nie rozdzial, ale chyba warto
Hej,
To nie rozdział. Odpowiadając jednak na niezadane (albo zadane w komentarzu pytanie, „Rozdział 5” jeszcze dziś.
W czasie rozmowy z kimś kogo bardzo szanuję, jako twórcę, a który nigdy nie napisał, żadnej książki ;) (CopyWriter, twórca artykułów sponsorowanych i treści do marketingu internetowego).
Z jego ust padło zdanie „To co piszesz nie jest parodia, bo większość osób nie zrozumie, że pisząc próbujesz uczyć.”
Miał rację, za mało widać co parodiuję, i dlaczego. A Skoro mogę to pokazać to będę to robił.
Od teraz na końcu rozdziału będę zamieszczał opis, jaką część opowieści o SuperHarrym chce sparodiować, a raczej napisać poważnie, (porządnie?) i przede wszystkim dlaczego uważam, że tak jest lepiej, że tak powinno to wyglądać.
Tu zamieszczam powody dla pierwszych czterech rozdziałów.
Ps. Mam nadzieje, że przyjmiecie to ciepło. Zapraszam tez do dyskusji na temat tych moich (może urojonych) powodów. Do wyrażenia opinii, czy mam racje, albo gdzie się mylę. Może uda nam się nawzajem osiągnąć coś co ubogaci nas wszystkich.
Rozdział 1
W domu Harrego pojawia się super potężna istota, proponuje mu szkolenie(zawsze wyjaśnia, że super szybkie)/dołączanie do tajnej grupy super potężnych postaci, mówi, że Dumbledore kłamie itp., a Harry odpowiada „OK”
Zazwyczaj Harry zachwyca się super wielkim zamkiem, zazwyczaj w pierwszym rozdziale, albo czterech notkach po 500 słów. Poznaje swojego nauczyciela, który od pierwszej chwili katuje go 300 (często pojawia się zapis liczbowy, zamiast słownego, co mnie osobiście drażni. Czuję, że mój umysł zwalnia na chwilę, by przeskoczyć pomiędzy poziomami myślenia/analizowania danych) pompkami itp. (kto nie ćwiczy ten może nie wiedzieć, ale zrobienie pięćdziesięciu wcale nie jest proste.
Co jeszcze mnie drażni, w pierwszym rozdziale o SuperHarrym? Głównie fakt, że istnieje sobie ukryta organizacja SuperCzarodziejów, nikt o nich nie wie, są super ukryci, ale zamiast pomóc, postanawiają złożyć wszystko na barki szesnastolatka (lub coś koło tego). Jednocześnie zawsze w takich historiach Dumbledore jest zły, bo manipuluje Harrym i zwala na niego robotę, której sam nie może wykonać.
Są wyjątki od tej reguły.
Tłumaczone przez Myrkul, opowiadanie „To Oznacza Wojnę”, choć tam Harry odkrywa swoją moc, zamiast otrzymać ja od kogoś. Opowiadanie znajduję się na FanFiction.net.
Czy z Wattpada „Harry Potter i księga magii” pisane przez @Carmendraconi
Z pewnością są i inne wyjątki, ale zdecydowanie najczęściej pisanie o SuperHarrym kończy się na tym, że autor próbuje szybko przewinąć coś, coś uważa za nudne, czyli szkolenie. Więc jego Harry zgadza się na wszystko. Zmiany Charakteru odbywają się, za pomocą magicznych zdań typu „Harry stał się bardziej sarkastyczny”, a ja zawsze myślę, ale kur… dlaczego się taki stał?
Podsumowując, w moim pierwszym rozdziale „Werbunek” chciałem pokazać, że można wciągnąć Harrego poprzez zaintrygowanie go (Maissie nic mu nie mówi, po prostu prosi. No i trochę podlizuje się kopiąc jego kuzyna, co ewidentnie zaintrygowało chłopaka). Chciałem pokazać, że super potężni nie musze się ukrywać, dlatego, że chcą, ale że muszą. Że mogą mieć powód by nie ingerować (zawirowania czasowe, albo za mała ich liczba).
Rozdział 2
To Integracja. Harry od razu bez zastanowienia wskazuje w wszystkie zasady nowo poznanych czarodziejów (a zazwyczaj akcje te toczą się tuz po śmierci Syriusza). Potter właśnie przez nadmierne zaufanie zabił Syriusza, a teraz ponownie ślepo ufa nowym, nieznanym ludziom. I don’t think so!
Harry powinien mieć wątpliwości, a skoro jest w pętli czasowej, to powinien sobie na nie pozwolić.
Drugim mitem, który chce obalić to fakt, że wszyscy w takich organizacjach są dobrzy. No helooł, werbując się, robili sobie psychotesty, czy zabijają każdego, kto przejawia skłonności do zła? A może jak już kogoś wyszkolą i okaże się, że jest zły, to mówią mu „Idź stond, szerz zło na świecie, a my znajdziemy jakieś dziecko, które cię pokona”.
Tak więc, chciałem pokazać, że Harremu niekoniecznie będzie się śpieszyło to zaufania, do wypełniania planu kogoś innego. No i że jednak coś lub ktoś musi sprawić, by zaufał, by zechciał.
Rozdział 3
„Przyrost mocy” - zazwyczaj odbywa się on w książkach o SuperHarrym, w następujący sposób.
Harry trenuje jak wariat (i zazwyczaj jak idiota, ale to wina jego trenerów (nie da się zakatować organizmu i liczyć, że będą z tego efekty)), uczy się tony rzeczy, a na koniec dostaje eliksir, albo rytuał (opisany na zasadzie, „wejdziesz w krąg, upuścisz krople krwi, uniesiesz się w powietrze i gotowe”). Po czym jest już super magiem. A gdzie logika, gdzie zachowanie jakichkolwiek zasad przyczynowo skutkowych?
Czemu nie mogli mu dać eliksiru na początku? – Bo w niewytrenowanym ciele by go zabił. To czemu nikt o tym nie pisze?
Dlaczego ostry trening fizyczny sprawia, że Moc Harrego wzrasta ponad wszystko co widzieli? No skoro wiedzieli, że trening wzmacnia to powinni wiedzieć o wzroście mocy, a skoro nie wiedzieli, to po cholerę go tak cisnęli z tym treningiem.
Itp.
W moim rozdziale „Przyrost mocy” chciałem po pierwsze. Wyjaśnić, dlaczego nikt inny nie mógłby zrobić tego samego (rytuał wymyślono po czasach Harrego). Po drugie, nie każdy zdecyduje się na to moralnie. (Dlaczego Harry się zdecydował? I to na pięć stworzeń, odpowie wam on sam w rozmowie z Maissie, ale to odrobinę później). Po trzecie, Harry ma poczucie misji i swoisty brak szacunku, do swojego życia, więc będzie ryzykował, pchał się dalej niż powinien, bo uważa, że powinien pomścić wszystkich, którzy zginęli by on żył. Pamiętamy, że on jest w depresji, bo jakoś wszyscy zdaja się o tym zapominać. Doprowadził do śmierci swojego ojca chrzestnego.
Rozdział 4
Kontynuuje tu wątek Przyrostu Mocy, bo uważam, sam Rytuał, takiego przyrostu zasługuje na wyjaśnienie, porządnie opisany przebieg, bo nie jest coś normalnego. Coś co odbywa się tak często jak rzucanie Wingardium Leviosa. Mamy tu do czynienia z epicką magią i opisanie jej, w jednym akapicie uważam za zbrodnie. Dobrze, że w opowiadaniach nie pojawiają się jeszcze cyfrowe opisy mocy, jak w Dragon Ball (swoją drogą, tam świetnie wyjaśnione i pasujące). Więc nasz Harry wchodzi na „It’s OVER 5000!!!”, okazuje się niezwykły itp.
Mam nadzieję, że udało mi się tym rozdziałem pokazać, że opis magii może być ciekawy i nie trzeba spłycać go do jednego zdania, albo nazwy zaklęcia i * wyjaśniającej, że to taki Cruciatus tylko gorszy.
Zamiast tak pisać, zdecydowanie lepiej opisać to zdaniem w opowieści. „Jaskrawo czerwony promień trafił go w bok, a wrzask przeszył powietrze. Krzyk tak potężny, że walczący zamarli, wpatrując się w zawierzonego kilka cali nad ziemią mężczyznę. Ciało niby nieruchome, ale krzyk i oczy mówiły wszystko. Ci, który znali to zaklęcie wiedzieli czym ono jest. Penetrowało umysł, i pokazywało ofierze najgorsze jej obawy. A to torturowanie jedynego syna, a to śmierć rodzica. Jednocześnie połączone z bólem jak najbardziej prawdziwym. Skóra zrywana żywcem, małe mrówki pożerające mięśnie, krew gotująca się w żyłach.”
Lub
„W powietrzu przed chłopakiem pojawiła się srebrna kula, nieduża, bo odrobinę tylko mniejsza od kafla, ale na jej powierzchni widać było linie układające się w słowa, albo runy.
- To zmagazynowane zaklęcie – wyjaśnił, zmniejszając kulę do wielkości koralika i podając jej. – Gdy ktoś cię zaatakuje, dowiem się o tym. – „
Magia jest tak widowiskowa, że nie można opisać jej zlepkiem liter.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro