po ślubie, a zanim zostaliśmy parą, znaliśmy się dobry rok. Ba na pierwszą randkę namawiałem ją prawie pół roku i musiałem do tego zorganizować sylwestra. Dlatego relacja na zasadzie, opisania zakochania w jednym zdanie, a w następnym akapicie „proszenie o chodzenie” jest czymś co kojarzy mi się, z zachowaniem jakie widywałem (i sam też popełniałem) w podstawówce (jestem szczęśliwcem, który zaliczył szkoły starym systemem edukacji) i to we wczesnych klasach, gdzie za bycie parą „chodzenie ze sobą” uważa się siadanie razem na przerwach i „OMG, oni to robią” trzymanie się za ręce.
Nie, niet, no, i inne zaprzeczenia. Harry ma szesnaście-siedemnaście lat, zaliczył (słabo opisywany) związek z Cho, hormony w nim buzują, do tego ma ekstremalnie traumatyczne przeżycia za sobą, które jeśli go nie złamały, to musiały uczynić go silniejszym psychicznie. Kropka, period itp.
No i znajdywanie przyjaciół, a czemu nie wrogów, a czemu nie złamanie schematu. Niech ma konflikt wewnętrzny itp. Stąd Elevan i stąd nazwisko Maissie.
Ps. Zauważyliście, że w tym nowym świecie nie używa się nazwisk? Nikogo to nie zaintrygowało do tej pory?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro