9. Nowy Mistrz!
Miłość Velkana i Gabriele kwitła, ale oni nie afiszowali się z nią. Wiedzieli o tym tylko Oteos, Victoria i Vincent. Spotykali się w tajemnicy, choć sami do końca nie wiedzieli dlaczego.Dużo rozmawiali i, pomimo różnicy wieku, świetnie się dogadywali. Urodziny chłopaka również spędzili razem. Pewnego wieczoru Velkan siedział w swoim gabinecie pogrążony we wspomnieniach właśnie tego wieczoru, kiedy usłyszał pukanie do drzwi. Potrząsnął głową i ruszył w stronę wrót. Za nimi stała Gabriele i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że była cała zapłakana,tusz spływał jej po policzkach, a w ręce trzymała chusteczkę.
-Gabriele...Jezu, co się stało?- Przestraszył się chłopak. Ta tylko spojrzała na niego mokrymi od łez oczami i rzuciła mu się na szyję. Pospiesznie zamknął wrota i drżącymi zaczął ją gładzić po plecach i włosach. W końcu uspokoiła się do tego stopnia, że mogła mówić. Posadził ją na kanapie i usiadł obok.
-Ja słyszałam...jak Anna...rozmawiała...z panem Luft- chlipała w jego ramionach- I oni...oni cię zaręczyli!
-Co?! Mnie? Ale z kim?-Zdziwił się chłopak.
-Z córką...tego mężczyzny...Chris...tine-odpowiedziała kobieta.
-Ale mnie nikt nie pytało zdanie! Co to ma w ogóle być?- Zezłościł się chłopak, ale zaraz złagodniał-Nie płacz. Nie mogę znieść jak jesteś smutna. Nie bój się, porozmawiam z Anną.Na pewno da się to jakoś odkręcić- powiedział chłopak- Poczekasz tu na mnie,czy idziesz ze mną?
-Idę z tobą. Wolę być przy tym, niż czekać na rozwój sytuacji- pospiesznie otarła łzy- Idziemy?
-Tak, ale najpierw do łazienki, bo Anna ucieknie jak cię zobaczy- uśmiechnął się Velkan. Po pięciu minutach ruszyli w kierunku kwater Anny. Serca waliły im jak oszalałe, ale wzajemnie dodawali sobie odwagi. Stanęli przed mahoniowymi drzwiami i Velkan bez zastanowienia zapukał kilka razy. Ku jego zdziwieniu nie otworzyła mu jego babka, tylko wysoka, piękna dziewczyna. Miała krótkie, rude włosy i orzechowe oczy. Zmierzyła ich wzrokiem i uśmiechnęła się ukazując rząd równych, białych zębów.
-Ty pewnie jesteś Velkan,prawda?- Podała mu rękę- Nazywał się Christine Luft.
-Miło mi- powiedział chłopak, choć wcale tak nie uważał- To jest Gabriele Crow- dziewczyny zmierzyły się wzrokiem i bez słowa skinęły sobie głowami.
-Wejdźcie, proszę-powiedziała rudowłosa wpuszczając ich do środka. W salonie na fotelu siedziała Anna i jakiś mężczyzna.
-Velkan, Gabriele! Co wy tutaj robicie?- Zdziwiła się kobieta.
-Obawiam się, że musimy porozmawiać- odezwał się chłopak.
-Najpierw ci przedstawię-uśmiechnęła się Anna- To jest pan Nicholas Luft.
-Miło mi- odezwał się mężczyzna kłaniając się lekko- To może my już pójdziemy. Chyba wszystko ustaliliśmy. Do widzenia- on i Christine wyszli zostawiając w salonie lekko zirytowanego Velkana, zdenerwowaną Gabriele i uśmiechniętą Annę.
-No więc, o co chodzi?-Zapytała ta ostatnia wskazując im kanapę.
-Kim był ten człowiek i co ustalaliście?- Zaczął dyplomatycznie chłopak.
-Mówiłam ci, to był pan Nicholas Luft, a to co ustalaliśmy, powinno pozostać między nami, więc,Gabriele, jeśli byłabyś tak miła...
-Nie- powiedział stanowczo chłopak- Ona zostanie. Co ustalaliście?- Powtórzył pytanie.
-Na pewno?- Spojrzała w oczy wnuka, które zmieniły kolor na czerwony- Oczywiście. Doszliśmy do wniosku,że ty i Christine powinniście się bliżej poznać. To naprawdę mądra, dobra i inteligentna dziewczyna.
-Zaręczyłaś mnie bez mojej zgody?- Zapytał bez ogródek Velkan.
-Tak nakazuje zwyczaj-powiedziała kobieta lekko zmieszana- Wszyscy mężczyźni w naszej rodzinie...
-Mój ojciec też?- Znów przerwał jej chłopak.
-Nie. Twój ojciec ożenił się bez naszej wiedzy- odparła kobieta- Ale to nie zmienia faktu, że...
-Jak mogłaś nie zapytać mnie o zdanie? A skąd wiesz, że ja nie jestem zakochany w kimś innym?- Zapytał z wyrzutem i chwycił rękę Gabriele.
-Jak to...?- Zdziwiła się Valerious- To znaczy, że wy...? Dlaczego ja nic nie wiem?
-Tak wyszło. Ale to nie zmienia faktu, że kochamy się i nic nam w tym nie przeszkodzi- powiedział Velkan dobitnie. Bolało go, że jego jedyna żyjąca rodzina uknuła coś takiego za jego plecami.
-A co z Christine?Przecież nawet jej nie poznałeś! A może zmieniłbyś zdanie?- Chciała załagodzić sprawę kobieta. To było dla Gabriele za wiele, więc wybiegła z pomieszczenia,bo nie chciała, żeby Anna widziała jak płacze.
-Czy ty siebie słyszysz?!-Zdenerwował się chłopak- Może nie zauważyłaś, ale ona siedziała obok mnie. Jak mogłaś?- Szepnął na koniec i odwrócił się, by pobiec za Gabriele. Anna próbowała go zatrzymać, ale ten nie zwrócił na to uwagi. Był wzburzony i ledwie nad sobą panował. Nie mógł uwierzyć w to, jak postąpiła z nim jego własna babka. Swoją dziewczynę odnalazł w jej kwaterze. Siedziała na kanapie i tępo wpatrywała się w ścianę.
-Jeśli myślisz, że kiedykolwiek mógłbym poznać kogoś lepszego od ciebie, to znaczy, że sama siebie nie znasz- powiedział jej Velkan i usiadł obok.
-Kocham cię- szepnęła i,już spokojna, wtuliła się w niego. W końcu oboje zasnęli, spokojni o to, co przyniesie jutro.
***
Następstwa tej awantury widać było przez resztę szkolenia. Velkan zdecydowanie mniej rozmawiał z babką,za to coraz częściej widywano go z Gabriele. Na szczęście ani Christine ani jej ojciec nie pojawili się w zamku, więc po miesiącu sprawa znacznie przycichła.
Velkan zaczął swój najcięższy etap nauki. Vincent był zimny, opanowany, złośliwy, przepełniony ironią i sarkazmem. Jednak trzeba mu było przyznać: pomimo wielu kąśliwych uwag, do których można się było przyzwyczaić, był świetnym nauczycielem. Pierwszą rzeczą, jakiej uczył się Velkan, była oklumencja. Zaczęli ją od samego początku, więc chłopak mógł jeszcze raz poznać podstawy. Dzięki temu nauczenie się jej zajęło mu tylko pięć tygodni. Kolejne dwa miesiące uczył się Leglimencji. Vincent był w tym tak dobry, że umiał penetrować umysł niedoświadczonego oklumenty i zwykłego czarodzieja niezauważenie. Po tych ośmiu tygodniach Velkan również mógł tego dokonać, brakowało mu tylko wprawy(którą zdobywał ćwicząc na przypadkowo spotkanych ludziach). Mężczyzna nauczył go również jak przenieść się z Ziemi do Necronomiconu. Było to dość trudne i wyczerpujące, ale tylko na początku.
Później przeszli do hipnozy, czyli wprowadzeniu ofiary w stan psychiczny pomiędzy jawą a snem, podczas którego osoba ta była bardzo podatna na sugestie. Jest bardzo przydatna, szczególnie podczas przesłuchań. No i osoba potrafiąca hipnotyzować sama staje się na hipnozę w pewnym stopniu uodporniona. Teraz już wiedział, po co mu były cowieczorne medytacje. Uczył się również autohipnozy, by zespolić duszę i ciało w jedno. Ta wewnętrzna równowaga potrzebna mu była, by móc lepiej wykorzystywać swoje zdolności. Na początku ćwiczyli tak, jak Velkan wieczorami. Później Vincent zaczął wprowadzać utrudnienia: najpierw była to bzycząca mucha, później muzyka rockowa, kończąc na prowadzącym kilkanaście dyskusji naraz tłumie. I tu był największy problem, bo chłopak nie mógł całkowicie zignorować czynników zewnętrznych. Dlatego nauka tego zajęła im prawie trzy miesiące. Później został tylko sposób zachowania. Mężczyzna uczył go wszystkiego, co wpisane jest w pojęcie „dobrego wychowania", a także wtapiania się w tłum, umiejętności odnalezienia się w świecie mugoli i aktorstwa. Całe szkolenie zakończył w połowie września. Do czasu, aż reszta zakończy przemiany miał wolne. Wykorzystał ten czas, by nauczyć się więcej o swoim żywiole. Umiał, m.in. znikać i pojawiać się w strumieniu wody. Był to rodzaj teleportacji, ale nie wymagał tyle energii, jedynie umiejętności skupienie. Był bezszelestny, dużo przyjemniejszy od teleportacji wampirzej, no i nie podlegał żadnym blokadom. Kiedy tylko to opanował, każdą wolną chwilę spędzał z Gabriele. Jej żywiołem była ziemia. Aby stwarzać pozory pracowała jako niania. Normalnie mieszkała ona w Edynburgu,więc ustalili, że będą widywali się właśnie tam, w Hogsmeade albo na polance w Zakazanym Lesie (oczywiście ustalili, której).
Pablo, Michael i Cathy obudzili się tego samego dnia, 19 września. Szybko doszli do siebie i 23 miała odbyć się ich inicjacja i ogłoszenie Velkana Mistrzem. Po uroczystości wyprawiano bal dla rodzin i zaproszonych gości. Właśnie tego dnia całą czwórką siedzieli w pokoju Pabla, ubrani w czarne szaty ze srebrnym smokiem na plecach. Mięli przy sobie tylko różdżki i miecze. Pablo zamiast niego miał łuk, a Catherina dodatkowo sztylet przy nodze. Z nich wszystkich najbardziej denerwował się Velkan, choć nie dawał tego po sobie poznać. Trzeba mu było przyznać: aktorstwo wychodziło mu najlepiej. Zabrakło im tematów do rozmowy, więc siedzieli w ciszy. W końcu do komnaty weszła Gabriele.
-Chodźcie, inicjacja odbędzie się na powietrzu, bo zaraz po niej mianujemy Velkana- chłopak przełknął ślinę.
-Damy radę- mruknął Michael i jako pierwszy skierował swoje kroki w kierunku wyjścia z zamku.
-Trzymaj się- szepnęła Gabriele do swojego chłopaka i uścisnęła jego rękę. Okazało się, że na inicjację przyszło prawie całe Necronopolis. Wszyscy byli ciekawi, kim ma być ich nowy władca. Czwórka nowicjuszy miała na głowach kaptury. Zgodnie z obyczajem Rada Najwyższych najpierw odczytała akt wprowadzenia. W tym czasie Velkan zaczął rozglądać się po zebranych. Zauważył Christine wraz z ojcem. Modlił się w duchu, by nie byli oni zaproszeni na bal. W końcu jego uwagę przykuły słowa Anny.
-...a teraz ustawcie się wkole, plecami do siebie i połóżcie prawe ręce na sercach- cała czwórka posłusznie wykonała polecenia. Później rada również utworzyła wokół nich koło.Wyciągnęli przed siebie ręce i zaczęli szeptać jakieś formuły. Z tego co zorientował się Velkan chyba po łacinie i w języku elfów. Rozumiał prawie wszystko. Była to klątwa, która mówiła o dość nieprzyjemnych skutkach zdrady rasy. Pod koniec młodzi zaczęli lekko unosić się nad ziemię i kręcić w lewą stronę. Po chwili rozbłyśli jasnym światłem i opadli na ziemię. Chociaż nie wszyscy, bo Harry wciąż unosił się ponad pomostem kręcąc się coraz szybciej. Po kilkudziesięciu sekundach miał tego serdecznie dość. Wtedy poczuł kujący ból w sercu i poczuł się strasznie dziwnie. Przybierał swoją ostatnią postać. Słyszał strzępy tekstu, jaki wymawiali jego nauczyciele. Mówił on o przybyciu następcy władcy, który będzie bronił honoru magicznych ras. Następnie była fragment o przyjęciu brzemienia i w tym momencie poczuł strasznie nieprzyjemne uczucie,jakby jego prawą łopatę ktoś zamroził. Dreszcz przeszedł mu po plecach, ale za chwilę wszystko ustało. Opadł zgrabnie na ziemię w ostatnie chwili uginając kolana, choć strasznie kręciło mu się w głowie. Szybko powrócił do zwykłej postaci i wyprostował się.
-Pokłon dla nowego Mistrza,dziedzica Abaddona!- Krzyknęła Victoria i wszyscy obecni na uroczystości przyklęknęli na jedno kolano. Velkan czuł się strasznie głupio, ale Vincent uprzedził go, że w tej sytuacji powinien skinąć lekko głową. Tak też zrobił. Po chwili wszyscy powstali, a Gabriele wyprowadziła młodzież.
-Nie było tak źle, ale zaczęło nami kręcić to myślałem, że puszczę pawia- powiedział Michael, kiedy znaleźli się już w komnacie.
-Muszę coś sprawdzić-mruknął Velkan przypominając sobie o dziwnym uczuciu. Ściągnął szatę (Gabriele serce podskoczyło do gardła) i w samych spodniach stanął przed wysokim lustrem odwracając się tyłem.
-Stary! Co ty masz na plecach?- Zdziwiła się Catherina. Rzeczywiście, na prawej łopatce miał ok. piętnasto centymetrowy tatuaż przedstawiający głowę lwa a nad nią dwie skrzydlate postaci: elfkę i wampira*. Zrobiony był czarnym tuszem i wyglądał imponująco.
-Nie podejrzewałam, że pojawi się znak- powiedziała Gabriele opanowując się na tyle, by móc spokojnie mówić. W końcu jej chłopak miał świetnie wyrzeźbione ciało.
-Czyli kolejna rzecz,która mnie wyróżnia- stwierdził chłopak, ale zaraz się uśmiechnął- Co nie zmienia faktu, że wygląda świetnie.
-Ok., ubieraj się, bo Gabriele zaraz wykorkuje- mruknął Pablo, ale zaraz dostał poduszką w głowę- No co!?- Oburzył się- A nie?
-Ty się lepiej zamknij,jak masz tak gadać- mruknęła lekko speszona dziewczyna- Przebierzcie się i idziemy na bankiet- sama machnęła ręką i czarna szata zmieniła się w długą,zwiewną, białą sukienkę bez ramion. Młodzi „odmieńcy" poszli w jej ślady i po chwili gotowy udali się w stronę sali przygotowanej na tą uroczystość. Velkan trzymał Gabriele pod rękę, ponieważ spodziewali się spotkać Christinę i jej ojca. Niestety nie pomylili się. Sala była piękna, w kącie grała mały zespół.Część ludzi tańczyła, a część prowadziła ożywione (i mniej ożywione) dyskusje.
-O, Velkan, już jesteś-uśmiechnęła się Anna stojąc obok Nicholasa Luft- Panowie się już znacie.
-Tak- Velkan przywołał na twarz najbardziej wymuszony uśmiech, na jaki mógł się zdobyć- Pamięta pan moją narzeczoną, Gabriele?- Zrobił nacisk na przed ostatnie słowo.
-Owszem, tak pięknych kobiet się nie zapomina- powiedział elegancko starszy pan, całując dziewczynę w rękę- Od dawna się znacie?
-Wystarczająco- mruknął Velkan. Dyskretnie się rozejrzał, ale nie zauważył przyjaciół. Jedyną znajomą osobą w okolicy był Vincent- Pan wybaczy, ale...sam pan rozumie.
-Porozmawiamy innym razem- powiedział mężczyzna i odwrócił się w stronę Anny, a młodzi podeszli do Vincenta.
-Błagam, sprawiaj wrażenie, że prowadzimy ciekawą rozmowę- jękną Valerious ostrzeżony przez dziewczynę, że w ich stronę zdąża Christine. Valium był na szczęście inteligentny, więc natychmiast rzucił temat.
-A co sądzisz o odnowieniu naszej starej siedziby?
-Starej siedziby? Czy ja o czymś nie wiem?- Zdziwił się Velkan udając ogromne zainteresowanie, choć w rzeczywistości wiele na ten temat czytał.
-Wiesz, zanim przenieśliśmy się do Necronomiconu ziemskie rasy magiczne mieszkały, i część nadal mieszka, w podziemnym mieście, Inferopidum- wtrąciła się Gabriele.Podeszła do nich Christine z Margaritą w dłoni- Znajduje się ono w podziemiach Watykanu.
-Naprawdę?- Zdziwił się chłopak- Tuż pod stolicą kościoła katolickiego, opłacającego największą ilość łowców?
-Dokładnie- powiedział Vincent- Pod latarnią najciemniej.
-Rzeczywiście. Cóż za ironia, nieprawdaż?- Wtrąciła się Luft w zalotnym błyskiem w oku.
-Możliwe- powiedział Velkan raczej chłodno- O, Michael...przepraszamy- zauważył przyjaciela i szybko oddalił się trzymając Gabriele za rękę- Jeśli to tak ma wyglądać to możemy już iść i lepiej spożytkować ten czas- szepnął jej na ucho.
-Marzenie- mruknęła ta,ale i tak się uśmiechnęła.
-Co wy tam sobie szepczecie?- Zapytał Michael.
-A...nic takiego-powiedział Velkan- Szukamy sposobu, jak uwolnić się od natrętnej fanki- dodał teatralnym szeptem.
-To masz pecha, bo natrętna fanka właśnie świdruje cię wzrokiem- zaśmiał się chłopak- Gabriele,czy zaszczycisz mnie tańcem?
-Nie zrobicie mi tego-jęknął Velkan, ale narzeczona tylko cmoknęła go w policzek i wzięła rękę blondyna- Pięknie- mruknął chłopak do siebie i wziął kieliszek szampana, który opróżnił jednym łykiem.
-Zatańczymy?- Podeszła do niego Christine.
-Oczywiście- powiedział Mistrz, choć tak naprawdę nie miał na to ochoty. Jednak jako dżentelmen nie miał prawa odmówić. Ruszyli w stronę parkietu, kiedy orkiestra zaczęła grać jakąś smętną melodię.
-„Pięknie"- pomyślał Velkan- „Wolniej się nie da?"- Kołysał się z rudowłosą w ramionach. Ta wyglądała na zachwyconą i już po chwili dosłownie leżała na jego torsie. Gabriele, która tańczyła nieopodal miała niezły ubaw z miny swojego ukochanego. Po kilku minutach piosenka się skończyła i wiele wielu mężczyzn zmieniło partnerki. Tak też było z Velkanem, który z wzrokiem „Jak odmówisz to cię zabiję" zapytał Michaela, czy może odbić mu swoją dziewczynę. Wampir tylko skinął głową i podszedł do niezbyt zadowolonej Christine.
-Musimy z nią porozmawiać- powiedział Mistrz- Ja tego dłużej nie wytrzymam.
-Spokojnie, zaraz poproszę ją na małą pogawędkę- uśmiechnęła Gabriele i tak otarła o chłopaka, by ten poczuł różdżkę umieszczoną na jej łydce.
-To przyjdę za pięć minut na polanę- cmoknął ją w usta i oddalił się w stronę Victorii.
-Czyżby coś się szykowało?- Zapytała ta natychmiast, kiedy zauważyła błysk w oku byłego ucznia.
-Jakbyś zgadła. Gabriele będzie rozmawiać z Christine- uśmiechnął się chłopak.
-Uuu...wiesz, czym to się może skończyć?
-Jednym wampirem mniej-zażartował chłopak, ale w głębi duszy poczuł, że to rzeczywiście może być niebezpieczne- Idziemy?
-Bezwzględnie-powiedziała Victoria i złapała za rękę przechodzącego Vincenta- Idziesz z nami.
-Czyżby panie biły się o naszego Mistrza?- Zapytał kąśliwie.
-Skąd wiesz?- Zdziwił się Velkan bezszelestnie idąc korytarzem.
-Widziałem jak obie wychodzą z niezbyt zachęcającymi minami- powiedział. Było już ciemno, ale cała trójka widziała doskonale. W miarę jak przybliżali się w stronę polanki widzieli coraz wyraźniejsze błyski. Okazało się, że wymiana zdań nie wystarczyła i dziewczyny posunęły się do użycia zaklęć. Velkanowi z jednej strony pochlebiało, że biją się o niego dwie piękne kobiety, z drugiej jednak martwił się o ukochaną. Chciał się wtrącić, ale Gabriele krzyknęła.
-Zostaw ją mnie! Niech wie, kogo wybrała na przeciwnika!
-Oczywiście!- Odkrzyknęła Christine- Podstarzałą pół elfkę!- Pozostało im tylko czekać. Kiedy po pięciu minutach nie było zwyciężczyni, dziewczyny przywołały miecze. Tego było dla Velkana za wiele. Sam przywołał Morsusa i skrzyżował go z dwoma pozostałymi.
-Wystarczy- powiedział ostro- Christine, daj sobie spokój. Nie kocham cię i nigdy nie pokocham, więc tracisz tylko czas- był szczery aż do bólu. Dziewczyna posłała im pełne wyższości, upokorzenia i wściekłości spojrzenie, mruknęła coś o niewartych zachodu robakach i zniknęła bezszelestnie.
-Dlaczego się wtrąciłeś?-Zapytała z wyrzutem Gabriele- Chciałam dokopać tej małolacie.
-Martwiłem się, że możesz jej coś zrobić...- kobieta, gdy to usłyszała chciała odejść, ale narzeczony złapał ją za rękę-...i mogłabyś mieć kłopoty. Przecież wiesz, że cię kocham i nie pozwolę, żeby jakaś nimfomanka zabrała mi szczęście- Vincent i Victoria postanowili się wycofać.
-Obiecaj, że nigdy mnie nie zostawisz- szepnęła dziewczyna.
-Obiecuję- przytulił ją mocno.Czuł jej bijące serce i uspokajający się oddech. Odsunął ją od siebie i spojrzał w jej oczy. Były takie piękne. Ufne i kochające. Nie mógł się powstrzymać, żeby jej nie pocałować. Widać było, że naprawdę się kochają.
-Nie wiem, jak wytrzymam bez ciebie w Hogwarcie- szepnął chłopak.
-„Może nie będziesz musiał"- pomyślała dziewczyna, ale nic nie powiedziała, ponownie zatapiając się w jego ustach.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro