Rozdział 12
**
Maski
**
- Do wszystkich nowych uczniów mówię, witajcie. Do wszystkich starych, witajcie ponownie – przemówił Dumbledore. – Mam kilka ogłoszeń dotyczących tego roku. Po pierwsze, Zakazany Las, nie nazywa się tak z powodów estetycznych. Żyją w nim Centaury, które obecnie nie są przyjaźnie nastawione do czarodziejów, Testrale, acromantule i inne nawet bardziej niebezpieczne stworzenia. Niech nikt, nie lekceważy zakazu wchodzenia do lasu. Po drugie lista zakazanych przedmiotów, jest do wglądu w gabinecie pana Filcha i znajdują się na niej obecnie czterysta siedemdziesiąt trzy przedmioty, proszę się zapoznać z listą w wolnym czasie. Po trzecie, pewnie wielu z was zastanawiają słowa Tiary Przydziału. Rok temu Harry Potter powiedział nam, że Voldemort powrócił. Pod koniec zeszłego roku pokazał się on w Ministerstwie. Nie jest prawdą, że Tiara jedynie ogłasza cechy domów, w przeszłości bowiem, niejednokrotnie przestrzegała przed rozłamem, pośród czarodziejów. Rozłam ten dokonuje się często już w szkole, gdzie Domy zamiast łączyć dzielą. Mam wielką nadzieję, że w tym roku pokażecie, iż współpraca pomiędzy domami Hogwartu, może być równie wspaniała, jak pomiędzy założycielami naszej szkoły. A teraz smacznego – zakończył.
Może to jego mowa, a może pojawiające się na stołach pyszności, w każdym razie jego mowa została nagrodzona burza oklasków.
**
Maski
**
- Czy to znaczy, że nie możemy razem sypiać? – Zapytała Maissie, gdy wychodzili z Wielkiej Sali.
- Znajdziemy sposób – odpowiedział rozbawiony miną Susan Bones. – Zaopiekujesz się moją panią? – Zapytał.
- Oczywiście Harry – odpowiedziała rumieniąc się. – I Harry, przepraszam…
- Nie. Cokolwiek zamierzałaś powiedzieć, nie masz za co mnie przepraszać – przerwał jej.
- Gdybym poszła z wami do ministerstwa, może ta przewaga pozwoliła by…
- A może ty też byłabyś martwa. Pogodziłem się z tym co się stało.
- Robicie widowisko – wtrąciła Maissie. – Susan, on naprawdę nie ma nikomu nic za złe. Czasem coś musi się wydarzyć. Chodź – powiedziała ciągnąc ją za rękę. – Pojawię się później – powiedziała samym ruchem ust.
**
Maski
**
- I jak? – Zapytał Ron, gdy usiedli na kanapie przed kominkiem.
- Dziwnie – odpowiedział. – Od dłuższego czasu, nie miałem kontaktu z taka ilością osób. Odzwyczaiłem się też od gapiących się ludzi.
- Chodziło mi o to, że Maissie jest w Huffelpuffie .
- Tak podejrzewaliśmy. Mogła oczywiście zablokować umysł przed Tiarą i wybrać dom, ale oboje stwierdziliśmy, że lepiej dla niej będzie gdy trafi tam, gdzie powinna.
- A co myślisz o słowach Tiary? – Zapytała Hermiona.
- Mam cholerne przeczucie, że to znaczyło coś więcej – Harry zapatrzył się w ogień. – Na razie nasuwa mi to pomysł na pewną psotę, ale muszę ją jeszcze przemyśleć.
- To niezbyt mądre dzielić się taką informacja z dwójką prefektów – powiedziała brązowowłosa.
- Daj spokój, Hermiono – zaczął Ron. – Co wymyśliłeś? – Zapytał z entuzjazmem. – Wiesz, że po odejściu Freda i Georga, stanowisko największych figlarzy stało się wolne.
- Nie zamierzam skorzystać. Mało ci roli prefekta i kapitana drużyny?
Ron wypiął dumnie pierś, z nową odznaką, która pojawiała się w jego liście.
- Serio, myślałem, że ty ją dostaniesz – powiedział, z próbą wyglądania na zatroskanego, ale uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- Dumbledore wie, że nie będę miał czasu w tym roku.
- To trochę niesprawiedliwe, że dodatkowe lekcje mają odebrać ci możliwość zostania kapitanem – powiedziała Hermiona. – Nie, patrzcie tak na mnie. Ja nie jestem może wielką fanką, ale wiem ile dla ciebie znaczy quidittch.
- Właśnie. Jakbyś zmienił zdanie, to mogę zrezygnować – stwierdził Ron i tym razem zabrzmiał bardzo poważnie.
- Nie. Spełnia się twoje marzenie z zwierciadła Ain Eingrap – Harry zdawał się zamyślić. – Ciekawe, gdzie teraz jest – wyszeptał, po czym dodał. – Wracając do meritum. Ron musisz znaleźć sobie szukającego.
- Co! – Krzyknął rudzielec. – Dlaczego?
- Ciszej. Nie będę miał czasu na treningi. Zaplanowałem dla siebie coś innego na ten czas.
- Ale, Harry, nie musisz z nami trenować. Twoja pozycja sprawia, że zgranie z drużyną, nie jest tak istotne, a możesz ćwiczyć w wolnym czasie.
- Postanowiłem Ron – przerwał mu. – Chętnie z wami czasem polatam, może zagramy jakiś towarzyski mecz w któryś weekend, ale Gryffindor musi zwyciężać bez Harry'ego Pottera. Zaufaj mi.
- To coś, o czym się dowiedziałeś tam? – Zapytał ściszając głos.
- Możesz mówić normalnie, otoczyłem nas barierą, nikt nas nie podsłucha – powiedział, a Hermiona sięgnęła po różdżkę, najwyraźniej chcąc sprawdzić bariery. – Nie rób tego – polecił Harry. – Zdradzisz nas, że coś się dzieje. Pokażę ci te bariery później i je sobie sprawdzisz.
- Nie mogę się przyzwyczaić do tego, jak posługujesz się magią – wyznała. – Wydaje się to dla ciebie takie łatwe.
- Bo w pewien sposób jest łatwe. Zdobycie tej mocy jest trudne i boli do teraz, ale to było coś, co musiałem wtedy zrobić – wyznał. – I tak Ron, dowiedziałem się odrobinę, o naszych dalszych losach. Niewiele. Jednym co wydawało się pewne, był to, że grałeś profesjonalnie w quidittch, w Armatach. Zdobyliście nawet mistrzostwo, głównie dzięki twojej obronie. Nazwano cię większym graczem niż Ludo Bagmana.
- Super – zawołał Ron.
- A potem po dwóch sezonach porzuciłeś grę. Nie znam przyczyn, widziałem wycinki i fragmenty gazet. Prorok sugerował, że wcale nie jesteś utalentowanym graczem, że pozycję zawdzięczasz przyjaźni ze mną i tym podobne – powiedział, a twarz Rona przybrała kolor jego włosów. – Tym razem się tak nie stanie.
- Co masz na myśli?
- Tym razem wygrasz puchar quidittcha, dwa razy, jako kapitan. Nikt nie powie, że to gra Harry'ego Pottera dała ci zwycięstwo. Ty jako kapitan i gracz je sobie wywalczysz.
- To jest powód twojej rezygnacji? – Zapytał Ron przez zaciśnięte zęby, a Hermiona, która do tej pory milczała, ścisnęła dłoń Weasleya.
- Tak. Kocham grę i nie zamierzam z niej zrezygnować. Rezygnuję z gry w drużynie. Ty jesteś moim bratem i nie robię tego z litości, ale dlatego że jesteś dla mnie ważny. To czy jesteś szczęśliwy jest dla mnie ważne.
- Ron? – odezwała się dziewczyna po chwili milczenia, w czasie której jej chłopak przyglądał się swoim dłoniom.
- Mogłeś mi powiedzieć od razu – powiedział zwracając się do Harry'ego.
- Albo mogłem ci nie mówić.
- Czyli dlatego jesteś dobry, bo mi łaskawie powiedziałeś, zamiast mnie okłamać?
- Raczej nie. Ale chcę, żebyś usłyszał jeszcze jedno. Nie daje ci niczego za darmo. Jedyne co dostałeś to szansa, co z nią zrobisz zależy od ciebie. Ja tylko upewniam się, że jeśli na to zasłużysz, to nikt nie będzie miał co do tego wątpliwości – zakończył wstając. – Idę do Maissie. Przemyśl to.
**
Maski
**
- Jak Susan? – Zapytał, gdy jego dziewczyna podeszła do niego na skraju jeziora.
- Dobrze. Udało mi się, jej wyjaśnić, że nie ma znaczenia, czy poszła, czy nie, a jedynie czy była gotowa. Ona jest bardzo dzielna i lojalna, wiesz?
- Wiem. Cedrik też taki był.
- Oj, czuje, że masz humor sentymentalny. Co się stało? – Zapytała obejmując go od tyłu.
- Powiedziałem Ronowi, o moich powodach rezygnacji z drużyny.
- Przyjął to tak jak myślałeś?
- Lepiej, ale niekoniecznie znaczy to, że dobrze.
- A jak w takim razie zareagują, gdy dowiedzą się, czym jest Magia Drugiego Poziomu?
- Wątpię, by to zaakceptowali.
- Patrzcie Pottuś potrzebuje przytulania. Co się stało? Zatęskniłeś za rodzicami, czy tym mięczakiem Diggorym, a może brak ci zdrajcy krwi Blacka? – Dobiegł go szyderczy głos Malfoya.
Harry odwrócił się wolno. Draco stał nieopodal, z Crabbem i Goylem, za nimi czaiła się Parkinson, Zabini i jeszcze kilku starszych ślizgonów.
- Tego potrzebowałem – powiedział, pochylając się lekko i ruszając w stronę ślizgonów.
- Nie połam ich za bardzo – zawołała Maissie.
- Nic nie obiecuję – odpowiedział wyjmując różdżkę.
Draco zrobił to samo, a zaraz po nim pozostali. Za wyjątkiem Zabiniego.
- Drętw… - zaczął Malfoy, ale Harry już rzucił niewerbalne zaklęcie, które trafiło blondyna pomarańczowym promieniem w pierś.
Następnie fioletowy promień poleciał w Goyla, ale w ostatniej chwili rozszczepił się i trafił także Crabba. Ci runęli na plecy w drgawkach, które podrzucały ich ciała na kilka centymetrów.
Harry kolejnym machnięciem różdżki wytrącił broń Pansy. Sam znalazł się już obok sparaliżowanego Malfoya, którego uderzył łokciem w nos.
- Ktoś chce dalej walczyć? – Zapytał wystraszonych ślizgonów. – Blaise? Nikt, nie obroni dziedzica Malfoyów? Więc wynocha – warknął. Skinął różdżką i ciała ochroniarzy Draco, zatrzymały się .
Ci pozbierali się niepewnie, ale uciekli za resztą. Harry wyjął z dłoni blondyna różdżkę i cofnął zaklęcie.
- Złamałeś mi n…
- I co mi zrobisz? Naskarżysz tatusiowi? Moje wspomnienia jasno pokazują, że pierwszy rzuciłeś czar. To, że jesteś nieudacznikiem nic nie zmienia. Masz ochotę spotkać się w Wizengamocie? Kogo będą bronić? Syna śmierciożercy, czy Wybrańca?
Draco dyszał, z wściekłości, ale nic nie powiedział.
- Masz już tatuaż. Wyczuwam jego magię. Powiem ci coś co może zdecydować o twoim życiu. Zostań moim szpiegiem, a gwarantuje ci że cię nie zabije – Harry podszedł do Maissie, spojrzał Malfoyowi w oczy, po czym zamachnął się i wyrzucił różdżkę ślizgona w jezioro. – Miłego nurkowania – dodał, gdy odchodził z dziewczyną w stronę zamku.
**
Maski
**
- Nie zrobiłeś tego! – Wykrzyknęła Hermiona.
- Nie martw się, nie czyni to mniejszym faktu, że to ty spoliczkowałaś go jako pierwsza.
- Mówicie o zadufanym w sobie dupku? – Zapytała mocno spóźniona Maissie, dosiadając się do nich podczas śniadania. – Musimy coś zrobić moim łóżkiem – dodała przeciągając się z trzaskiem kości i całując Harry'ego w policzek.
- Wpadnij do mnie. Łóżka w wierzy Gryfonów są większe.
- Skąd wiesz jakie są łóżka w dormitoriach Puchonów? – Zapytała szybko Gryfonka, oburzonym tonem.
- Za małe na dwie osoby, Hermiono – powiedziała Maissie. – Sypianie z Harrym jest fajne, ale dobrze mieć do tego przestrzeń. Cała noc na jego klacie powoduje nienormalne wygięcia kręgosłupa.
- Sam widziałem, jak kładłeś się u siebie – powiedział Ron.
- Nie sugerujesz chyba, że mogę się aportować po Hogwarcie.
- Możesz? – Zapytała Hermiona.
- Nie. Przecież czytałaś Historię Hogwartu. Nikt tego nie potrafi – odpowiedział. – Nawet skrzaty domowe, które zazwyczaj nie mają problemu z barierami stawianymi przez czarodziejów, muszą mieć coś w rodzaju identyfikatora, od głównego Skrzata.
- Tego nie ma w Historii Hogwartu – powiedziała podejrzliwie.
- Ale jest w kilku innych miejscach. A poważnie to wiem od Zgredka. Ten identyfikator, to coś w rodzaju, zapisania sygnatury magii Skrzata w specjalnym miejscu. Nie zadziała na czarodzieja, bo nasza sygnatura jest zbyt różna od skrzaciej.
- Jakie macie plany zajęć? – Maissie przerwała zadumane milczenie.
- Zasadniczo takie jak wy – powiedział Ron. – Obrona, Eliksiry, Zaklęcia, Transmutacja, Zielarstwo. Hermiona ma dodatkowo Runy.
- A ja Opiekę na magicznymi stworzeniami – dodał Harry. – Możliwe, że jak pojawisz się, przy swoim stole to opiekunka twojego domu, także dobierze z tobą plan.
- Nie ma mowy. Musimy się ukrywać nocami, ale posiłki jemy razem – zdecydowała. – Poza tym, wczoraj wieczorem mówiła mi, że w czasie pierwszej godziny ma okienko i wtedy mam się pojawić w jej gabinecie, na konsultacje. Może odpuścimy sobie Obronę i znajdziemy ciekawsze zajęcie na ten czas? – Zapytała Harry'ego zalotnie machając rzęsami.
- Nie. Zamierzam, dowiedzieć się jak Snape uczy Obrony. Najwyżej zrezygnujemy w czasie roku.
- Żartujesz sobie! – Fuknęła Hermiona. – Jeśli chcesz być aurorem to musisz zaliczyć obronę.
- Kiedy pokona Voldemorta, wątpię by brak owutema mógł go powstrzymać.
- A poza tym, nie zamierzam zostawać aurorem. Nie mam już ochoty walczyć, a wedle mojej wiedzy będę miał jeszcze dużo walki – machnął dłonią stawiając wokół nich barierę ciszy. - Gdyby udało nam się powstrzymać wojnę z mugolami, zamierzam zaszyć się i zniknąć z życia publicznego. Stanie się najpotężniejszym magiem w tych czasach, sprawiło, że nie ma dla mnie wyzwania.
- Maissie cię pokonała – powiedział Ron.
- Bo walczyliśmy na tym samym poziomie. Do Magii Trzeciego Poziomu – odpowiedziała szybko blondynka. – Magia Czwartego Poziomu, nie do końca służy do walki. To moc tworzenia, nie da się tego opisać bez doświadczenia.
- Ale ty też tego nie wiesz, bo jesteś na trzecim poziomie.
- Można się posługiwać efektami Magii wyższych poziomów. Z tym, że najprostszy efekt Magii Czwartego poziomu, zabije każdego, kto posługuje się tylko Magią Pierwszego poziomu, albo zmieni cię w charłaka wypalając twój rdzeń – wyjaśnił Harry.
- A jak osiągnąć te wyższe poziomy? – Zapytała Hermiona.
- Powiedz im, prędzej czy później i tak będziesz musiał – powiedziała łagodnie jego dziewczyna, kładąc mu dłoń na ramieniu.
- Zawsze?
- Zawsze, Harry.
- No dobrze – powiedział w końcu, złożył przed sobą dłonie, jakby zamierzał się pomodlić niczym małe dziecko z obrazków. Po kilku sekundach rozerwał je energicznie rozkładając na boki. Wielką Salę zalało na chwilę białe światło i wszyscy zamarli nieruchomo.
- Showmen – Maissie dała mu buziaka i wstała. – Idę obejrzeć jakim cudem kok McGonagall trzyma się na miejscu.
- Harry? Co ty zrobiłeś? – Zapytała Hermiona.
- Najprościej będzie ci to zrozumieć, gdy powiem, że zamroziłem czas w zamku. Tak naprawdę to stworzyłem mikro pętlę czasową wokół każdego z nas. Więc my mamy jakieś cztery godziny na rozmowę, a dla reszty upłynie około sekunda. Niczego nie dotykajcie, bo możecie zrobić komuś krzywdę – powiedział. Najlepiej jakbyście siedzieli tak jak nie siedzicie. Nie brali jedzenia ani nic innego.
- Jak to jest możliwe? – Zapytał zaszokowany Ron.
- A jak możliwe jest Wingardium Leviosa? Magia, to tylko kwesta skali. Dziwisz się, że robię coś takiego, ale powinieneś się dziwić samą magią. Różnica najprostszego zaklęcia, a tym co ja zrobiłem to kwestia mocy – wyjaśnił. – Hermiono?
- Będę miała mnóstwo pytań potem – odpowiedziała. – Teraz chyba miałeś nam wyjaśnić coś na temat magii wyższych poziomów.
- No tak. Maissie kazała…
- Zacznij od tego, dlaczego nie chcesz nam powiedzieć – przerwała mu brązowowłosa.
- Bo boję się, że uznacie iż zatraciłem się w ciemnej stronie – powiedział bez owijania w bawełnę. – Ale Maissie kazała – dodał z uśmiechem.
- Magię Drugiego Poziomu, wyzwala się poprzez połączenie rdzenia z rdzeniem magicznego stworzenia. Stworzenie po tym umiera. Cała sztuczka polega tu na tym, że taki dla przykładu Testral, ma kilkukrotnie więcej mocy magicznej niż przeciętny czarodziej. Kilka razy więcej niż Dumbledore. Magiczne stworzenia nie mają dostępu do pełni mocy, bo cześć używają, posługując się przykładem testrala, na przykład na czar stałej niewidzialności. Czarodziej, po połączeniu rdzeni ma dostęp do pełni mocy.
Na twarzy Rona widniało zdumienie, ale Hermiona skrzywiła się z obrzydzeniem.
- Jakie stworzenie? – Zapytała.
- Złoty Smok Wzgórzowy, Smok Czarnomgły, Feniks, Bazyliszk i czarodziej – odpowiedział Harry beznamiętnym głosem, patrząc jej w oczy.
- Czarodziej? Ale to znaczy…
- Że umarł.
- Dlaczego Harry? – Słaby, przerażony głos jego przyjaciółki, zabolał bardziej niż się spodziewał.
- Szczerze? Nie wiem. Moja magia mówiła mi, że to właściwa droga. Moja moc tego pragnęła. A po części też byłem w głębokiej depresji. Powiedzieli mi, że tego nie przeżyję i część mnie tego chciała.
- Ale zabiłeś człowieka…
- To był ochotnik Hermiono – odezwała się Maissie, stając za Harrym i kładąc mu dłoń na ramieniu. – Joalen umierał i nasza magia, nawet nasza magia nie była mu w stanie pomóc. Wierzył, że Harry może ocalić czarodziejów od losu, jaki wtedy przeżywaliśmy. A skoro Harry, chciał zaryzykować bo tak mówiła mu jego magia, on to zaakceptował.
- Mimo to…
- Przestań Hermiono – powiedział nagle Ron. – Nie widzisz, że Harry nie zrobił tego dla przyjemności? Widziałaś co działo się w przyszłości. Czy powstrzymanie tego, nie jest warte ofiary jednego czarodzieja i kilku magicznych stworzeń? Kim jesteś by go oceniać. Co ty byś zrobiła na jego miejscu? Dla spokoju własnego sumienia skazałabyś czarodziejów na wyginięcie, na wojnę? Harry poświęcił dużo i pewnie do końca życia będzie odczuwał tą decyzję, ale nie zrobił tego dla odrobiny mocy. A jeśli sądzisz inaczej to nie… to lepiej, żebyśmy się nie widywali.
Przez chwilę trwała cisza, aż Harry powiedział cicho.
- Dziękuję Ron, ale chyba byłeś odrobinę za ostry – powiedział.
- Nie, Ron ma rację. Przepraszam Harry – wtrąciła gryfonka.
- Dlatego nie chciałeś nas tego uczyć? – Zapytał jego przyjaciel.
- Najgorsze w tym jest to, że nie czujesz żadnej zmiany, poza wzrostem mocy. Żadne przebłyski instynktu zwierząt, żadnej pamięci. Jakby ich życie nie miało żadnej wartości. Łatwo się zatracić w polowaniu na moc – odpowiedział, wdzięczny za zmianę tematu. Nadal nie lubił i nie chciał słuchać przeprosin.
- A jakie ty miałaś stworzenia? – Hermiona zwróciła się do Maissie.
- Wilę.
- I?
- Dostęp do Magii Drugiego Poziomu osiąga się po połączeniu rdzenia z jedną istotą. Chodzi o dostęp do magii bezróżdżkowej. Po co ci różdżka na przykład z włosem testrala, gdy masz cały rdzeń wewnątrz. Dodatkowa moc jest nieistotna, bo osiągając Magię Trzeciego Poziomu, tamten poziom nawet Harry'ego, który ma w sobie pięć dodatkowych rdzeni wydaje się śmieszny. W naszych czasach robiliśmy to dlatego, by być niewykrywalnymi przez mugoli – wyjaśniła. – Poza tym łączenie się z większą ilością rdzeni było by niebezpieczne.
- Dlaczego więc się uparłeś? Harry rozumiem, że musiałeś, ale pięć.
- Depresja. Ale miałem też inny powód – powiedział nieśmiało.
- Harry zabawił się w rycerzyka. Musicie wiedzieć, że Samuel nie planował uczyć go niczego poza Magią Drugiego Poziomu, a potem wysłać go tu, z misją podbicia mugoli.
- Co to ma do tego, że Harry połączył swój rdzeń z pięcioma istotami?
- W moim świecie panowała zasada aranżowanych par. Musieliśmy mieć pewność, że ci z najsilniejszymi rdzeniami zapewnią nam dzieci zdolne opanować Magię Trzeciego Poziomu, albo wyższą. Ja byłam przypisana Elevanowi, jako, że nasze rdzenie były jednymi z najsilniejszych – odpowiedziała. – Elevan to ktoś w rodzaju Malfoya, liczyła się dla niego władza i podziw innych. Nie powiem, że był całkiem zły. Bronił by naszej oazy do końca, ale jego motywacja, całkowicie mnie odpychała. Zaproponowałam Harry'emu, że pomogę mu w nauce i opanowaniu Magii Trzeciego Poziomu, w ten sposób nie musiałby całkowicie przystawać na warunki Samuela, a w zamian chciałam by zabrał mnie ze sobą – pochyliła się i pocałowała chłopaka. – A ten idiota rzucił wyzwanie Samuelowi i jego autorytetowi, a potem zażądał, dla mnie wolności. Ostatecznie Samuel ustalił, że będzie uczył Harry'ego w tempie, jakie Harry wybierze, ale po trzech latach, Harry miałby stoczyć pojedynek z Elevanem. Stawką była moja i jego wolność, kontra moje posłuszeństwo Elevanowi i Harry wiążący się przysięgą z Samuelem.
- Mówiłaś ostatnio, że opanowanie Magii Drugiego Poziomu, zajmuje około trzech, czterech lat.
- Harry zrobił to w rok, do tego odkrył metodę rzucania większej ilości zaklęć jednocześnie. W kolejne trzy lata opanował Magię Trzeciego i Czwartego Poziomu. Nie wiem co robił w ciągu ostatniego roku nauki, bo uczył go Samuel, w środku wulkanu, więc ciężko było ich szpiegować.
- Magia Trzeciego Poziomu – odezwał się po chwili milczenia Harry. – Pozwala na pobieranie energii od żywych. Czy to ludzie, czarodzieje, woda, rośliny, zwierzęta. Można zabrać cała energię i zabić, albo tylko cześć. Główną trudnością jest nauczenie się zabierać tyle, by nie wyrządzić krzywdy temu, z czego się zabiera i umiejętność zmagazynowania tej energii.
- Mógłbyś zabić kogoś zabierając mu energię? - Zapytał Ron, głosem pełnym nadziei. – To olbrzymia przewaga, możesz po prostu wyssać Śmierciożerców…
- Nie do końca. By pobrać energię, trzeba mieć kontakt z tym z czego się ją zabiera. Poza tym, czarodzieje maja osłony, naturalne i instynktowne, a by je przełamać potrzeba więcej mocy, niż jest to warte. Tylko nieliczni czarodzieje mają tak dużo mocy, by miało to sens – wyjaśniła Maissie. – Ale trawa, drzewo, nawet woda. Ten zamek, aż kipi od energii.
- A czym jest Magia Czwartego Poziomu? – odezwała się Hermiona.
- W dużym uproszczeniu, pobieram energię bezpośrednio z ruchu ziemi, księżyca. Taka energia nie ma właściwie limitów. Przypomina to sytuację gdy stoisz sam na plaży, a kilka metrów przed tobą jest sześćdziesięciu metrowa fala tsunami. Co wtedy zrobisz, Hermiono?
- Nie wiem, ale rozumiem, że nie da się przyjąć tej mocy. Nie można się w niej zanurzyć.
- Można, ale tylko raz. Twoje ciało w żaden sposób tego nie wytrzyma. Nawet moja Magia Trzeciego Poziomu nie pomogła by mi przetrwać – wyjaśnił.
- Więc jak?
- Musisz rozbić tą falę. Mieć dość mocy, by wykroić dla siebie tyle ile potrzebujesz i zużyć to natychmiast, inaczej nawet wąski strumień, którego nie odetniesz zniszczyłby cię na zawsze – powiedział, lekko rozbawiony. – W którymś momencie stanie przed tą falą, nie jest już tak przerażające. Człowiek uczy się kontroli, opanowania wobec niszczącej siły. A to i tak dopiero początek. Magia Czwartego Poziomu pozawala tworzyć, budować rzeczy z cząsteczek, znajdujących się w powietrzu, składać je na poziomie atomów, wedle atomów – mówił z pasją. – Magia Piątego Poziomu, to budowanie już nie rzeczywistymi cząsteczkami, a czysta magią, czyli razem z Czwartym pozwalają panować nad materią . Na Szóstym Poziomie, zaczynasz panować nad przestrzenią, a na Siódmym możesz wyrwać się, ze strumienia czasu. Wtedy zamiast płynąć z prądem, możesz podróżować we wszystkich kierunkach. Nic wtedy nie jest niemożliwe.
- Czekaj – powiedziała Maissie. – Samuel twierdził zawsze, że to dzięki Magii Piątego Poziomu zapanował nad czasem na tyle by tworzyć nasze oazy. I skąd wiesz tyle o następnych poziomach.
Harry uśmiechnął się.
- Samuel posługiwał się rytuałami z Magii Piątego Poziomu i mógł dokonać za ich pomocą wyrwy w czasie. Mag Siódmego Poziomu może żyć poza strumieniem czasu. Nie potrafię tego wyjaśnić, bo tego nie doświadczyłem. Samuel prowadził wiele badań i medytował nad tymi sprawami przez wiele lat, ufam, że ma rację.
- Chcesz to zrobić. – Stwierdziła Maissie.
- Tak, chce spróbować – Harry potwierdził, patrząc jej w oczy.
- Co spróbować? – Zapytał Ron.
- Osiągnąć Magię Siódmego Poziomu i skacząc pomiędzy przeszłością i przyszłością naprawić ją – wyjaśniła Hermiona.
- To było by super.
- Tylko czy to możliwe?
- Zamierzam się przekonać – Harry uśmiechną się. – Ale w miedzy czasie, mamy Voldemorta do powstrzymania, bo mój plan może nie zadziałać. Pomyślcie nad pytaniami, ja idę z Maissie na spacer. Nie dotykajcie niczego i nikogo, nie używajcie magii. Wracamy za trzy godziny.
**
Maski
**
- Myślisz, że może mu się udać? – Zapytał Ron, gdy został z Hermioną sam, pomijając zamrożonych w czasie uczniów i nauczycieli.
- Myślę, że tak. Podejrzewam, że nie mówi wszystkiego o tej nauce z Samuelem, ale nie jest to istotne – odpowiedziała. – Mugole mają takie powiedzenie „ Władza korumpuje, a władza absolutna korumpuje absolutnie.” Każda kolejna zmiana, może zmienić jego postrzeganie świata. Wiesz, że dużo czytam i zazwyczaj wiem o rzeczach, o których inni nie pamiętają?
Zamiast odpowiedzi Ron uśmiechną się. Jego zdaniem pytanie to miało tyle samo sensu, co pytanie czy niedźwiedź sra w lesie, ale nie zamierzał tego powiedzieć na głos, nawet na torturach.
- Często znam odpowiedzi na pytania, z którymi nie radzą sobie nauczyciele, więc pomyśl jak czuję się rozmawiając z osobami, które nie nadążają. Przez długi czas uważałam się, za niegodną bycia w Gryfindorze, bo patrzyłam na innych z góry. Uważałam się za lepszą, bo wiedziałam to, co inni musieli dopiero wymyślić, zrozumieć, a czasem było to na zawsze poza ich zasięgiem. Potem gdy poznałam ciebie i Harry'ego, zrozumiałam, że sama wiedza to nie wszystko.
- Chodzi ci o to, że Harry może w pewnym momencie uznać się lepszym od czarodziejów i nas zniewolić? – Zapytał i dodał. - Nie patrz tak na mnie. Nie jestem głupi, tylko nie pociąga mnie wiedza z książek. Widziałaś jak gram w szachy, musiałaś zrozumieć, że potrafię myśleć.
- No więc mój myślicielu, co myślisz?
- Maissie – odpowiedział jednym słowem. – Ona jest obecnie jego siłą i słabością.
**
Maski
**
- I jak wam minął czas? – Zawołał Harry wchodząc do Wielkiej Sali po dokładnie trzech godzinach.
- Dobrze. Chyba odrobinę lepiej rozumiemy ciebie – powiedziała Gryfonka.
- I Hermiona odkryła, że nie jestem głupkiem.
- Cicho Ron, nie uważałam cię za głupka.
Harry uśmiechną się i usiadł tam gdzie siedział wcześniej.
- Musimy wyjaśnić jakoś ten rozbłysk. Wybaczcie, pomogę wam się potem oczyścić – Nad stołami pojawiły się trzy olbrzymie balony z różową galaretowatą cieczą i zanim Hermiona zdążyła zareagować, czas ponownie ruszył.
Rozległo się głośne mlaśnięcie, a zaraz po nim okrzyki obrzydzenia i piski.
- Cisza! – Krzyknął Dumbledore wstając z swojego miejsca. Jego broda były oblepione wiśniowym kisielem. – Lekcje zostaną przesunięte o pół godziny, by dać wam czas na zmianę ubrań i oczyszczenie się – powiedział, gdy uczniowie uspokoili się na tyle by słuchać poleceń. – Dom Slytherina pozostanie w Wielkiej Sali.
**
Maski
**
- Harry! – zaczęła z wyrzutem Hermiona.
- To było genialne – przerwał jej Ron.
Zamiast odpowiedzi na jego ustach pojawił się ironiczny uśmiech. Machnął dwa razy różdżka i cały kisiel z ich ubrań, włosów i twarzy zniknął.
- Musiałem zadbać, aby Dumbledore nie powiązał tego ze mną. Chciałby wiedzieć o co chodziło – odpowiedział Hermionie.
- Myślałem, że już mu ufasz.
- Nie do końca. Może tak, już mu nie, nie ufam. Nadal jednak to co robię, to moje decyzję, z którymi on może się nie zgodzić, a nie chcę już pozwalać komuś na kierowanie moim życiem.
**
Maski
**
- Witajcie! – Zawołał radosny Slughorn na widok wchodzących do klasy eliksirów Gryfonów. – Gdzie zgubiliście pannę Malfoy? Liczyłem na jej obecność.
- Pewnie pojawi się, za chwilę. Miała rano konsultacje z przedmiotów, które wybiera na poziomie owutemów – odpowiedział Harry. – Wyczuwam Amortencję, czyżby planował pan nas oczarować?
Slughorn obejrzał się, za siebie.
- Co jeszcze wyczuwasz? – Zapytał podejrzliwie.
– Kilka specyfików, a muszę przyznać, że jeden z nich jest bardzo cenny. Zmieniając temat, z mojego nadpobudliwego nosa, ja i Ron nie mamy książek, myśleliśmy że mamy za niski wynik by uczyć się, na poziomie owutemów.
- To nie problem, zabierzcie książki z tamtego regału, a składniki z mojej szafki. Jestem pewny, że możecie zamówić pocztą to czego wam brakuje – odpowiedział i wskazał im gestem, by zajęli miejsca.
- Tak, więc dziś chciałbym wam pokazać kilka eliksirów. Możecie mi powiedzieć co jest w tym? – Zapytał przechodząc na przód klasy i odkrywając pokrywę z jednego
Ręka Hermiony natychmiast wystrzeliła w górę.
- To Veritaserum panie profesorze.
- Oczywiście, a możesz powiedzieć coś więcej?
- To Serum Prawdy. Po jego wypiciu odpowiada się szczerze na pytania. Nie można skłamać. Jest bezwonny i bezzapachowy, a standardową dawką są trzy krople. W przypadku wyjątkowej czystości może być mniej.
- Doskonale – zachwycił się nauczyciel. – A teraz ten – odsłonił drugi kociołek. – Dajmy szanse innym panno Granger – dodał, gdy dłoń Hermiony ponownie wystrzeliła w górę.
Drzwi do lochów otworzyły się, odsłaniając uśmiechniętą Maissie.
- Przepraszam za spóźnienie – zaczęła, ale Slughorn machnął lekceważąco dłonią.
- Harry już mi mówił. Cieszę się, że wybrałaś eliksiry, po przejrzeniu twoich wyników, jestem pewny, że uczenie ciebie będzie przyjemnością – powiedział z uśmiechem. – Właśnie prosiłem o identyfikację eliksirów w kociołkach za mną.
- Veritaserum, Wielosokowy, Amortencja i chcę odrobię ostatniego – odpowiedziała, bez zastanowienia zmierzając w stronę Harry'ego.
- No tak. Veritaserum opisała nam panna Granger, Amortencję opisze, Harry jako, że tak jak i ty poprawnie ją zidentyfikował. Więc może rozwiniesz nam opis działanie eliksiru Wielosokowego?
- Pozwala na chwilową zmianę wyglądu w osobę, której fragment dodało się do eliksiru. Nie działa na magiczne stworzenia, ani na hybrydy.
- Doskonale. Może pan Potter podzieli się teraz z nami wiedzą na temat Amortencji? – Zapytał odsłaniając trzeci z kociołków.
- Najsilniejszy eliksir miłości, można go rozpoznać po zapachu. Sprawia, że czuje się zapach rzeczy, które nas pociągają. Osoba, która nam go poda, staje się naszą obsesją, a zaspokojenie każdej jej potrzeby staje się priorytetem. Równie niebezpieczny co Imperio, ale wymaga stałego podawania. Nie działa, na prawdziwie zakochanych.
- Śmiałe stwierdzenie. Zasadniczo taka była intencja twórcy. Wedle jego notatek eliksir nie powinien działać na kogoś, kto kocha prawdziwie – uściślił nauczyciel. – Teraz proszę otworzyć wasze podręczniki i znaleźć instrukcje do wywaru żywej śmierci. Pod koniec lekcji, powinniście mieć całkiem przyzwoite próbki.
- Nie powiedział nam pan co jest w ostatnim kociołku – odezwał się Ernii McMillan.
- Faktycznie – odpowiedział Slughorn, doskonale udając niedopatrzenie. - Harry pokusisz się o zgadywanie?
- Felix Felicis – odpowiedział chłopak krótko, a nauczyciel w tym momencie podniósł pokrywę.
- Doskonale – odpowiedział. – Panno Malfoy powiedziałaś, że chcesz trochę, więc pewnie możesz powiedzieć klasie co to dokładnie jest.
- Płynne szczęście. Ten, który go wypije będzie miał szczęście. Bardzo niebezpieczny i złudny eliksir. Nie pokona naszych naturalnych ograniczeń, ale sprawi, iż my uwierzymy w to, że możemy dokonać wszystkiego. Sztuczka polega na oszukiwaniu naszego umysłu. Eliksir sprawia, że działamy na górnej granicy naszych limitów. Czyli nasz refleks, zdolności magiczne, intuicja jest tak rozbudowana, że wydaje nam się, iż eliksir nas udoskonalił. Ma to swoją cenę. Olbrzymie obciążenie organizmu, mogące prowadzić do trwałych urazów w momencie długotrwałego stosowania – odpowiedziała niemal jednym tchem.
- Nigdy nie słyszałem tak zdemonizowanego opisu tego eliksiru. Jednak jest on bardzo dokładny. Stosowany z umiarem, nie częściej niż raz na pół roku, a najlepiej raz na rok, jest jak najbardziej bezpieczny. W czasie jego działania, nasze zmysły i możliwości są tak bardzo pobudzone, że inaczej postrzegamy rzeczywistość – wyjaśnił nauczyciel. – I to moi drodzy będzie nagrodą, za dzisiejszą pracę. Mała porcja Felix Felicis, dawka na dwanaście godzin. Możecie zaczynać.
Gdy do uczniów dotarło, co mogą zyskać, prawie wszyscy rzucili się do pracy. Harry spokojnie przyniósł składniki i zaczął pracować. Książka którą dostał była koszmarnie popisana, ale nie bazgrołami, a notatkami i uwagami do eliksirów. Sprawdził kilka, co do których był pewny, jak je robić i odkrył, że notatki ucznia były tą wersją jakiej uczył się w przyszłości. Tą, która zazwyczaj była łatwiejsza i dokładniejsza niż wersje, jakie znał ze szkoły.
Postanowił zaufać nieznajomemu i przestrzegać instrukcji z notatek. Jego eliksir zmieniał się o wiele szybciej niż jego kolegów, dlatego pod koniec lekcji był pewny wygranej.
- Harry, chyba odziedziczyłeś talent po matce. Zawsze to powtarzałem, Lilii miała niesamowitą rękę do eliksirów – zachwycał się Slughorn, wręczając mu nagrodę. – Doskonale. Na następne zajęcia chce od was stopę pergaminu na temat zastosowania jednego z tych czterech eliksirów, które pokazałem wam na początku. Pomyślmy, panna Malfoy, Granger i pan Potter, po dziesięć punktów, za identyfikacje eliksirów. Harry, Maissie możecie na chwilę zostać, chce porozmawiać z wami o małym projekcie.
**
Maski
**
- W czym możemy pomóc? – Zaczęła dziewczyna, gdy wyszedł ostatni z uczniów.
- W niczym. Nie mam żadnego projektu. Chciałem was zaprosić na niewielkie przyjęcie, ale teraz zastanawiam się co zrobić – odpowiedział wychodząc przed biurko i stając opierając się o nie. – Wiecie, że te kociołki były obłożone zaklęciami ochronnymi? Swoja drogą pani krewny ukradł mniej więcej siedem porcji eliksiru wielosokowego.
- Nie zauważyłem żadnych osłon – powiedział ostrożnie Harry.
- Nie oszukuj mnie, nie były tak dobre, by ktoś, kto potrafiłby je ominąć ich nie dostrzegł. Nie wyczułbyś amortencji, nie wspominając o Felix Felicis bez sforsowania osłon. Podejrzewam raczej, że przebiłeś się przez nie odruchowo i zauważyłeś je dopiero później, a raczej później zdałeś sobie sprawę, że nie powinieneś zdradzać się z tym, że rozpoznałeś eliksiry – głos Slughorna przybrał ostrzejsza nutę, jakiej trudno by się spodziewać po pogodnym grubasku. – Byłem opiekunem Slytherinu przez ponad dwie dekady. Nie specjalnie obchodzi mnie dlaczego, bo nie zrobiłeś nic złego. Bardziej zastanawia mnie, jak?
- No cóż. Chyba nie mogę panu powiedzieć. Mam czułe zmysły…
- Maissie także? Jaka jest szansa, że twoje zmysły tak się wyczuliły w czasie wakacji, bo wiem, że nie były takie przed nimi. Dużo o tobie czytałem, Harry. Jaka jest szansa, że spotykasz kogoś równie utalentowanego co ty? – Przerwał mu nauczyciel.
- A jak pan myśli?
- Myślę, że w czasie tych wakacji coś się stało. Coś co sprawiło, że twoje umiejętności znacząco wzrosły, a także coś co sprawia, że jesteś związany z Maissie.
Harry leniwym gestem dłoni zamknął drzwi, a kolejnym postawił wokół nich pomarańczową barierę.
- Coś panu pokażę – powiedział wyciągając przed siebie dłoń, z flakonikiem Felix Felicis.
Po chwili obok flakonika zaczęły rozbłyskiwać złote iskry, pojawiały się jakieś dwadzieścia centymetrów nad dłonią chłopaka i niczym spadające gwiazdy zlatywały w jeden punkt. Z każdą sekundą było ich coraz więcej, a już po niecałej minucie, Harry miał na dłoni dwa identyczne kształtem flakoniki. Różnicą było to, że jeden, ten ofiarowany mu przez Slughorna był szklany w metalowej oprawie, ten który się pojawił, był w oprawie z szmaragdu i złota.
- Proszę wziąć oba i je zbadać. Potem porozmawiamy ponownie – dodał kładąc oba na stoliku. Bariera rozwiała się, gdy wyszedł z Maissie.
Slughorn stał wpatrując się zauroczony w dwa flakoniki, gdy obok nich pojawił się pergamin.
„On pana lubi, profesorze.”
Nie było podpisu, ale mógłby dać sobie odciąć dłoń, jeśli nie była to wiadomość od Maissie.
**
Maski
**
- Dlaczego mu pokazałeś?
- Bo magia mówi mi, że on jest dla nas ważny.
- O czym szepczecie? – Zapytała Hermiona, podchodząc z Ronem.
- Harry popisywał się przed Slughornem.
- Na swoją obronę dodam, że alternatywą była modyfikacja pamięci nauczyciela, a to chyba gorsze, prawda Hermiono? – powiedział podnosząc dłonie.
- I tylko to sprawia, że nadal masz wstęp do mojego dormitorium. Kiedy zamierzasz coś z tym zrobić? – Odpowiedziała roześmiana Maissie.
- Niebawem.
**
Maski
**
- No więc jednoznacznie uznaję, że te lekcje to strata czasu – oznajmił Harry po wyjściu z klasy obrony.
- Co w takim razie zamierzasz sam robić w czasie tej godziny? – Spytała Maissie z rozbrajającym uśmiechem.
- A ty zamierzasz chodzić na obronę?
- Pewnie. Ciekawie mówił. Widać, że zna Czarną Magię.
- Kpisz sobie ze mnie – odpowiedział Harry przywołując przed sobą plan lekcji. – Znikam dziś na chwilę po obiedzie, powinienem pojawić się przed kolacją – oznajmił.
- Nie powiesz mi gdzie się wybierasz?
- A jak myślisz?
- Drań.
**
Maski
**
- Gdzie Harry? – Zapytała Hermiona dosiadając się do Maissie w bibliotece. – Mam nadzieję, że nie planuje kolejnej kisielowej bomby.
- Musiał coś załatwić, ale chyba nie będzie to żadna psota…
W momencie, w którym jeszcze mówiła zamkiem targnęło. Przypominało to silne trzęsienie ziemi, książki spadały z półek, a uczniowie z krzeseł. Trwało to jakieś dwadzieścia sekund, a po nich rozległ się głos Dumbledora.
- Uczniowie, proszę spokojnie podążyć za świetlikami – zaraz też przed każdym z uczniów pojawiła się lewitująca zielona mgiełka. Przeleciała około dwóch metrów w kierunku wyjścia z biblioteki i zatrzymała się.
- Chyba powinnyśmy iść – powiedziała Hermiona do Maissie. – Uczniowie wykonać polecenie dyrektora – dodała głośniej i sama ruszyła pierwsza.
Jej świetlik ruszył w tym samym tempie co ona. Na korytarzach spotkali więcej uczniów podążających za świetlikami, aż na błonia. Tam po kilkunastu minutach zebrała się cała szkoła.
- Co jest, nauczyciele wyglądają na równie zszokowanych co my – powiedział Ron podchodząc do grupy, jaką stanowili uczniowie Gryfindoru.
- Nie mam pojęcia, ale brakuje mi kogoś, kto może wiedzieć – odpowiedziała szeptem.
- Uczniowie proszę pozostać w grupach, nauczyciele i prefekci do mnie – rozległ się głos Dumbledora.
**
Maski
**
- Czy wszyscy uczniowie z waszych domów są na miejscu? – Zapytał dyrektor, gdy zebrali się w pewnym oddaleniu od uczniów.
- Brakuje Harry'ego Pottera – odezwała się opiekunka Gryfindoru.
- A u mnie Malfoya i Goyla – dodał Snape. – Choć podejrzewam, że mogą być poza szkołą i mogli zignorować świetlik.
- Właśnie. Świetlik, czy wiecie, czyja to była robota?
- Byłam pewna, że twoja – zaczęła wicedyrektora, ale przerwał jej kolejny wstrząs.
Tym raz większość została powalona z nóg, a sam zamek spowiły kłęby pyłu. Rozległ się ogłuszający hałas pękającego kamienia i rozrywanej ziemi. Z wnętrza zamku dobiegały odgłosy krzyków, ale nie przerażenia. Brzmiało to jakby tysiące ludzi naraz przekazywało sobie polecenia. Oprócz tego brzmiały uderzenia młotów, śmiechy, gra na jakichś instrumentach. Krzyki, a raczej wołania narastały i wydawało się, że zamek eksploduje od samego hałasu. Tak jednak jak się zaczęło, tak też się skończyło. Pył opadł, a oczom zebranych ukazał się zamek.
Dokładniej należało by powiedzieć, że ukazały im się mury obronne, zza których wyrastało kilka wież. Nie były to jednak smukłe strzeliste wieże jakie Hogwart posiadał ostatnio. Tym razem były to grube prostokątne kloce, otoczone na szczycie blankami. Same mury także były grube na kilka metrów. Do nowego Hogwartu prowadziła jedna ścieżka, która z kolei przechodziła w most nad kilkumetrową fosą i znikała w mroku.
Tuż przed fosą na ścieżce leżały trzy ciała.
Dumbledore powstrzymał gestem Hermionę i Rona, którzy chcieli się rzucić do przodu rozpoznając w jednym z nich, Harry'ego.
Dyrektor podszedł do leżących, tuż za nim zmierzali opiekunowie domów i madame Pomfrey.
- Nieprzytomni – oznajmił Dumbledore, pochyliwszy się nad uczniami. Wykonał kilka gestów i wszyscy niemal równocześnie otworzyli oczy. – Doradzam nie wstawanie. Możecie mi powiedzieć co się stało? Dlaczego zostaliście w zamku?
- Zignorowałem pana świetlik, czy cokolwiek to było. A następne co pamiętam to jak coś w rodzaju świstoklika ciągnęło mnie po korytarzach. Musiałem w coś uderzyć głową, bo straciłem przytomność gdzieś w okolicy trzeciego piętra – wyjaśnił gładko Harry.
- A wy?
- Byliśmy w lochach – odpowiedział Malfoy. – Chciałem sprawdzić, czy nikt z Slytherinu nie został z tyłu, a potem ten świetlik mnie porwał.
- No dobrze. Później porozmawiamy, zobaczymy, czy uda mi się wydobyć wspomnienia na ten temat – oznajmi Dumbledore. – Wróćcie do prefektów. My z głowami domów zbadamy zamek.
**
Maski
**
- Harry możesz mi wyjaśnić co się stało? – Zapytała Hermiona ostrym tonem.
- Spokojnie Granger, nie chcesz obrazić swojego obrońcy – parsknął Malfoy.
- Wynoś się, do swojego domu, Malfoy – odpowiedział Ron.
- Tak, się składa, że dyrektor kazał nam czekać przy prefektach. Będzie chciał sondować nasze mózgi.
- A ty dokąd się wybierasz? – Zawołał za Harrym, Justin Fintch-Flatchery.
- Do Maissie, pewnie się martwi – odpowiedział rozbawiony i nie przejmując się, spojrzeniami nauczycieli i prefektów odszedł.
- Co tam się stało? – Zapytał Ron.
- Niech ci powie, Potter – zaszydził Malfoy. – Choć on chyba, woli inne towarzystwo niż twoje.
**
Maski
**
- Co zrobiłeś mój głupiutki gryfonie? – Zapytała Maissie, gdy zbliżył się na niecałe dwa metry.
- Nic. Tym razem to nie ja. Czytałem i uznałem, że mogę zignorować świetlik Dumbledora, a potem coś mnie porwało, przeciągnęło po korytarzach, aż do wyjścia z zamku – skłamał gładko, wiedząc, że jego dziewczyna zrozumie dlaczego tak postępuje.
- Nic ci nie jest? – Zapytała wyjmując różdżkę i rzucając kilka czarów diagnozujących. Jej oczy rozszerzyły się na kilka sekund, ale zaraz opanowała wygląd. – Będziesz żył. Choć polecam się nie nadwyrężać.
- Czuję – powiedział z uśmiechem i usiadł na trawie. – Strasznie zgłodniałem, a wydaje mi się, że kolacja będzie dość późno.
Maissie usiadła obok niego i wyszeptała.
- Nauczyłeś się czegoś?
- Lepiej. Przeprowadziłem eksperyment. Dość bolesny, ale za to zakończony pełnym sukcesem. Mam też dowód na coś jeszcze – odpowiedział również szeptem, kładąc się na trawę i wpatrując w niebo. – Hogwart, nie został zbudowany.
- Co masz na myśli?
- Samuel miał rację. Magia i czarodzieje, zaczęli się od zbłąkanego maga, czy był to mag Siódmego Poziomu, tego nie wiem. Znalazłem jednak dowód na to, że Hogwart wyrósł, z jednego kamienia, karmionego magią. I potrzeba było magii, czterech założycieli, by powstał. Dowodzi to także, że kiedyś znano Magię Wyższych Poziomów, bo ja ledwo dałem rade wprowadzić zmiany, używając Trzeciego Poziomu.
- Czym są te Poziomy, o których mówisz? – Zapytała Susan, która siedziała po drugiej stronie Maissie.
Harry poderwał się z ziemi otwierając oczy, ale na dźwięk śmiechu Maissie rozluźnił się. Wiedział, że jego dziewczyna nie pozwoliła by się zbliżyć Susan, gdyby jej nie ufała.
- Nie zauważyłem cię.
- Bo ukryłam ją pod kameleonem. To był pierwszy test tego, jak bardzo jesteś wyczerpany – wyjaśniła blondynka. – Wiem, że nie miałam wiele czasu, by ją poznać, ale wydaje mi się dobrą osobą.
- To mi wystarczy – odpowiedział zielonooki. – Nie chce posługiwać się w Hogwarcie magią powyżej trzeciego poziomu, ale nie mam obecnie innej. Powiedz jej wszystko, co uznasz, że powinna wiedzieć – jego oddech stał się równy i znacznie głębszy.
- Czy on zasnął? – Spytała Susan.
- Medytuje, musi odzyskać dużo magii, bo pewnie będzie jej jeszcze dziś potrzebował. Wyładował wszystko co miał robiąc, cokolwiek robił – wyjaśniła Maissie.
- Strasznie tajemniczo.
- Harry na moja prośbę ci zaufał, ale nie znaczy to, że dowiesz się wszystkiego. Zresztą tego co robił w zamku nie wiem nawet ja – ton blondynki zmienił się diametralnie. Z żartobliwego stał się poważny. – Harry zdobył w czasie wakacji wielka moc. Taką, przy której i Dumbledore i Voldemort przypominają charłaków. Niestety, za Voldemortem idzie większa groźba, taka, przy której ilość mocy nic nie znaczy.
- Dlaczego mi to mówisz?
- Bo jako jedyna, z tak zwanej Gwardii Dumbledora, chciałaś wyjaśnić coś z Harrym, a nie wygląda na to, żebyś chciała mu się podlizać i go zdradzić. Znam się na ludziach – Maissie również się położyła, z tym, że ona w przeciwieństwie do Harrego, miała otwarte oczy i obserwowała niebo. – Tyle mogę ci powiedzieć. By dowiedzieć się więcej, musiałabym założyć w twojej głowie strażnika.
- To prośba o duży kredyt zaufania.
- Ale to są standardowe wymagania Harry'ego. Nawet Ron i Hermiona mają moich strażników. Możesz ich zapytać. To nie jest tak, że Harry i ja budujemy armie, bardziej staramy się zebrać ludzi, którzy pomogą przeciw temu drugiemu zagrożeniu. Zmieniać sposób myślenia czarodziejów.
**
Maski
**
- Proszę o uwagę! – Rozległ się głos Dumbledora. – Od dnia dzisiejszego nastąpi kilka zmian – ogłosił i ciągną dalej, gdy uczniowie podnosili się z trawnika, by zobaczyć skąd przemawia. – Przynależność do domów, oraz rozkład zajęć pozostanie bez zmian. System punktów, stoły w Wielkiej Sali rywalizacja drużyn quidittcha oraz walka o puchar domów również. Jedynym co się zmienia, to miejsce waszego Pokoju Wspólnego oraz dormitoria. Ustaliliśmy z opiekunami waszych domów, że Hogwart, postanowił spełnić to co Tiara Przydziału zapowiadała od jakiegoś czasu. Obecnie nie ma znaczenia, którym wejściem spróbujecie dostać się do waszego pokoju wspólnego. Traficie do jednej wielkiej Sali, skąd znajdziecie wyjścia do dormitoriów. Uczniowie młodszych roczników odkryją, że sypialnie są między domowe. Uczniowie od klasy piątej i wyżej będą mieli indywidualne sypialnie, co z pewnością ucieszy co niektórych. Dla zachowania porządku nie ma obecnie haseł do Pokoju Wspólnego, ale przez pierwszych kilka dni, zalecam korzystanie ze starych wejść. To wszystko, za pół godziny skrzaty podadzą kolację.
**
Maski
**
- Mniej widowiskowo się nie dało? – Zapytała Maissie, gdy Harry się podniósł.
- Oczywiście, że się dało, ale poczekaj, aż zobaczysz wystrój – odpowiedział rozbawiony. – Co u ciebie Susan? – Zwrócił się do dziewczyny, która mimo iż większość szkoły rzuciła się w stronę zamku, pozostała obok nich.
- Jak? – Wydukała w odpowiedzi.
- Myślę, że z odpowiedzią poczekam, aż pojawi się kilkoro innych, by się nie powtarzać.
Susan rozejrzała się i dostrzegła Rona zbliżającego się do nich.
- Idę opanować chaos, ale Hermiona kazała przekazać, że jak się dobrze nie wytłumaczysz, to masz kłopoty – powiedział to z uśmiechem, ale dodał. – Chyba nie żartowała.
- Powiedz jej, że po kolacji, będę czekał w Wspólnej Sali.
Ron skinął głową i ruszył wypełnić swoje obowiązki. Sam Harry także wstał.
- Szkoda, że w szkole nie można się aportować – powiedział ruszając do zamku.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro