Rozdział 11
Zgodnie z obietnicą kolejny rozdział, tym razem 4,5ksłów.
Zasadniczo pisanie o super Harrym staje się męczące, a jak ktoś zauważył brakowało podsumowania. Do czasu pierwszej walki, a raczej pierwszego zwrotu akcji, nie ma sensu ich zamieszczać. Będą takie same, bo nadal kontynuuje wątek powrotu.
Dziś natomiast wreszcie wkraczamy do Hogwartu i Maissie przymierzy Tiarę. Ciekawe, czy zgadniecie, do jakiego domu trafi.
Następny rozdział już jutro, albo w środę.
Pozdrawia i zachęcam do komentowania.
PS. Taki ranking, kto chce kontynuowania tego opowiadania, a kto uważa, że powinienem się wziąć za D.I.C.K.2? Odpowiedzi proszę w komentarzach, albo na PW.
**
Maski
**
Remus z Nimfadorą przeprowadzili się na stałe do domu Harry'ego. Wilkołak co prawda wybrał już jeden z innych domów, ale oboje z Tonks uznali, że przeprowadzą się tam we wrześniu. Ron i Hermiona, także niemal codziennie pojawiali się w Givelin, jak Maissie nazwała ich siedzibę.
Sam Harry kilka razy odwiedził siedzibę Zakonu Feniksa, pojawiając się na spotkaniach Zakonu. Nigdy nie odezwał się słowem, ale dowiadywał się wielu ciekawych informacji.
Nadszedł koniec lipca, a wraz z nim przyjęcie urodzinowe Harry'ego. Odbyło się w ich domu, co nieco zasmuciło panią Weasley. Maissie była bardzo stanowcza, kiedy mówiła, że nie potrzebuje pomocy, a urodziny Harry'ego przygotuje sama. Molly uspokoiła się dopiero w trakcie uroczystej kolacji, gdy zobaczyła ilość i jakość potraw. Doznała także lekkiego szoku, gdy dowiedziała się, że dziewczyna zrobiła wszystko sama. Z drobną tylko pomocą Harry'ego. Wcześniej Ron tłumaczył jej, że w posiadłości jest kilkadziesiąt skrzatów i myślała, że młoda czarodziejka upiera się dla zasady, a potem wydaje polecenia skrzatom domowym.
W rzeczywistość, Maissie uwielbiała gotować bez użycia magii. Dawało jej to, jak mówiła, czas na myślenie.
- Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem. Nie sądzę, by którekolwiek z moich dzieci, poza Ginny wiedziało, jak w ogóle zacząć przygotowywać takie przyjęcie – powiedziała, gdy pomagała znosić naczynia do kuchni.
- Byłam to winna Harry'emu.
- Ta, przegapiłaś kilka moich urodzin – powiedział kruczowłosy, pojawiając się za nimi.
- Wynagrodzę ci to później. Dostaniesz taki prezent, że to ty będzie mi coś winny – powiedziała, zawieszając naczynia w powietrzu i przytulając się do niego.
- Spokojnie pani Weasley – powiedział po chwili Harry, odrywając wzrok od oczu Maissie. – Już przestajemy.
- Po prostu muszę się przyzwyczaić.
- Dla pani spokoju – powiedział blondynka, przejmując lewitujące talerze. – Powiem, że mi się w pewien sposób oświadczył, więc już nie jesteśmy do końca parą napalonych nastolatków.
- Oświadczył?
- No cóż, prawo czarodziejów mówi, że nie możemy tego zrobić oficjalnie do uzyskania pełnoletności – Harry przywołał sobie lampkę z winem.
- Nie. Nawet wtedy będziecie musieli mieć zgodę rodziców… - Zaczęła, ale zorientowawszy się, co powiedziała zamilkła.
- Moi też nie żyją, więc jak powiedział Harry jeszcze rok – powiedziała Maissie, uśmiechając się uspokajająco do kobiety, która była najbliższa roli matki, dla Harry'ego.
- Zasadniczo czekamy, aż pokonam Voldemorta – stwierdził zielonooki. - Wracając do powodu mojego pojawienia się w kuchni. – Dodał. – Kochanie, pora na mały pokaz.
- Chcesz zaimponować dyrektorowi?
- Nie tylko, on już widział, co nieco.
Maissie odwróciła się, niczym wąż.
- Więc to tak go przekonałeś, by dał ci luz i zdjął nam Zakon z pleców? – powiedziała groźnie. – Co zrobiłeś Harry Potterze? – jej ton sugerował, że nie jest to pytanie, a żądanie odpowiedzi.
- Zdjąłem na chwilę osłony – powiedział z uśmiechem, a Molly pomyślała, że tak uśmiechał się James.
Nie powiedział nic więcej, bo został odrzucony w tył, uderzając plecami o ścianę, łamiąc wiszącą na nim ramę z obrazem. Uśmiech nie zszedł z jego twarzy.
- Przeniesiemy się na pole?
- Nie pogrywaj ze mną. To, że jesteś silniejszy, nie znaczy, że nie wygram – odpowiedziała znikając.
Harry wyciągnął dłoń i talerze, które upuściła Maissie zatrzymały się kilka centymetrów na podłogą.
- Zapraszam na zewnątrz, powinno być ciekawie – oznajmił, po czym sam zniknął.
**
Maski
**
Kiedy pojawił się na plaży Maissie była już ubrana w strój treningowy. Harry machnął kilka razy swoja różdżką, a jego ubranie również się zmieniło. Miał na sobie, to samo co w dzień w jakim pojawił się na Grimmauld.
- Co tu się dzieje? – Zapytał Dumbledore, a reszta również się zbliżała.
- Mój Harry, chciał wam pokazać do czego jest zdolny, ale w czasie omawiania pokazu, wymsknęło mu się co już zrobił – odpowiedziała blondynka, kłaniając się lekko w stronę Pottera.
- A to z kolei doprowadziło, do tego, że Maissie jest odrobinę zła. O ile ma panu za złe próby manipulowania mną, to uważa Pana za człowieka godnego szacunku. Swoją drogą, jak głowa? –Harry zwrócił się do Dumbledora, ale nie spuszczał z oczy swojej dziewczyny.
- Dobrze. Dziękuje, że poleciłeś wezwać Popy – odpowiedział Dumbledore. – Moja droga, jeśli tamta demonstracja ma być przyczyną waszej walki, to spokojnie można jej zaprzestać. Nie mam tego Harry'emu za złe.
- To nie o to chodzi, po prostu czasem dobrze mieć powód do walki. Wtedy trening staje się ciekawszy – powiedziała. – A teraz ukłoń się, Potter. – Harry skłonił głowę, bo tym razem wiedział, że walka będzie na serio.
Moc dziewczyny uderzyła w ich zmysły, a Harry odskoczył unikając ognistego podmuchu, który pojawił się tuż przed jego twarzą.
W odpowiedzi jego ciało otoczyła srebrzysta łuna i zapadł się pod ziemię. Wydawało się, że wniknął w nią jak w mgłę.
Maissie wraz z kawałkiem ziemi, pod jej nogami wzniosła się w powietrze i wpatrywała się w ziemię. W pewnym momencie, sekundę przed tym, gdy na obszarze, z jej lewej pojawiło się wybrzuszenie, uderzyła wpychając ziemię ponownie w dół. Jej moc wgniotła w plaży olbrzymi lej, głęboki na jakieś dwa metry, a zaraz po tym ciosie poleciał następny, tym razem ognisty. Dziewczyna w momencie wykonania ostatniego uderzenia upadła ponownie na piasek, jakby nie była w stanie utrzymać się w powietrzu.
Wolno podeszła do dołu, a tuż za nią piasek wybuchł w wielkiej fali. Harry zamachnął się dłonią, z błyszczącym kryształowym ostrzem, ale dziewczyna zniknęła pojawiając się nad nim i ponownie wysyłając w jego stronę falę ognia.
Tym razem ogień dosięgnął go, przypalając ramię.
Na tym jednak szczęście dziewczyny się skończyło. Dwa silne podmuchy uderzyły w nią składając ją w pasie, czym scyzoryk. Nie był to jednak markowane, bo jęk jaki wyrwał się z niej, w momencie gdy powietrze zostało wypchnięte z jej płuc, nie mógł być udawany. Zaraz też w górę wystrzelił Harry, niczym pocisk z armaty. Odbił się jednak od jej tarczy i spadając wysłał dwa uderzenia czystej mocy. Pierwsze roztrzaskało jej tarczę, a drugie trafiło, zanim zdołała się deportować.
Harry także nie zdążył się aportować i upadł plecami na piasek z niemal trzech metrów, z siłą, która wzbiła piasek wokół niego w powietrze.
Maissie wylądowała zgrabnie obok niego.
- Wygrałam? – Zapytała słodkim głosem.
- Moje włosy są całe – odpowiedział, a jej twarz stężała.
Przejechała dłonią po jednej i drugiej stronie upewniając się, co do długości, a potem wolno przesunęła pukiel do przodu. Końcówki zmieniły kolor na fioletowy.
- Mówiłam ci, Potter! – Krzyknęła. – Nie moje włosy. – Moc wokół niej zabłysła, powalając samą rozszerzającą się energią widzów wciąż stojących na tarasie.
Jedynymi, którzy pozostali na nogach był Dumbledore, oraz chroniący się za nim, Remus z Nimfadorą i Ron z Hermioną, oraz Fleur. Oni wiedzieli, czego się spodziewać, bo widzieli i czuli już moc Harry'ego. Nie sądzili, co prawda, że to co widzieli, było tylko częścią mocy, i to ekranowaną przez Harry'ego. Mimo to ich zmysły były przygotowane na takie wybuchy mocy. Reszta, to jest państwo Weasley, Kingsley, Moody, Hagrid, bliźniacy, Bill, Ginny, Neville i Luna stracili przytomność. Część, jak Moody i Kingsley zaraz, po rozpoczęciu walki, próbowali bowiem wyczuć ich moc, zanim rozpoczęła się potyczka. Reszta gdy nastąpił wybuch Maissie.
Harry podniósł się z piasku, gdy trafił go pierwszy cios, który ponownie wyrzucił go w powietrze. Zaraz za nim poleciały dwa ogniste podmuchy, które okrążyły chłopaka i uderzyły go z dwóch stron.
Harry mimo iż jego prawa ręka zwisała dziwnie z boku, uśmiechał się, stając na nogach i ruszając w stronę dziewczyny. Jego tarcza, co i raz rozbłyskiwała pod uderzeniami mocy.
- Kochanie – powiedział łagodnie, gdy stał już niecały metr od niej, a jego tarcza świeciła pomarańczem, od ognia i ciosów czystej energii, które w nią uderzały. O dziwo, Harry nie odpowiedział, ani jednym ciosem. – Wróć do mnie Maissie – dodał.
Ciosy ustały, złota poświata, jaka pojawiła się wokół dziewczyny zgasła, a jej włosy targane niewyczuwalnym dla innych podmuchem wiatru, opadły na ramiona. Sama dziewczyna, także zachwiała się i upadła do przodu, ale Harry złapał ją jedną ręką, zarzucił sobie na ramie i ruszył w stronę tarasu.
- Nie cućcie ich na razie – powiedział, gdy posadził Maissie na fotelu. Lewą dłonią przejechał jej przed oczami. – Hej – powiedział, z uśmiechem, gdy otworzyła oczy.
- Zrobiłam komuś krzywdę? – Zapytała zdezorientowana.
- Nie, ale nie dlatego, że nie próbowałaś.
- Mówiłam ci, żebyś nie tykał moich włosów – powiedziała siadając bardziej prosto.
Harry także usiadł i skrzywił się z bólu.
- Co ci zrobiłam?
- Nie jestem pewny, chyba tylko wybiłem go z barku, przy tym drugim upadku – odpowiedział, próbując przesunąć rękę na przód.
- Ej… - fuknęła dziewczyna. – Co ci mówiłam, o głupim bohaterstwie?
- Nie robić tego?
- Dobrze, coś dotarło do twojego łba – zaśmiała się i przystąpiła do leczenia jego ręki. Z głośnym chrupnięciem, jego bark wskoczył na miejsce, a wokół ramienia i ręki, pojawił się widmowy odpowiednik gipsu.
- Dzięki – powiedział, po czym zwrócił się do przytomnych, nadal chroniących się za dyrektorem. – Pewnie macie jakieś pytania.
- Może najpierw ocucimy tych, których zmysły nie były gotowe na taki poziom mocy – zaproponował profesor, ale Harry przerwał mu gestem dłoni.
- Będę musiał zmodyfikować im to wspomnienie. Jak sam pan widział, wybuch mocy może być naszą najpotężniejszą bronią w pierwszym starciu, ale jest to broń, jednorazowa. Przy drugim, pokazie, mimo, że nasza moc skoczyła kilka razy, nie straciliście przytomności, bo wasze postrzeganie magii wiedziało, że taki skok jest możliwy – wyjaśnił.
- Rozumiem powody, ale czy nie sądzisz, że to odrobinę okrutne? – Zapytał dyrektor.
- Dlatego, że ja także rozumiem konieczność takiego postępowania, jestem w stanie wybaczyć panu to, co zrobił pan w moim życiu do tej pory – Harry gestem zachęcił ich by siedli. – Hermiono?
- Jakim cudem rzucałeś dwa czary równocześnie. To łamie najbardziej podstawowe prawa magii – wykrzyknęła. – I z czego się śmiejecie.
- Mój przyjaciel i nauczyciel powiedział niemal to samo, gdy pierwszy raz zrobiłem to przypadkiem.
- Czy to jeden z elementów Magii Trzeciego Poziomu? – Zapytał Remus, a zielonooki, pokazał mu dwa wzniesione palce.
- Harry, mam wrażenie, że jestem do tyłu z wiedzą – wtrącił dyrektor.
- Cóż, nie. To oni są do przodu – odpowiedział. – Maissie, możesz, ja mam niesprawną rękę.
- Trzeba było nauczyć się upadać – odpowiedziała, ale wstała i przekazała Dumbledorowi pakiet wspomnień, jaki wyselekcjonował Harry, na potrzeby wprowadzenia kogoś w prawdę o jego szkoleniu.
Po chwili zastanowienia, pokazała go również Fleur.
- Harry, czy ty zamierzasz, podbić mugoli? – Zapytał, po dłuższej chwili dyrektor.
- Jeśli będę musiał to tak – odpowiedział patrząc mu prosto w oczy, twardym wzrokiem. – Mam jednak nadzieję, że uda się nam rozwiązać ten konflikt bez wojny.
- Nie ma na to szans – odezwała się Fleur. – Jeśli się ujawnimy, może zapanuje pokój, na początku. Potem, przy każdej niewyjaśnionej rzeczy winni będą czarodzieje.
- Ona ma rację – powiedziała Hermiona. – Wiem, że część mugoli tak zareaguje. Wiem, jak reagują mugole, którzy wiedzą o magii. Z jednej strony, próbują zrozumieć, ale ciągle się boją. Nie wiedzą, czy ich pamięć nie była modyfikowana. Nie rozumieją – zakończyła smutno.
- Obawiam się, że to prawda. Ujawnienie się nie wchodzi w grę.
- Za dwadzieścia lat, mugole stworzą technologię, która umożliwi im dostrzeżenie, że niemal jedna trzecia ścisłego centrum Londynu, nie istnieje na żadnej z ich map. Już dziś mogą stwierdzić, że ich metro, zatacza wielki krąg omijając centrum. Choć to na razie wystarczy tłumaczyć, trudnościami technologicznymi w drążeniu tuneli, ale to kwestia kilku lat, nim, ktoś z nich wwierci się do Gringotta – powiedział Harry. – Nie mamy możliwości, by wiecznie się ukrywać.
- A więc wojna? – Zapytała Nimfadora.
- Być może Samuel miał rację. Nie chcę jednak w to wierzyć – zdecydował Harry. – Najpierw Voldemort, a potem będziemy mieli kilka lat na badania – wstał powoli i przeszedł przed nieprzytomnymi, zatrzymując się, na kilka sekund przed każdym. – Zmodyfikowałem ich wspomnienia, tak jakbyśmy z Maissie zakpili z was, i pojedynkowali się na Aquamentii – wyjaśnił.
Odwrócił się do plaży i wyciągnął w jej stronę lewą dłoń. Piasek zasypał leje, a ten spalony ponownie przybrał barwę złota. Przerwał, gdy poczuł strumień zimnej wody.
- Zapomniałeś, że to ja wygrałam – powiedziała Maissie uśmiechając się niewinnie.
- Niech będzie, ale ja wygram następny pojedynek – powiedział i niespodziewanie odwrócił się do Francuzki. – Pytanie co z tobą.
- Możesz zmodyfikować moja pamięć, ale chcę najpierw porozmawiać z Maissie – odpowiedziała narzeczona Billa. – Jesteś Willą – oznajmiła.
- Nie do końca. Mam w sobie coś z Willi, ale nie jestem, z nimi spokrewniona tak jak ty.
- Och. Myślałam, że twoja matka, albo babka była willą. Ten ogień, ten żar – powiedziała Francuzka.
- Maissie postaw w jej głowie strażnika. To samo będziemy musieli zrobić z Billem – zdecydował Harry.
- Porozmawiajmy jeszcze o waszych poziomach mocy – wtrącił Dumbledore. – Rozumiem, że wedle waszej klasyfikacji z przyszłości, my posługujemy się magią pierwszego poziomu. A to co widzieliśmy – kontynuował, gdy Harry kiwną głową, potwierdzając jego domysły. – Było Magią Drugiego Poziomu. Ile ich jest, i czy każdy kolejny tak, bardzo podnosi poziom mocy?
- Zasadniczo jest siedem poziomów. Drugi i trzeci znacząco podnoszą poziom mocy. Dodatkowo oba korzystają z innego rodzaju energii, by zasilać magie. Czwarty, jest czymś innym. To moc tworzenia, woli, nie wiem jak to opisać, by nie zdradzić za wiele.
- Czyli czwarty można opanować bez drugiego i trzeciego?
- Tak i nie. Tak, bo można, ale by was to zabiło, a poza tym Maissie nie może jeszcze poznać pewnej wiedzy – wyjaśnił Harry. – Magia Piątego Poziomu to coś w rodzaju dostępu do innych żywiołów. Czas jest żywiołem, a raczej wymiarem, więc… - zamilkł i po chwili podjął ponownie. – Postrzegacie czas, jako linię, mającą początek i koniec, a wy jesteście w pewnym punkcie. Mag Piątego poziomu, może postrzegać czas jako morze. Można z pewnym trudem płynąć wstecz, pod prąd –
- A więc płynięcie w przód powinno być łatwiejsze.
- Więc może cyklon, a czarodziej jest we wnętrzu. Przy odpowiednim wysiłku można popłynąć w dowolnym kierunku. Z przeskokami w przyszłość, jest pewne ryzyko. Istnieje nieskończona liczba możliwości, ale wedle Samuela, pierwsza, którą się zobaczy jest tą, która stanie się prawdziwą. Zaryzykujesz zerknięcie?
- W każdym razie Magia Szóstego i Siódmego poziomu to kolejne wymiary, kolejne sposoby wpływania na rzeczywistość – podjął po chwili. – Wedle Samuela, wszechświat i całe życie, zaczęło się, od zagubionego Maga Siódmego Poziomu.
- A które poziomy opanowaliście – Zapytała Tonks.
- Ja trzeci i w moim czasie byłam nazywana geniuszem – odpowiedziała Maissie, badając po raz kolejny ramię Harry'ego. – Będziesz żył, jak ci to zdejmiemy na czas pożegnania gości.
- A ty Harry?
- Harry miał dobrą motywacje do nauki, do naszego powrotu myślałam, że jest na moim poziomie i okazjonalnie wbija się wyżej – odpowiedziała blondynka za zielonookiego. – Po powrocie już pokazał, że panuje nad Magią Czwartego Poziomu.
- No dobrze, ale czy w takim razie nie warto by było, sprowokować Voldemorta do ataku i załatwić jego i Śmierciożerców w jednym ataku? – Zapytał Ron.
- Nie – powiedział szybko Dumbledore. – Nie jest to takie proste. Voldemort obecnie jest tak blisko nieśmiertelności, jak może znaleźć się człowiek. Zniszczenie jego ciała nic nie da. To coś, o czym chcę z tobą porozmawiać Harry, w czasie prywatnych lekcji. Dziwię się natomiast, że wydajesz się o tym nie wiedzieć.
- Harry, Hermiona i Ron nie zdradzili nikomu jak pokonali Voldemorta. Powołali się na bezpieczeństwo – wyjaśniła Maissie. – Zniknęli na niemal rok, w czasie przyszłych wakacji, a potem Harry zabił go odbijając jego Avadę. W czasie walki, część świadków podaje, że Harry został zabity, a potem ożył. Z tego co wiemy na pewno, jako pierwszy osiągnął Magię Drugiego Poziomu, ale to nastąpiło w czasie pierwszego roku wojny z mugolami.
- To może być efekt moich lekcji. Rozumiem, że nastąpiło to po mojej śmierci? – Zapytał neutralnym tonem, a dziewczyna pokiwała powoli głową. – Spokojnie, wiem, że umieram i nie zostało mi więcej niż rok. W czasie wakacji, zetknąłem się z klątwą, która uszkadza mój rdzeń – powiedział podnosząc poczerniałą rękę.
- Może to być mniejszy problem niż pan myśli – zaśmiał się Harry. – Maissie potrafi leczyć.
- Ale znacząco zmienicie historię – wyrwało się Hermionie.
- Tylko tak możemy zmienić przyszłość. Tłumaczyliśmy ci, że małe zmiany nic nie dadzą.
- Spokojnie. Musimy któregoś wieczoru usiąść i omówić, co wiecie o naszych czasach, a potem pomyśleć, gdzie nastąpiły punkty krytyczne. Nie dziś, dzisiaj mieliśmy świętować urodziny Harry'ego – zakończył rodzącą się kłótnie dyrektor. – Myślę, że możesz wybudzić resztę gości, a my postaramy się udawać, rozbawionych waszym pojedynkiem.
Harry zniknął i pojawił się na piasku tuż przed tarasem, jego dziewczyna zajęła miejsce między nim, a morzem. Gdy tylko Harry jednym gestem różdżki ocucił tych, spośród gości, którzy byli nieprzytomni, Maissie natychmiast uderzyła w niego strumieniem wody, ochlapując dodatkowo gości.
- Dobra, poddaje się! – krzyknął, podnosząc ręce.
Od stołu dobiegł go śmiech Dumbledora, a był tak naturalny, że porwał resztę czarodziejów. Harry i bez tego był pewien, że uwierzą. Jego modyfikacja pamięci wykonana rdzeniem feniksa, dawała mu niezwykłą pewność co do skuteczności, ale na pewno nie zaszkodziło.
- Widzę Harry, że mimo wzrostu mocy, nadal jest ktoś, kto potrafi z tobą wygrać – powiedział rozbawiony dyrektor.
- Tak, Maissie ma nade mną władzę, ale to działa w dwie strony – odpowiedział przywołując zaklęciem dziewczynę i otrzepując na nią wodę z włosów.
Oboje aportowali się na krzesła, a Harry zajął się suszeniem ubrań i głowy, za pomocą ciepłego powietrza z różdżki.
- Myślę, że pora na prezenty – powiedziała pani Weasley, a reszta ochoczo przytaknęła.
Przyjęcie trwało jeszcze kilka godzin, aż niebo na wschodzie zaczęło jaśnieć. Cześć osób posnęła na fotelach i sofach, nie przejmując się nimi, bo noc była ciepła, ci którzy byli w stanie udali się do sypialni, a kilkoro dorosłych aportowało do domów.
**
Maski
**
Następnego ranka Harry zszedł na śniadanie, jako ostatni, co rzadko mu się zdarzało, zazwyczaj, gdy Remus z Tonks wstawali, był na nogach i wyglądał, jakby nie spał już kilka godzin.
- Co tak późno? Czyżby Maissie wykończyła cię wczoraj? – Zażartowała Tonks.
- Tak, ale chodzi o wyłamany bark, a nie to co insynuujesz – odpowiedział, przywołując sobie kawę. – Zalecenie lekarza, żadnych treningów rano.
- A potrafię być przekonująca – dodała blondynka, kładąc przed nim talerz z jajecznicą. – Masz sowę.
- Jak dramatycznie – powiedział, wyciągając rękę do listu. – W moje urodziny – Jego dłoń rozbłysła białym światłem. - Ale o dziwo bez klątwy, a spodziewałem się choć próby.
- Najwyraźniej zależy mu na tej przepowiedni – stwierdził Remus. – Napisał coś ciekawego?
- Nie specjalnie – odpowiedział zielonooki i zaczął czytać na głos. – Nie będę się silił na grzeczności Harry, za dużo razy w przeszłości trwała między nami walka, by udawać, że możemy współpracować. Zaciekawiła mnie twoja propozycja i zacząłem się zastanawiać, o co może chodzić. Nie możesz przecież liczyć na to, że cię oszczędzę, nie znając treści przepowiedni. Musiałeś mieć inny cel, a przesłuchanie madame Malkin, jasno pokazało, że chcesz ochronić twoich przyjaciół. Mogę ci to zagwarantować. Ani ja ani moi śmierciożercy, nie ruszą zdrajców krwi Weasleyów i szlamy Granger. O ile oni nie zaatakują mnie, czy moich ludzi. Odeślij wspomnienie, moją sową. Podpis chyba autentyczny – zakończył.
- Co zamierzasz? - Spytała Tonks. – Nie zaoferował zbyt wiele, by informować go o pełnej treści przepowiedni. Wtedy skupi swoje działa na tobie.
- A ani mi, ani Maissie nie jest w stanie zagrozić. Wy przestaniecie się wychylać i jakoś dotrwamy do czasu, aż będę mógł go zabić – wyjaśnił, wyjmując wspomnienie z gabinetu dyrektora, na którym poznał treść przepowiedni i składając je do fiolki. Zabezpieczył ją i doczepił do łapy sowy. – Jeszcze list.
Szybko napisał kilka słów, po czy zwinął pergamin i również przywiązał do łapki sowy.
- Co mu wysłałeś?-Zapytała Maissie, gdy sowa odleciała.
- Klątwę galaretowanych nóg, ale zamaskowaną, aktywuje się dopiero jak skończy czytać. Poza tym obraziłem jego przodków, nazywając ich zmokłymi chomikami.
- I za to cię kocham – powiedziała Maissie, całując go z uśmiechem.
**
Maski
**
Reszta wakacji ubiegła im spokojnie i poza okazyjnymi wizytami, na Grimmaud, Harry spędził pierwsze błogie wakacje w życiu. Co prawda na wyspie Masek, także nie dopadał go stres Dursleyów, ale poza pierwszymi tygodniami z Maissie, które w dużej mierze spędził na wymagających treningach, spędził je na piciu i treningu. Nigdy do tej pory się nie bawił.
Maissie zaliczyła wszystkie przedmioty, na egzaminach w Ministerstwie, a Dumbledore osobiście obiecał, że odbędzie się normalna ceremonia przydziału.
Jednak jak to bywa, dobry czas mija bardzo szybko. Nadszedł pierwszy wrzesień i Harry wraz z Maissie pojawili się na dworcu King Cross.
- Pamiętasz jak mówiłam ci, że nie lubię odwiedzać takich miejsc – wyszeptała. – Dla mnie to jak poruszanie się w świecie duchów.
Harry zamiast odpowiedzieć przytulił ją do siebie. Wiedział, że Maissie sobie poradzi, dlatego, zamiast słów zrobił to co zwykle. Pokazał, że będzie przy niej.
- Zawsze? – Zapytała, wypowiadając ich prywatną mantrę.
- Zawsze.
**
Maski
**
- Wiecie co – powiedział Harry, gdy otrzymał zaproszenie do przedziału Slughorna. – Chodźmy wszyscy?
- Ale zaproszenie mówi, tylko o Tobie, Hermionie i Nevillu – powiedział Ron.
- Co nie zmienia faktu, że ja zabieram Maissie, a Hermiona ciebie, a Nevill Lunę – wyjaśnił. – Kto to w ogóle jest ten Slughorn?
- To nowy nauczyciel. W wakacje, gdy cię nie było, profesor Dumbledore poprosił mnie o pomoc w przekonaniu go do powrotu do szkoły – wyjaśniła Hermiona. – Jest dość osobliwy, tworzył w szkole klub wybitnych uczniów, albo raczej uczniów, których on uznał, za mających potencjał. Wszyscy jego członkowie, stali się bardzo wpływowi, a kariery zawdzięczają właśnie Slughornowi. Z tego co zrozumiałam, to ty miałeś być przynętą na niego, ale że zaginałeś, dyrektor użył mnie. W całym zamieszeniu zapomniałam o tym – dodała zawstydzona.
- Tym bardziej warto znaleźć się na kolacji otwierającej klub – powiedziała Maissie, wstając i zmieniając swoje ubranie w obcisłą długą suknię, koloru ciemnego granatu.
Harry machnął kilka razy dłonią i ubrania reszty także się zmieniły. Wyglądali teraz, jakby wybierali się na oficjalne przyjęcie do Ministerstwa.
- No teraz nie możecie odmówić – powiedział wyciągając dłoń do swojej pani.
**
Maski
**
- Hermiono, witaj! – zawołał rozradowany Slughorn. – Mam dla ciebie dwie książki, które z pewnością cię zainteresują. Widzę, że przyprowadziłaś niezłe towarzystwo, stroje dobraliście wyśmienicie – mówił, nie przejmując się szokiem na twarzach gości. – Oczywiście znam pana Pottera, choć muszę powiedzieć, że na zdjęciach z proroka wyglądasz mizerniej. Pan musi być bratem Ginny Weasley, wszędzie poznałbym te rude włosy i piegi tak charakterystyczne dla waszego rodu.
- I oczywiście pan Longbottom, z panną Lovegood – powiedział ściskając dłoń kolejnego z swoich gości. – Nie znam jednak ciebie moja droga. Krążą oczywiście plotki, ale… Twoje rysy, oczy, jednak, czy można wieżyc plotkom.
- Można – powiedział Harry, rozbawiony spontanicznością grubaska. Po tym co powiedziała mu Hermiona, wiedział, że to doskonała gra. Ktoś, kto stworzył taka sieć współzależności, musiał być ekstremalnie inteligentny. – Przedstawiam panu Maissie Malfoy. Choć jeszcze tylko przez niecały rok – dodał szeptem.
- Skąd wiesz? Może zostawię sobie swoje nazwisko – zakpiła dziewczyna, gdy nauczyciel uśmiechnął się do nich i gestem zaprosił do środka.
– Przewidziałem co prawda mniej miejsc, ale zaraz coś poradzimy – powiedział wyjmując różdżkę. Po kilku machnięciach stół, z okrągłego zmienił się na owalny, pojawiły się dodatkowe krzesła. Sam przedział także nie oferował mniej miejsca.
- Zapraszam – zachęcił ich do zajmowania miejsc, samemu siadając obok Ginny. Slughorn zaczął wyjmować rzeczy z koszyka piknikowego, paplając o starym żołądku, oraz przesłuchując kolejnych uczestników spotkania.
- Harry – powiedział wreszcie. – Słyszałem, że zaginąłeś w te wakacje, musisz mi uwierzyć, byłem bardziej niż szczęśliwy, gdy dowiedziałem się, że wszystko w porządku. Ale co się z tobą działo, bo wiem, że Albus, dla was oczywiście profesor Dumbledore, postawił na głowę cały Zakon i pół ministerstwa.
- Poszedłem na spacer, a że nie używałem magii, nie mogli mnie znaleźć. To dość bezpieczny sposób na unikanie odnalezienia. Nie używać magii – odpowiedział, nie zamierzając brać udziału w grze. Zwłaszcza przy Zabinim.
- Nie oszukasz mnie Harry – usłyszał w odpowiedzi. – Są sposoby namierzania mugoli, jak i czarodziejów nawet, gdy nie używają magii. A jestem pewny, że Dumbledore, jak i genialna panna Granger zna je wszystkie. Jednak, być może byłem zbyt wścibski.
- Był pan – odpowiedział szczerze, sięgając po sok z dyni. – Ale nie na tyle bym wyszedł.
- Harry nie bądź taki. Myślę, że profesor może wiedzieć z kim spędziłeś ten czas – powiedziała rozbawiona Maissie.
- Raczej w kim – mruknęła Ginny.
- Oczywiście mała Ginewro, dorośli ze sobą sypiają. Nie chce być twoim wrogiem, ale też mnie nie zastraszysz – blondynka była jawnie rozbawiona, a Ginny oblała się rumieńcem. – Nie zważając jednak na przerwę, musi pan kiedyś odwiedzić nasz dom. Harry na pewno będzie bardziej rozmowy w kameralnych warunkach.
Slughorn uśmiechnął się ciepło.
- Będę zaszczycony.
**
Maski
**
- Myślisz, że powinnam płynąć łódką? – Zapytała gdy wysiadali na peronie w Hogsmeade.
- Na mnie zrobiło to olbrzymie wrażenie, ale miałem wtedy jedenaście lat – Harry ścisnął jej dłoń. – I w łódce mnie nie będzie – dodał ciszej.
- Więc powóz.
- Pirszoroczni! – Rozległo się niedaleko nich wołanie Hagrida. – Siema Harry, Maissie. Hej Neville, Luna. Gdzie się podział Ron i Hermiona?
- Obowiązki prefektów.
- Racja. Profesor Dumbledore mówił mi, że możesz nie chcieć płynąć łódką – powiedział zwracając się do blondynki. – W porząsiu – dodał, gdy Maissie pokiwała głową. - Zobaczymy się na uczcie.
Wsiedli do powozu, który ruszył, gdy tylko drzwi za ich czwórką się zamknęły.
**
Maski
**
- Jest większy – powiedziała po cichu Maissie, gdy wysiedli przed schodami prowadzącymi do głównego wejścia.
- Tak. A w środku bardziej niesamowity, niż możesz sądzić – zaczął Harry, ale przerwała mu wicedyrektorka.
- Panno Malfoy, jestem Minerwa McGonagall – powiedziała podchodząc do nich. – Przesyłałam ci informacje o szkole, oraz zasadach. Proszę za mną, zaraz pojawią się pierwszoroczni, z Hagridem. Wyjaśnię wam przebieg ceremonii przydziału – dodała odchodząc.
- Nie jest za miła – szepnęła Maissie dając Harry'emu buziaka.
- Nie jest zła – powiedział za odchodząca dziewczyną.
- Ciekawe do jakiego domu trafi? – Zastanawiał się na głos Nevill, gdy w trójkę ruszyli po schodach.
- Podejrzewam, że do Slytherinu, pasowałby do jej charakteru – stwierdziła beznamiętnym tonem Luna.
- Miejmy nadzieję, że nie. Nie wiedziałbym komu współczuć – spróbował zażartować Longbottom.
- Gdyby coś jej zrobili ich dom nie przetrwałby kilku minut, a jakby nie daj boże dotknęliby jej włosów – zażartował Ron, który właśnie wraz z Hermioną ich dogonił i musiał słyszeć ich dyskusję. – Gdyby Harry'ego nie było w pobliżu, to sam bym się bał.
- Bałbyś się, nawet jakbym był w pobliżu – odpowiedział rozbawiony Harry. – Gdyby ja tknęli, to ja byłbym ich problemem, a Szlachetny, Starodawny Dom Slytherina, przestałby istnieć, choćbym miał rozwalić połowę zamku – dodał poważnie.
- Patrząc jaką ona ma wiedzę i z tego co mówiłeś o jej pilności trafi pewnie do Ravenclawu – stwierdziła Hermiona.
Za wyjątkiem Luny, wszyscy zajęli miejsca mniej więcej w centrum stołu Gryfonów, po niecałych dziesięciu minutach, uczniowie wszystkich domów siedzieli już, przy swoich stołach, a Hagrid dosiadł się do stołu dla nauczycieli.
Główne drzwi otwarły się i do środka weszła McGonagall, prowadząc sznureczek pierwszoroczniaków, wśród których, Maissie wyróżniała się, nie tylko wzrostem. Jako jedyna nie wydawała się przerażona.
Nauczycielka transmutacji, położyła na przygotowanym wcześniej taborecie Tiarę Przydziału. Przez chwile nic się nie działo, aż kapelusz uniósł się lekko, a szczelina wokół ronda rozwarła się.
- Może nie jestem nowa,
Lecz czasów widziałam szmat,
Może nie jestem mądra,
Lecz najmądrzejszy mnie stworzył. – Zaśpiewała, dość dziwną powolną melodię.
- Dla was los wyznaczam,
Lecz zmusić was nie mogę,
Dziś dla was ważą się losy świata,
A ja zmienić je mogę.
Spełnię mój obowiązek niechętnie,
Bo to cel mego istnienia,
Niech przyszłe czasy wybaczą,
Nie ma w tym mego pragnienia.
Godryku, co ceniłeś męstwo,
Salazarze, który wybrałeś przebiegłość,
Helgo, co kochałaś wszystkich,
Roweno, która chciałaś tylko wiedzy.
Wy, którzy tu dziś siedzicie,
Wy którzy siedzieliście tu wcześniej,
Wy, którzy dopiero będziecie tu siedzieć,
Wybaczcie. – Rondo zamknęło się, pozostawiając Wielką Salę w ciszy.
McGonagall spojrzała na Dumbledora, który gestem pokazał, by kontynuowała.
- Uczeń, którego nazwisko wyczytam, wychodzi na przód siada na stołku i zakłada Tiarę – wyrecytowała wicedyrektorka. – Acoot, Dylan.
Niski brunet wyszedł z szeregu i udał się do krzesła.
- Co to miało znaczyć? – Zapytał Ron.
- Podejrzewam, a pewności mieć nie będę, że Tiara, widziała już podobne koleje losu. Widzi, a może raczej słyszy w gabinecie Dumbledora, wiele rzeczy, więc w ten sposób ostrzega nas przed dzieleniem się – odpowiedział wolno Harry.
Przydział trwał, aż w końcu pozostała tylko Maissie.
- Malfoy, Maissie – odczytała wicedyrektorka.
Milczenie trwało odrobinę tylko dłużej, niż przy pozostałych uczniach.
- HUFFELPUF! – wykrzyknęła Tiara.
Hermiona i Ron popatrzyli na Harry'ego zdumionymi oczami, ale ten uśmiechał się od ucha do ucha, klaszcząc z puchonami.
- Wiedziałeś? – Zapytała brązowowłosa, gdy oklaski ucichły.
- Pamiętaj, że ja ją znam – odpowiedział. Skinął dłonią, w której pojawiła się różdżka, a po krótkim jej machnięciu, w powietrzu przed Maissie, pojawiła się pojedyncza czerwona róża.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro