Rozdział 15
Rozdział 15
- Coś się stało Hermiono? Wyglądasz jakby cię coś porządnie wystraszyło. –
- Nie wiem, mam wrażenie, że ktoś mnie cały czas obserwuje, ale to może być tylko moja paranoja - zastanowiła się przez chwilę, jakby nie miała odwagi mówić dalej. – Czy Harry nadal jest dobry?
Maissie musiała pomyśleć nad odpowiedzią. Od śmierci Rona, Harry rozpoczął wendettę przeciw Voldemortowi i jego śmierciożercom. Każdego dnia wieczorem wychodził i wracał po kilku godzinach, jego szaty często pokrywała krew, ale on sam nigdy nie był ranny. Prorok zaczął jednak donosić, że ktoś morduje śmierciożerców w ich domach. Morderstwa te zazwyczaj poprzedzały tortury, ale niewielu było takich, którzy ich żałowali.
- Tak, jest dobry. On musi coś zrobić, bo inaczej zwariuje – Wyjaśniła.
Prawda była jednak taka, że i Maissie się martwiła. Ponad dwa tygodnie od Nocy duchów i ich polowania na horcruks, po którym rozgorzała Bitwa o Hogsmeat. Dwa tygodnie, po tym jak Harry uświadomił sobie, że nie jest wszechpotężny. Nadal rozumiał, że jest niepokonany, ale to nie to samo, co nieograniczona potęga. Nie miał władzy nad życiem i śmiercią.
Maissie zrozumiała to gdy pierwszy raz musiała walczyć z mugolami z jej czasu. Gdy pierwszy raz spotkała szare dzieci, które musiała zabijać z odległości, wiedząc, że jedyną ich winą, było urodzenie się w oazie mugoli. Nic co zrobiła później, nie było dla niej równie bolesne, a tamten moment miała przed oczami ilekroć zamykała oczy. Dopiero, gdy poznała Harrego, podczas jego pierwszej nocy na wyspie, gdy przyszła do niego, by nie czuć bólu i współczucia po śmierci rodziców, spała spokojnie. Bez koszmarów, bez przeżywania tamtej bitwy.
Dlatego jako jedna z nielicznych rozumiała co się z nim dzieje. Miała nadzieję, że da mu ten sam spokój, jaki on daje jej.
- Chciałabym mieć taka pewność jak ty. Ron twierdził, że on pozostanie dobry, bo ma ciebie, ale czy gdyby stał się zły, to powstrzymałabyś go?
- Nie – odpowiedziała krótko. – Po pierwsze nie dałabym rady. Nasza walka w Givelin odbywała się na tym samym poziomie mocy, ale prawda jest taka, że Harry może się otoczyć tarczami, których nie zdołam przebić, i jednocześnie atakować z siłą, której niczym nie zatrzymam. On musi mocno ograniczać swoją siłę, gdy ze mną trenuje.
- Po drugie – powiedziała szybko, bo Hermiona zamierzała się wtrącić. – Nie powstrzymałabym go, bo nie po to z nim jestem. Będę z nim zawsze. Cokolwiek się wydarzy, cokolwiek zrobi. Nawet jeśli, postanowi wymordować wszystkich mugoli, ja będę stała obok niego.
- On natomiast – kontynuowała. – Nie zrobi tego, ze względu na mnie. Harry wiele razy namawiał mnie, żebym została w przyszłości, bo nie chciał bym widziała to, co musi zrobić.
- Ale teraz zabija.
- Zabijanie mi nie przeszkadza. Ja też zabijałam i będę jeszcze zabijała. Przeszkadza mi, i Harry o tym wie, bezduszność. Nie zrozumiesz tego co on teraz przeżywa, bo nie posiadasz takiej mocy jak my. W momencie śmierci Rona, Harry zrozumiał, że nie jest wszechpotężny. Do tej pory uważał, jak każdy z nas, który posiadł taką potęgę, że nie ma nic co może pójść nie tak. Śmierć Rona uświadomiła mu w najboleśniejszy sposób, że sama moc nie rozwiąże wszystkich problemów.
Przez chwilę trwała cisza, aż Hermiona postanowiła zmienić temat.
- A co z Horcruksami? – Zapytała.
- Nie wiem. Ten z banku jest zniszczony, ale nie mamy za bardzo pojęcia gdzie mogą być kolejne. Podejrzewamy Hogwart, Dumbledore szuka śladów w sierocińcu, w którym dorastał.
- Może ukrył jakiś w Komnacie Tajemnic.
- Sprawdziliśmy. Nasze zmysły nie znalazły nic ukrytego, a możesz mi wierzyć, że są dość dokładne.
**
Maski
**
- Opowiedz mi co się dziś stało? – poprosiła.
Harry przez chwilę się wahał, ale wyciągnął w jej stronę dłoń. Ciemność pociągnęła ją w dół, aż opadła na mroczny plac pośrodku jakiejś zapomnianej wioski. Obok niej znajdował się Harry, a raczej dwóch Harrych. Jeden ze wspomnienia, a drugi, który przyszedł z nią. Różnica między nimi była olbrzymia. Ten pierwszy wyglądał na zdeterminowanego i pewnego siebie, jego ciało otaczała czarna mgła, a na twarzy wisiała maska wykonana z smoczej kości. Ten, który przyszedł z nią, był złamanym człowiekiem, jego pewność siebie i determinacja zniknęły, a zastąpił je smutek.
Maissie odruchowo się do niego przytuliła, ale nie odezwała się słowem. On najwyraźniej nie chciał o tym rozmawiać, skoro zdecydował się jej pokazać wspomnienie.
Harry odsunął ją delikatnie i bez słowa wskazał, że powinni ruszać. Ich przewodnik po tym wspomnieniu zbliżał się już do pierwszego zakrętu. Dogonili go gdy zatrzymał się obok, niewielkiej kamienicy, niczym nie różniącej się od wszystkich takich samych. Wcześniejszy Harry podszedł powoli do okna, a Maissie zrobiła dokładnie to samo, rozszerzając swoje zmysły, a raczej opuszczając z nich tłumiącą osłonę.
- Mówię ci Severusie, że nie mamy wyjścia. To rozkaz Czarnego Pana i masz go zrealizować za wszelką cenę, nawet zdemaskowania.
Nie rozpoznała tego głosu, choć kogoś jej przypominał.
- Nie i nie dlatego, że nie chcę tego zrobić, tylko dlatego, że to niemożliwe. Potter jest zbyt potężnym czarodziejem, nie wiem czy do tej pory ukrywał swoją moc, czy w jakiś sposób ją odblokował, ale nawet Dumbledore czuje przed nim respekt. Nie wierzę, że nie osłania się w nocy. Poza tym jak widziałeś w miasteczku, Avada na niego nie działa. Nic na niego nie działało. – To mówił Snape.
- Czarny Pan jest przekonany, że to kwestia tej mgły, a ona musi być efektem jakiegoś artefaktu, tak jak i wzrost mocy. Czarny Pan twierdzi, że ten tydzień, podczas którego Potter wam zniknął, to był czas w którym albo je odnalazł, albo to Dumbledore mu je dał i w tym czasie szkolił w ich używaniu.
- Lucjuszu, lepiej dla ciebie jeśli stąd znikniesz. Przekaż naszemu Panu, że odmawiam, z pełną świadomością tego co robię. Próba zabicia Pottera w zamku jest skazana na porażkę.
- Czarny Pan to przewidział – odezwał się nowy głos.
- I co w związku z tym kazał wam zrobić?
- Kazał zająć się przyjaciółmi chłopaka. Złamali umowę jaką Potter zawarł z naszym Panem.
- Nie sądzę, aby to było coś co da nam korzyść. Czy ja mam to zrobić?
- Nie. Do tego zadania są wyznaczone inne osoby.
- Hermiona – wyrwało się Maissie. – Miała wrażenie, że ktoś ją śledzi!
- Spokojnie – odpowiedział Harry, który przybył wraz z nią. – na razie są bezpieczni.
W tym samym czasie jego wspomnienie wpadło do środka.
- Po czyjej jesteś stronie? – Usłyszała jak kłóci się z Snapem, ale nie ruszyła w tamtą stronę, a patrzyła na prawdziwego Harrego.
-Co było dalej? – Zapytała.
Momentalnie wrócili do zamku.
- Snape żyje. Gdy tam wszedłem jego gości już nie było, a on pokazał mi kilka wspomnień, które przekonują mnie, że jest po naszej stronie.
- Więc co się stało?
- W szkole jest kilku lub kilkunastu zwolenników Voldemorta. Mają wczepione w ciało kryształy, zapobiegające legilimencji i veritaserum. Snape o nich słyszał, ale że jest mistrzem oklumencji, nie potrzebuje kamienia, a Voldemort stał się paranoikiem ostatnimi dniami. Zastanawiam się, czy mieli te kamienie od dawna, jeszcze w czasach pierwszej wojny, dlatego tylu jego zwolennikom udało się uniknąć więzienia, czy stworzyli je niedawno.
- I kto mógł je stworzyć? – dodała. – Ale to nie tłumaczy twojego stanu.
- Mogła byś się czasem dać oszukać.
- Nie licz na to – powiedziała łagodnie.
- Znalazłem trzech śmierciożerców w czasie napadu na mugolską wioskę. Nie przybyłem tam dość wcześnie, a oni zdążyli zająć się już dwiema rodzinami. Nie wiem przez ile czasu to trwało.
- Co zrobili – zapytała, po chwili milczenia, gdy stało się jasne, że sam już więcej nie powie. – Ja znam okrucieństwa wojny Harry, byłam żołnierzem.
- Nic niezwykłego – odpowiedział jakby jej nie usłyszał, a jedynie kontynuował. Głos miał wyprany z emocji, ale to jedna z metod jakimi ludzie sobie radzą z okrucieństwem. – Nic, co powinno dziwić na wojnie. Gwałty, obdzieranie ze skóry, zabijanie dzieci na oczach rodziców, wyrywanie kończyn.
- Ile?
- Cztery dziewczyny w mniej więcej naszym wieku, dwójka dzieci, nie wiem czy chłopcy czy dziewczyny, nie miałem siły badać tego co z nich zostało, niech zajmie się tym ministerstwo.
- Czy o to to tobą tak wstrząsnęło?
- Nie – powiedział po chwili. – Oddałem po przesłuchaniu śmierciożerców w ręce mugoli. Ministerstwo i tak wyczyści im potem pamięć. Mugole, nie byli wcale mniej okrutni, a choć to nie oni zaczęli tę wojnę i byli tylko ofiarami.
- To zastanawiasz się, czy warto bronić kogokolwiek.
- Nie. Voldemort i jego ludzie muszą być powstrzymani. To oni rozpętali łańcuch nienawiści. Ale zastanawiam się czy zmiany w naszym świecie wystarczą, by zatrzymać przyszłość jaką widziałaś.
**
Maski
**
- Mam wrażenie, że coś się zmieniło.
- I niewiele się mylisz. Harry już nie poluje – wyjaśniła Maissie, odkładając książkę na stos i przywołując następną.
- To chyba dobrze.
- Niekoniecznie. Powody tej rezygnacji przerażają go i dlatego skupia się na czymś innym.
- Możesz być bardziej wylewna?
- Voldemort ma kamienie blokujące legilimencje i pozwalające się oprzeć Veritaserum.
- Czyli Harry nie może już przesłuchiwać więźniów.
- Myśl. Mógłby usunąć im te kamienie. Problemem ją ci, o których nie wie. Uczniowie, których teraz nie może sprawdzić, oraz to, skąd Voldemort wziął te kamienie.
- Skąd macie pewność, że takie kamienie naprawdę istnieją?
- Bo mamy jeden. Snape go dla nas zdobył. Kamień działa tak jak został opisany, a przy tym wystarczy mały odłamek, wszczepiony pod skórę, albo nawet połknięcie odrobiny pyłu.
- Więc Harry skupia się na metodach złamania działania tych kamieni?
- Harry skupia się, by każdego z was nieustannie otaczać tarczą – odpowiedziała beznamiętnie Maissie. – Jest to dość absorbujące zajęcie, do tego zużywa wiele z jego mocy i nie może się oddalać poza zamek.
- Czego właściwie tu szukasz. Wiesz, że mogę ci pomóc.
- Szukam metody, by uprościć zbieranie pewnego składnika do eliksirów. Harry postanowił rozwinąć moc kilku osób do Magii Drugiego Poziomu, ale eliksir, który jest potrzeby do rytuału, wymaga składnika, który jest trudny do pozyskania. W moich czasach, nie było to problemem, zwłaszcza w pętlach czasowych, ale tu czekanie jest nieefektowne – wyjaśniała odrzucając następna książkę. – Zamknij usta. On cię do tego nie zmusi.
- Ale jeśli ja mu nie zaufam, to inni mogą też nie chcieć.
- Moc kusi Hermiono. Znajdą się chętni. Wiem, że Harry rozmawiał już z Remusem i Tonks. Dumbledore też będzie musiał, inaczej umrze. Oni w ostateczności wystarczą, bo będą w stanie was chronić.
- A czy ty nie możesz nas chronić, a Harry zakończyć wojny?
- Harry w końcu zrozumiał, że nie jest wszechpotężny. Dotarło do niego, że nie złapie wszystkich śmierciożerców, że ktoś może się zaszyć i mścić. Jego rodzina musi być bezpieczna, jeśli nie chcesz tu kogoś gorszego od Voldemorta.
**
Maski
**
- Możesz mi wyjaśnić co robisz Draco?
Malfoy odwrócił się powoli celując różdżką w Harrego.
- To zależy co widziałeś?
- Widziałem jak ślizgon ogłusza dwóch puchonów. Wiem też, że Voldemort ma w zamku swoich ludzi, którzy mają skrzywdzić moich bliskich. Jedyna rzecz jaka mi nie pasuje to to, że od tygodnia włóczysz się w większości sam i śledzisz Hermionę. I to, że miałeś trzy okazje by ją zaatakować, a z żadnej nie skorzystałeś. Oni za to kiedy o tym pomyślę, też trzymali się często w okolicy.
Malfoy opuścił różdżkę.
- I tak by się chyba nie przydała. Byłeś w moim umyśle – powiedział zrezygnowany. – Równie dobrze możesz go sprawdzić jeszcze raz.
- Legilimens – wyszeptał Harry nie trudząc się podnoszeniem dłoni.
- Dziwne – powiedział po chwili. – Nie znajduję w nich nic, co było by podejrzane.
- Sprawdzałeś ich, a nie mnie? – W głosie Malfoya pojawiło się nie ukrywane zaskoczenie.
- Co z nimi zrobisz Draco?
- Nie wiem. Zabrałbym ich do Dumbledora, ale pewnie mi nie uwierzy.
- Nie ma w ich umysłach nic o współpracy z Voldemortem – stwierdził Harry. – Czemu milczysz Draco?
- Bo w takim razie się pomyliłem.
- Raczej nie. Ale teraz pora sprawdzić, dlaczego uważasz, że powinieneś oddać ich Dumbledorowi.
Tym razem nie wypowiadał nawet zaklęcia, by wedrzeć się do umysłu Malfoya.
- Zanieś ich do Snapa i powiedz, że to jedni z tych których szukamy – powiedział po minucie, po czym odszedł.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro