Rozdział 18
Rozdział 18
Przy ognisku trwała martwa cisza, a nikt nie chciał być tym, który by ją przerwał.
- Ile czasu minęło? – Spytał po kilku minutach Harry. – Od rytuału?
- Prawie cztery miesiące – odpowiedziała jego dziewczyna. – Sadzę, że opanowali kontrole na tyle by zacząć prawdziwe szkolenie, jak i Naukę magii Wielu Efektów.
- A to co takiego? – odezwał się Remus, a jego głos brzmiał prawie naturalnie.
- Harry to odkrył – zaczęła wyjaśnienia Maissie. – A raczej Jaques, ale Harry pierwszy to zrobił. Jaques to zauważył i rozpoczął trening, który pozwolił nam to opanować. W dużym uproszczeniu chodzi o to, że mając w sobie rdzeń, możemy rzucić za jego pomocą czar – na jej lewej dłoni zapłonął ogień. - Za pomocą różdżki z rdzeniem innego stworzenia możemy rzucić drugie zaklęcie – tym razem z końca jej różdżki, wyleciało stado motyli, które zaczęło krążyć wokół płomienia.
- Łatwiej wykonywać nam bezróżdżkowe zaklęcia, które w pewien sposób przynależą do rdzenia – podjął Harry.
- Tak jak w przypadku różdżek. One też sprzyjają pewnym formą magii – powiedziała Tonks. – Do jakiej magii nadaje się rdzeń wilkołaka?
- Dzikiej, pełnej pasji i rządzy, czyli takiej, która opiera się na emocji – Harry wydawał się rozbawiony. – Mroczne stworzenia często opierają swoją magię na emocjach, ale dla przykładu rdzeń feniksa, pomaga w magii umysłu, a rdzeń willi, w magii związanej z ogniem. Testrale powinny być pomocne przy magii lokalizacyjnej, a smoki – tu spojrzał na Nevilla. – To czysta siła. Brak finezji.
- Odrobinę przerażająca siła – powiedział dość nieśmiało, ale z uśmiechem Longbottom.
- Na szczęście stworzenia, w żaden sposób nie próbują przejmować nad nami władzy – wtrąciła Susan. – Chciałam zapytać o to od dawna. Jak właściwie został odkryty Rytuał Magii Drugiego Poziomu?
- Nie wiemy – odpowiedziała Maissie. – Z potwierdzonych źródeł w moich czasach, uważaliśmy, że Harry był pierwszym, który wszedł na Drugi Poziom, w czasie, gdy odpędził ponad setkę dementorów, a także później, w czasie wojny z mugolami, to Harry pierwszy opanował Magię Drugiego Poziomu, a następnie opracował Rytuał.
- Chyba musisz jeszcze o czymś wiedzieć Harry – powiedział spokojnie Dumbledore. – Choć wolałbym pomówić o tym na osobności.
- Proszę mówić.
- Po tym co Maissie opowiedziała mi o przyszłości i twoim udziale w tworzeniu Magii Wyższych Poziomów, rozpocząłem pewne badania – powiedział i zamyślił się, jakby nie wiedział co powiedzieć dalej.
- I doszedł pan do wniosku, że jestem ostatnim Horcruksem – oznajmił Harry rozbawiony. – Maissie odgadła to na tydzień po tym, jak powiedział mi pan o Horcruksach. To, że mogłem czasem wykrzesać olbrzymie pokłady mocy, że nie umarłem choć według świadków oberwałem Avadą w czasie ostatniej bitwy, że leczę rany o wiele szybciej niż inni, że odkryłem w sobie tę moc, że w jakiś sposób opracowałem ten rytuał, że w przyszłości Maissie, użyłem Magii Wyższych Poziomów i przeżyłem, choć nikomu się to nie udało. Rozpoczęła dokładne badania i doszła do wniosku, że mam więcej niż sześć magicznych rdzeni. Obecnie z moim własnym i kawałkiem duszy Voldemorta mam ich siedem.
- Najpotężniejsza liczba – wyszeptał w zadumie dyrektor.
- Taka jak liczba poziomów Magii Wyższych Poziomów – dodała Susan.
- W to chcemy wierzyć – powiedziała Maissie. – To nie może być przypadek, że Harry uparł się na pięć stworzeń, że ma ostatecznie tyle rdzeni.
- Porozmawiamy o tym jutro. Idźcie teraz spać, a ja sprawdzę tarcze i pętlę.
**
Maski
**
Nie miał pojęcia dlaczego to powiedział. Granger potrafiła być wrzodem na tyłku, a jej potrzeba wiedzenia wszystkiego była jedną z najbardziej irytujących rzeczy jaki doświadczył. W pewien sposób czuł potrzebę, by jej to powiedzieć i naprawdę miał nadzieje, że będzie tak jak mówił Potter, że to wszystko ułatwi. Do tej pory miał rację, a to jak Lupin, Longbottom i Dumbledore go przyjęli, nie wspominając o tej wariatce Lovegood i jego dalekiej kuzynce, było czymś na co nie liczył w najśmielszych myślach.
Wyobrażał sobie, że może jak uda mu się ochronić kogoś ważnego dla Pottera, to zasłuży sobie na niechętny szacunek i może uczciwy proces, na którym wykazałby zmianę, a może i inne zasługi, jeśli udało by się mu jakieś uzyskać.
Ci jednak zaufali Potterowi niczym ślepi zwolennicy Czarnego Pana. Choć ci drudzy nie mieli wyjścia. Tutaj jednak odbyło się coś jak nieme ustalenie, że lata wcześniejsze nie miały miejsca. Przyjęli za pewnik, że skoro Potter go wybrał to znaczy, że oni mają, a nawet mogą mu zaufać.
Jedyną osobą, która pozostała wobec niego neutralna, a czasami nawet wroga, była Granger. I była to osoba której wrogość najbardziej go bolała i przez którą jako jedynej z tego grona nie przeprosił. Nie mógł i to nie dlatego, że tego nie chciał. Po prostu nie miał takiej możliwości, bo nigdy nie został z nią sam. Nigdy nie zgodziła się na rozmowę, na spacer, czy cos podobnego. Ilekroć siedziała gdzieś sama, to odchodziła natychmiast, jak tylko podszedł, nawet w czyimś towarzystwie. Po drugie sam uważał, że przeprosiny to za mało, za to co robił przez te wszystkie lata. Czuł, że musi zrobić coś większego, coś co pokaże jej, że się zmienił.
Stało się to jego obsesją i jego myśli uciekały do niej najczęściej. Tak samo było już wcześniej, właściwie to do pierwszej klasy, częściej myślał o niej niż o kimkolwiek innym, Nienawidził jej bardziej niż Pottera, bo on był przynajmniej czystej krwi, i był wybrańcem, miał prawo być lepszy. Ona natomiast nie miała najmniejszego prawa, by przewyższać go umiejętnościami i magią.
Mimo to była lepsza we wszystkim i tak jak teraz był okres, w którym była jego obsesją. Za wszelką cenę chciał udowodnić światu, że jest coś, co Draco Malfoy potrafi zrobić lepiej. W trzeciej klasie, jego nienawiść osiągnęła szczytową formę i choć formalnie wygrał, to realnie nie osiągnął nic. Po raz kolejny przegrał, ze szlamą.
W czwartej klasie Zabini sugerował w żartach, że jego obsesja to zakochanie, co tylko podsycało chęć udowodnienia, że jest lepszy, by potem cisnąć wszystkim w twarz, że ona nic dla niego nie znaczy. Dopiero piąta klasa, dała mu jaką taką ulgę od niej. Jego oficjalne zaręczyny z Daphne sprawiły, że mógł skupić się na czymś innym. Dodatkowo pozycja w Brygadzie Inkwizycyjnej była pierwszą rzeczą w której był lepszy, miał więcej władzy niż ona. Nie odreagował jednak na niej, ale na Potterze, bo nie mógł się zmusić do tego, żeby poświęcać jej za dużo uwagi. Żarty Blaisa nie byłby warte tej odrobiny przyjemności.
Kiedy się nad tym zastanowił to przez cały czas jaki był w Hogwarcie, albo w czasie wakacji to ona była osobą, o której najczęściej myślał. Nie zamierzał się okłamywać, nie była to żadna romantyczna historia, w której uświadomi sobie, że dziewczyna, którą pogardzał była jego skrytą miłością. Ale też będą z sobą szczerym musiał przyznać, że mógłby się w niej zakochać. Była inteligentna, ładna, odważna, potrafiła postawić na swoim. W innych okolicznościach, mogliby być razem, ale to nie są inne okoliczności. Nie ma nic co mogłoby zmienić czas tych ostatnich lat.
- Przepraszam.
Odwrócił się wolno w stronę głosu.
- Nie usłyszałem jak podchodzisz – powiedział, by wytłumaczyć swoją reakcję.
- To może dobrze, że to temu. Już się bałam, że jestem taka straszna – uśmiechnęła się siadając obok niego.
- Jesteś.
- Czemu ze mną nie porozmawiałeś? – Zapytała zmieniając ton na poważny.
Draco wzruszył ramionami.
- Trudno to wyjaśnić – zaczął. – Starałem się tego nie pokazać, ale z waszej trójki to ciebie nienawidziłem najbardziej. Pottera nie musiałem przepraszać. On zrozumiał co się ze mną dzieje. Weasley nie żyje, choć zamierzam przeprosić jego ojca. Ty jesteś tą, wobec której nie umiem powiedzieć przepraszam, bo uważam, że to za mało.
- Chyba powinno się liczyć co ja uważam?
- Nie tylko. Mimo rzeczy za które muszę cię przeprosić muszę to zrobić tak, bym wiedział, że w jakiś sposób wynagrodziłem ci to zło – zaśmiał się. – Moja krewna twierdzi, że to dlatego, że nienawiść i miłość to bardzo silne uczucia, i tak jak potrzeba wiele by zacząć żyć po stracie kogoś, tak koniec nienawiści też wymaga czasu by się, z nim pogodzić.
- Mówisz o Maissie?
- O Nimfadorze. Opowiadała mi o mojej i swojej matce.
Zapadła długa cisza, aż w końcu Hermiona powoli wstała.
- Postaram się traktować cię normalniej. Dobranoc Draco – dotknęła jego ramienia i ruszyła w stronę ogniska.
**
Maski
**
- Do którego poziomu doszedłeś z Samuelem w czasie ostatniego roku? – Zapytała Maissie przytulając się do jego boku.
- Magia Czwartego Poziomu, Piątego okazyjnie, choć chyba zaczynam to rozumieć na nowy sposób, inny niż Samuel. Udała mi się raz zmienić fakturę rzeczywistości. Stworzyłem nowy wymiar, oazę w której można się ukryć, z którą można mieć połączenie z dowolnego czasu i miejsca. Od razu odpowiem, że ja mogę do niej wejść stąd i z twojego czasu, ale nie mogę nikogo zabrać. Nie mogę wejść tu, a wyjść tam, nie mogę wziąć twoich ludzi i wyprowadzić ich tu. To działa dla mnie, ale czasem mogę tam odpocząć.
- A co się stanie, gdy dodasz do tego Magie Siódmego Poziomu?
- Będę mógł przechodzić tam gdzie zechce i zabierać kogo zechcę, będę mógł coś zmienić, poprzez samo tchnienie mocy. Przewrócenie wazonu w odpowiedniej chwili.
- Rozstaniemy się wtedy.
- Nie, jeśli pójdziesz ze mną. Po prostu w którym momencie, będzie dwóch Harrych Potterów. Jeden szczęśliwy z swoją rodziną, drugi z tobą.
- Ryzykowny plan – powiedziała całując ją. – A teraz poważnie, co o nich myślisz?
- Mają braki, ale mamy jeszcze rok. Poza tym ich moc jest wyczuwalna i to nad tym będziemy musieli się skupić w pierwszej kolejności.
**
Maski
**
Trening, który Harry przygotował był bardzo podobny do tego, jaki sam przeszedł w przyszłości pod okiem Jaquesa. Jego przyjaciele poza samym opanowaniem Magii Drugiego Poziomu, opanowali rzucanie czarów, za pomocą różdżki i rdzenia który mieli w sobie. Mieli za to znaczne problemy z ukrywaniem swojej mocy, i systematycznie zdarzały się im wybuchy magii, które zaalarmują zmysły każdego czarodzieja w promieniu kilkuset metrów.
Na to jednak potrzeba było czasu, a ten im się kończył. Za kilka dni mieli opuścić kopułę, by po raz kolejny wtopić się w szkołę.
- Spróbujemy czegoś innego – powiedział Harry siadając na trawie. – Skupcie się na mojej magii, bez tarcz, próbujcie wytrzymać jak najdłużej.
Po tym jego magia zaczęła stopniowo rosnąć, i już po chwili naciskała na ich zmysły tępym rodzajem bólu. Pierwszy padł Album, ale zaraz po nim kolejne osoby traciły przytomność, aż pozostała tylko Maissie.
- Oszukujesz? – Zapytał z rozbawieniem Harry.
- Oczywiście, zamierzałam sprawdzić jak daleko możesz dość – powiedział, a zaraz potem krzyknęła z bólu, gdy dopadła ją nagła fala mocy.
- Tsunami – roześmiał się zielonooki, zwijając w sobie magię.
Ocucili Magów Drugiego Poziomu, po czym Harry powtórzył to samo do momentu, tylko o kilka sekund przed tym, jak zemdlał Dumbledore. Skoncentrował się, a jego Magia, przybrała czarną barwę.
- Skupcie się teraz na tym co zrobię z moją magią. Tej metody nie zdołacie opanować, bo jest silnie związana z Magią Czwartego Poziomu, ale może zrozumiecie jak łapać własną.
Teraz, gdy mogli w spokoju przyglądać się jego magii w kolorowej wersji i widzieli ją także oczami, dostrzegli, że nie jest falami, bijącymi od Pottera, a czymś na wzór ogonów, które pojawiły się w Hogsmade. Tym razem było ich siedem i zdawały się krążyć, szukać celu, na którym mogłyby skupić swoją uwagę. Zaatakować, osłonić, a może złapać i rozerwać, jak tego śmierciożercę.
Nagle pojawiła się dodatkowa ilość magii, lekka, i gdyby jej nie widzieli, jako złotej siatki, którą Harry rozciągnął ponad ogonami, i zaczął ściągać je do siebie. Po kilku sekundach, po jego aurze nie było śladu.
- Sprawdźcie, czy potraficie wyczuć we mnie jakąkolwiek magię? – Polecił.
- Nic, zupełnie jakbyś był… - zaczęła Hermiona.
- Mugolem – dokończył Malfoy zafascynowany. – Mógłbyś podejść do czarodzieja, i ten nie miałby pojęcia, że się zbliżasz.
- Albo przejść przez osłony, które blokują sygnaturę magiczną. Inne formy magii, odepchnęły by mugola, ale ja nie jestem mugolem.
- Czy to tak aportujesz się na terenie Hogwartu? – Zapytała śpiącym głosem Luna.
- Dokładnie tak – odpowiedziała Maissie. – Harry używa części swojej magii, by złapać resztę, zamknąć ją w chronionym skarbcu. Nawet wtedy gdy jej używa, część jego mocy, przykrywa zaklęcia, które rzuca, więc Hogwart tego nie widzi.
- Pokaż im swoją aurę. Zacznij od drugiego poziomu – polecił nagle Harry.
Wokół Maissie pojawiły się lekkie złoto pomarańczowe płomienie, które tańczyły po jej ciele.
- A teraz pokaż im co się dzieje, gdy zdejmiesz blokady z Magii Trzeciego Poziomu.
Delikatne płomienie w błyskawicznym tempie urosły, zaczęły strzelać iskrami i skręcać, się, jakby miały zamiar zaatakować. W następnej chwili, przybrały kształt ognistego tornada, z którego w ich stronę wybuchały rozbłyski ognia. Tak nagle jak promienie rozbłysły, tak się skończyły, jakby zabrakło im powietrza.
- Jak widzicie Magia Drugiego Poziomu jest całkowicie podległa czarodziejowi, zlewa się w jedno, z jego własna magią i jest można by powiedzieć przyjazna – wyjaśnił Harry.
- Magia Trzeciego Poziomu, jest inna. Ona chce więcej, próbuje to wziąć sama – podjęła Maissie. – Zostawiona bez kontroli, będzie chronić czarodzieja, ale też jednocześnie atakować i niszczyć wszystko wokół, wyciągając z tego energię, by się wzmocnić. Czarodziej, który opanował Magię Trzeciego Poziomu, musi być stale skoncentrowany na trzymaniu swojej magii, w ryzach. Nawet w czasie snu, cześć naszego umysłu musi być poświęcona na kontrolę. W którymś momencie zaczynamy to robić podświadomie, ale dlatego tak ważna jest medytacja, w czasie której możemy dać odpocząć tej cześć samemu świadomie przejmując kontrolę.
- Wy nie medytujecie – wypaliła Susan.
- Medytujemy. Ukradliśmy z ministerstwa zmieniacze czasu i mamy dodatkowe trzy godziny dziennie na medytacje.
- A teraz wracać do ćwiczeń. Spróbujcie znaleźć własną metodę na schowanie magii. Czy to wygaszenie ognia, czy złapanie w sieci. W przyszłości Jaques i inni uczyli tych z Magią Drugiego Poziomu, wytłumiania magii, a dopiero w momencie Magii Trzeciego Poziomu i wyższych szukało się swojej metody. Na was ten proces nauki nie działa, ale może musicie po prostu tak jak my, odkryć coś co zatrzyma waszą magię wewnątrz.
**
Maski
**
- No to wychodzimy – powiedziała Maissie. – Uwalniamy najpotężniejszych magów w tym czasie, i nie mamy pewności, czy nie zniszczymy tym samym świata.
- Dadzą sobie radę – odpowiedział rozbawiony Harry. – Może mały zakład. Dam im dziesięć sekund i rozproszę kopułę.
- O co? – Zapytała, choć podejrzewała co mu chodzi po głowie.
- Standardowa stawka. Dziesięć godzin.
- No to licz – powiedziała i zawołała głośno. – Macie dziesięć sekund zanim kopuła zniknie. Możecie się aportować, albo zniknąć.
**
Maski
**
Podsumowanie 18
Rozmowa Hermiony z Malfoyem, jego przemyślenia i też próba pokazania nowych relacji. Relacje o czym pisałem wielokrotnie nie mogą zachodzić w jednym zdaniu, jednym rozdziale.
Ostatnio miałem okazje przeczytać dwa bardzo słabe pod tym względem opowiadania z gatunku Dramion, może po części ten rozdział wygląda tak jak wyglądał. Zastanawia mnie jednak brak refleksji czytelników. Oba opowiadania miały po więcej niż 6k gwiazdek, czyli ludzie je czytają i uznają za dobre. Czy tylko mnie się wydaje, że Hermiona dowiadująca się o tym, że jej ojciec to Voldemort, i ze ma być żoną Draco, akceptująca to w ciągu dwóch zdań jest nienaturalne?
W jednym autor/autorka napisał coś w stylu, że Draco próbował dodać jej do wina amortencję, ona się zorientowała, ale postanowiła „zagrać w jego grę”, po czym przykuła go kajdankami do łózka, zrobiła loda i dopiero wtedy zapytała dlaczego dodał jej amortencję, a na wyjaśnienie, że to żart, strzeliła focha. Kurna jego święta, co tam się odjaniepawliło? Miałem nadzieje, że jak już go przykuła, to go opierniczy i zostawi, ale ona praktycznie zrobiła to co on chciał, a potem powiedziała, że jest durniem. Mam wrażenie, że to ona jest głupia. Potem kilka rozdziałów dalej, jak nigdzie, naprawdę nigdzie nie wspomina o żadnym udawaniu itp., po czym jak już się dogadała z Draco, Voldemortem itp. Autor/ka opisuje jak w nocy w domu ojca idzie z nożem go zabić. A potem się dogadują, a potem on ja szantażuje, a potem dogaduje się z jego nową żoną, a potem ona go szantażuje… poległem i nie wiem co było dalej.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro